piątek, 30 lipca 2010

Przed odejściem w stan spoczynku - Thomas Bernhard; Wiśniewski, Jaracz

O czym jest ta sztuka możecie przeczytać tutaj lub tutaj.

To dosyć miłe móc zajrzeć do teatru pod koniec lipca, nawet jeśli to tylko otwarta dla publiczności próba. Widza czeka na tym spektaklu wiele przeżyć: motoryczne, akustyczne, a nawet zapachowe, ale to w drugiej części. Pierwsza zdaje się przydługa. Sporo jest świetnych momentów m.in gra na fortepianie i coś tak banalnego jak prasowanie. Trochę jednak mało w przedstawieniu groteski, przydałoby się więcej. Klara, którą gra Matylda Paszczenko jest rodzinnym wyrzutem sumienia, dosłownie i w przenośni. Jednak nie udało mi się wyłowić, czemu to ma służyć. Sztuka była szokująca jakieś 50 lat temu, jednak teraz jakoś brakuje jej odniesienia. Zło rodzi się i jest utrwalane w rodzinie, tylko z czym to powiązać teraz? Scenografia przenosi nas w czasy hitleryzmu, dziś w Polsce widziałbym inną symbolikę jako odniesienie: krzyże, zbrodnicze katastrofy komunikacyjne, idiotów w ławach poselskich, Licheń. Brak mi w efekcie jakiejś puenty tej sztuki.

Do premiery jeszcze sporo czasu. Planowana jest na wrzesień.

środa, 28 lipca 2010

Oczy szeroko otwarte - film, Izrael

Większość kinematografii izraelskiej ma charakter martyrologiczny. W Polandii mamy własną martyrologię, więc ichniej nam nie sprowadzają. Zadziwiające jest jednak, że z pozostałych, aż tak wiele jest filmów o tematyce gejowskiej na przestrzeni kilku lat zaledwie. Poprzednie, które widziałem, to "Yossi & Jagger" z 2002 roku i "Walk on Water" ("Chodzić po wodzie") z 2004. A są jeszcze lesbijski "Keep Not Silent" z 2004, "Say Amen" z 2005, "The Bubble" z 2006, dokument "Jerusalem Is Proud to Present" z 2008 (pominąłem XX wiek).

Film jest przydługi i przynudny, ale to nie znaczy, że nieciekawy. Mnie ujął. Poniżej o co w filmie chodzi, dla tych, co nie pójdą obejrzeć.

Głównymi bohaterami są Aaron, ortodoksyjny Żyd mieszkający w miejskiej enklawie dla sobie podobnych oraz Ezri, młody uwodzicielski chłopak, nie mniej ortodoksyjny. Ezri jest przesłodki. Męski, o pełnych ustach, nieco cielęcym spojrzeniu, o ciele młodego mężczyzny i mentalności chłopca. Nie sposób nie ulec takim wdziękom. Aaron ma żonę, dzieci, swojego rabiego i swoje miejsce w ortodoksyjnym środowisku. Ezri pokochał innego chłopaka z jesziwy, ale został odrzucony. Mam wrażenie, że Aaron jest dla niego namiastką, obiektem realizacji jego pożądania, ale niekoniecznie miłości. Jednak to w Aaronie następuje przemiana. Świetna jest scena seksu małżeńskiego, aż trudno uwierzyć, że ludzie mogą to tak nadal robić w XXI wieku. Nie dziwie się, że Aaron szuka odmiany. Tytuł nawiązuje chyba do tego, że Aaron w pełni świadomie zakochuje się i zaczyna pożądać Ezriego. Jest to silniejsze od niego. Niestety jego osobiste rozterki nie są specjalnie w filmie ukazane. Na pierwszy plan wysuwa się reakcja otoczenia. Rabin naucza, że bóg stworzył człowieka by był szczęśliwy. Aaron zdaje się podążać zgodnie z tą myślą. Mówi rabinowi "Byłem martwy, teraz żyję" - aż łzy napłynęły mi do oczu. Jednak o ile bóg chce, by człowiek był szczęśliwy, to inni ludzie, a szczególnie współwyznawcy, już niekoniecznie. Samozwańcza policja obyczajowa jest gotowa wkroczyć i to brutalnie, jeśli ktoś postępuje niezgodnie z regułami. To nie są weseli i jowialni Żydzi ze "Skrzypka na dachu".
Aaron nie potrafi pogodzić swojej tęsknoty, pożądania i miłości z wymogami nakładanymi przez współwyznawców, wybiera rozwiązanie ostateczne.

Po takim filmie aż narzuca się, że indoktrynacja religijna powinna być zakazana.

poniedziałek, 26 lipca 2010

Podchody 2010 zakończone

Tłumu nie było, bo tylko 15 osób, z czego w podchodach wzięło udział 10. Cieszę się, że wszyscy dali się podzielić na pary niezależnie od tego, kto z kim przyszedł. Celem podchodów była integracja i ważne było, żeby w parach były osoby nie znające się od podszewki.

