...za kółkiem
Lubię kobiety. Uwielbiam wiele kobiet. Podziwiam wiele z nich. Jest niestety taki gatunek kobiet, które powinno się wyskrobywać przed poczęciem.
Korpozdzira ma samochód za duży jak na jej posturę. To musi się z czegoś brać. Usprawiedliwieniem jest zapewne bezpieczeństwo, ale bardziej chodzi o odizolowanie się i nabranie charakteru czołgu. Bo korpozdzira jak czołg pcha się przez życie i tak też się zachowuje na ulicy. Mąż korpozdziry jeździ czymś mniej przesadnym. Zasadniczo korpozdzira kupiła ten duży samochód mężowi, ale od razu z zamiarem przejęcia go. Umówmy się, mąż korpozdziry nie ma wiele do gadania w korpozdzirowym stadle. Nie po to wzięła sobie męża, żeby mu się podporządkować. To on jest dodatkiem, choć najczęściej nie zdaje sobie z tego sprawy - do czasu gdy odejdzie, a ona zostanie w przepastnym aucie.
Korpozdzira ceni sobie samochodowe gadżety i nie chodzi tylko o podgrzewany fotel dla jej kościstego dupska. Ważne są również lusterka: lusterko wsteczne i lusterko w klapce przysłaniającej słońce. Jedno i drugiego służy do tego, by korpozdzira mogła sprawdzić, czy dwie tony pudru, jaki sobie nałożyła nadal się trzymają jej paskudnej z natury gęby. Lusterek bocznych nie uznaje. Istnieje tylko cel widoczny za przednią szybą. Zdarzenia poboczne, a już tym bardziej znajdujący się tam ludzie są nieistotni. Dobijający się z boku o zainteresowanie mogą liczyć najwyżej na wzgardliwe drgnienie górnej wargi korpozdziry.
Także korpozdzira nie wpuści cię na pas, którym podąża. Dla niej nie istniejesz.
Skąd tyle wiem o korpozdzirach? Codziennie koło nich jeżdżę. I widzę. Brrrr.