czwartek, 31 grudnia 2009

2010

Wreszcie mam gdzie upowszechniać twórczość Nadmorskiego. Jego życzenia są zawsze wyjątkowe, a dziś dedykuję je wszystkim Czytelnikom:

Zaklinając przyszłość - życzę noworocznie:
Niech się dobrze kończy - co mile rozpocznie!
Niech rosną przychody, maleją zmartwienia,
A w konkretne plany zmieniają marzenia!
Ale przede wszystkim - byśmy zdrowi byli,
I do kolejnego 'nastego' ... dożyli!

wtorek, 29 grudnia 2009

Wyciąganie wniosków

Jak nietrudno zauważyć konwencja tego bloga jest obyczajowa i skoncentrowana na mnie. Jest obyczajowa, aż do poziomu "Faktu". A skoncentrowanie na mnie nosi cechy ekshibicjonizmu.
Bez urazy, ale skoro czytacie tego bloga i wracacie tu, to znaczy, że jest to coś co trafia w wasze gusty. Podnieca Was rozbuchane ego autora? Sprośności, czy złośliwości w opisywaniu innych? Jeśli cokolwiek innego, to też cieszy mnie, że wracacie.

Nie jestem doświadczonym blogerem i wciąż uczę się o czym pisać i jak pisać.

Zacznę od siebie. Blog jest pewną kreacją. Nie przeczytacie tu o wielu rzeczach, które się wydarzyły lub które się toczą. Skrzętnie je ukrywam. Na światło dzienne wydobywam tylko to, co najbardziej barwne i pociągające, ok, nieco koloryzując tam gdzie trzeba. Sprzedaję pewien obraz siebie, jaki widać po tej krótkiej wymianie zdań w komentarzach:
Teresa pisze...
2Snajper: Poznaj mnie i sam się przekonaj, Twoje wyznania zamieszczę na blogu osobiście lub, jeśli będziesz wolał, sam je opiszesz ;)

Snajper pisze...
2Teresa: Propozycja kusząca ale: po pierwsze po tym wszystkim co przeczytałem na Twoim blogu musiałbym poznać Cię bardzo dogłębnie by dotrzeć do Twych cnót ukrytych pod grubą warstwą narcyzmu ;-) i w pełni docenić Twą zacną osobę; po drugie jestem dżentelmenem, publicznie o przebiegu i rezultacie swych spotkań nie opowiadam, podbojami się nie chwalę, więc na moje wyznania na łamach bloga raczej nie ma co liczyć.

Zapewne wszyscy zgadzają się ze Snajperem - bardzo sympatycznie wyraził zresztą swoje zdanie o mnie. Podsumujmy kim jestem: narcyz, męska kurwa i facet bez skrupułów. Nie piszę tego, żeby ktoś stanął w mojej obronie. Przyznajcie jednak, że przypadki kogoś takiego są ciekawsze niż opisy dnia szarego, jak tani papier toaletowy.

Jednak to, co ja piszę o sobie, to moja sprawa, ale to co piszę o innych, narusza ich prywatność. I tu się w swym niedoświadczeniu zagalopowałem. Jasne, są wymyślone przeze mnie pseudonimy, jednak świat jest mały i często można się domyśleć, kto jest kto, a zainteresowani, jeśli nie wiedzieli o tym blogu, mogą się czuć urażeni. Ciężko cofnąć czas, mleko się rozlało, więc jedyne, co mogę zrobić, to wyciągnąć wnioski. Na blogu nastąpią więc pewne zmiany, jeśli chodzi o opisywanie MOJEJ rzeczywistości. Mam jednak nadzieję, że pozostanie dla Was nadal atrakcyjny.

poniedziałek, 28 grudnia 2009

Teresa uwodzi

W niedzielę wybrałem się do Manufaktury zobaczyć, czy coś przecenili. Przy okazji, żeby nie tracić czasu, umówiłem się na randkę z Emigrantem. Połaziliśmy po sklepach, a Emigrant oceniał wyprzedaże porównując je z tymi jakie zna z Holandii. Wyszło, że przecen nie ma. Bo nie ma, to markowanie przecen w polskich sklepach jest żałosne. Z Emigrantem świetnie się gadało i miał dużą wiedzę o polskiej emigracji zarobkowej, gejach i warunkach życia w Holandii.

Nie napiszę wszystkiego, ale parę smaczków Wam podam.

"Zjechać" - czasownik oznaczający powrót na krótki czas do Polski.

Holenderscy geje głosują tylko na partie prawicowe, a nawet skrajnie prawicowe. Chodzi o pozbycie się emigrantów. Dlaczego? Żeby geje-Holendrzy nie bali się chodzić ulicami. Polacy, Marokańczycy i inni emigranci zarobkowi nie są elitą intelektualną, nie są obyci, itd. i na gejów manifestujących swoje gejostwo reagują agresją słowną i fizyczną.

W Holandii nie ma już gejowskich dyskotek. Młodzi geje chodzą to zwykłych dyskotek, bo nie robi im to różnicy, czy dyskoteka będzie homo, czy hetero. Do stricte gejowskich klubów chodzą tylko starsi panowie.

Podręcznik o Holandii dla starających się o holenderskie obywatelstwo zaczyna się od zdjęć modeli rodzin obowiązujących w Holandii: Pani i Pan, Pan i Pan, Pani i Pani - wszyscy z dziećmi. Przyszły obywatel musi już na tym etapie zaakceptować ten stan rzeczy.

Przeciętny Holender zareaguje obojętnie na wszelkie manifestacje homoseksualizmu, ale to nie zmienia faktu, że jest homofobem.

Obowiązujący model dla holenderskiego geja, to pieprzyć się do trzydziestki, a potem pomyśleć o jakimś związku.

Po dwóch godzinach spędzonych z Emigrantem w Manufakturze pożegnaliśmy się, przy czym poza uprzejmym stwierdzeniem, że fajny jestem, dodał, że chętnie spotka się ze mną na "dłuższe spotkanie". Co ja mam z tymi chłopami ...

A potem pędem na kolację z Toaletką. Wziąłem ze sobą prezent, którym Toaletkę rozwaliłem - ja to potrafię mieć wejście. A potem wiele godzin gadania, przekomarzania się, opowiadania. Okazało się, że chodziliśmy do tego samego liceum, choć w różnych latach. Aż do wyznań, że jeszcze nigdy nie poznał takiego faceta jak ja, że nigdy z żadnym facetem tak dobrze mu się nie rozmawiało, że chciałby, aby nasze spotkania nigdy się nie kończyły ...

Mówcie sobie, co chcecie. Naprawdę nie uwodzę tych facetów, cały czas jestem sobą.

niedziela, 27 grudnia 2009

Obiad u Żaby

Zgodnie z wielowiekową tradycją w drugi dzień świąt Żaba zaprosiła znajome ciotki swego syna na obiad. Było ciasno, smacznie i rodzinnie.

Wcześniej w rozmowie z kimś wspomniałem, że wybieram się na taki obiad. Usłyszałem, że matka mojego rozmówcy, nigdy by takiego obiadu nie zorganizowała. Powiedziałem o tym Żabie przy ciastach. Opowiedziała, jak i jej było kiedyś trudno pogodzić się z orientacją seksualną syna. Ale udało jej się przełamać i mimo stałej, nieprzyjaznej presji otoczenia okazuje mu pełną akceptację. Czego wyrazem są choćby te świąteczne obiady.