Większość wyznaczonej trasy wszyscy pokonali sprawnie, ale końcówka okazała się dramatyczna: tylko jedna para nie zgubiła się, pozostałe szukały po omacku. Największe zaskoczenie przeżyłem, gdy w drzwiach pojawili się Metka Boska i Ciastko, którzy wyszli jako trzecia para! Aż zacząłem podejrzewać, że wcześniejszym parom coś się stało, a imprezy przecież nie ubezpieczyłem. Uczestnicy pokonali trasę w 44 do 88 minut.

Wykonanie zadań nastręczyło uczestnikom sporo trudności. Tylko jedna para trafnie odgadła, że na pytanie "Co szumi w parku poza drzewami?" jedyną odpowiedzią jest "muszla". Również jedna tylko para ustaliła, że Janina Nowak pochodzi z Gniezna, a nie z Makowa, czy Głogowa (aż 3 odpowiedzi). "Janina Nowak" widnieje obecnie na większości skrzynek pocztowych we wzorze adresowania. Z kolei tylko jedna para nie wpadła na to, że twórcą pierwszej aksjomatycznej definicji przestrzeni był Stefan Banach, a nie, jak wykombinowali, Eliza Orzeszkowa. Pytanie o adres siedziby IPN w Łodzi było zadane tak podchwytliwie, że tylko dwie pary rozgryzły, o co chodzi.

Oficjalnie obwieszam, że w podchodach wygrali Metka Boska i Ciastko, brawo!!!

Drugie miejsce zajęli Xell z I., trzecie S. z A. (podaję literki, bo nie znam ich ksywek, jak ktoś zna, to proszę mi podać, głupio pytać samych zainteresowanych, albo wymyślmy jakieś).

Jak zawsze spóźniona dotarła Stara Gropa. Cezaria wymyślił, by sprawdzić jak się pary sfraternizowały po drodze. Pytania zadawał na zmianę ze Starą Gropą. Wszystkim parom poszło całkiem dobrze, choć po podliczeniu okazało się, że S. i A. spadli na 4 miejsce, a na trzecie wysunęli się Radix i Santorini (Fioletowy, jeśli ktoś go tak zapamiętał).
Gwiazda i Ja-Kub zajęli ostatnie miejsce, ale chyba mieli najwięcej zabawy, bo uchachani wrócili po pachy, ciekawe czemu?

Pogoda nie pozwoliła na zrobienie grilla w ogródku, więc kiełbaski były z piekarnika. Po długim spacerze cieszyły się sporym wzięciem.

Nastąpiła tradycyjna wymiana prezentów. Ego dostał fioletowy strój tancerki brzucha z prześlicznym staniczkiem, co było spóźnionym prezentem urodzinowym nabytym w Tunezji przeze mnie i Metkę Boską. Stara Gropa dostała urodzinową płytkę ceramiczną z Tunezji ode mnie, a on z kolei podarował mi poliestrową koszulkę a la koszykarska, tylko z frędzlami. Z Metką poszedłem przymierzyć to cudo. Co z tego wyszło wiedzą tylko ci, którzy na imprezie byli - efekt był kapitalny, Lady Gaga wysiada ze swoimi strojami.

Następnie impreza przeniosła się do Manufaktury do Copacabany. Ja nadal w tej szalonej koszulce, choć reszta zmieniona, ale i tak pozostali klienci patrzyli dosyć zszokowani. Przepraszam wszystkich za swoje szaleństwo odzieżowe tamtego wieczoru, ale jak się bawić, to się bawić.

Co się działo dalej w Fufu i Narraganset nie wiem dokładnie, bo wycofałem się na z góry upatrzone pozycje, ale słyszałem, że dalsza część wieczoru była dla wszystkich równie udana.

Zebrałem trochę doświadczeń i może za jakiś czas znowu coś podobnego zorganizuję. Może znowu będę mógł liczyć na pomoc Jakisia, bez którego nie poradziłbym sobie. Santorini podpowiedział mi coś, co może jeszcze bardziej podkręcić atmosferę. No ale to za jakiś czas.

sobota, 24 lipca 2010

Hortensje w nieogolonym rowie

Nadmorski zaszczycił mnie swoim kolejnym utworem, oto on:

Dwie hortensje w ogrodzie,
Nic nie wiedzą o głodzie...
Głodzie wody - pragnieniu.
Są podlane, i w cieniu.
Kwitną tutaj, bezpiecznie...
Ale też nie są wieczne.
Zetną je do wazonu.
Piękno - przyczyna zgonu...
Nic się nie dzieje, spędzam czas na łonie. Obejrzeliśmy z Jakisiem rowy sąsiadów. Jeden ma ogolonego rowa, drugi nie. Spojrzeliśmy pod tym kątem na rowa Jakisia i wyszło, że golenie jego rowa jeszcze może poczekać.

