piątek, 27 listopada 2009
Niekomfortowo
Zauroczony po prostu zaczął leżeć na mnie. To może być nawet miłe w kameralnych miejscach, ale nie w Garnku! Czułem się zawłaszczony. Głupio mi było choćby popatrzeć na fajniejszych facetów, bo wiedziałem, że Zauroczonemu sprawi to przykrość. Do tego otoczenie odbierało nas jako parę. I jak ja teraz przekonam ich, że jestem wolny, swobodny i do wzięcia, jak już pojawię się sam?! To czyniło sytuację dla mnie wyjątkowo niekomfortową.
Biblijnego wykreślam z karnecika. Wczoraj wysłałem esa. Zero odpowiedzi, to dziś zadzwoniłem. No chory jest, ok. Ale to nie powód, żeby nie odpisać komuś tak zatroskanemu, jak ja! Mam wrażenie, że to kolejny egzemplarz skupiony raczej na sobie, niż na innych. A takim mówimy stanowcze NO PASARAN! ;)
W piątek wyjeżdżam do Bydgoszczy i tam będę uskuteczniał życie towarzyskie. Wracam w poniedziałek wieczorem. Do tego czasu nic nie napiszę na blogu oczywiście. Jakoś wytrzymajcie i nie zapomnijcie o mnie.
sobota, 21 listopada 2009
Nie - Przytulanki
Wczoraj - piątek - z Zauroczonym byłem na wernisażu wystawy Sławka Beliny "Norma" w Atlasie Sztuki. Zachęcam do odwiedzenia. Nie mogę pojąć, że ludzie potrafią spędzać godziny oglądając "M jak Mydło", a nie znajdą czasu na chwilę odchamienia.
Było zabawnie, bo Zauroczony przedstawiał mnie wszystkim jakbym był jego partnerem. Dobrze, że Gejowski też dotarł, bo już całkiem byłbym skazany. Wystawa interesująca i wiele wiem o jej genezie. Wernisaż nie był najlepszym momentem na oglądanie, za dużo ludzi zwaliło. Dlatego w tygodniu proszę się przejść, namiary tutaj.
Poznałem i dotknąłem, a raczej byłem dotknięty przez Ryszarda "Rysię" Czubak, który/która dotarł/dotarła na wystawę. W ogóle najazd warszaffki był oszałamiający. Ale niestety wrażenia specjalnego nie wywarł.
Po wernisażu skromną grupą udaliśmy się do Łodzi Kaliskiej. Jak to w piątek nie było gdzie usiąść, a nic specjalnego się nie działo. Poszliśmy do Ganimedesa. Tam dla odmiany straszyły puste przestrzenie. Doszedł Blondie z Hiszpanem i zrobiło się fajnie. Potańczyłem z Zauroczonym. To jedyny jak dotąd facet, ktory umie mnie poprowadzić. I robi to rewelacyjnie. Wybawiłem się fantastycznie.
W sobotę starałem się dojść do siebie po piciu wódki, wina i piwa poprzedniego wieczoru. Jakoś się udało. Wylizałem mieszkanie - które Metka określa mianem "skrzynki kontaktowej z czasów okupacji" - pod Biblijnego z nadzieją, że wpadnie. Zapowiedział, że jednak nie wpadnie. Trudno. Umówiłem się z Zauroczonym na przygotowywanie moich prezentów dla znajomych. Ale Biblijny zadzwonił, że jednak wpadnie. Cool, jakoś wypchnąłem Zauroczonego. I wtedy Biblijny ponownie napisał, że jednak nie wpadnie. Kurna, co ci Młodzi Geje sobie wyobrażają!
Do tego Piszczel popił pewno, bo znowu wpadł w tony pretensji do mnie.
A ja znowu nie mam się do kogo przytulić ;(
środa, 18 listopada 2009
Trzy dni w Bydgoszczy
Możecie się zastanawiać, co mnie do tej Bydgoszczy tak ciągnie. Ludzie oczywiście. Ostatnie pięć lat spędzałem tam zawodowo i towarzysko. Imprezy są tam może mniej liczne niż w Łodzi, ale za to zawsze udane. Do tego grono ludzi jakich tam poznałem jest fantastyczne i staram się pielęgnować te kontakty.