Były prezenty, które co roku sobie wręczamy. Fajnie, że coraz bardziej idzie to w kierunku prezentów wykonanych samodzielnie, a przynajmniej z własną pracą wykonaną nad nimi.

Podsumowaliśmy też mijający rok. Jaki dla nas był? Okazało się, że nie był szczególnie radosny. Myślę, że przykre chwile bardziej zapadają w pamięć niż te dobre i stąd takie ogólne wrażenie. Ja przeżyłem wiele przykrych chwil w 2009 roku. Jednak dla mnie ten rok był tak szczególny, że raczej jestem zadowolony.

Żaba zauważyła, że nie jestem zgryźliwy, jak to kiedyś bywało. Tak, to chyba dobra zmiana we mnie. Pozbyłem się wielu frustracji, jakie tkwiły we mnie w minionych latach i ktore powodowały, że chętnie jechałem po ludziach kiedy i gdzie popadło.

Po obiedzie okazało się, że pozostali uczestnicy są już zaproszeni na kolejną imprezę, więc dyskretnie się usunąłem. Przy okazji aRRo mnie zaskoczył, w trakcie rozmów okazał takt, którego się po nim nie spodziewałem, albo może nie miał dotąd okazji - dzięki ;)

piątek, 25 grudnia 2009

Avatar

Jak już musisz zobaczyć, to tylko w kinie, i tylko na pełnym 3D. Ewentualnie obejrzyj Misia Uszatka, fabuła identyczna. Film z serii torebka jednorazowa w hipermarkecie. Za miesiąc nikt nie będzie pamiętał o czym to było.

czwartek, 24 grudnia 2009

Podsumowanie odwiedzin na blogu

Na mój blog trafiły osoby googlujące następującymi frazami:

Poszukiwania praktyczne:
"dojść do siebie po przepiciu" - co za niewypał, ja w ogóle nie miewam objawów przepicia, nic nie pomogę,
"sztuka konwersacji ze znajomymi" - pewne porady na pewno każdy znajdzie,
"wyjmowanie akumulatora", "jak wyjmowac akumulator z samochodu" - jestem pewny, że mój opis tej operacji jest wyczerpujący,
"mieszkanie odświętne" - tym tematem chyba dopiero się zajmę,
"blog tycia gruba" - efekt obgadywania mnie przez Gejowskiego, ale jego blog pojawia się dla tego hasła znaaacznie wyżej,
"jak radzic sobie z nieodwzajemniona miłość" - w tej dziedzinie zrobił się ze mnie specjalista, w obie strony zresztą,
"konto na obcasach" - zapewne wynik poszukiwań banku dla drag-queen,
"niekomfortowo" - no czasem zdarza mi się tak czuć, ale żeby od razu u mnie szukać ratunku, to przesada.

Poszukiwania kulturalne:
"aj waj czyli historie z cynamonem", "brygada szlifierza karhana recenzja" - ludzie szukają, a dotychczasowi czytelnicy nawet nie zwrócili uwagi na te notki,
"porque te vas", "piosenka por que te vas", "jeanette dimech - porque te vas", "cria cuervos porque te vas" - a jednak ta piosenka nadal budzi emocje
"mam talent ukraina", "ksenia simonowa wiek" - ok, mogę zostać konsulem honorowym Ukrainy, a co tam,
"jakie sa historie biblijne" - aż się boję pomyśleć, co to dziecko zaniosło na lekcję religii katolickiej po zrobieniu copy/paste z mojego bloga,
"niesymulowane sceny" - żadnych scen nie symuluję.

Poszukiwania absurdalne:
"ligia helloween" - za diabła nie wiem o co chodzi,
"liteki- haxy" - 1 miejsce w googlach!!! Nadal nie wiem, co to są te "liteki".

Geografia
Najwięcej trafia do mnie oczywiście ludzi z Łodzi i może z województwa (30%). Po około 7% z Warszawy, Wrocławia i Krakowa. Proszę, proszę blog mi się robi narodowy.

Polecają
40% czytelników trafia do mnie bezpośrednio. Nie bardzo wiem co to znaczy, ale to chyba dobrze. Pozostali przez inne blogi i opisane powyżej wyszukiwarki. Co ciekawe początkowo Czytelnicy wchodzili do mnie tylko przez blog Gejowskiego, a blog Xella był na odległej pozycji. Aż znienacka to się odwróciło. Zupełnie nie wiem czemu. Kolejnymi sponsorami czytelnictwa są dla tego bloga: Pluto, Prawiebrunet, Malotraktorem, HomoViator. Wszyscy zupełnie nieproszeni umieścili kokieteryjnie link do mojego bloga na swoich. Dzięki chłopaki.

C Z Y T E L N I C Y
No ale esencją każdego bloga są jego Czytelnicy. Kłócę się z nimi, wściekam sie na nich (niektórzy przyprawiają mnie o epilepsję), bawią mnie, znęcają się nade mną, pouczają mnie, wyśmiewają się ze mnie, ale fajnie, że są ze mną.

Gejowski - znam; gdyby nie on ten blog nigdy by nie zaistniał,
Metka - znam; przedstawia się jako "Metek", bo mysli, że doda mu to męskości ;)
s. - nie znam; intelektualnie podniecający,
SleezyScreenName (w skrócie SSN) - nie znam; łobuz z San Francisco, w końcu mnie wykończy,
Snajper - nie znam; prześmiewca, lubię takich,
Tedik - nie znam; jeszcze nie rozwinął talentów w komentowaniu,
Azazel - znam; aż strach się bać ;)
Raand - znam; napiszcie coś nie tak o samochodach, a na pewno się odezwie,
Pluto - znam; zawsze pojednawczy,
Junior - nie znam; junior, a mimo to wyrozumiały,
Daniel - nie znam; ortodoks,
Prawiebrunet - znam; a sam cholernik nie pozwala na komentarze u siebie,
Häxa - znam; znam, ale nie powiem kto to,
aRRo - znam; ależ to trudna znajomość dla nas obu ;)
Malotraktorem - nie znam; potrafi wynaleźć rzeczy, które mnie absorbują przez wiele dni,
Person - znam; no rusz się, przecież wiem, że masz swobodę wyrażania swoich poglądów,
Regina - znam; ech, młodość ;)

Bywali też czytelnicy anonimowi, ale skoro tak postanowili, to niech anonimowi pozostaną.

Cały tekst napisałem 22 grudnia, ale pozostawiłem do prezentacji na dzień wigilijny ... na wypadek, jakby komuś się nudziło i chciał coś poczytać.

środa, 23 grudnia 2009

Wiem, jestem porąbany

We wtorek wieczorem nudziłem się. Wlazłem na czaterię podając prawdziwy wiek i czekałem, co się wydarzy. Wszyscy dwudziestoparolatkowie chcieli mi obciągać. Ich teksty były nudne i przewidywalne. Po kolei ignorowałem wszystkich tych porąbanych kolesi. Aż w końcu, nikt nie został.
Znudzony sam zagaiłem gościa starszego ode mnie. I zacząłem z nim klikać. Szło fantastycznie. Facet rozbrajał mnie coraz bardziej. Sam powiedział, że jemu też świetnie się ze mną gada. Zapowiedział, że musi się ze mną spotkać jeszcze tej nocy. Żebym przyjechał do niego. Argumentem było to, że właśnie zaczął się dzień jego urodzin. Odmówiłem oczywiście, bo jazda na drugi koniec Łodzi zupełnie mnie nie pociągała. Ale zaproponowałem, że może przyjechać do mnie. I przyjechał, o 3 w nocy.
Gadaliśmy do 6 rano, poruszając między innymi kwestię tego, że obaj musimy być nieźle porąbani skoro doszło do takiego spotkania, o tej porze. A potem położyliśmy się do łóżka. Fajnie jest móc się przytulić, brakuje mi tego. Rano odwiozłem go i jeszcze u niego wypiliśmy kawę.
Niesamowity facet. Powiedział, że nigdy nie zapomni tych urodzin. Kolejny raz usłyszałem, że jestem "zajebisty". Nie lubię tego określenia, bo zasadniczo nic ono nie oznacza. Jest jak wykrzyknik, i tyle. Ale swoją ocenę mojej osoby doprecyzował później w esie, dziękując za spotkanie. Napisał "Jesteś facetem wielkiego formatu, z klasą i urokiem". Usłyszałem to od faceta, który sam ma te cechy. Widocznie miałem swoją dobrą chwilę, bo przecież potrafię też być małego formatu, bez klasy i uroku ;)
Nazwę go przewrotnie "Toaletka".