Nad wodą sporo radośnie kąpiącej się młodzieży, ale zamiast się kąpać zajęliśmy się kwaśnymi jabłkami. Całkiem sporo tych jabłuszek wpadło nam w ręce. Następnie je zdołowaliśmy.

Nie znam się na tym, ale Jakiś ma dużą wprawę w kiszeniu ogóra, toteż z zapałem to czyniliśmy, jak znalazł na takie chłodniejsze dni.

Mimo niepewnej pogody dzisiejsza impreza - PODCHODY 2010 - się odbędzie. Zupełnie już nie wiem, kto dotrze. Tym bardziej, że wiele osób, którym wysłałem zaproszenie nawet nie raczyło odpowiedziec. Stara Gropa mówi, że to normalne i mam się nie dziwic. OK, może mnie po prostu inaczej wychowano: u mnie w przytułku, a potem na bałuckich ulicach panował zwyczaj odpowiadania.

Niniejszym dziękuję tym, którzy odpisali, czy zadzwonili, niezależnie od tego, czy dotrą, czy nie.

wtorek, 20 lipca 2010

Podchody 2010

Skromna strona dotycząca imprezy w najbliższą sobotę już gotowa. Zapraszam PODCHODY 2010

Zaprosiłem kilkanaście osób, kogoś pominąłem, a chciałby przyjść?

niedziela, 18 lipca 2010

MB i OT przypadki w Tunezji 9 - koniec

c.d.

Sousse jest tanie, to i raczej tani turysci tu przyjezdzaja. Widac to po fryzurach, tatuazach, ubraniach, zachowaniu przy stole i na ulicy. Przekroj wieku szeroki. Narodowosci od groma. Metka jest z tych kurwujacych, wiec na ulicy tubylcy po tej kurwie szybko zgaduja skad jestesmy. Ciekawe, jak odgaduja znaczenie. Ludzie cywilizowanie najczesciej uzywaja slowa "ja". Jestem przekonany, ze u Polakow tym slowem jest "kurwa" wlasnie. Coz, to zawsze byl wyjatkowy narod.
Ruch uliczny. Dominuja ulice jednokierunkowe... na szczescie. Nie oznacza to, Ze nie mozna sie spodziewac samochodu jadacego pod prad. Jada jak komu wygodnie, niezaleznie od wyznaczonych pasow. Kierunkowskazy uznawane sa za zbedne. Piesi wchodza na jezdnie na wlasne ryzyko, takze na przejsciach dla pieszych. Swiatel ulicznych nie ma. Dla wielu kierowcow samochod jest skromnym dodatkiem do klaksonu. Jezdza 40-50 km/h, bo szybciej sie nie da, ale korkow nie ma.
Rynek prostytucyjny jest ogromnu. Mam wrazenie, ze kazdy Tunezyjczyk jest otwarty na seks za pieniadze. Najczesciej sprzedaja sie chlopcy w wieku 15 do 27 lat. Philip podkreslil jednak, ze sa kiepskimi kochankami. Sa bardzo zainteresowani egzotyka. Im jasniejsze wlosy i bardziej swinska karnacja, tym bardziej trzeba sie oganiac. Na szczescie nie sa bardzo nachalni, a jedynie okazuja, e turysta im sie podoba.

Dzis powrot. Musze przyznac, ze wroce z ulga. Brakuje mi polskiego powietrza. Tu czuje sie, jakbym stale siedzial w piekarniku z termoobiegiem.