Tym razem jednak byłem w Bygoszczy tylko dlatego, że musiałem być w Gdańsku, a że nadal nie mam kierowcy i sam muszę prowadzić samochód więc trasę podzieliłem na odcinki zatrzymując się na noclegi w Bydzi właśnie.
Zatrzymałem się u Piszczela w akademiku. Robiłem za jego kuzyna. Poniedziałek spędziliśmy na gadaniu. Nie widzieliśmy się nieco ponad dwa tygodnie. Mieliśmy iść na imprezę, ale byłem padnięty i zmienił plany. Spędziliśmy czas razem. Fajnie czuć, że brakuje mu mnie. Mnie też było miło z nim gadać. Skrytykował mnie za postępowanie z Zauroczonym. Uważa, że powinienem zerwać z nim kontakt. Łatwo mu mówić, sam też mnie rzucał i zrywał kontakt, a potem sam nie wytrzymywał i się odzywał pierwszy, przeciągając moją agonię.
Piszczel uprzedził mnie, że jego współlokator nieźle chrapie. Profilaktycznie skułem się więc, bo czego jak czego, ale chrapania nie znoszę. Przedobrzyłem. Obaj nie mogli usnąć z powodu mojego chrapania ;) W każdym razie ja się wyspałem ;)
We wtorek byłem w Gdańsku o czym machnę osobną notkę.
Po powrocie z Gdańska do Bydzi wpadłem do Clitty i Vaginy. Brakuje mi ich. To zupełnie inny kontakt niż z facetami.
Wieczorem Piszczel zabrał mnie na imprezę ze swoimi koleżankami. Najpierw jeden klub, potem drugi. Jak ja uwielbiam tańczyć z dziewczynami!!! W Łodzi zupełnie nie mam okazji, bo nie znam żadnych tańczących dziewczyn, a już na pewno nie 22 letnich ;) W szale tańcowania z jedną z partnerek rąbnęliśmy na podłogę. Siniak będzie spory. Ale co tam! ;) Było super. I znowu pogadałem z Piszczelem, choć tym razem nie skąpiliśmy sobie złośliwości. Ale takich życzliwych. Byłem dosyć zadowolony, że jego potencjalny facet jest o mnie zazdrosny. Oj, powinien ;) Wkurzyło mnie, że krótki okres kiedy się spotykaliśmy nazwał związkiem. Nasze wyobrażenia o związku kompletnie się rozmijają. To, że się z kimś spotykam, mam seks, a zaangażowanie emocjonalne jest na drugim planie, to nie jest dla mnie żaden związek. Można to nazwać fuck-buddies relationship, ale nie związkiem. I tak to właśnie odbierałem z jego strony. Ja niestety się wtopiłem.
W środę znowu spotkałem się z Clitty i Vaginą. Z Clitty obgadałem problemy związane z moim ukrywaniem wieku - osobna notka. A Vagina opisala mi swój romans. Kompletny Harlequin, ale też bym tak chciał - opiszę osobno, bo warto.
Wracając do Łodzi dostałem alarmujące wiadomości od Gejowskiego. Wpadłem, pogadaliśmy. Nie dość, że ma doła, to jeszcze przeżywa. Teraz ja będę musiał go pocieszać ;)
czwartek, 12 listopada 2009
Zakochany ... i jak sobie z tym radzić
Zakochany zawsze interpretuje na swoją korzyść wszelkie oznaki zainteresowania serwowane przez drugą stronę. A to może być problem. Z drugiej strony rozwiązanie nr 1 do najtaktowniejszych nie należy. Dlatego najlepiej chyba wypośrodkować i wybrać nr 2. Koniecznie z jasną i asertywną deklaracją własnego stanu emocjonalno-uczuciowego ogłaszaną dość często.
A co do uczuć -- tak, lubimy to u facetów i cenimy, ale raczej nie na pierwszej, drugiej (i trzeciej) randce ;-) W naszym krajowym społeczeństwie facet ciągle jeszcze ma być maczo, a środowisko gejowskie jest tak naprawdę pod tym względem jeszcze lata świetlne do tyłu. "Przegięci i okularnicy nie pisać!" wiecznie żywe.
