piątek, 25 czerwca 2010

Wybory prezydenckie 2010 by Metka Boska

Metki Boskiej resume:

Dlaczego nie poprę Komorowskiego?

Na zakończenie chcę jeszcze dodać, że oczywiście z punktu widzenia czysto partykularnego interesu SLD, wygrana Komorowskiego jest lepszym rozwiązaniem. Komorowskiego łatwo będzie atakować, bo będzie on żenujący i nieudolny, a przy tym (inaczej niż Kaczyński) otwarcie bezideowy. PO skupi w ręku pełnię władzy i straci napęd polityczny (zabraknie celu, jakim dotąd była walka z twin-trolls). PO nie będzie mogła przerzucić na nikogo odpowiedzialności za swoje głupie i inercyjne rządy. Ludzie zniechęcą się do PO i szukać poczną alternatywy. Tylko niewielka część z nich poprzez PiS, bo w nim straszyć nadal będzie Kaczyński, a poza tym PiS nie jest dobrą alternatywą dla większości wyborców PO (ci bowiem jako "second choice" najczęściej wskazują SLD). Wygrana Komorowskiego dałaby więc SLD dodatkowy napęd w walce o pozbycie się z Polski chociaż na jakiś czas rządów prawicy. Wygrana zaś Kaczyńskiego będzie gorsza dla SLD, bo przeciwko temu prezydentowi skonsoliduje się elektorat PO. Media nadal będą uprawiać manipulację, wmawiając nam, że wybór jest między prawicą skrajną i prawicą trochę mniej skrajną. SLD trudniej będzie walczyć o wygraną w przyszłorocznych wyborach. Ludzie mając do wyboru dwóch młodych liderów, czyli Tuska (rocznik 1957!) i Napieralskiego (rocznik 1976), wybiorą tego pewniejszego, jakim jawić się będzie Tusk - nieszczęsny premier, który podobno wiele by zrobił, ale nie może, bo blokuje go ciągle jakiś Kaczyński, a przecież intelekt Tuska nie jest tak wielki, żeby stworzyć koalicję zdolną do odparcia prezydenckiego weta. 
 
Podsumowując - namawiam do skreślania obu kandydatów. Nauczmy polityków, że to my stawiamy warunki, a nie oni.
 
Pewnie niektórzy znów zarzucą mi romantyzm. Otóż zapewniam, że to polityczna kalkulacja. Każe mi ona pamiętać, że lewicowy wyborca nie ma żadnego powodu, aby swoim głosem legitymizować olewającego go prawicowego polityka (be it Kaczyński or Komorowski). A że z Kaczyńskim będzie kataklizm? No cóż, bukszpan w moim ogrodzie wydaje się dość odporny na wyniki wyborów prezydenckich.

Uff… Teraz jesteśmy oświeceni i wiemy wszystko. No, prawie wszystko ;)

Bastien Siepielski - rugby, Budowlani Łódź

Do Łodzi zawitało niezłe ciacho. Bastien Siepielski jest z pochodzenia Polakiem, ale po polsku nie mówi. Niestety jest żonaty. Miło popatrzeć na takiego trzydziestolatka i niestety jedynego przystojnego wśród łódzkich rugbystów. Mierzy 185 cm i waży bagatela 108 kg. Poniżej zdjęcie z kalendarza i filmik z sesji zdjęciowej.
 Zdjęcie z http://lh3.ggpht.com

Podchody i impreza w sobotę odwołane

Już dziś miało być ładnie, a nie jest. Nawet jeśli jutro już wypięknieje pogodowo, to trawa i tak nie wyschnie. Do imprezy wszystko przygotowane, ale to nie straci swojej świeżości.

ODWOŁUJĘ JUTRZEJSZĄ IMPREZĘ

Proponuję nowy termin sobota, 24 lipca 2010. Też trochę kiepski, bo to z kolei sezon urlopowy, ale może się uda. Zapisy prowadzę od dziś.

czwartek, 24 czerwca 2010

Wybory prezydenckie 2010 by Metka Boska

Wynurzeń Metki Boskiej ciąg dalszy…

Dlaczego nie poprę Komorowskiego?

Skreślenie Komorowskiego (i Kaczyńskiego równocześnie) przez wielu Polaków nauczyłoby rządzącą Platformę, że musi liczyć się z ludźmi, odświeżać swoją ofertę i nie składać propozycji marnych i nieświeżych, a za taką uważam kandydaturę Komorowskiego - żenującego, wąsatego, niezgrabnego, słowiańskiego macho, który "całuje rączki pięknych Pań" (zlizując z palców pierścionki).
 
Wtedy pewnie wygra Kaczyński. No cóż, dobrze tak Polakom. Jakie będą tego skutki? Polska nadal będzie izolowana w stosunkach międzynarodowych, ale też i z Komorowskim nie można się spodziewać, że nagle staniemy się liczącym się graczem.
 
Tak więc Kaczyński będzie tylko kolejnym śmiesznym i nadętym polaczkiem, którym obdarzymy światowe stosunki dyplomatyczne. Świat nie zauważy różnicy, bo już coś podobnego z Polski przyjeżdżało. Komorowski nie byłby lepszy, a jedynie wyższy.
 