Wpadł ZPP. Dostałem od niego prezent pod choinkę. Ale po miesiącu niewidzenia się, nie mieliśmy sobie nic do powiedzenia.

Potem był obóz pracy przymusowej, czyli sprzątanie u Matki i kręcenie sernika.

A w ramach odprężenia, po pracy spotkanie w pubie z Angolem. Opowiedział mi o swoich byłych. Poprzeczkę ma bardzo wysoko ustawioną. Wyobraźcie sobie, że wasz pierwszy facet był szejkiem, jak się będą czuć kolejni?! Ale coś go we mnie zainteresowało, polował na mnie parę tygodni. Ciekawe, czy po naszym krótkim spotkaniu znowu zadzwoni.

poniedziałek, 21 grudnia 2009

Imieniny Gejowskiego raz jeszcze

Po szerokich konsultacjach środowiskowych niniejszym przyznaję imprezie imieninowej Gejowskiego tytuł:

NAJLEPSZEJ IMPREZY 2009 ROKU

Ci co byli, proszę niech zapieją w komentarzach, pozostali niech żałują ;)

niedziela, 20 grudnia 2009

Imieniny Ge

Ach, co to była za noc ... niezapomniana.

Imieniny Gejowskiego zazwyczaj były upierdliwym obowiązkiem towarzyskim, który kończył się w okolicach północy i można było wyjść pobawić się na mieście. Tym razem było inaczej, impreza potrwała do szóstej rano. Było super! I zupełnie nie wiem czemu.

Muzykę Gejowski ma zawsze dobrą i tak samo było teraz. Meble te same, na stole ten sam standard niedietetyczny, co zawsze. Towarzystwo zasadniczo też to samo. A jednak tym razem coś zaskoczyło. Może to, że Gejowski jest sam i był wyjątkowo miły dla ludzi. Może aura - mimo syberyjskich mrozów - sprzyjała imprezowaniu.

Zdjęć z imprezy tylko z mojego aparatu jest 228. Nie wiem ile Gejowski nastrzelał swoim. Także dokumentacja wydarzeń i osób jest.

A propos osób. Niezły tabun się przewinął. Aż trudno wymieniać.

Ja zjawiłem się nie sam, jak się zanosiło. Zdarzył mi się "plus 1". O 11 na jednym z portali chłopak zapytał mnie o jakieś imprezy w Łodzi. Okazało się, że przyszło mu zakotwiczyć w mieście na weekend i nie bardzo ma co ze sobą zrobić. Od słowa do słowa zaprosiłem go na imprezę do Gejowskiego. Już o 14 spotkaliśmy się w Manufakturze, gdzie poszaleliśmy zakupowo, a ja przy okazji mogłem się zorientować, czy z gościem wszystko jest ok. Było ok.

A to co było dalej to typowy przykład trafności powiedzenia "trafiło się ślepej kurze ziarno". Plus 1 okazał się nie tylko bardzo przystojny, ale jeszcze szalenie miły. Na imprezie zawojował wszystkich chyba. Fatalnie, że jest z daleka i chyba nigdy go już nie zobaczę. Mnie też zawojował ;)

czwartek, 17 grudnia 2009

Opowieści biblijne

Ludzie potrafią zaskoczyć. Z Biblijnym znamy się już ze dwa miesiące, a ja go tylko raz za rączkę trzymałem. Trzymał mnie na dystans, że aż straciłem nadzieję, ba, obraziłem się! Aż w miniony weekend rzucił takimi tekstami, że mi szczęka opadła.
Ale potem było po staremu, nie miał czasu, a to to, a to tamto. Już znowu zacząłem się zniechęcać. On chyba tak specjalnie mnie dręczył. Czekał, jak będę reagował - dobrze, że nie czyta tego bloga ;)

Ciągle przekładane spotkanie w końcu doszło do skutku. Zaczęło się niewinnie, skończyło grzesznie. Oj, pogrzeszyliśmy ;) Inna sprawa, że jestem całkiem skołowany, co o nim sądzić. Grzeczny, ułożony, skryty, na dystans, aż znienacka rzucił się na mnie, jak wygłodniały wilkołak. Co więcej, on był dyrygentem, a ja posłuszną orkiestrą. Zupełnie się tego po nim nie spodziewałem.

Psycholog ze mnie żaden ;(

środa, 16 grudnia 2009

Nocne zmagania

Poszedłem sobie do Gejowskiego spędzać czas. Piję ci ja herbatę, a tu sms. Kierownik sie odzywa. No cool i w ogóle. Ale on, że to ta noc, że jakbym chciał, to ... Gejowski czerwony z wściekłości "15 lat sie z Tobą męczę, a Ty po jednym smsie chcesz uciekać!". Noooooo .... uciekłem. I nie żałuję. Och, kimże ja nie byłem tej nocy. Elżbieta, Ty szmato, możesz żałować.

wtorek, 15 grudnia 2009

Wyjmowanie akumulatora

Metka napisał:
Najfaniejszy widok to Teresa wysiadająca z samochodu. Wygląda to tak:
1) najpiew nogi
2) potem zwiędła dłoń
3) następnie biust
4) and finally: the one, the only, the gorgeous, the divine - here she is just for you Ladies and Gentlemen: TEEEEREEEEESAAAA!!!

A teraz wyobraźcie ją sobie, kiedy nie chcę jej odpalić samochodzik. Zziębnięta, wkurwiona, potargana, z miną "od trzech lat nie miałam gacha", umorusana i próbująca grzebać przy akumulatorze. Na Darwina - omdlewam!

