Na Teresy półroczną milkliwość...
Odkąd Teresa hojnie rozdała relikwie
Jej odświętności nimb blednie i niknie,
a Jej przyjaciół pęki
dręczone są przez lęki,
że ich wszystkich spuściła po brzytwie...
... napisała Haxa.
I co ja mam napisać? Przesiadłem się na Facebook. Tam wystarczy rzucić zdaniem i po sprawie. Na blogu trzeba się bardziej wysilić, czyli mieć więcej czasu.
Facebook daje szanse na większą interaktywność. Każdy może wyrazić swoje zdanie używając kilku słów, albo zaledwie lajkując, inni dołożą i tworzy się mniej lub bardziej spójna wypowiedź zbiorowa.
Chyba też zniechęciłem się do anonimowości, która była podstawą bloga odświętnej Teresy. Wszyscy są anonimowi, nie wiadomo kto jak wygląda, nie tworzy się żadna zbiorowość. Jeśli wrócę do bloga, to będzie to nowy blog pod imieniem i nazwiskiem, a nie najbardziej nawet atrakcyjnym pseudonimem.
Czy "nimb blednie"? Pewno tak, nieobecni stają się najwyżej składnikiem pewnej mitologii. Czy "spuściła po brzytwie"? Nie, nie spuściła. Po prostu oddała się swoim prostym przyjemnościom, a że inni ich nie podzielają, to cóż na to poradzić.
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą facebook. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą facebook. Pokaż wszystkie posty
sobota, 22 listopada 2014
poniedziałek, 1 kwietnia 2013
Równourawnienie małżeństw
Znaki
Zwróciło moją uwagę, że na Facebooku mnóstwo ludzi pozmieniało zdjęcia profilowe na znaki równości. Jakoś nie wiedziałem o co chodzi, to się zainteresowałem.
Okazało się, że chodzi o różnorodne kampanie związane z prawami człowieka, w tym o równe prawa dla małżeństw hetero- i homoseksualnych (to ten po lewej).
Znaczki są ładne i różnorodne. Poniżej kilka z różnych stron - tak do wyboru dla chętnych. Szukać można przez Google - grafika "human rights equality sign".
Zwróciło moją uwagę, że na Facebooku mnóstwo ludzi pozmieniało zdjęcia profilowe na znaki równości. Jakoś nie wiedziałem o co chodzi, to się zainteresowałem.
Okazało się, że chodzi o różnorodne kampanie związane z prawami człowieka, w tym o równe prawa dla małżeństw hetero- i homoseksualnych (to ten po lewej).
Znaczki są ładne i różnorodne. Poniżej kilka z różnych stron - tak do wyboru dla chętnych. Szukać można przez Google - grafika "human rights equality sign".
I pełen wachlarz
środa, 20 marca 2013
Patriotyzm lokalny
Znikąd
Zupełnie nie wiem, czy jestem lokalnym patriotą. Chyba trochę tak, bo vaterland, itd. Ostatnio jeden emigrant z Łodzi do Warszawy na Facebooku w kontekście jakichś informacji o wprowadzeniu w Łodzi linii trolejbusowych obwieścił (cytuję z pamięci): "Gdyby głupota mogła latać, w Łodzi latałyby same orły, sokoły [i coś tam jeszcze, ale nie pomnę]".
Oburzyłem się, bo co to za tekst! Pisze o trolejbusach a obraża Łódź, a w podtekście łodzian. Zarzuciłem mu, że głupio generalizuje, są Łodzianie, i są łodzianie, jak wszędzie. On mi na to, że lewą nogą wstałem. Od słowa do słowa wywaliłem go ze znajomych. Taki emigrancik, który, co jest typowe dla adoptowanych warszawiaków, zaczyna pluć na własną przeszłość.
Przyznaję, nie przepadam za Warszawą. Rozsypane miasto z ludźmi, którzy czują sie lepsi przez adres zamieszkania. Szykanujący własną przeszłość i z zupełnie niezrozumiałych powodów uważający się za lepszych i bardziej predystynowanych do oceniania innych.
Przyznaję, nie znam prawdziwych warszawiaków, takich z dziada, jeśli nie pradziada. Zawsze miałem kontakty z jakimiś pół, ćwierć, inny ułamek warszawiakami. Za to zawsze mimo wystającej z butów słomy mieli się za niewiadomo kogo. "Żal.pl" to mało.
Polska z ich punktu widzenia składa się z Warszawy i reszty - przy czym ta reszta jest zawsze gorsza. Poza Mazurami, gdzie Warszawa wypoczywa, bo dalej wzrok jej nie sięga.
Dlaczego Polska ma taką Warszawę? Wystarczy trochę poznać historię. Miasto ruin odbudowane kosztem innych miast, miasto komunizmu centralizującego wszystko, miasto typowane na logistyczne centrum, miasto utrudniające rozwój lotnisk w innych aglomeracjach, miasto skupiające wszystkie instytucje rządowe. Miasto przybyszy - z własnej woli - znikąd.
Zupełnie nie wiem, czy jestem lokalnym patriotą. Chyba trochę tak, bo vaterland, itd. Ostatnio jeden emigrant z Łodzi do Warszawy na Facebooku w kontekście jakichś informacji o wprowadzeniu w Łodzi linii trolejbusowych obwieścił (cytuję z pamięci): "Gdyby głupota mogła latać, w Łodzi latałyby same orły, sokoły [i coś tam jeszcze, ale nie pomnę]".