Wymiar prezydentury obu panów byłby równie mikry. Obaj są tylko qui pro quo. Komorowski zamiast faktycznego decydenta, Kaczyński zamiast zmarłego brata, który był równie koszmarny, ale za to ukwiecony efektowną śmiercią. Kaczyńskiego będzie ograniczać jego nienawistnictwo i fobie, Komorowskiego zaś sznurki, za które będzie pociągać Tusk oraz umysłowość, która powoduje, że gdyby prezydent Komorowski przemawiał pod żyrandolem, to ciekawszych spostrzeżeń oczekiwalibyśmy od tego ostatniego.
 
Komorowski miałby szanse wygrać. Musiałby jednak przekonać do siebie elektorat Napieralskiego i tych, którzy dotąd nie głosowali. Aby jednak to zrobić, nie wystarczy mówić, że nie jest się Kaczyńskim. Komorowski w gruncie rzeczy zlekceważył elektorat, stosując rodzaj politycznego rozboju: przystawił nam do głowy kaczyńskiego i wrzasnął "głosujcie na mnie, bo jak nie, to on będzie prezydentem!". Otóż nie uważam za właściwe uleganie rozbójnikom. Jeżeli Komorowski uważa, że jestem na tyle prymitywny, by ulec szantażowi i wybrać go tylko z tego powodu, że nie jest Kaczyńskim, to ma mnie za idiotę. Skreślając obu kandydatów, dałbym czytelny sygnał, że nie godzę się ani na IV Rzeszę, ani na polityczną tandetę, jaką jest kandydat PO.

A jak Metka Boska kończy swój wywód? O tym przekonamy się jutro…

Podchody i impreza u Teresy Animatorki

Wiem, że późno, ale chętnych zapraszam na małą imprezkę połączoną z podchodami w najbliższą sobotę, 26 czerwca o godzinie 19.
Impreza będzie plenerowa podwójnie. Odbędzie się nie w mieszkaniu, tylko w ogrodzie i zostanie poprzedzona podchodami. Pogoda ma być ładna, ale jeśli się skiepści imprezę przesunę na inny termin.

Chętnych proszę o zgłaszanie się tu na blogu, mailem, czy telefonicznie. Paru osób zdaje się nie będzie, np. Stara Gropa jest w Warszawie. Zapraszam tych, którzy już u mnie byli lub mają mój numer telefonu, zgadzam się na osoby towarzyszące. Chciałbym zebrać jakieś 12-16 osób. Proszę przekażcie tym z naszych znajomych, którzy na blog nie zaglądają lub robią to rzadko.

WAŻNE!!!! Proszę o punktualne przybycie, bo to warunek powodzenia imprezy.

Podchody
Organizuję te podchody, bo łączą się one z moimi planami na Jajeczko 2011. Muszę przetestować parę rzeczy. Podchody potrwają  godzinę. Polegać to będzie na tym, że uczestnicy losowo zostaną dobrani w pary. Losowo, bo jak zawsze chodzi mi o to, żeby ludzie się poznali. Nie przyjmuję protestów, że "ja z nim nie chcę", albo "ja tylko z moim misiem". Każda para dostanie mapkę i musi przejść wyznaczoną trasę. Po drodze będzie do wykonania parę zadań (np. poderwanie policjanta, pięciominutowy pocałunek przed kościołem Rz-K, itp.). Jak się wszyscy zejdą spojrzymy na czasy, dodamy karne minuty za niewykonane zadania i ogłosimy zwycięzców. A potem podepczemy trochę trawę i zobaczymy, co dalej.

Trunki weźcie takie jakie Wam pasują: piwo, wino, wódka (+popitka).

Ars Homo Erotica w Muzeum Narodowym

Grzechem zaniedbania byłoby nie odwiedzić tej wystawy w czasie wizyty w Warszawie. Bilet 17 kurwa złotych, ale szczęśliwie w soboty muzeum jest dostępne darmo. Wrażeń estetycznych ta wystawa mi nie dostarczyła. Nie znalazłem niczego nowego, czy intrygującego. O istnieniu elementów homoerotycznych w sztuce (także tej szeroko rozumianej, a nie tylko plastycznej) każdy wie.
Zebrano wszystko, czym muzeum dysponuje plus kilka zapożyczeń, co jakoś się z tematyką wystawy wiąże, konstruując prezentację wokół kilku wątków. Nie ma na wystawie niczego pornograficznego, czy wulgarnego. Wszystko jest bardzo subtelne. Żeby chociaż jeden rysunek Tom of Finland!
Niestety sztuki plastyczne w temacie homoerotyzmu nie są już w stanie nic powiedzieć, bo ta sztuka poszła już dużo dalej, by zainteresować widzów. Jedynie sztuka zaangażowana jest w stanie zaistnieć, ale to może być komentarz artysty, a niekoniecznie dzieło sztuki. I poza pracami z zamierzchłej przeszłości (szkice męskiego aktu Matejki z czasów jego studiów) reszta taki miała właśnie charakter. Karol Radziszewski coś tam werbalnie udowadniał gronu odwiedzających, ale było to równie nieprzekonujące, jak jego prace. Rafalala robiłby/robiłaby wrażenie jako eksponat na wystawie, a nie pseudo-celebryta/celebrytka przechadzający/przechadzająca się tu i tam.
Tylko dwie rzeczy zwróciły moją uwagę. Opisy do każdej grupy prac były moim zdaniem bezkompromisowe. Napisane zostały dla heteroseksualistów ślepych wcześniej na homoseksualną symbolikę w sposób zmuszający ich do zaakceptowania świata istniejącego obok, a dotąd niedostrzeganego. Spodobało mi się to. Największe wrażenie zrobiła na mnie praca Davida Černý'ego. Widziałem już jej zdjęcie wcześniej (patrz niżej). Jednak praca wywieszona na budynku Rady Unii Europejskiej jest mała. Eksponat w Muzeum Narodowym jest duży. Dzięki temu dostrzegłem detale wcześniej niezauważone. Na ziemi jest mnóstwo kartofli (te jasne punkty)! Bo to taki kraj, homoseksualni księża zażywają większej swobody, niż przeciętny kartofel.