sobota, 17 lipca 2010

MB i OT przypadki w Tunezji 8

Nie sposob nie wspomniec o tutejszych toaletach. Ale tych poza hotelami, w barach, kawiarniach, dyskotekach. To jednak jest oczywista miara rozwoju cywilizacyjnego. Sousse jako wizytowka calego kraju prezentuje sie pod tym wzgledem odpychajaco. Nie wiem, jak wygladaja damskie toalety. W meskiej nie usiadlbym, chocbym mial peknac. Urynaly sa w porzadku jako urzadzenia, ale chyba nikt nie wpada tu na pomysl, ze trzeba je czasem myc. Metka zapiera sie, ze w jednym widzial kupe, ludzka kupe. Poza tym faceci wydalaja tu bardzo niestarannie. Przy tym upale mozecie sobie wyobrazic, jak zatykajacy odor jedzie z kibli. Nie, kto tego nie doswiadczyl, nie wyobrazi sobie. Jesli chcecie cos podobnego osiagnac domowym sumptem, to sikajcie do sedesu i wszedzie dookola nie sprzatajac przez dwa tygodnie. Wrzucajcie do sedesu i wokol, co wam w reke wpadnie. Nie splukujcie! Nastepnie umiesccie tam rozgrzana do czerwonosci farelke i poczekajcie na efekt.
Kruluje tu bylejakosc. Wszystko jest takie troche nie do konca. Godzina ma 58, albo 62 minuty, metr jest miara calkowicie subiektywna, klient powinien rozumiec, ze obsluga ma swoje zyciowe pasje, ktore realizuje w godzinach pracy. Jeden z taksowkarzy byl tak bezczelny, ze gdy wsiedlismy, za trase, ktora kosztuje wedlug licznika 1 dinara chial 3. Gdy odmowilismy (i tak zawsze dajemy napiwek) i kazalismy mu wlaczyc compteur, zatrzymal sie i kazal wysiasc. To i wysiedlismy. Inny spod hotelu chcial nawet 5!
W hotelach leci sporo starego popu, ale na dyskotekach takze nowsze utwory. W klubach i dyskotekach na miescie kroluje muzyka arabska. Lady Gaga chyba sie nie przyjela. Xell i Stara Gropa nie powinni tu przyjezdzac, bo czuliby sie, jak na wykopaliskach muzyczno-folkowych. Mnie jednak ichnia muzyka pasuje. W tym upale nie da sie zreszta tanczyc intensywniej.
Tunezyjczycy sa mili, grzeczni, gdy trzeba weseli, ale dosyc rzadko sie smieja, tak glosno, po dowcipie, czy udanym psikusie. Sa bardzo zadbani i czysci. Nie zdarzylo sie, by od kogos jechalo. W Lodzi jest gorzej pod tym wzgledem. Ubieraja sie swietnie. Same znane marki. Nie wiem, czy bardziej kroluje Armani, czy Hilfiger, D&G i cokolwiek sobie wymyslicie. Mam wrazenie, ze to wplyw Wloch. Chlopcy maja mentalnosc swoich rowiesnikow ze Wschodniej w Lodzi, ale gdyby sie tam pojawili, to byliby uznani za pedalow, tak dobrze sie ubieraja. Co nie zmienia faktu, ze wszystko, co nosza, to podrobki. Wszyscy sa ekstremalnie szczupli. Rozmiar spodni w pasie tak od 24 do 27.

c.d.n.

piątek, 16 lipca 2010

MB i OT przypadki w Tunezji 7

c.d.

Co chwila ktos podchodzi do Metki i zagaduje, albo prosi tylko o papierosa. Jedna paczke chowamy. Ja nie budze zainteresowania. Nie pytajac przysiada sie chlopak. Pyta, czy jego kolega tez moze sie dosiasc. Pokazuje go i komunikuje, ze ten kolega jest gejem. Z wygladu i zachowania to bylo widac. Niestety przy urodzie tego chlopaka, bycie gejem nie jest najlepszym rozwiazaniem. Szybko sie okazuje, ze ow gej, to ofeta dla mnie. No zesz kuwa! Ubieam sie jak kanaek, wdziecznie kolysze biodami, tancze wykonujac uchy dziewicze, nawet jesli calkowicie z pamieci. I za te wszystkie wysilki moge wybieac miedzy kobietami i przegietymi ciotkami! Pogonilismy ich obu. Leila gdzies wyciagnela Metke, potem wrocila po mnie. Zaplacilem za piwo z sutym napiwkiem. Zachecala bysmy poszli do Latino Baru pietro wyzej. Ochroniaz chce 10 dinarow od glowy. Odmawiam. Przystaje na 5. Sadzaja nas na dwoch fotelach w centrum lokalu. Czujemy sie idiotycznie jak krol i krolowa na balu. Tancze z Leila, no bo z kim. Metka odgania sie od zaczepiajacych. Troche Leila pokrecilem, ale cel miala inny. Jak jej wsune za stanik 20 dinarow, to zatanczy specjalnie dla mnie. Jej kolezanka pokazala, jak mam to zrobic. Nie skusilem sie. Do tego Metka radosnie obwiescil, ze za piwa juz Leili zaplacil. Przypomnialem mu, ze umawialismy sie, ze ja place i wyzwalem od idiotow. Dziewczyna mogla uznac dzien za finansowo bardzo udany.
Wracamy do hotelu. Zatrzymuje sie samochod. Idziemy dalej, samochod podjezdza. I tak kilka razy. Nie wytrzymuje i podchodze. Chlopak bardzo atrakcyjny, ale ani me, ani be, ani po angielsku, ani po francusku, a ja wloskiego nie znam. Odchodze. Pod chotelem kilku chlopakow krzyczy do nas "szisza, szisza". Jest 3:40, mowie do Metki "chodz na te szisze, nigdy dotad nas nie zapraszali". Metka sprowadza mnie na ziemie. "Szisza", to robienie loda. Dobrze, ze nie zapomnielismy zabrac godnosci z hotelu.

czwartek, 15 lipca 2010

MB i OT przypadki w Tunezji 6

Jestesmy tu juz kolejny dzien, ale wciaz zaliczmy wpadki. po prostu robia nas w konia na calego.