Idę ścieżką numer 2. Często z Zauroczonym rozmawiam o tym, co on czuje i co ja czuję. Każde "nie" wyzwala jego cierpienie, dlatego robię to w maksymalnie zawoalowany sposób. Zdania jak postępować są mocno podzielone. Ok, tu nie ma żadnego dobrego rozwiązania. Wybierając nr 2 do pewnego stopnia sam się poświęcam. Miłość to najpiękniejsze uczucie, jakiego można doświadczyć. Miłość nieodwzajemniona łaczy się z cierpieniem. Wierzę, wiem, że czas zagoi rany, a odrzucane uczucie w naturalny sposób zblednie. Chcę, by w Zauroczonym pozostało wspomnienie przeżycia czegoś wyjątkowego. Wart jest tego i on, i ja. Ważny jest dla mnie szacunek, jaki mu okazuję. Przecież to, że się we mnie zakochał świadczy o tym, że jestem wyjątkowy. A skoro tak, to wypada stanąć na wysokości zadania.
Koszmarny dzień
Zaczęło się od kojenia Zauroczonego. Fajnie jest mieć zakochanego w sobie człowieka. Słyszeć komplementy. Mieć pieszczoty na zawołanie. Móc liczyć na kogoś, że posprząta, zadba i otoczy opieką. Nie napisałbym tego, gdybym też kochał. Nie, nie kocham Zauroczonego i on o tym wie. Ale jak każdy zakochany ma nadzieję, że druga strona, czyli ja, odwzajemni uczucie. Wiem, że nie odwzajemnię. To już przesądzone. Ale postanowiłem, że nie zostawię go samego z tym co do mnie czuje. Wyjścia są dwa: 1. zerwać wszelkie kontakty, 2. wspierać i czekać aż przejdzie. Wybrałem to drugie. I Darwin mi świadkiem łatwo mi nie jest. Odpowiadam na wszystkie smsy. Dzwonię. Reaguję na każde wahnięcie nastroju. Cooleżanki mają podzielone zdania. Większość sugeruje rozwiązanie nr 1. Nie, nie pójdę w to. Raz, że szanuję Zauroczonego, dwa - jest w tej chwili jedyną bliską mi osobą, której na mnie zależy, trzy - jestem empatyczny, rozumiem jego cierpienie i mnie samemu z tym źle. Zniosę wiele, nawet ostre traumy, jakie mi dziś zafundował (pod pojęciem "ostre traumy" rozumiem najostrzejsze zachowania emocjonalne jakie sobie możecie wyobrazić). Naprawdę ma farta, że trafił właśnie na kogoś takiego, jak ja. Ale ja też mam pewne granice wytrzymałości i odreagowuję.
I odreagowałem. Ofiarą padła Gwiazda. Samokontrola gdzieś znikła i publicznie wyparowałem z tekstami, które nie powinny być upubliczniane. Każdy ma zalety i towarzyszące im wady. Nikt nie jest idealny. Nie wiem jak Gwiazdę teraz udobrucham. Nie, że nie miałem racji, ale forma i okoliczności były najmniej sprzyjające. Jedyne czym się mogę tłumaczyć to tym, że okropny jestem tylko w stosunku do osób, na których mi zależy. Dziwaczne może, ale tak mam. Jeśli usłyszysz ode mnie same komplementy, to albo jestem w tobie zakochany, albo mam cię w głębokim poważaniu.
Przy okazji spotkania wyszły dziś ciekawe rzeczy. Ankieta wśród 8 gejów wykazała, że każdy z nich kiedyś płakał za jakimś facetem. Tacy macho jesteśmy. Albo tacy prawdziwi. To nie było grono ciotek szlochających po zamknięciu wyprzedaży. Sami faceci, o większym lub mniejszym stopniu zniewieścienia (NB. spotkaliśmy się w dniu Święta Zniewieściałości). Wszyscy jesteśmy uczuciowi. Kryjemy się z tym zupełnie nie wiem po co. Czy to oznaka słabości?
Moim zdaniem płaczący facet, to najbardziej wzruszający obraz. Kobiety robią to tak często, że to aż nudne. Płaczący facet, to rarytas. I jest w tym taki prawdziwy. Zawsze mnie to bierze. Chcę wtedy wziąć takiego w ramiona, utulić, uspokoić, dodać otuchy. Tylko proszę nie wypróbowywać tego na mnie, wyczuję sztuczność ;)
I jeszcze inna para kaloszy. Ciotki-plotkarki. Przyznam, że zacząłem przeżywać lekki stres związany z blogowaniem. Ja się tu wywnętrzniam, a kto wie, czy to nie zostanie wykorzystane przeciwko mnie. Ostatnio tak wyszło. Mnie na kimś zaczęło zależeć, a cooleżankom niekoniecznie. To dalej wykorzystywać informacje zebrane i wymyślone. Zacząłem się bać, czy to o czym piszę nie wpłynie na moje relacje z ludźmi, ktorzy niekoniecznie osiągnęli taki poziom samoakceptacji jak mój. Świat okazał sie bardzo mały, wszyscy znają wszystkich. Informacje krążą poza moją kontrolą. Mają też wpływ na tych, którzy zajęli jakiś fragment mojego serca. To blog or not to blog, that is a question.