środa, 23 czerwca 2010

Wybory prezydenckie 2010 by Metka Boska

Otwieram łamy bloga na felietonistów, jako pierwszy, nieoceniony, błyskotliwy, romantyczny, itd. i w ten deseń Metka Felietonistka.

Dlaczego nie poprę Komorowskiego?
  
Napieralski przegrał, ale wygrał. Zdobył 14% poparcia i okazało się, że od niedzielnego wieczoru jest w polskiej polityce tylko jedna pozytywna emocja - jest nią miłość do myszowatego chłopaka ze Szczecina, czyli Napieralskiego. Okazał się on z nagła mężem stanu, czynnikiem stabilizującym scenę polityczną, inicjatorem ważnych debat. Lubię Napieralskiego, ale nie kocham się w nim, jak to poczęli czynić dzieciorób i koszmarny troll. To ich nagłe uczucie nawet mnie zaskoczyło.
 
Powstaje zatem pytanie, jak głosować w drugiej turze? Mam to szczęście, że nie będę głosował, bo 4 lipca będę już na urlopie i zamiast pocić się na kartą do głosowania - będę popijał drinka z palemką i w towarzystwie Teresy. Drink zrekompensuje mi to towarzystwo.

Na prośbę Teresy przedstawiam jednak swój pogląd na II turę, bo w końcu to ja właśnie byłem Marianną, która powiodła lud na barykady, wieszcząc nagły przypływ lewicowych wartości w razie jego dobrego wyniku wyborczego. Słowa Marianny się sprawdziły, więc i przed drugą turą trochę poagituję.
 
Otóż namawiam do skreślania obu kandydatów.
 
Pisałem o tym kilkakrotnie, teraz powtórzę. Musimy polityków nauczyć, że to nie my jesteśmy dla nich, ale oni dla nas. Jeżeli nie dadzą nam dobrej oferty, to zrobimy im psikusa i skreślimy albo zgoła wybierzemy na prezydenta Krzysztofa Ibisza, aby głowa Polski wizualnie wydymała wargi równie mocno, jak my wszyscy to robimy w ramach pogardy i wyższości wobec innych społeczeństw niż polskie - Chytrus narodów.
 
Komorowski wpadł w dziwny trans. Najpierw ogłosił, że kocha Napieralskiego i z jego widokiem pod powiekami zasypia się i budzi. Potem zaś - zapewne pod wpływem Gazety Wyborczej, która uczy nas rzeczy mniej ważnych, jak przyzwoitość, oraz ważniejszych, jak to, ze nie pierdzi się przy stole – ogłosił, że niczego nie musi obiecywać, bo on już właściwie wszystko dla lewicy zrobił, bo zaproponował Belkę na Prezesa NBP. To dość zabawne myśleć, że Komorowski uszczęśliwił mnie osobiście dając stołek Profesorowi Belce, skądinąd zresztą najlepszemu prezesowi NBP, jakiego można było wymyślić (nic dziwnego - Belka jest wszak z lewicy). Belka jest podarunkiem dla rządzącej PO, bo dzięki niemu mamy pewność, że w końcu u sterów polskiej polityki pieniężnej stanął ktoś, kto ma o niej pojęcie. Belka wdzięcznie spełni funkcję grabarza złotówki i w końcu doprowadzi nas do EURO, dzięki czemu ja poniecham sprawdzania kursów walut 12 razy dziennie. Ale to nie jest podarunek dla mnie - lewicowca - w stopniu większym, niż np. dla Żary Kaczyńskiej, która niedawno zaciągnęła pierwszy w życiu kredyt (zapewne na drapak dla kota).

Te dziecinne fochy i fumy oraz niezrozumiałe pląsy Komorowskiego upewniają mnie, że nadaje się on na urząd prezydenta nie bardziej, niż kurwa na przeoryszę.

A dlaczego? O tym w drugim odcinku wynurzeń Metki Boskiej już jutro. Zapraszam.