To mnie sprowokowało do dokładnego opisu sytuacji. Wszystko jest w komentarzach do poprzedniej notki, ale Azazel i Gejowski zachęcili mnie do wrzucenia jako notkę, no to voila ;)

Jak już się upewniłam, że samodzielne zmartwychwstanie gada nie uda się, postanowiłam więc udać się do gada. Pół samochodu przetrząsnęłam nim znalazłam rękawiczki do prac przy Rolls Royce'sie.
Pociągnęłam stosowną dżwignię, aż mi mało w ręku nie została i lecę do przodu. Chwytam za maskę i ciągnę. Blacha się wygina, pot mi z czoła leci, ale otworzyć się nie chce. Jak przy każdym ciągnięciu człowiek spodziewa się jakiegoś efektu, a tu nic! Postanawiam powtórzyć całą operację, jak mi instruktor tłumaczył. Ale jak spojrzałam zza węgła samochodu już wiedziałam, otworzyłam wlew, nie maskę.
Ok, gdzie jest to cholerstwo od maski. Mało się nie zaplątałam między pedałami, żeby to dziadostwo znaleźć. Pociągnęłam, usłyszałam jakiś szczęk, cichy, bo głowę miałam między kolanami, ale obiecujący. Z rozwianym włosem lecę do maski i ciąąąąągnę, a ciągnąć to ja potrafię. Kupa, maska rusza się dwa centymentry w góre i dwa w dół.
Ok, pamiętam ze szkolenia, że jest tam dzyndzoł, który trzeba pomiętosić. Naciągam rękawiczkę po łokieć i wpycham palce w szparę. Fisting pomógł, namacałam dziada i po miętoszeniu puścił.
Widzę sprawcę nieszczęść mych wszelakich. Duży, utytłany, po bokach jakieś kłykciny, fuj. Ostrożnie odłożyłam maskę na miejsce i poleciałam po specjalnie na tę okazję szykowany klucz. Jak zwykle przy takich okazjach musiałam chwilę pomyśleć w ktorą stronę kręcić tymi nakrętkami, ale mam na to niezawodny sposób, trzeba sobie przypomnieć, w którą stronę otwiera się słoiczek z kremem pod oczy.
Trochę mi było niewygodnie pracować z maską leżącą na mojej głowie, ale chuj z fryzurą, ważne, że gada miałam w garści. Postawiłam go na chodniku i pozamykałam wszystkie znane mi otwory Rolls Royce'a.
Postałam jeszcze chwilę z nadzieją, że jakiś sąsiad się pojawi i wniesie gada na górę. Ale, że się nie pojawiał, a zimno dupę mi ścisnęło i makijaż miałam już jak górnik, to sama gada wtaszczyłam.

poniedziałek, 14 grudnia 2009

Life sucks

Wracałem od Gejowskiego. Ciemno, zimno. Po drodze dmuchana reklama WBK "Konto na obcasach", "Kobiety chcą więcej". Obok smętny facet w samochodzie. Ciekawe co czuł?

Kurna, dzień miał być fajny. Wieczorem miał wpaść Biblijny. Tak, wiem, wykreśliłem go z karnecika, ale sentyment pozostał. Cały dzień jeździłem na szmacie, żeby norkę przygotować na wizytę księcia. Ja, Teresa, na szmacie. Ci co mnie lepiej znają wiedzą, że to spore poświęcenie. No i kupa. Wsiadam do Rolls Royce'a, a on rzęzi. Ja kręcę kluczykiem, a on ze skomlenia przechodzi w charkot, by wreszcie wyzionąć ducha. Kopnięcie w oponę nie pomogło. Wytargałem to coś, co się okazuje ważniejsze od paliwa i wtargałem do norki. Sąsiadka jak zwykle życzliwie pożyczyła mi takie coś, co się nazywa "prostownik". Na cholerę mi wiedza o istnieniu czegoś takiego! A co dopiero używanie tego! Biblijny na wieść,że mam problemy techniczne przesunął swą wizytę na środę. Do tego Rolls Royce stoi na ulicy na pół otwarty, bo w jedną z dziurek klucz nie chciał wejść. Pieprzę to! Niech go ukradną.
Gejowski warknął dziś na mnie, że niby źle traktuję potencjalnych. A jak mam traktować?! Rozpisuję sie jak głupi o ortografii, o szacunku jaki w ten sposób się okazuje, a potem jakiś szczyl wali mi "wogóle". Niech spada skąd się urwał. "Kobiety chcą więcej"!

niedziela, 13 grudnia 2009

Parapetówka u Xella

Skoro byłem na tej parapetówce to trzeba zdać jakąś zjadliwą, ciotowską relację.

Na imprezę spóźniłem się straszliwie, co zapowiadałem. Zauroczony w ramach urodzinowego prezentu zaprosił mnie do Teatru Nowego na Flamenco. Spodziewałem się ognistych Hiszpanów i nie mniej ognistych Hiszpanek. Hiszpanów było trzech, wszyscy wyglądali na ciemnych blondynów i urodą nie porażali. Pozostałe 6 osób biorących udział w przedstawieniu, to Polacy. Tańce i śpiewy były ok, ale ognia nie wykrzesali. Nie zachęcam do wybierania się.

Xell mieszka praktycznie poza mapą Łodzi. Pojechałem z Gejowskim, który posiadał GayPS'a. Jazda z Gejowskim, to osobny rozdział. Ale odpuszczę mu.

Mieszkanie przytulne. Urocze jest to, że bez trudu można się dzielić swoim życiem erotycznym z sąsiadami. Przez okna salonu można podziwiać zalesienia i chyba zaorane pola, a do sypialni dochodzi kojący szum setek aut z pobliskiego skrzyżowania. Wystrój mieszkania bardzo funkcjonalny, nieco odarty z indywidualności, ale umówmy się Xell jest indywidualnością sam w sobie. Living room jeszcze nie skończony. Xell zadbał o najważniejsze dla siebie sprawy, czyli sypialnię i kuchnię. W łazience zwraca uwagę szerokie lustro, baaardzo szerokie. Myślisz Xell, że ta szerokość kiedyś będzie potrzebna? ;)

Goście znani i nieznani. Był Prawiebrunet ze swym przemiłym kompanem. Metka i Gwiazda orbitujący wokół siebie ... zupełnie niepotrzebnie. Był dawno niewidziany Cenny z pierwszy raz widzianym Pikusiem. Na zdjęciach Pikuś wyglądał na wyższego. Był Lucy, który potrafi być przeuroczy. Sporo pogadałem z Dyrygentem i Grubym - Gruby sam tak o sobie mówił, więc pretensji o pseudonim nie przyjmuję. No i był Drwal - ubrany jak drwal, z ciałem jak u drwala i wcale interesującą osobowością. Była też jakaś kobieta.

Do jedzenia rzeczywiście tak, jak Xell zapowiadał, był smalec i ogórki. Były też trochę innych rzeczy, żeby dodać elegancji. Ja oczywiście rzuciłem się na smalec. Czym zachęciłem innych krygujących się fanów tego tłuszczu. Charakterystyczne, że smalec jedli tylko ci szczupli. Były też jakieś alkohole i boski bimber. Nie wiem skąd Xell wytrzasnął ten bimber, jak spróbowałem nie piłem już niczego innego. I wiecie co, zero kaca dzisiaj! Pierwsza klasa, poproszę o dostawy.

Xell wymyślił sobie, że palacze będą palili na balkonie. Na szczęście zdał sobie sprawę z okrucieństwa tego rozporządzenia (było poniżej zera) i nieco wymuszenie przystał na palenie na klatce schodowej. Ale w końcu się oswoił i można było palić w kuchni. Ja wiem, że dym papierosowy śmierdzi, ale jak ktoś pierdnie, to też śmierdzi, a nie ogranicza się pierdzących w ich przywilejach! Goście muszą mieć swoje prawa i koniec.

Impreza toczyła się jak zawsze głównie w kuchni, a z powodu palaczy także na klatce schodowej. Dużo różnego bla, bla o co trudno mieć pretensje. Poznałem się ze wszystkimi i mam nadzieję pozostawiłem dobre wrażenie po sobie. Z mojego punktu widzenia najważniejszymi momentami były moje ściąganie odzieży oraz taniec erotyczny z Ego i Cennym. Zsunął się też abażur, ale to detal.

Impra była jak zjazd blogerów, z czego nie zdawałem sobie sprawy. Gospodarz Xell, Gejowski, Prawiebrunet, Pikuś i Drwal, o mnie świeżynce nie wspominając.