Pojechalismy do naszego caffe taksowka. To tylko 2 kilometry, ale nawet wieczorem kosztuje to zbyt wiele wylanego potu, a taxi jest za 1 dinara, czyli 2 zl. Niestety Sipinska nadal nie zaszczycila nas zaproszeniem do swojego stolika. Od Philipa wiemy, ze nazywana jest Brenda i ze wzgledu na swoje wyniosle maniery raczej nie jest lubiana przez pozostale coolezanki. Nam to nie przeszkadza.

Siedzielismy sobie kontemplujac okolice. Na jednego z chlopakow spojrzalem o mgnienie oka za dlugo., no ladny byl. Przeszedl na druga strone ulicy i przystanal pod latarnia, jakzez wlasciwie. No i patrzy stamtad. Ja omijam go wzrokiem, gadam z Metka. Chlopak tkwi. W koncu zaczal machac przywolujaco reka. Nie reaguje, udaje, ze nie widze i patrze gdzie indziej. Przechodzi mi na linie wzroku i znowu macha. Trwalo to z 10 minut nim dal sobie spokoj i poszedl.
Lecimy do dyskoteki. Leila powitala nas serdecznie, buziaki w policzki, 4 razy. Mnie podarowala kwiatki jasminu do wachania. Ustalamy z Metka, ze ja wszystko negocjuje i place. Siadamy. Pani od malunkow henna z hotelu przechodzac kolo Metki nie moze sie powstrzymac, by go nie poglaskac po wlosach. Idziemy do srodka. Faceci tancza. Mimo oczywistej biedy milo jest popatrzec na ich usmiechniete twarze i radosny taniec. Taniec, jak juz pisalem, przypomina dreptanie kaczki z rekoma rozlozonymi do lotu szybowcowego. Poza tym rece gna, biodrami ruszaja, a i dreptanie uskuteczniaja rozmaicie. Tancza sami dla siebie, ale tez do innych. Choc bez dotykania sie, tancza bardzo erotycznie, jakby zalecali sie jeden do drugiego. Milo na to popatrzec.

c.d.n.

środa, 14 lipca 2010

MB i OT przypadki w Tunezji 5

Docencie te notki, bo latwo nie jest. Pisze na klawiaturze AZERTY, gdzie A, Z W i M sa w zupelnie innych miejscach. Wolno to idzie. Hotelowy internet za szybki tez nie jest, o ile jest. I ta atrakcja kosztuje mnie 10 dinarow za godzine, czyli jakies 20 zotych. Drogo, skoro piwo 0,3 w barze kosztuje 2 do 3 dinarow.

W naszym Caffe du Palace na Boujafaar spotkalismy Philipa. Przyjechal do Sousse 3 lata temu z Belgii i tu osiadl na emeryturze. Ma okolo 20 letniego chlopaka, ktory na nasz widok przy boku Philipa strzelil konkretnego focha - no ciotka jak zloto. Troche minelo nim zrozumial, ze nie jestesmy dla niego konkurencja. Philip zabral nas do Cezar Bar nieco za Sousse, na drodze do El Kantaoui. Odlot! Sami faceci. Obaj sie nieco schlalismy. Nieco, to moze za malo powiedziane biorac pod uwage rachunek jaki przyszlo nam zaplacic. Ale warto bylo.
Nie kryje, zrobilismy tam furore. Bylismy poza Philipem jedynymi europejczykami. Metka prezentowal wszystkie elementy passo doble (jesli tak to sie pisze), jakich Gwiazda go ostatnio nauczyl, nim przeszedl do swojego zwyczajowego stylu a la sztuki walki. Ja tanczylem ponetnie i spotkalo sie to z zywym zainteresowaniem nawet panow z kuchni, ktorzy z okienka posylali mi calusy. W swoim zabawnym stylu, drepczac nogami i rece na szybowiec, obtancowywali nas tylko Algierczycy, podobnie jak my na wakacjach w Sousse. Do piwa dostalismy ciecierzyce i pokrojonego ogorka (chyba ogorka). Metka zajadal sie tym dopoki mu nie pokazalem, jak sie tu podchodzi do takich przystawek. Kelner spzatal po kliencie, ktory zostawil popcorn. Do miseczki powrzucal wszystkie rozsypane na stole kawalki i odniosl do baru do dalszej konsumpcji przez innych.