SleezyScreenName w Łodzi

W dniu przyjazdu SSN do Łodzi, co Stara Gropa w podnieceniu zapowiadał już od wielu dni, by nie rzec tygodni, byłem w Warszawie. Żałuję, bo to tak jakoś nieładnie wybywać w dniu przyjazdu kogoś tak słynnego. Ale trudno, stało się.

Pierwsze spotkanie z SSN odbyłem w Ganimedesie. Okazał się całkiem sympatycznym chłopakiem o zwracającym uwagę sposobie wypowiadania "r". Duże wrażenie zrobił swoim śpiewaniem, a był całkiem nieprzygotowany, no chyba że lubi nucić "Johnny B" przy depilacji okolic intymnych. Nie jest osobą rozmowną, choć może warunki nie sprzyjały rozmowie. Kolejne spotkanie odbyło się na cmentarzu żydowskim, a potem na wspólnej pizzy. Okazało się, że SSN jest zodiakalnym Lwem. I to było widać. Jest skoncentrowany na sobie. Nie podejmuje wątków, odpowiada krótko, przerzuca swoje zainteresowanie nie skupiając się na żadnym rozmówcy. Rozdaje karty i chce błyszczeć, co robi z pewnym wdziękiem. Podobnie było kolejnego wieczoru w Fufu. Niestety Strzelec jakim jestem, ma się nijak do Lwa. Liczę na komentarze SSN, bo w nich wypowiada się jakoś sprawniej... nawet jeśli irytująco.

Zawitaj znowu, może będziesz już bardziej śmiały ;)

wtorek, 22 czerwca 2010

Przegląd

Przez parę dni nie pisałem, a trochę się uzbierało. W najbliższych dniach same nudy w notkach: o teatrze, o operze, o koncercie, o wystawach, o polityce i o spotkaniach towarzyskich. Jadę na wieś, tam, mam nadzieję, będzie dobra atmosfera, by popisać o tym, co się ostatnio działo. Zapraszam do lektury i komentowania (aż nie wiem, co bardziej interesujące ;).

sobota, 19 czerwca 2010

Cisza wyborcza

s. niedługo cieszył się swobodą komentowania bez moderowania na moim blogu. Niestety nie wiem, co komu do głowy może przyjść, więc do godziny 20:00 w niedzielę 20 czerwca komentarze są moderowane.

A po uwagach Starej Gropy i Sly'a moderowanie wyłączyłem. To taki wyraz mojego zaufania do Was ;)

środa, 16 czerwca 2010

Pocałunki

Po wiejsko-sielskich rozrywkach dostałem mocnego parcia na atrakcje miejskie. Dobrze wszyscy wiemy jakie one są w naszym pięknym mieście, ale zawsze coś. Umówiłem się ze Starą Gropą. Razem podążyliśmy na przystanek komunikacji jak najbardziej publicznej. Delikatnie mówiąc rzucaliśmy się w oczy. Ja na biało czarno, Stara Gropa na ropuszkę, w odcieniach zieleni, od jasnej po zgniłą, najbardziej pasującą mu do koloru oczu. Na przystanku nie byliśmy sami. Było też chłopię wieku słusznego, wyglądu nieprzeciętnego i takiegoż stroju. My zerkaliśmy na niego, on na nas... i niestety wsiadł do tramwaju, który całkiem nam nie pasował. Wciąż zastanawiamy się nad ogłoszeniem z cyklu "Widziałem Cię".

Podbudowani tym incydentem ruszyliśmy na podbój Ganimedesa. Stara Gropa zainteresował się osobnikiem ubranym na szafirowo. Usiadłem tak, by mógł wygodnie na niego zezować. Szybko się okazało, że Szafirowy tylko wygląda w miarę, bo reszta (gestykulacja, ton głosu) jakoś nas zniechęciły do jakiekolwiek próby zbliżenia. Niestety Szafirowy się nie zniechęcił. Uciekliśmy śpiewać. Ja jak zwykle wykonałem "Nine Million Bicycles" Katie Melua, tyle tylko, że totalnie beznadziejnie. Stara Gropa zaserwował zgromadzonym "Miłość Ci wszystko wybaczy" Hanki Ordonówny, choć "wybaczy" brzmiało w jego wykonaniu jak "wypaczy", co bardzo pasuje do jego przypadków miłosnych. Zazdrośnie przyznam, że dostał brawa, a ja w ogóle. Szafirowy był oczarowany, ale nie wiedzieć czemu mnie zaczął emablować. A że mam ładną koszulkę, a że okulary mam ładne, a że w ogóle cały ładny jestem - mówił. Znikąd pomocy. Zapytał, czy kolega [znaczy Stara Gropa] nie będzie miał nic przeciwko, że my "teges". Odpowiedziałem, że na pewno nie, ale oświeciło mnie... i rzuciłem się do głębokiego pocałunku ze Starą Gropą. Wiem, to obrzydliwe, i w żadnego księcia się nie zmienił, ale Szafirowy momentalnie się odczepił.