Ogólnie fajnie, ale szkoda, że nie było żadnych ekscesów. No i w przyszłości Xell będzie musiał urządzać imprezy w bardziej cywilizowanych rejonach świata.

Urodzinowo

Nie cierpię urodzin i imienin. Ale co roku je mam i nijak się przed tym nie daje uciec. Życzenia urodzinowe przychodziły mailem, facebookiem, naszą klasą, smsami, telefonicznie i bezpośrednio. Jeden z czytelników ocenił niedawno, że moja próżność jest rozdęta do granic możliwości. W tym jednym dniu tak nie jest w każdym razie. Nie lubię tego wystawienia przed szereg i fetowania. Krępuje mnie to.

Największą niespodziankę sprawiła mi moja paczka oczywiście. Miał wpaść tylko Gejowski i mieliśmy pooglądać filmy. Wpadł tabun, zmówili się. Metka i Gwiazda wymyślili na prezent kolejną rzecz, której potrzeby posiadania do tej pory nie miałem. Ego i Raand wręczyli bombę kaloryczną, kierując się pewno ostatnim szumem wokół stanu moich bioder. Gejowski jak zwykle z troski o mój rozwój intelektualny podarował mi książkę i grę na Play Station. Książka gdzieś leży, gra od razu znalazła fanów. Wreszcie można było prowadzić samochód po pijaku ;)

Urodziny w przykry sposób przypomniały mi o wieku. Znowu przesunąłem się na skali czasu. Cooleżanki żartowały sobie ze "starej Teresy". W naszej grupie jestem najstarszy. Właściwie w dowolnej grupie w jakiej się znajdę jestem teraz najstarszy. Już chyba tylko moja matka jest ode mnie starsza! To aż głupio.
Pocieszające jest to, że tym wszystkim młodym ludziom to nie przeszkadza. Ci, którzy wiedzą ile mam lat są z tym pogodzeni, a ci którzy nie wiedzą, nawet nie przypuszczają, jaki garb lat noszę. Za wygląd muszę dziękować genom. To cud, że mi się tak udało. Ale też i charakter ma tu znaczenie. Ja chyba chodząc już z balkonikiem będę gotów jeszcze imprezować. Skąd we mnie tyle energii, optymizmu, zadowolenia z życia, to nie wiem. Ale cieszę się tym nie mniej niż ludźmi, którzy mnie otaczają ;)

sobota, 12 grudnia 2009

Teresa na portalach gejowskich

Gejowski wspomniał, że fetysze wyjdą z użycia za 10 lat. Trudno mi w to uwierzyć, bo zjawisko ma już swoją historię i nie ma żadnych oznak końca.

Trochę łażę po portalach gejowskich. Z uprzejmości wchodzę na profile osób, które weszły na mój profil - ale nie odczuwam potrzeby zostawiania po sobie śladu, szczególnie gdy widzę, że gość szuka kogoś innego lub jest poza moim zasięgiem terytorialnym.
Szczególnie bawią mnie faceci poszukujący romantycznej miłości i nie mniej egzaltowanego partnera, a przy tym precyzują swe potrzeby podając w profilu:

"Ostry seks" - z żyletkami przy świetle księżyca zapewne, to takie romantyczne!,

"Seks grupowy" - jak się już ma romantycznego partnera, to należy się nim trochę pochwalić, najlepiej podrzucić innym do przerżnięcia, niech wiedzą co tracą,

"Sneaker seks" - wzajemne obwąchiwanie skarpetek, tudzież obuwia, bielizny i nie wiem czego jeszcze; romantyczni poeci zwracali uwagę na ten zmysł, wątpię jednak, czy chodziło im o tą samą woń[patrz komentarze].

2b rodzynek or 2b rodzynka

Ponieważ temat chwycił, to przerzucam go do osobnej notki.
Dorzucę jeszcze takie ładne słowa jak puf/pufa, podkoszulek/podkoszulka.
Tak w ogóle, to blog zmienia się w jakieś forum społecznościowe. Nie wiem, czy to dobrze, czy źle, ale za to coś się dzieje, jest ruch w interesie ;)

Dotychczas powiedziano w temacie:

Zagaił Teresa:
niewiele rodzynków (czy rodzynek? niech mnie ktoś poprawi, please)

Azazel pociągnął temat:
Rodzynków, mój drogi, rodzynków. Bo to TEN rodzynek, nie "ta rodzynka" :)

s. pogłebił temat:
Jeszcze odnośnie rodzynek. Jak podaja słowniki ortograficzne obie formy są poprawne:
rodzynek -n•ka, -n•kiem; -n•ki, -n•ków a. rodzynka
rodzyn•ka -n•ce, -n•kę; -nek a. rodzynek
Ja "od małego" ;) używalem formy "ta rodzynka".

Azazel nie odpuścił:
Tak, wiem, że obecnie dopuszcza się obie formy (niestety! moje serce polonisty mocno się na to wzdraga).
Jednak Teresa pisze ewidentnie o chłopakach (nawet jeśli niektórzy uważają się za dziewczyny;) - a zatem w tym wypadku właściwa jest męska forma odmiany: tych rodzynków.

Gejowski, jak zwykle, wie lepiej:
Rodzynków. Zawsze i wszędzie.

s. odparował:
W innych językach europejskich rodzynka jest rodzaju żeńskiego, więc nie byłbym taki stanowczy :-P

Coż za wdzięczny temat ;) Moim zdaniem geje powinni promować formę "ten rodzynek" ;) Niech to będzie gejowskie spojrzenie na język polski.

piątek, 11 grudnia 2009

Pauza

Od ostatniej notki sporo się wydarzyło i najpierw muszę zebrać myśli, nim coś napiszę.
Dzięki wielkie za komentarze do notki z 9 grudnia. Powinienem zebrać te wypowiedzi w jakąś całość i postaram się to zrobić.
Bądźcie w gotowości ;)

środa, 9 grudnia 2009

Teresa się gzi

Pogodę za oknem każdy widzi, jest smętnie i beznadziejnie. I tak też zaczął się dzień. A Gejowski nadal znęca się nade mną na swoim blogu.

Miał do mnie przyjechać Piszczel. Bardzo wiele by to dla mnie znaczyło. I zapewniał mnie o tym, że przyjedzie. Zupełnie nie rozumiem po co mnie zapewniał, bo z tego co mi opowiadał, to raczej było to mało realne. Ale OK, trochę się nastawiłem. Szczęście w nieszczęściu, że do jego niesłowności - ktorej nie cierpię - już się przyzwyczaiłem. Nie nastawiłem się zbyt mocno i dobrze.

Znienacka odezwał sie Biblijny z pretensją, że się nie odzywam. Najpierw zapewniał mnie, że jest chory, potem skłamał, że wyjechał na weekend z Łodzi (te kłamstewka są tak proste do udowodnienia), a teraz ma pretensje, ale pisze o nadrabianiu zaległości i braku czasu w związku z tym. Na odczepnego napisałem mu, że jak znajdzie czas dla mnie, to niech się odezwie, a ja MOŻE postaram się dostosować.

A później dwie randki w ciemno. W ciemno, bo nie widziałem zdjęć tych ludzi i nawet udało mi się ich przekonać, że moich zdjęć też nie muszą oglądać przed spotkaniem się.