Co niniejszym Młodym Gejom polecam.
niedziela, 8 listopada 2009
Wszystkiego po trochu
Zauroczony już wie, że nie może liczyć na odwzajemnienie jego uczucia z mojej strony. Udało mi się dać to do zrozumienia, nie mówiąc tego wprost. Słowa tak strasznie potrafią ranić. Ale jestem przy nim, uważam, że tak będzie mu łatwiej przejść przez okres odkochiwania się. Wiem, jaki to ból, och, aż za dobrze wiem. Ale robię wszystko odwrotnie, niż zrobił to ze mną Piszczel, więc powinno być ok. Dziś udało mi się nawet tchnąć w Zauroczonego energię do działania. Nazwał mnie swoją muzą, to takie miłe, naprawdę!
A skoro o Piszczelu mowa, to odezwał się. Stara się podtrzymać kontakt. Teraz to już chyba bardziej on się stara niż ja. Szkoda mi tego zakochania w nim. Było mi z tym wspaniale, mimo cierpienia jakiego mi przysporzył. Nie czuję urazy. Myślę, że nadal wystarczyłoby, żeby kiwnął palcem, żebym za nim poleciał. Ale wiem, że tego nie zrobi. A bariera między nami rośnie każdego dnia. W końcu staniemy się dla siebie nawzajem wspomnieniem.
W ankiecie z 31 października wzięło jak dotąd udział 17 osób - w tym ja. Na razie wychodzi, że ponad 1/3 gejów czytających blogi i w wieku tak między 17 a 45 lat (taka moja socjologiczna ocena) jest jedynakami. Dużo!!! Aż strach zapytać, co na to Wasi rodzice. Kiedy dowiedzą się, że mają syna geja, to jeśli jest rodzeństwo, mogą liczyć na wnuki, ale przy jedynakach ... dramat! ;) Reszta ma rodzeństwo i jestem zaskoczony wynikiem. Ponad 80% (tych którzy mają rodzeństwo) ma dobre relacje z rodzeństwem. Z czego tylko niecałe 10% ma dobre relacje nadal ukrywając swoją orientację seksualną. A zaskakuje mnie to, bo rozmawiałem z wieloma osobami na ten temat (i homo i hetero) i ciągle słyszałem, że relacje z rodzeństwem są złe. Może w takim razie wśród gejów przeważają jednak dobre relacje. Ciekawe dlaczego?
Z Gejowskim obejrzeliśmy "Biegając z nożyczkami" na podstawie pamiętnika Augusten Xon Burroughs'a. Gejowski czytał książkę i mówi, że jest lepsza. Mnie film się spodobał. Na film wydał swoje pieniądze Brad Pitt!!! Zwróciliśmy uwagę, że wątek gejowski jest w filmie potraktowany tak, że gejostwo głównego bohatera, to najmniejszy problem, jaki dręczy jego i jego otoczenie, ba, w ogóle nie jest problemem. Jeśli to, co opisał Burrougs jest faktem, a nie kreacją, to miał najkoszmarniejsze dzieciństwo, jakie się może zdarzyć. Po obejrzeniu tego filmu należałoby iść do rodziców lub choćby na ich groby i dziękować za to, że lali nas pasem, byli wymagający, a nawet, że interesowali się nami incydentalnie, jeśli chociaż tyle było. Burroughs dorastał z psychopatami, co zapewne jest związane z żałosną opieką medyczną w USA. Odlotowy jest fragment opisujący religijność opiekunów Burroughs'a. Kształt stolca jest znakiem od Boga i kupa zostaje umieszczony na ołtarzyku. Jeśli to Was nie zachęciło do przeczytania książki lub obejrzenia filmu, to "posdraffiam was ciule".