W Ganimedesie nic się nie działo, więc udaliśmy się do Fufu. Po drodze nażarliśmy się. W Fufu zmuszeni byliśmy zabawiać się we własnym towarzystwie, ale dotarł oczekiwany Viola [jeszcze go na blogu nie było]. Okazało się, że jest już wolny. Prawie rok temu dałbym się za niego pokroić, ale nie zwracał na mnie większej uwagi. Stara Gropa ostrzy sobie na niego dziąsła, ale nie wiedzieć po co, mnie zareklamował. A ja tymczasem zrobiłem się dużo bardziej wymagający. No cóż, nie zgrało się.

Wybory prezydenckie 2010

Przedrukowany tekst Metki Boskiej przyciągnął mi nieoczekiwanych reklamodawców. Swoje spoty prezentują Korwin-Mikke i Komorowski. Też sobie miejsce wybrali! ;) Klikajcie, ale bądźcie krytyczni do tego, co usłyszycie.

wtorek, 15 czerwca 2010

Komorowski, Napieralski, Kaczyński - wybory 2010

Metka Boska napisał tekst, który miałem zamieścić, ale szlag ów tekst trafił. Ale napisał u Starej Gropy, to przedrukowuję, choć usunąłem inwektywy pod adresem naszej wspólnej koleżanki.

Powiem tak: polityczna głupota jest niestety niezależna od mądrości w innych dziedzinach. Informuję Cię, [cenzura], że Komorowski jest tylko nieco wygładzoną, a przez to obłudniejszą, wersją Kaczyńskiego. Niestety, należysz do grona osób, które może i mają lewicowe czy centrolewicowe poglądy, ale po raz kolejny odmawiają oddania głosu na lewicę z powodów błahych, bo estetycznych. [cenzura].

Posłuchaj, [cenzura]. Głosowanie na Napieralskiego tylko dla osoby o ptasim móżdżku może być głosowaniem w celu wybrania go na prezydenta. Nie będzie on bowiem prezydentem, bo nie ma na to szans. Głosowanie na Napieralskiego jest natomiast głosowaniem na polityka, który otwarcie (choć może i nieszczerze) popiera żądania emancypacyjne mniejszości seksualnych oraz publicznie deklaruje się od niedawna jako (jedyny w tych wyborach) ateista. Wolę takie nieszczerości, niż np. nieszczerość Kaczyńskiego w niechęci do mniejszości seksualnych, których w istocie rzeczy nie ma on powodu nie lubić. Jest to więc manifestacja istnienia elektoratu lewicowego, racjonalnego i laickiego. Głos na Napieralskiego ma pokazać, że istniejemy i że trzeba się z nami liczyć, bo jest nas X% w tym społeczeństwie. To głosowanie na zasadzie “Komorowski, licz się z nami, bo to nam zawdzięczasz wybór”.
Od lat znoszę Twoje [cenzura] zachowania polityczne i manifestacje politycznej [cenzura] niedojrzałości, na poziomie infantylnej dwunastolatki po pierwszej miesiączce. I staram się publicznie nie odzywać w tej sprawie. Ale teraz mam już dość. Zrozum, [cenzura], że oddając głos na Komorowskiego (i każdego kandydata poza Napieralskim) legitymizujesz wypowiedzi i stanowiska polityczne w stylu “są też ateiści, mniejszości i lewicowcy, ale to tylko nieszkodliwy margines, bo zdrowy trzon społeczeństwa ma generalnie inne od nich zdanie, czego dowodem jest popularność prawicy (prawicy, tępaku!)”.
Zdania pewnie nie zmienisz, bo jesteś jedyną osobą, której słuchasz, z onanistycznym uwielbieniem zresztą. Piszę to więc bardziej do Twoich czytelników, żeby czasem nie wpadli na pomysł, że głosowanie na tego patologicznego, tępego, pewnego siebie i dewocyjnego słowiańskiego macho z prawicy, jakim jest Komorowski, to dobry wybór. To jest kurwa wybór na poziomie zaspanej biedronki po udarze mózgu, chyba że ktoś rzeczywiście jest katotalibem i fanatykiem nacjonalistycznym.

A jeśli wygra Kaczyński? No to będzie w stanie zrobić równie niewiele, co jego brat, bo taka jest rola prezydenta w ustroju konstytucyjnym RP. Będzie zaś wtedy zabawnie, PO nie będzie miała całej władzy dla siebie (będzie się więc musiała nadal umizgiwać do lewicowego elektoratu), a Polakom Kaczyński pokaże, dlaczego nie warto było na niego głosować. To miłe oglądać, jak Polacy żałują swoich wyborów. Głupota musi zostać ukarana, a to oznacza, że Polacy winni być karani nieustająco.

Jeśli Komorowski wygra, a Ty na niego zagłosujesz, nie omieszkam wyśmiewać Cię publicznie przy każdej okazji, a będzie ich wiele. Te okazje, to będą wydarzenia takie, jak publiczne potępienia Komorowskiego dla tych wstrętnych pedałów, tańce godowe, jakie będzie on prezentował wokół kleru katolickiego, nieustające niezręczności tego stuprocentowego Polaka, żenujące deklaracje polityczne podyktowane nacjonalizmem, którym ów wąsaty polaczyna jest podszyty dość grubo, jak również jego nieustające pląsy wokół skrajnego, prawicowego elektoratu, który będzie Komorowski usiłował kupić Platformie. Ty zaś [cenzura] będziesz tego wpisu na blogu żałować, co mnie ucieszy niepomiernie.