Pierwszy Pan - którego nie będę obdarzał pseudonimem, bo nie ma sensu - upierał się, że ma 34 lata. Ewidentnie miał tak z 44 lata. Ja mu się nie dziwię nawet, że kłamał z wiekiem, wiem coś o tym. Jasne, że na dwie czwórki ciężko kogoś wyrwać. Ale można próbować, jeśli się jakoś wygląda. A zobaczyłem zmęczonego, przygarbionego troskami, ubranego byle jak faceta ... z pieskiem. Nie wiem, co było gorsze, czy ten wygląd, czy to uwiązanie do pieska - jedynego stworzenia akceptującego go takim jaki jest. Ja nie miałem w sobie tyle akceptacji.

Drugi Pan - nazwijmy go Kierownik, a pseudo dostaje, bo może się jeszcze przewinąć na kartach tego bloga - ma 25 lat. I nie musiał kłamać. Obdarzył mnie przemiłym komplementem: chciałby wyglądać jak ja, jak bedzie miał tyle lat ile ja mam. Niestety z wiekiem tradycyjnie nie byłem szczery, więc Kierownik nie wie, że może najwyżej marzyć o tym, żeby wyglądać jak ja, gdy będzie miał tyle lat ile naprawdę mam ;) Ale póki co wygląda OK ;) Ponieważ to najlepszy towar jaki mi się ostatnio udało wyrwać, więc było pościelowo. Usłyszałem, że jestem "zajebisty". Nie żebym nie wiedział tego o sobie, ale zawsze miło znowu to usłyszeć.

poniedziałek, 7 grudnia 2009

Kolejna konwersacja z wiekiem w tle

20 listopada i 4 grudnia pisałem o problemie wieku. Oczywiście ciąg dalszy nastąpił. Poniżej najświeższa, bo dzisiejsza konwersacja. Tym razem posłużyłem się radami szanownych cooleżanek i fragmentem sztuki. Mojego interlokutora nazwę Boa. Znam jego imię, numer telefonu, widziałem jego zdjęcie [nothing special] i nieco zapoznał mnie ze swoim życiem. Kontakt miał być czysto towarzyski. Aż w końcu:

Boa: ile masz lat?
Teresa: a ile chciałbyś żebym miał? jestem uczynny, dostosuję się ;)
Boa: Mysle od 30 lat do 35 lat....
Teresa: nieźle ;) a dokładniej podam jak poznasz mnie jako człowieka ;)
Boa: Nie rozumiem...
Teresa: nieźle celujesz ;) dokładnie ile mam lat podam Ci, jak się poznamy, może Cię wtedy zaskoczę ;)
Boa: Napisz ile masz lat...
Teresa: 57
Boa: Nie wierze..To zart.
Teresa: No a gdybym tyle miał, to co? Już nie chciałbyś się ze mną spotkać i pogadać?
[po czym zaległa długa cisza]

[po 2 godzinach przyszedł sms, żebym natentychmiast przesłał swoje zdjęcie mmsem; odmówiłem, bo nie mam w telefonie żadnych swoich zdjęć i odesłałem do miejsca gdzie są one dostępne]

Boa: TEN FACET NA ZDJECIU NIE WYGLADA NA 56 LAT.JESTES BARDZO MLODY.
Teresa: No mam nadzieje, że nie wyglądam na 56 ;)
Boa: Ladnie wygladasz super facet.

[po czym ja się zawiesiłem]

Słucham dalszych rad szanownych cooleżanek.

Teatr Nowy "Brygada szlifierza Karhana"

Ale maraton, teatr dzień po dniu. Tym razem w towarzystwie Wiedźmy, Homofoba, Katołodzianki, Prawie Żonatego i Gejowskiego. Spektakl świetny. Recenzja tutaj. Nie byłeś, to idź, polecam. Nie rozpisuję się na temat tej sztuki, chyba wystarczy, że polecam.
Po teatrze popijawa u Gejowskiego. I sporo rozmów i o sztuce, którą zobaczyliśmy, i o życiu.

niedziela, 6 grudnia 2009

Komentarze do "Teresa nie tyje!"

s. pisze...
Primo po pierwsze - nie mam napadów wyżerania z lodówki, w szczególności w nocy :)
Primo po drugie - proszę wyjaśnić te kromki z toną smalcu na nich - naprawdę dasz radę to zjeść???
Primo po trzecie - proponuję przeprowadzić jakieś publiczne ważenie dwójki najbardziej zainteresowanych tzn.Ciebie i gejowskiego. Potem obliczy sie różne BMI, BMW i BMX i prawda wyjdzie na światło dzienne jak szydło z worka :]
2009-12-05 12:57:00

Po pierwsze primo - możesz być wyjątkiem potwierdzającym regułę.
Po drugie primo - sam spróbuj znaleźć coś normalnego do jedzenia w lodówce Gejowskiego; czy obecność ton smalcu w jego lodówce nie zastanawia? ;)
Po trzecie primo - to niemożliwe, Gejowskiego trzeba już ważyć na wadze towarowej, a takiej nie posiadam.

gejowski pisze...
Zaraz zaraz, kwestią główną jest fakt, że Teresie padło na mózg i zamiast utrzymać fantastyczną wagę - którą okupiła rozstrojem nerwowym, niedoruchaniem, oziębłością uczuciową itd. - zaczęła żreć jak świnia i marnować osiągnięcia najtrudniejszego roku w jej życiu. Fakt mojego brzuszka nie ma tu nic do rzeczy - nawet jeśli schudnę, to Teresa od tego się nie zmieni...
2009-12-05 16:03:00

Ja w ogóle nie starałem się schudnąć, to samo przyszło. Bardzo dobrze się czułem z poprzednią wagą ... no może, prawie dobrze. Racja, "brzuszek" Gejowskiego - cóż za eufemizm, gdy mówimy o trwałej tłuszczowej fałdzie zwieszającej się już prawie do kolan - nie ma nic wspólnego z moją wagą ;)

metek pisze...
Ge, ależ problem w tym, że Teresa w ogóle nie utyła. Nawet gdyby to zrobiła, to byłaby wciąż tą samą, ujmującą osobą. Ty też jesteś ujmujący na swój sposób, darling, tyle że za gardło. Jak się chciało kobicie wpierdolić coś konkretnego, to czemu jej żałujesz? Uważasz, że czym większy PR wokół boczków Teresy, tym mniejsze boczki własne? Eksponujesz tylko własne kompleksy, zresztą idiotyczne, bo Ty też nie wyglądasz źle.

Uważam, że Teresa nie utyła. Zarzucam Ci więc, Ge, kłamstwo i tym samym rzucam Ci rękawicę. Dokładnie - siatkową rękawiczkę z falbanami, sweetie. To się nazywa pojedynek. Jeśli masz zdolność honorową, kobieto, to wyjdź przed dom i bij się ze mną o honor mojej fumfeli. Parasolkami się możemy naparzać. Zresztą - rodzaj broni zostawiam Tobie. Znając Twoje upodobania, może to być pojedynek na to, kto zje więcej chipsów o smaku sera i czosnku :))) Pączocha będzie moją sekundantką.
2009-12-05 17:13:00

Meciu, niestety widziałem "dorobek tłuszczowy" Gejowskiego. On sobie kompensuje ten dramat troską o moją wagę, ale to za niego musimy się wziąć. Tylko jak?!

Teatr Nowy "Aj waj! czyli historie z cynamonem" i Shortbus

Jak zwykle paczką - Wiedźma, Person, Ego, Gejowski i ja - poszliśmy do teatru. Wszystko dzięki nieocenionemu Gejowskiemu, który nie wiem jak, ale zawsze potrafi załatwić bilety i zachęcić do tej formy rozrywki. Jestem mu wdzięczny.

