środa, 1 maja 2013

HIV contra nie-HIV

Co nas nie zabije... 

Wśród wiadomości ze świata znalazłem notkę o potencjalnym sukcesie duńskich naukowców. Wynaleźli lek całkowicie usuwający wirus HIV z organizmu osoby zarażonej, a do tego tani. Prowadzone są własnie testy na 15 ochotnikach. Sposobu działania leku nie opiszę, bo nie zrozumiałem. Tekst sugerował, że zakończenie walki z pandemią HIV to kwestia miesięcy.
Obecnie stosowane metody leczenia HIV są skuteczne - w każdym razie jeśli nie jest to etap AIDS. Osoba zarażona żyje, przyjmując codziennie jedną, dwie tabletki. Sama choroba nie różni się wiele od innych chorób przewlekłych, jak choćby nadciśnienie, czy cukrzyca. Oczywiście o ile nadciśnienie i cukrzyca są bardzo powszechne i mogą nawet być tematem towarzyskiej rozmowy na korytarzu w pracy, o tyle zakażenie HIV jest stygmatyzujące. Możliwe, że nowy lek to zmieni i HIV stanie się zwykłą przypadłością weneryczną. Nadal oczywiście wstydliwą.
HIV zebrał w świecie współczesnym straszliwe żniwo, jednak chyba nadal nie umywa się do kiły (czyli syfilisu), która dziesiątkowała ludzkość przez wieki. Nie wspominając o takich chorobach, jak grużlica, czarna ospa, czy zwykła grypa.

I wszystko fajnie. Jest szansa na wyeliminowanie jednego z zagrożeń ludzkości. Jednak dokładnie w tym samym tygodniu, gdy znalazłem informacje o testach nowego leku na HIV, znalazły się wiadomości o nowych zagrożeniach: do tego całkowicie egalitarnych. Praktycznie każdy jest obecnie zagrożony śmiercią niezależnie od płci, orientacji seksualnej, o wyznaniu nie wspominając.

Szał stosowania antybiotyków spowodował, że wiele drobnoustrojów uodporniło się na stosowane leki.

Banalna Escherichia coli, czyli E. coli, a po polsku pałeczka okrężnicy - zapewne z racji występowania akurat w tej części ludzkiego organizmu - jest wszędzie. Gdzieś czytałem, że pomijając ludzką dupę, nie jest jej najwięcej w naszym otoczeniu w miejscu powiązanym, czyli na desce klozetowej. Więcej jest jej na desce do krojenia, o zwykłej myjce w zlewie nie wspominając. Szczęśliwie jeśli są to nasze pałeczki okrężnicy, to nie są dla nas groźne. Gorzej jeśli np. w drodze pieszczot analnych przyjmiemy pałeczki cudze, a do tego lekooporne.

Jak jednak doczytałem, najgorszym z możliwych miejsc na zakażenie się jakimś banalnym, ale lekoopornym drobnoustrojem, są szpitale. Artykuł sugerował, że służba zdrowia w ogóle sobie z tym nie radzi i każdy pacjent i odwiedzający może się stać potencjalną ofiarą.

Co za czasy!

2 komentarze:

  1. Głupi tytuł głupiego dziennikarza z The Telegraph. Zapytał się mądrzejszego od siebie i jest w tekście jak wół, że lek to może za 5 lat. Jak się wczytać dokładniej w szczegóły badania to jest to bardzo duże "może". Za wcześnie na otwieranie szampana.

    OdpowiedzUsuń
  2. Anonimowy: To ja pewno czytałem szóstą wodę po kisielu. Sugestia szybkiego zakończenia walki z HIV też mi się wydała niewiarygodna.

    OdpowiedzUsuń

W polu "Komentarz jako" wybierz "Nazwa/adres URL" i podaj swój pseudonim w polu "Nazwa".

Nie wybieraj "Anonimowy", żeby nie być anonimowym właśnie ;)