W oczekiwaniu na te niechybne radości, cieszę się już dziś i oblizuję z ukontentowania. Oto stałaś się, cooleżanko, matką chrzestną politycznych tryumfów prawicy i ostatecznego zniknięcia lewicy ze sceny politycznej. Nadaję Ci więc imię Jaszczomb.

"Contact" wariacje baletowe, Teatr nie-wielki raz jeszcze

Pojawił się nowy komentarz do notki "'Contact' wariacje baletowe, Teatr nie-wielki" napisany przez Anonimowego o treści:
Agatę Jędrzejewska opłacono i całe Stany opłacono też, bo tam Contact był przebojem Broadwayu, zdobył masę nagród i ludzie go kochali. A jakoże widziałam wersję i Amerykańska i Łódzką, to uważam, że łódzka była zatańczona lepiej.
PS z Twoich spół wynika, że uważasz się za inteligenta. Elita kraju Skrabie nie używa jednak takich słów.
A trzecia część była zaj... (ja nie uwazam sie za elitę, wiec moge przeklinać ).
Tak czy inaczej pozdrawiam.
Zgadzam się, opłacenie Agaty Jędrzejewskiej i całych Stanów musiało być konieczne, żeby ktokolwiek cokolwiek dobrego o tym przedstawieniu napisał. Nie wiem za co ludzie kochali ten spektakl, ale zdecydowanie źle ulokowali uczucia. Bywa.

Moje "spół" (cokolwiek to jest) są tylko wyrazem wielkich emocji jakich doświadczyłem oglądając tego gniota. Poza tym jestem totalnym, niedouczonym idiotą, tyle tylko, że nie jestem ani ślepy, ani głuchy. Tak, słyszałem, że trzecia część była "zaj..." i nie bójmy się tego słowa: "zajebista", niestety ja nie jestem masochistą, żeby przetrwać pierwsze dwie.

Również pozdrawiam.

czwartek, 10 czerwca 2010

Błogostan

Świat żyje jakimiś swoimi sprawami, w tym siajowym (łódzkie określenie) teledyskiem Lady Gaga, a ja nago na ogrodowej huśtawce, z psem do głaskania, pod bujną gruszą, z laptopem na łonie. Niezałatwione sprawy, a parę ich jest wydają się odległe i nieistotne. Wokół mnie feeria barw, zapachów i naturalnych dźwięków. Mieszczuch ze mnie, ale kiedy robi się gorąco wolę z miasta uciec. Przygarnął mnie Jakiś na swoich włościach.

Co takiego interesującego może się tu dziać, pewno spytacie. Rzeczywiście nie dzieje się nic. Co nie znaczy, że nie ma żadnych atrakcji. Wymienię kilka: koszenie trawnika traktorem, epatowanie miejskimi, lanserskimi strojami w małych miasteczkach, grill, alkoholizowanie się bez kaca, no i doborowe towarzystwo Jakisia i innych. Proste życie, proste sprawy, piękne okoliczności. Wrócę promieniejący.

Wszystkim skazanym na miasto życzę udanego weekendu... poza nim.

poniedziałek, 7 czerwca 2010

Manufaktura, Narraganset i dacza

W sobotę spotkałem się ze Starą Gropą w Manufakturze, gdzie w ramach odchudzania ciągle jadł. Przy okazji popatrzyliśmy na koszykarzy, którzy w tym sezonie będą chyba tłumnie dostępni na rynku Manufaktury. Niestety urodą nie powalali.

Potem posiedzieliśmy w knajpce i dokonywaliśmy przeglądu idących do i z Manufaktury. Niestety również bez zaskoczeń.

Pouzgadniałem z Metką Boską wypad do Narraganset. Nawet rozesłałem trochę smsów. Zjawili się Stara Gropa, Metka Boska, Gwiazda, Raand i Ego oraz parę osób na blogu nie występujących. Spędziłem czas wzdychając do Przytulaka Drugiego (wymienionego kiedyś tutaj), całkiem bez wzajemności. Ludzi ciut mało, zapewne z powodu długiego weekendu, ale jakoś się wypełniło. Wytańczyłem się, popiłem i nawet o dziwo nie musiałem Starej Gropy wyciągać do domu, sam się zdeklarował - wcale się nie dziwię, sądząc po towarzystwie, jakie sobie naraił.

W niedzielę szkoda mi było pogody, więc na siłę wprosiłem się na daczę do Ciastka i Ja-Kuba, gdzie Ego i Raand również gościli. Matka Ciastka miała niepowtarzalna okazję zetknąć się z ciotowską nawałą i muszę przyznać Ciastko dobrze ją wychował. Na siłę się wprosiłem, bo cooleżankom nie przyszło do głowy, że mogę mieć ochotę na rustykalne rozrywki. Słońce było straszne. Ale ja jeden miałem kremy do opalania. Czyście dziewczyny oszalały z tym opalaniem?! Przecież to nie chodzi o to, żeby zacząć skwierczeć! Skórę trzeba chronić, bo ma wystarczyć na dosyć długi czas! Szczęśliwie ulegli mojemu autorytetowi i przynajmniej niektórzy trochę się posmarowali. A potem pedałowali do domu, a ja rozkoszowałem się klimatyzacją w Toytoyu.

niedziela, 6 czerwca 2010

Licheń - bazylika obłudy

Nie pisałbym tej notki, gdyby nie to, co podesłał Quidnunc w komentarzu do poprzedniej notki o Licheniu. Niestety nie oglądam telewizji, ale nawet oglądający różne kanały mogli tego nie wyłapać. Oto inna twarz licheńskiej bazyliki...
Rzuciłem rzeczą oczywistą "bazując na iluzji, czczych obietnicach i zwyczajnym kłamstwie"... i nie myliłem się.