Odzew na mojego bloga nie jest imponujący i wcale zdziwiony nie jestem. Kilkadziesiąt osób weszło, 16 oddało głos w ankiecie, dwie coś skomentowały. Byłbym idiotą, gdybym sądził, że będzie inaczej. Przynajmniej nie rozczarowałem się ;)
czwartek, 29 października 2009
Czwartek
Rozmawiałem z Gejowskim, chwilowo tylko on czyta moje notki, nim udostępnię je szerzej. Sama idea obnażania się publicznie na blogu jest dla mnie chora. Sam nie wiem, czy to ma jakikolwiek sens. Ale czemu nie spróbować?! Gejowski twierdzi, ze przejdzie mi jak tylko będę szczęśliwy. A czy ja nieszczęśliwy jestem teraz? Nie, nie jestem nieszczęśliwy. Problem raczej tkwi w tym, że jestem sam i nie mam się z kim dzielić wrażeniami z dnia. To dzielę się ze wszystkimi ... jakby to kogokolwiek interesowało. Fatalne jest w takiej sytuacji, że nie ma żadnego feedback'u. Gadam, jak dziad do obrazu ... a obraz ni razu.
Czy dlatego łączymy się w pary, by znaleźć kogoś, kto zainteresuje się tym, jak minął nasz dzień? przejmie naszymi sukcesami i porażkami? pocieszy nas lub zachwyci się nami? W ogóle jakoś tak wygląda, że idea parowania się jest passe. Ludzie przestają w tym dostrzegać jakąś wartość dodaną. A ja wciąż ją widzę, choćby w efekcie synergii. Jeśli nawet nie ma efektu synergii, to przynajmniej niech to będzie uzupełnianie się! Nie umiem gotować, ale lubię dobrze zjeść. Najlepiej znaleźć kogoś, kto jest dobry w tym, w czym ja jestem beznadziejny.
Wieczorem Ganimedes. Ja, jak zwykle z Gejowskim, ale dołączył Ego, Prawie Żonaty (PŻ), a dosiadł się Podpalany. Oczywiście tylko ja mam w sobie tyle luzu, żeby coś zaśpiewać. Atmosfera taka sobie, w ogólnym hałasie ciężko się rozmawia. Jakoś przetrwaliśmy. Jednak już w trakcie zadawałem sobie pytanie: "Co ja tu robię?". Wokół te same twarze, których i tak nie mam ochoty poznawać bliżej. Oplotkowywanie wszystkich dookoła nie bawi mnie - zresztą losy tych ludzi obchodzą mnie tyle, co zeszłoroczny śnieg. To gdzie pójść? Gdzie zobaczyć inne twarze, innych ludzi?
środa, 28 października 2009
Środa
Ciekawe, co znajomi przygotują jako prezenty. Gejowski już mnie wyprowadził z błędu. Nie ma co oczekiwać, że znajomi się postarają. Co za ludzie, no ja nie mogę ;)
wtorek, 27 października 2009
Wtorek
Spektakl + refleksje
Wieczorem Teatr im. S. Jaracza, "Rowerzyści" na zaproszenie Zauroczonego
Autor: Volker Schmidt
Reżyser: Anna Augustynowicz
Występują:
Franciszka - Joanna Matuszak (Teatr Współczesny w Szczecinie)
Lina - Agnieszka Więdłocha (PWSFTviT)
Anna - Beata Zygarlicka (Teatr Współczesny w Szczecinie)
Albert - Arkadiusz Buszko (Teatr Współczesny w Szczecinie)
Manfred - Przemysław Kozłowski
Tomek - Marcin Łuczak
Aktorzy zagrali fajnie, ale sztuka nudna. Postindustrialne związki ludzkie pozbawione uczuć. Było parę zaskakujących momentów. Sztuka nie jest komedią, ale reżyser starał się wywołać efekty komediowe i rzeczywiście trudno było się nie uśmiechnąć. Po co to, nie wiem. Pasowało jak pięść do nosa, ale może jakby nie było, to nikt by nie przyszedł oglądać.