wtorek, 13 lipca 2010

MB i OT przypadki w Tunezji 4

Kolejny wieczor spedzilismy na polowaniu na Sipinska. Metka jest zdeterminowany, zeby poznac osobowosc tej persony. Ja, nie kryje, tez jestem ciekawy.
Jak sie pali papierosa (Sipinska nie pali), to non stop jest sie o nie nagabywanym. Ale jeden gosc podszedl i poprosil Metke tylko o ogien. No wreszcie, pomyslelismy sobie, wreszcie ktos, kto niczego nie chce. Naiwni, nie zdawalismy sobie sprawy, ze to tez tylko wstep. Chlopak, dosyc brzydki i zaniedbany, posnul sie za nami do naszej knajpki Caffe du Palace i przysiadl obok na kawie. Zaczal od grzebania w swoim rozporku. Poniewaz nie zwracalismy uwagi, zagail, no zgadnijcie jak? Pozniej poprosil o papierosa, a jakze, i co chwila biednego Metke o cos pytal, a Metka uprzejmie odpowiadal. Warto dodac, ze nasz wyjazd jest pod znakiem oduczania mnie asertywnosci. Wyszlo jednak na to, ze to ja musialem uczyc asertywnosci Metke. Clopak nie chcial sie odczepic.
Ale dowiedzielismy sie w koncu, o co chodzi z ta atrakcyjnoscia Metki. Otoz ta zaharowana malpa nie zdazyla pojsc przed wyjazdem do fryzjera i piora ma prawie do ramion. Podobno wyglada dziewczeco. Ja tego bym nigdy nie zauwazyl, bo z takimi piorami, czy innymi, Metka jest dla mnie meska do bolu, no ale dla nich to wyglada inaczej. Nie zmienia to jednak faktu, ze najatrakcyjniejsze sa dla nich nasze pieniadze, a nie nasza powierzchownosc, czy wnetrze. Coolezanki-emerytki z Europy swietnie juz to sobie przyswoily, nam jakos trudno sie z tym pogodzic.

poniedziałek, 12 lipca 2010

MB i OT przypadki w Tunezji 3

Nawet na basenie mozna tu doswiadczyc wielu emocji. Szedlem sobie wzdluz lezakow, az tu patrze noge czyjas obuta widac. Te lezaki nie mialy parasoli, to mysle sobie, ktos polozyl sie pod lezakami, zeby miec cien. Troche sie skonfundowalem widzac, ze to tylko noga, ze tak powiem saute, a reszty jakos brak. No coz reszta wlasciciela nogi kapala sie w basenie. Wyobrazacie sobie, ze ta noga byla nawet owlosiona, zeby pasowac do pary! Bezcenne.
Bylismy tez w dyskotece na miescie. Tanczyli glownie mezczyzni, ale dwie mlode Tunezyjki, chyba takie bardziej wyzwolone, tez. No moze tak bardziej z boczku tanczyly. Metka nadal wzbudzal wkurwiajace mnie zainteresowanie. Ciagle "Hello, my friend" itd. A ja siedze jak ta pizda i nic. No nie, nie do konca nic. Kelnerka zatanczyla przede mna, rozpiela guziczki bluzki, zeby lepiej bylo widac piersi, przypadlem jej do gustu... o ja nieszczesny!!! Do tego nie mogla sie powstrzymac przed dotykaniem moich "bazuli". Bardzo to niekomfortowe bylo, ale Leila byla poza tym mila i rozmowna. Rozwiklalismy pare sekretow.

niedziela, 11 lipca 2010

MB i OT przypadki w Tunezji 2

Pogoda jak mozna sie bylo spodziewac jest upalna. Ale juz drugiego dnia naszego pobytu spadl deszcz. Zachmurzylo sie i ciesze sie, ze udalo nam sie odnotowac no, tak ze 6 kropel na metr kwadratowy.
Zycie toczy sie tylko wieczorem, za dnia wszystko plonie. Niestety to zycie trwa tylko do 24. Pozniej praktycznie wszystkie knajpki w centrum Sousse sa zamkniete. No to korzystalismy z tego, co nam dane bylo.
Kiedy lazilismy przed kolacja po centrum Metka wypatrzyl kawiarenke z dwiema europejskimi coolezankami. jakos tak widac bylo, ze to coolezanki. Po kolacji zaciagnalem metke w to miejsce. I byl to strzal w dziesiatke. Dosc powiedziec, ze w pewnym momencie coolezanek zobilo sie 14. Poza nami same emerytki. Z tego tlumu wyrozniala sie Sipinska. wlasciwie z poczatku myslelismy, ze to jakas kobieta sie przyplatala. Farbowane na blond wlosy do ramion, krysztalki w uszach, cien na powiekach, bluzeczka, biale spodnie typu dzwon, damskie sandalki i zegarek. do tego raczka a la zlamana galazka. Brak wymion upewnil nas, ze ta niemal dwumetrowa i dosyc rozbudowanej postury postac raczej kobieta nie jest, de iure przynajmniej. Sipinska jest Angielka i rozbija sie po sousse dosyc leciwym kabrio bmw. To musi tu robic wrazenie. Metka uznal sie za fana Sipinskiej. Ciagle patrzyl w strone swej idolki z nieskrywanym uwielbieniem. Nie wiemy, czy zauwazyla to, ale gdy bylismy nuzaco nagabywani przez zebrzaca kobiete jednym pstryknieciem wypieszczonej dloni dala obsludze znac, ze maja zareagowac. Bylismy pelni wdziecznosci. Warto dodac, ze na Piotrkowskiej w Lodzi jest sie nagabywanym przez zebrzacych 10 razy czesciej niz tu, w biednym przeciez kraju.
Zadna z coolezanek-emerytek nie miala stygmatu w postaci paska hotelowegona nadgarstku, co oznacza, ze wynajmuja w Sousse jakies apartamenty.
Obserwacja coolezanek dostarczyla nam wiele zabawy, a przy okazji poznalismy troche miejscowe zwyczaje.