Jakoś tak przy okazji trafiłem na inne materiały z programu "Interwencja" na Polsacie. Gwoli umocnienia świadomości, że "tkwimy w prawdzie" - niestety - a najbardziej poruszył mnie ten tłum katolików jakże zachęcająco krzyczący "Won" - obejrzyjcie w wolnej chwili.



Jest też coś o nas i "odżegnującym się" Kościele Rzymsko-Katolickim.



A także o uciekinierach z powodu orientacji seksualnej. Tu najbardziej zszokowały mnie słowa "Polska nas nie kocha, my nie kochamy Polski. Za tę krzywdę, którą nam wyrządziła. (...) szczerze mówiąc jest mi wstyd, że ktoś mi powie, że jestem Polakiem".

sobota, 5 czerwca 2010

Licheń

W bożocielny dzień 3 czerwca roku pańskiego 2010 wraz z Jakisiem, Metką Boską i Gwiazdą w pokucie za niezawinione grzechy udaliśmy się do Lichenia. Nasz dobry Pan Bóg nie ułatwiał nam tego bożego dzieła.
Śmiało podążyliśmy do wjazdu na autostradę w Emilii, gdzie okazało się, że wjazd jest nieczynny. Metka Boska nawtykał telefonicznie odpowiednim służbom. W Koninie po drodze krajowej spory tłumek szedł za jakąś drag queen słaniającą się pod ciężarem pozłacanego kielicha. Spróbowaliśmy to jakoś objechać, ale nie udało się. Metka Boska postawił na baczność cała policję w regionie. Właściwie to dziwne, że nas nie aresztowali za zakłócanie spokoju.

Gwiazda i Jakiś już Licheń widzieli. Dla mnie i Metki było to przeżycie mistyczne. Kto nie był tam nie wyobrazi sobie ile szkół i szpitali można by wybudować za to, co tam wyrosło. Pojedźcie i zobaczcie ile można zdziałać bazując na iluzji, czczych obietnicach i zwyczajnym kłamstwie.

Filmik choć częściowo oddaje, co zobaczyliśmy. Obejrzyjcie na pełnym ekranie.

piątek, 4 czerwca 2010

Ewan McGregor

Ewan widzę spodobał się wszystkim i rozpalił zmysły. Niestety Maganuna miałby z nim chyba więcej szczęścia niż my, ale... Metka Boska wynalazła jedną przygodę aktora. Tekst przetłumaczony z contactmusic.com  I korekta, Ewan nie ma jeszcze czterdziestki, 31 marca tego roku obchodził 39 urodziny, urodził się w 1971 roku.

Niekończąca się scena seksu między McGregorem a Balem
Szkocki aktor Ewan McGregor nie zakończył odgrywania homoseksualnej sceny seksu z CHRISTIANEM BALEM w filmie VELVET GOLDMINE z 1998 - bo reżyser nie krzyknął "cięcie".
Aktor Moulin Rouge!, 33 lata, był w dobrym nastroju po zdjęciach swojej pierwszej próby homoseksualnego seksu, która przebiegła dłużej niż oczekiwano - ale przyznaje, że Bale, ale kontaktował się z nim od czasu sfilmowania sceny.
Wspomina: "Pierdoliłem Christiana Bale'a w dupę, a załoga filmowała. Nigdy wcześniej nie próbowałem gejowskiej penetracji, więc stoję za wielkim, nagim tyłkiem Christiana i myślę,'Wow, to jest takie ... dziwnie.'
"No to zaczynam, wiesz, pompując powoli, a potem zaczynam tak bardziej jak króliczek, a później jak Jack Russell."
"Wtedy powiedziałem: 'Jestem pewien, że już bym doszedł'. Obejrzałem się i zobaczyłem, że ekipa pakuje się i odchodzi! Myślę, , że Todd (Haynes) [reżyser] nie chciał nam przerywać."
"Christian nigdy już nie napisał do mnie. Nigdy już nie dzwoni."
Nie bardzo rozumiem o co chodzi z odwołaniem się do Jacka Russella, bo to terrier, taki piesek. One jakoś szczególnie się pierdolą?

Czy ktoś widział ten film "Velvet Goldmine"? Bo ja chyba przegapiłem.