Oburzyłem się, bo co to za tekst! Pisze o trolejbusach a obraża Łódź, a w podtekście łodzian. Zarzuciłem mu, że głupio generalizuje, są Łodzianie, i są łodzianie, jak wszędzie. On mi na to, że lewą nogą wstałem. Od słowa do słowa wywaliłem go ze znajomych. Taki emigrancik, który, co jest typowe dla adoptowanych warszawiaków, zaczyna pluć na własną przeszłość.
Przyznaję, nie przepadam za Warszawą. Rozsypane miasto z ludźmi, którzy czują sie lepsi przez adres zamieszkania. Szykanujący własną przeszłość i z zupełnie niezrozumiałych powodów uważający się za lepszych i bardziej predystynowanych do oceniania innych.
Przyznaję, nie znam prawdziwych warszawiaków, takich z dziada, jeśli nie pradziada. Zawsze miałem kontakty z jakimiś pół, ćwierć, inny ułamek warszawiakami. Za to zawsze mimo wystającej z butów słomy mieli się za niewiadomo kogo. "Żal.pl" to mało.
Polska z ich punktu widzenia składa się z Warszawy i reszty - przy czym ta reszta jest zawsze gorsza. Poza Mazurami, gdzie Warszawa wypoczywa, bo dalej wzrok jej nie sięga.
Dlaczego Polska ma taką Warszawę? Wystarczy trochę poznać historię. Miasto ruin odbudowane kosztem innych miast, miasto komunizmu centralizującego wszystko, miasto typowane na logistyczne centrum, miasto utrudniające rozwój lotnisk w innych aglomeracjach, miasto skupiające wszystkie instytucje rządowe. Miasto przybyszy - z własnej woli - znikąd.
czwartek, 14 czerwca 2012
TrainStation na Facebooku
Zabijacz czasu
Na Facebooku nie bawię się w żadne gierki, nie przyjmuję zaproszeń do różnych aplikacji. Jednak są rzeczy do których każdy prawie chłopczyk niezależnie od wieku ma słabość. Dlatego skusiłem się na gierkę TrainStation.
Gra jest prosta. Kupuje się lokomotywy i różne wagony oraz rozbudowuje stację i zaplecze o stanowiska, budynki i dekoracje. Nadmiar towarów i wyposażenia można sprzedać. Pieniądze zdobywa się wysyłając pasażerów, pocztę i towary. Pociągów przybywa, stacja się rozbudowuje, przechodzi się na kolejne poziomy i tak w kółko. Jedyne co się zmienia, to śliczniutkie rysunki domków, lokomotyw i wagonów.
Jakiś nie może znieść mojego zapatrzenia w tę grę, bo grając wyglądam jak przygłup bezmyślnie stukający w klawisze. Korzyści z tego żadnej.
Korzyści za to ma właściciel gry, bo za prawdziwe pieniądze można dokupić bardziej odjazdowe wyposażenie i przyśpieszyć rozgrywkę. Absurdalne jest, że za pieniądze kupuje się wirtualne rysuneczki i staje się ich równie wirtualnym właścicielem. Kupować można nawet z rabatem w wysokości 80%, za zaledwie około 4 złotych. Mało? Mało. Ale jeśli na taki zakup zdecyduje się choćby 10% z blisko 400 tysięcy graczy, to można już nieźle zarobić.
Nawet jeśli nikt się nie zdecyduje na wydatki z własnego portfela, to są reklamy, na których właściciel gry zarabia. I tylko on jest do przodu. Gracz realizując swoje dziecęce marzenia traci tylko chwile z życia.
Pograłem, widać to na tym printscreenie, ale żegnam już tego złodzieja czasu. Aż znowu się skuszę.
Na Facebooku nie bawię się w żadne gierki, nie przyjmuję zaproszeń do różnych aplikacji. Jednak są rzeczy do których każdy prawie chłopczyk niezależnie od wieku ma słabość. Dlatego skusiłem się na gierkę TrainStation.
Gra jest prosta. Kupuje się lokomotywy i różne wagony oraz rozbudowuje stację i zaplecze o stanowiska, budynki i dekoracje. Nadmiar towarów i wyposażenia można sprzedać. Pieniądze zdobywa się wysyłając pasażerów, pocztę i towary. Pociągów przybywa, stacja się rozbudowuje, przechodzi się na kolejne poziomy i tak w kółko. Jedyne co się zmienia, to śliczniutkie rysunki domków, lokomotyw i wagonów.
Jakiś nie może znieść mojego zapatrzenia w tę grę, bo grając wyglądam jak przygłup bezmyślnie stukający w klawisze. Korzyści z tego żadnej.
Korzyści za to ma właściciel gry, bo za prawdziwe pieniądze można dokupić bardziej odjazdowe wyposażenie i przyśpieszyć rozgrywkę. Absurdalne jest, że za pieniądze kupuje się wirtualne rysuneczki i staje się ich równie wirtualnym właścicielem. Kupować można nawet z rabatem w wysokości 80%, za zaledwie około 4 złotych. Mało? Mało. Ale jeśli na taki zakup zdecyduje się choćby 10% z blisko 400 tysięcy graczy, to można już nieźle zarobić.
Nawet jeśli nikt się nie zdecyduje na wydatki z własnego portfela, to są reklamy, na których właściciel gry zarabia. I tylko on jest do przodu. Gracz realizując swoje dziecęce marzenia traci tylko chwile z życia.
Pograłem, widać to na tym printscreenie, ale żegnam już tego złodzieja czasu. Aż znowu się skuszę.
Subskrybuj:
Posty (Atom)