piątek, 9 lipca 2010

MB i OT przypadki w Tunezji 1

Do Sousse w Tunezji dotarlismy z Metka Boska w bardzo dobrym humorze, wzmocnionym jeszcze pitym po drodze ginem z tonikiem. Pokoj mamy swietny, bo nie ma w nim slonca od rana do wieczora. Standard jest przyzwoity, wycieczkq do nqjtanszych nie nalezala. Od razu musielismy wziac sejf pokojowy (odplatny). Niestety w przeciwienstwie do Egiptu tu kradzieze sa na porzadku dziennym. Nie dziala wezyk przy kiblu - szkoda, bo takie puszczenie sobie chlodnego strumienia wody na zwieracz jest calkiem przyjemne. Hotel jest bardzo duzy - niestety miesci za duzo ludzi jak na wielkosc basenu i parasole plazowe. Ale znalezlismy cichy kacik odsuniety od basenu i halasliwych animacji, gdzie mamy jak w raju na trawie w cieniu palm. Jedzenie jest bez rewelacji, ale obfite i roznorodne, a najwazniejsze, to ze nie trzeba sie tu obawiac flory bakteryjnej. Morze jest w miare czyste, cieple i cholernie slone.
Niebagatelne jest polozenie hotelu Riadh Palms, w ktorym jestesmy. Znajduje sie on zaraz na poczatku slynnej promenady Sousse. Skorzystalismy z tego juz pierwszej nocy. Nie moglismy usnac po poznym przylocie, to polazilismy. Wszystko bylo pozamykane, jedynie nocni sex workers poswiecali nam uwage. Szczesliwie nie bylo ich wielu o 3 w nocy.
Zwrocilo nasza uwage, ze raczej podchodzili do Metki Boskiej. Nie zebym byl zazdrosny, bo Metka zaczal miec w koncu dosc tych wswystkich zaczepiajacych chlopakow z wiecznym "Hello, my friend. How are you? Where are you from?". Wytlumaczylem Metce, zeby sie tym nie wkurzal, taka maja prace i niech sie z tym pogodzi. Zaczelismy zabawe i na pytanie skad jestesmy za kazdym razem odpowiadalismy inaczej, podajac jako kraj pochodzenia takze Pakistan. Osczedzalo nam to sluchania "Dobra, dobra, zupa z bobra", gdy mowilismy, ze jestesmy z Polski. Jednak fenomen wiekszego zainteresowania Metka niz mna (czego mi niby brakuje?) nie przestal nas frapowac.
Prosto ze spaceru poszlismy na sniadanie o 6:30, a po nim od razu na lezaki w cieniu parasola. Ja sobie troche pokimalem, a Metka Boska pograzyl sie w lekturze. Nie wiem jak dal rade, ale bez snu wytrzymal do konca tego dnia

piątek, 2 lipca 2010

Wybory prezydenckie 2010 po raz ostatni

Wszyscy blogerzy i ich komentatorzy mają jakieś pomysły na to kogo wybrać. Ja z przyczyn czysto technicznych mogę nie mieć okazji głosować. Ale jeśli się uda, to wiem, co zrobię.

Abiekt zacytował Tomasza Raczka "Jeśli czujecie się członkami społeczności LGBT i kwestia praw społecznych dla gejów i lesbijek jest dla was ważna – nie głosujcie w ogóle."

Cytuje też inne głosy Graff, Środa "Dziś w Polsce rachunek jest prosty: jeśli nie zagłosujesz na Komorowskiego, to popierasz Kaczyńskiego. Jeśli nie pójdziesz na te wybory, to popierasz Kaczyńskiego. Jeśli skreślisz obu, to popierasz Kaczyńskiego. A zatem głosujmy na Bronisława Komorowskiego." Abiekt nie zgadza się z takim postawieniem sprawy.

Gejowski dostał histerii. Ale w komentarzu do własnej notki napisał bardzo rozsądnie "... prezydent Komorowski GWARANTUJE, że do koalicji PO-SLD NIGDY nie dojdzie, gdyż nie będzie Tuskowi do niczego potrzebna." Tym samym już złożone przez SLD projekty ustaw o związkach partnerskich nigdy z szafy się nie wydostaną. To chcemy tych ustaw, czy nie?