Właściwie nikt nie sprawdził na co idziemy. Okazało się, że trafiliśmy na spektakl kabaretowy osnuty na motywach kultury żydowskiej w wykonaniu Grupy Rafała Kmity. Początek przedstawienia był trochę słaby, ale potem się wszystko rozkręca i jest naprawdę śmiesznie. Plus fajnie zaśpiewane piosenki. Warto pójść i zobaczyć. I warto klaskać na koniec, bo aktorzy są przygotowani do dania nawet czterech różnych bisów, z których rapowana piosenka o rabinie, czy piosenka dziwki robią spore wrażenie.

Zapamiętałem fragment jednego ze skeczy. Do Haima, młodego kawalera, przychodzi Zelman, miejscowy swat, z prezentacją kobiet szukających zamążpójścia. Haim jest wybredny i słusznie, bo oferta jest delikatnie mówiąc "nieświeża". W końcu Zelman pokazuje Haimowi zdjęcie jednej z panien:

Haim: A ile ona ma lat?
Zelman: A ile Ty Haim chciałbyś, żeby ona miała? To uczynna kobieta, ona się dostosuje.

To tak a propos moich zmagań z wiekiem ;)

A tu rapowanie:


Po teatrze paczka wpadła do mnie i obejrzeliśmy "Shortbus". Film, który nigdy nie wejdzie na polskie ekrany kinowe, telewizyjne, ani nie pokaże się na DVD. Przyczyna prosta, bywa uznawany za pornograficzny ze względu na niesymulowane sceny seksu. Najzabawniejsze, że ten seks jest pokazany tak, że zupełnie nie podnieca, co było zamysłem reżysera. Po filmie dłuższa dyskusja o nim.

Moja ulubiona piosenka "In The End" z tego filmu zaśpiewana przez Justin'a Bond'a:


Oto jej tekst:
We all bear the scars
Yeah, we all feign a laugh
We all cry in the dark
Get cut off before we start

And as your first act begins
You realise they're all waiting
For a fall, for a flaw, for the end

And there's a path stained with tears
Could you talk to quiet my fears
Could you pull me aside
Just to acknowledge that I've tried

As your last breath begins
Contently take it in
Cause we all get it in
The end

And as your last breath begins
You find your demon's your best friend
And we all get it in
The end

Na zakończenie pijany w trupa Gejowski wyrzucił przez okno mój telefon. Miał szczęście, że nie trafił w samochód sąsiada. Mam nadzieję, że minionej nocy rzygał długo i boleśnie ;)

sobota, 5 grudnia 2009

Ciałka

Zawsze przyjemnie popatrzeć na ładne męskie ciała

Valley Lodge "All of My Loving" from Valley Lodge on Vimeo.

Skradzione z bloga cristoforo

Teresa nie tyje!

Gejowski, miałem tę sukę za siostrę, a ona czymś takim we mnie. Zgroza!!!
Małpa sama się przyznała, że ciągle robi mi gębę, załozyłem bloga, żeby przedstawić prawdziwego Teresę bez tejże gęby. I co teraz? Teraz muszę się znowu bronić.

Ta ździra zażyczyła sobie, żebym napisał, co kłamliwego napisała o mnie, voila.

Pierwsze zdanie:
Nie jest chyba szczególnie trudne do zaobserwowania, że Teresa tyje.
i dalej
Teresa tyje na potęgę
Kurna, gdzie ja tyję?! I jak to można "zaobserwować"? Mam drobne wahania wagi, jak każdy, i tyle. Dużo prawdziwsze jest stwierdzenie: "Gejowski nie robi nic, żeby dalej nie tyć".
Znowu będzie gruba
Nigdy nie byłem gruby, po prostu czasem było mnie więcej niż sam sobie tego życzyłem.

W kolejnej notce:
Teresa przyszła w jakimś okropnym sweterku koloru bordowego
Ten kolor najbliższy jest nierozbielonej zupie pomidorowej, no ale rozmawiaj ze ślepym o kolorach.
wyglądała, szczególnie w rejonie… hmmm… boczków. Bardzo podkreślonych.
Niestety sweterki tak wyglądają, a ten jest ciut za długi (rozmiar M) i wybrzusza się na pasku. PASKU!!!! Pasek mam szerszy od talii i siłą rzeczy trochę mnie poszerza warstwą tkaniny sweterka. Big deal!

Około 2005 roku zmieniła mi się figura. Tak znienacka. Musiałem zmienić wszystkie spodnie. Rozmiar 32 uniemożliwiał mi oddychanie. Przesiadłem się od razu na rozmiar 34. Byl to pewien dramat, ale uznałem, że taka jest kolej rzeczy i nic nie zrobię, żeby powstrzymać naturalne dojrzewanie.
W 2009 przez wiele miesięcy żyłem miłością. Jedzenie było zbędne. Mój żołądek skurczył się. Spadek wagi nastąpił szybko. Moje rozmiary zmniejszyły się. Dziś zakładam spodnie rozmiar 31. T-shirty kupuję w rozmiarze S. Dobra wiem, że rozmiarówka też się zmieniła i obecne S, to dawne M, ale i tak jest nieźle.
Żołądek nadal mam mały i nie jem dużo. Natomiast jak każdy normalny facet mam napady wilczego apetytu przy którym wstaje się w nocy i wyżera wszystko co się znajduje w lodówce, niech mi jakiś facet powie, że tak nie ma czasem. I są to napady tylko, a nie conocna aktywność. Mimo tych napadów trzymam wagę i kształty.

O co Gejowskiemu więc chodzi? Ja myślę, że to z zazdrości. Sam nie robi nic, żeby schudnąć. I tyje! Żre tłusto, mącznie i bez sensu. Napycha się kaloriami. Zawsze znajdzie jakiś excuse, a to, że chory, a to, że w depresji, a to, że ten odszedł, a tamten nie przyszedł. W sumie uważam go za zdyscyplinowanego faceta, ale niestety nie dotyczy to obżarstwa. Temu folguje zawsze. Pamiętam jak Gejowski rozszedł się z fajnym gościem, bo tamten utył, już nie był "dżaga". Ostatni nabytek sam utył przy Gejowskim! A Gejowski tyje nadal.

piątek, 4 grudnia 2009

I znowu problem wieku

W notce z 20 listopada pisałem o problemie wieku. Nawet były trzy komentarze zasadniczo nakazujące mówienie prawdy. Ok, wybrałem po swojemu, żeby wiekiem się nie chwalić, ale też w tej sprawie nie kłamać.
Przypadkiem w Internecie trafiłem na gościa - nazwijmy go Masakra - z którym mam wspólne pewne zainteresowania, on sobie obejrzał moje zdjęcia, ja jego. Raczej nie byliśmy zainteresowani sobą tylko tymi zainteresowaniami właśnie. Wymieniliśmy się imionami, a nawet telefonami. Byliśmy już nawet umówieni na wspólne wyjście do miasta. I wtedy się zaczęło.