I love you Phillip Morris - Ewan McGregor, Jim Carrey

Stara Gropa z uporem godnym lepszej sprawy twierdzi, że "Seks w wielkim mieście 2" jest beznadziejny. Metka Boska uważa dokładnie odwrotnie, że akcja wartka i można się pośmiać, a i odnaleźć własne alter ego. Krakowskim targiem ja, Metka Boska, Gwiazda i Jakiś daliśmy się Starej Gropie namówić na "I love you Phillip Morris", bo gejowski i trzeba wspierać.

No to wsparliśmy. Seans zaczął się gdzieś tak o 20:40, a po trzech godzinach filmu, czyli tak o 21:00 mieliśmy już dosyć tego wspierania, a końca nie było widać. Nuda straszliwa, do tego trzeba patrzeć na Jima Carreya, który umie grać tylko Jimem Carreyem i geja nie potrafi zagrać. Jedyne jasne punkty filmu to kochankowie głównego bohatera Stevena Russela; Rodrigo Santoro jako Jimmy i Owen McGregor jako tytułowy Phillip. Santoro, to przesłodki facet, jakiego nikt z łóżka by nie wygonił, o wyglądzie diabełka, po prostu pieścić i lizać.

McGregor powinien być gejem. Jest tak przekonujący, że sam osobiście wziąłbym go pod siebie, że tak to ujmę.

Scenariusz i reżyseria Glenn Ficarra i John Requa. I scenariusz, a raczej część wątków z niego nawet da się wytrzymać. Niestety reżyseria jest skandaliczna. Szukając informacji o filmie dowiedziałem się, że film nie był dystrybuowany w kinach amerykańskich. Podobno z powodu scen seksu analnego i oralnego, choć przecież niczego nie widać, no ale amerykanie świętoszkowaci są.

Ja mogę wspierać gejostwo na różne sposoby, ale nie przez chodzenie na filmy klasy D. I obiecuję też sobie nigdy więcej nie iść na film, w którym gra Jim Carrey.

Przy okazji dowiedziałem się o istnieniu takiego filmu jak "Theresa's Tattoo"... nie, to nie o mnie i na pewno nie nadaje się do oglądania.

środa, 2 czerwca 2010

Seksapil w urzędzie

Ostatnio często bywam w Urzędzie Skarbowym. Odbywa się to dla mnie całkowicie bez przyjemności, ale za to z dodatkowymi doznaniami. Pierwszą wizytą stresowałem się bardzo, ale kolejne szły coraz lepiej. Postawiłem na wygląd i profesjonalizm.
Miałem na sobie ciuchy, które Gejowski vel Stara Gropa wielokrotnie wyklął na swoim blogu. Zużyte chińskie trampki za 25zł (chiński market), kraciaste spodnie z kieszeniami na nogawkach (już nie pamiętam za ile, ale na pewno z przeceny), topa za 45zł, ale w promocji kupionego za 12,50 (sklep w Focusie w Bydgoszczy) oraz kardigan z H&M za 79,90zł (i wart swojej ceny), o bieliźnie nie wspomnę. Ponadto założyłem Lagerfeld Photo i nie ogoliłem się.
OK, pisma napisałem tak, że polonistka, by mnie pokochała, a wykładowcy uniwersyteccy ozłocili. Po kolei zakochała się we mnie pani dwudziestoparoletnia podróżująca na kolejne piętro, obie panie sprzątaczki oraz obie biurwy w wieku mieszanym. Ich obleśne spojrzenia peszyły mnie, ale twardo uśmiechałem się i udawałem wyluzowanie.
Ostatecznie pełen sukces.
Teraz zejdę się z Gejowskim vel Stara Gropą, który uzna, że ubieram się skandalicznie (a pojawię się w strojach rodem z Tesco). Ciekawość mnie zżera, w co on się ubierze po londyńskich eskapadach. Ostatnio wywołał niemałe poruszenie ubierając się jak clown.

Eurowizja

Jestem fanem... Eurowizyjnych fanów. I tylko dlatego skorzystałem z zaproszenia Egusia i Raanda na biesiadne oglądanie finału eurowizyjnego konkursu. Chłopaki zorganizowali imprezę wspaniale. Nawet nie wytrzymałem i podjadłem trochę tartinek, jak słyszałem przygotowanych wspólnie z Ciastkiem i Ja-Kubem. Była to też dobra okazja do spotkania się z dawno nie widzianymi znajomymi oraz ludźmi znanymi tylko wirtualnie dotąd.

Usiłowałem wczuć się w atmosferę, ale niestety większość z tego, co słyszałem, wydawała mi się wtórna. Trochę to było tak, jakbym miał się zachwycać kolejnym wykonaniem "Sto lat". Nie zachwycałem się i przez to piłem, żeby złagodzić frustrację. Ale za tartinki wziąłem się za późno i alkohol wypity na pusty żołądek zrobił swoje - odleciałem. Jeśli ktoś mnie przez przypadek zgwałcił, to bardzo przepraszam, to było niechcący.

Jak dotąd tylko Metka doniósł mi, że zachowywałem się skandalicznie - nie wiem, co w tym dziwnego! Podobno oskarżyłem go publicznie, że się spierdział. A przecież sam doskonale czuł, że od jego strony jedzie dosyć nietęgo. Mówił coś o serku - oj myjcie się dziewczyny, nie znacie dnia, ani godziny.