Sztuka o tyle mnie ruszyła, że pokazała obecną płytkość relacji międzyludzkich. To co najwyżej cenię, czyli relacja emocjonalna, jest przeżytkiem. I dlaczego ja się jeszcze dziwię, że traktowany jestem tylko jako obiekt seksualny, bądź ostatecznie jako wsparcie. Uczucia nie ma, jest uznawane za zbędne i niepotrzebne. A przecież jesteśmy uczuciowi. Uczucia to nie jest coś, co zniknęło z naszej konstrukcji psychicznej. Tylko dlaczego są one tak skrywane, odpychane? Młodzi boją się uczuć, bo one oznaczają utratę ich niezależności i wymagają odpowiedzialności za kogoś do czego jeszcze nie dojrzeli ... i nie wiadomo, czy kiedykolwiek dojrzeją. Starsi są zblazowani. Pielęgnują swoje nawyki i przyzwyczajenia, nie są skorzy do kompromisu i poświęcenia. To jak ja mam się w tym świecie odnaleźć? Do tego gej z ograniczonym terenem łowów, a geje są podobni do reszty społeczeństwa. Jestem inny pośród innych ;(
Ciekawa opowieść
Po teatrze kolacja z dość znanym artystą. Artysta podróżował, więc miał o czym opowiadać i zdominował wieczór. Pomijając inne ciekawe rzeczy jakie opowiedział, jedną opowieść przytoczę.
W Mumbaju (niegdyś znanym jako Bombaj) żyje sekta, która czci trzy żywioły: ogień, wodę i ziemię. Nie mogą skalać tych trzech świętych żywiołów zwłokami zmarłych, nie mogą ich więc spalić, ani puścić z biegiem rzeki, ani pogrzebać. Jak w każdej religii znaleźli swoje rozwiązanie. Żywiołem, który może przyjąć zmarłych jest powietrze. No fajnie, tylko jak to ma wyglądać od strony praktycznej?! Zacząłem zgadywać, że doczepiają do zwłok baloniki i zwłoki radośnie ulatują w dal ... by zapewne gdzieś w dali spaść ... oby nie komuś na głowę ;) Wygląda to inaczej. Budują wieżę o kształcie przypominającym znane z miejskich krajobrazów wieże ciśnień. Kopuła jest otwarta od góry. Zwłoki są rozkrawane, wrzucone do wieży, a resztą zajmują się ... ptaki!!! Niebanalne, prawda. ;)
Poniedziałek - początek
Poranek: wpadł Znany Przedsiębiorca Pogrzebowy (w skrócie ZPP). Odbyliśmy dłuższą rozmowę, z której chyba niewiele wynikło. Strasznie trudno jest rozmawiać z bliskim człowiekiem, ale w sytuacji, gdy bliscy już sobie nie jesteśmy. Właściwie każda rozmowa oddala nas od siebie coraz bardziej, ale cieszy, że nadal próbujemy. Tylko czemu on taki oporny?!
Wreszcie umówiłem się z Prezesem. Nie, to nie pseudonim, facet autentycznie jest prezesem ;) Może będzie z tego jakaś ciekawa praca.
Popołudnie: pędem do Urzędu Skarbowego, moje szczęście, ze o wacie pamiętałem i zdążyłem. Przymierzyłem też spodnie w Bershce, niestety mam za grube kończyny na rurki, wyglądają na mnie jak leginsy.
Wieczór: Zadzwoniła Profesjonalistka, wyżaliła mi się, a ja jej. I nie chciałbym mieć jej problemów. Cierpiący wszystkich krajów łączcie się!
W trakcie dobijał się Gejowski, oddzwoniłem. Fajnie, że mu się powodzi w podbojach, nie zazdroszczę, ale też bym chciał być taki niewymagający i szybki.
Lans czuje szokującą miętę do mnie. Zupełnie nie wiem, jak to sobie tłumaczyć. Zna mnie tylko ze zdjęcia. Musiałem przełożyć nasze spotkanie - trochę mi głupio było, ale nie było wyjścia - a on zero pretensji, ba, życzenia, żeby udało mi się sprawnie wszystko załatwić. Niebywałe.
Reszta wieczoru spędzona na konfigurowaniu bloga. I rozmyślaniach.
Piszczel - obiekt moich westchnień - jest fantazją, która nigdy się nie spełni. Wiem o tym, ale chemia wciąż działa ... i nie ma żadnego antidotum.
Cenny jest interesujący. Miło się z nim spędza czas. I do tego jest nieodgadniony. Ale chemii wciąż brak.
Jutro, a właściwie już dziś, "Rowerzyści" w Jaraczu na zaproszenie Zauroczonego.
Refleksja: jeden post, a ile osób się przez niego przewinęło; mam nadzieję, że zadbałem o ich anonimowość.