Hyakinthos cytuje list Krystiana Legierskiego do Bronisława Komorowskiego. Najbardziej podoba mi się fragment "W tej sytuacji ja nie widzę potrzeby oddawania głosu na Pana, Panie Bronisławie Komorowski. Argument, że Kaczyński jako prezydent będzie dla Polski dramatem jest dla mnie wydumany - tak, jak dla Pana problemy gejów i lesbijek - bo przeżyłem Lecha jako prezydenta, przeżyłem Jarosława jako premiera, przeżyję go więc też jako prezydenta. Naprawdę Panie Marszałku, przaśna gęba Jarosława wystawiona przez Pana jako straszak nie jest dla mnie wystarczającym argumentem, żeby na Pana zagłosować." I jak rozumiem podpisał się pod tym listem.

Xell w notce "Tak bardzo chciałbym, żeby to nie był mój problem" wali prosto z mostu "To nie są moi kandydaci. Żaden z nich nie dostanie mojego głosu."

Niezła zbieżność poglądów! A mówią, że gdzie ciotki dwie tam trzy opinie ;)

Głosowanie na Kaczyńskiego, to czysta głupota i zgadzam się z Azazelem, że głosujących na niego powinno się omijać szerokim łukiem.

Niewzięcie udziału w głosowaniu lub oddanie głosu nieważnego teoretycznie wzmacniają pozycję Kaczyńskiego. Gadanie, że są jak oddanie głosu na Kaczyńskiego, to czysta kazuistyka. I to mało elegancka.

Nie ma więc kandydata, na którego moglibyśmy głosować.

Jeśli mi się uda, zamierzam iść do obwodu głosowania, pobrać kartę do głosowania i z nią wyjść. Nigdy dotąd nie miałem serca, żeby to zrobić, teraz jest ten moment. Innych zachęcam do tego samego, może to jedyna okazja. Jako alternatywę widzę też oddanie głosu nieważnego (byle nie oddawać karty w ogóle bez skreśleń) lub zignorowanie tych wyborów. Rzekłem.

czwartek, 1 lipca 2010

Kleszcze, mendy i splatanie

Głaskałem ostatnio psa. Lubi żeby go głaskać, to mu nie żałowałem. Namacałem jednak jakiś wzgórek. Pogrzebałem we włosach i zobaczyłem obrzydliwego kleszcza wbitego w skórę. Bez przekonania zapytałem Jakisia, czy już kiedyś wyciągał kleszcza... Oczywiście nigdy tego nie robił, więc musiałem przełamać własne obrzydzenie i gada wykręcić. Zastanawialiśmy się jak to możliwe, że pies ma kleszcza, skoro jest posmarowany maścią antykleszczową. Okazało się, że był kiedyś smarowany, ale kolejne smarowanie umknęło.

Przypomniało mi to, jak kiedyś bardzo dawno temu poczułem, że coś mi idzie po przedramieniu. Dumnie obwieściłem otaczającemu mnie gronu, że chodzi po mnie kleszcz. Bliższa inspekcja gada dokonana przez doświadczoną cooleżankę była druzgocąca... to była menda, czyli wesz łonowa. Mnie i ZPP wprawiło to w pewien dyskomfort, bo zasadniczo, a nawet bardziej niż zasadniczo sypialiśmy wyłącznie ze sobą, skąd więc menda na mym łonie? Mendy przenoszą się, gdy włosy łonowe się splotą... obrazowo to ujmując. Jakoś nie przypominałem sobie, żeby moje włosy łonowe splotły się z innymi, niż należącymi do ZPP. On też nie miał tego typu rekolekcji. Więc skąd u licha?!

Wyjście znaleźliśmy proste. Ustaliliśmy, że włosów łonowych z cudzymi nie splataliśmy, a wszystkiemu jest winien nasz gospodarz, u którego często bywaliśmy, a który najwyraźniej nieodpowiednio wykonał deratyzację pościeli po swoich osobistych splataniach włosów łonowych.

Po latach zastanawiam się, czy nie znalazłem najwygodniejszego wyjaśnienia, ale niekoniecznie prawdziwego. Obie strony zapewniały o własnej niewinności i splataniu własnych włosów łonowych z jedynie właściwymi włosami łonowymi. No bo, czy łatwo przyznać się do splecenia pozamałżeńskiego, którego mendy są najoczywistszym dowodem?

Z własnego doświadczenia powiem, że takie przyznanie się do łatwych nie należy. Bo co partner na to? Do tego ustalenie prawdy zdaje się niemożliwe. Nie da się dociec, kto splatał włosy łonowe z całkiem obcymi, a kto jest zarażony przez splatanie z partnerem. Można udawać, że nic się nie stało. A może należy poważnie pogadać, czy niewierność w splataniu nie jest efektem jakichś głębszych problemów.

Pozostawiam was z tym zagadnieniem na najbliższe dwa tygodnie dla mnie bez netu, w czasie których będę się poważnie zastanawiał, czy ryzykować splatanie, czy nie. A jak splotę, to śpiesznie wam o tym doniosę po powrocie.