Masakra: 04.12.09 13:31 no czekam z nieceirpliwoscia[na nasze spotkanie]
Masakra: 04.12.09 16:59 a ile ty masz wlasciwie lat?
Teresa: 04.12 17:04 a co Cie tak moj PESEL interesuje? ;) mam tyle lat, na ile wygladam i sie czuje i bywa z tym roznie ;)
Masakra: 04.12.09 17:06 tak, interesuje mnie twoj pesel. jak juz jego znajdziesz, to napisz ile tych lat
Teresa: 04.12 17:14 a z czego to zainteresowanie peselem wynika?
Masakra: 04.12.09 17:16 kurcze, po prostu chce wiedziec ile masz lat. a jesli masz problem z tym by to ujawnic, to faktycznie masz problem...
Teresa: 04.12 17:21 jesli to moj problem, to daj mi z tym zyc, nie przezywam w zwiazku z tym tragedii zyciowej, ale na odrobine prywatnosci mi pozwol
dla mnie pytanie o wiek, jest jak pytanie o dlugosc penisa - ma ten sam, ze tak powiem, wymiar. Jakiej ocenie sluzy? Zdolnosci do prokreacji?
Masakra: 04.12.09 17:24 no to nie zrozumiemy sie, bo to co napisales i o prywatnosci jak i dlugosci, sorry, ale jest smieszne
boze, taki stary a taki... -nie bierz doslownie, bo nie uwazam bys wygladal staro
Teresa: 04.12 17:29 w jednej wiadomosci obraziles mnie i skomplementowales; powiedzmy, ze kiedy bylem w Twoim wieku dodawalem sobie lat, a teraz chetniej to robie w druga strone; nie wiem, do czego zmierza Twoj nacisk na podanie przeze mnie wieku, ma to dla Ciebie tak duza wartosc? co uzalezniasz od tego?
Masakra: 04.12.09 17:31 nic nie uzalezniam ale nie potrafie szanowac osoby, ktora wydaj mi sie zidiociała, sorry; to jest dla mnie idiotyczne ukrywanie wieku i jak bys madrze to nie uargumentowal to i tak nie zmienie zdania
Teresa: 04.12 17:33 przykro mi, ale na tym konczymy nasza znajomość powodzenia
Masakra: 04.12.09 17:34 wzajemnie

Jaki błąd popełniłem?

piątek, 27 listopada 2009

Niekomfortowo

Już wiem, kim był tajemniczy chętny na moje wdzięki - to był Podpalany! Ale z niego też szczwany lis, bo umówił się na randkę podwójną, tylko ta pierwsza spóźniła się o 4 godziny! Czekał chyba tylko dlatego, że wiedział, że ja też sie pojawię. Ale ja za takie czekanie kopnąłbym jego randkę w dupę już przy 15 minutach spóźnienia. Nikt się nie zadeklarował, że ze mną pójdzie do Garnka, to zabrałem Zauroczonego. I nie był to dobry pomysł.

Zauroczony po prostu zaczął leżeć na mnie. To może być nawet miłe w kameralnych miejscach, ale nie w Garnku! Czułem się zawłaszczony. Głupio mi było choćby popatrzeć na fajniejszych facetów, bo wiedziałem, że Zauroczonemu sprawi to przykrość. Do tego otoczenie odbierało nas jako parę. I jak ja teraz przekonam ich, że jestem wolny, swobodny i do wzięcia, jak już pojawię się sam?! To czyniło sytuację dla mnie wyjątkowo niekomfortową.

Biblijnego wykreślam z karnecika. Wczoraj wysłałem esa. Zero odpowiedzi, to dziś zadzwoniłem. No chory jest, ok. Ale to nie powód, żeby nie odpisać komuś tak zatroskanemu, jak ja! Mam wrażenie, że to kolejny egzemplarz skupiony raczej na sobie, niż na innych. A takim mówimy stanowcze NO PASARAN! ;)

W piątek wyjeżdżam do Bydgoszczy i tam będę uskuteczniał życie towarzyskie. Wracam w poniedziałek wieczorem. Do tego czasu nic nie napiszę na blogu oczywiście. Jakoś wytrzymajcie i nie zapomnijcie o mnie.

czwartek, 26 listopada 2009

Co randka, to porażka

Wczoraj miałem dwie randki i dwie porażki.

Pierwszy był Nieudacznik. Głupi byłem, że nie poprosiłem go o zdjęcie przed spotkaniem. Jednak staram się nie prosić o zdjęcia, bo sam tego nie lubię, ocenianie po wyglądzie może być mylące. Facet twierdzi, że ma 42 lata. Przyciskałem go do muru i twardo trzymał się tej wersji. Przede mną siedział facet, który wyglądał na 52 lata. Niemożliwe, żeby miał 42, faceci w tym wieku wyglądają dużo lepiej. Niezależnie od wieku intelektualnie też mnie nie porwał. Strata czasu. Przy pożegnaniu chyba to wyczuł.

Później był Niemiec. Autentyczny Niemiec. Ten z kolei twierdził, że ma 44 lata. Już nawet go nie pytałem o to, bo wyglądał na 60. Załamka. Uprzejmie pokazałem mu Łódź i opowiedziałem trochę o mieście. Podyskutowaliśmy o obyczajach w różnych krajach, a następnie poszliśmy do sauny Ganimedes, na tym Niemcowi najbardziej zależało. Nie byłem tam z 5 lat, to stwierdziłem, czemu nie. Cooleżanki mam tak świętojebliwe, że bez dewocjonaliów nie przekroczyłyby progu tego przybytku bezeceństw wszelakich.

W środku miło i sympatycznie, o dziwo. Grono spragnionych uciech cielesnych nieliczne i nieatrakcyjne. Mnie miło było, bo dowiedziałem się, że mam zgrabną figurę i boskie nogi. Wszyscy słyszeli moje rozmowy z Niemcem, co spowodowało, że uznano mnie za wyższą pierdolencję i większość czuła się za szara dla mnie. I chyba słusznie ;)

Wszedłem do Garnka jeszcze, a tam Hiszpan cały w umizgach do Blondie, a Blondie zimny jak królowa śniegu. Powinienem się od niego uczyć. Na razie tylko zazdroszczę.

Do tego jeszcze zadzwonił jakiś gość i chce się ze mną umówić. Mój telefon nie wie, kto to jest, a ja tym bardziej. Gość rozmawia ze mna tak, jakbym go ze 100 lat znał! Kto mnie dziś uratuje i pójdzie ze mną na 22 do Garnka?!

wtorek, 24 listopada 2009

2009

W niedzielę spotkałem się z ZPP. Zaproponowałem wspólne wyjście na wystawę i potem na kawę. Tak, jak to kiedyś bywało, gdy nie mieliśmy się gdzie spotykać, ale razem intensywnie spędzaliśmy czas. Oczywiście odwaliłem się tak, żeby wyglądać jak najatrakcyjniej. Dostrzegł to, ale nie skomentował. Sam wygląda na zaniedbanego.

Oddalamy się od siebie coraz bardziej. Rozmowa dała tylko tyle, że ustaliliśmy gdzie jesteśmy, ale nic ponadto.
Nic na to nie poradzę, że nadal mam do niego sentyment. Spędziłem z nim 13 lat swojego życia. Nikt z mojego otoczenia nie sięgnął jeszcze takiego stażu partnerskiego.

Rok 2009 zapamiętam do końca życia i pewno nie ja jedyny. Tyle związków się rozpadło, tyle związków przeżywało w tym roku kryzysy. Nieliczni prześlizgnęli się bez szwanku.

Ale "umarł król, nie żyje król", życie toczy się dalej. Szczęśliwie nie popadam w przygnębienie i strach przed tym, co będzie dalej. Na pewno coś jeszcze uda mi się zbudować i będzie równie trwałe, jeszcze zobaczycie ;)

niedziela, 22 listopada 2009

True Blood

Słyszałem o serialu "True Blood", ale nie widziałem. Gejowski powiedział mi, że nic specjalnego. Ale tak sobie trochę popatrzyłem, bo usłyszałem, że tak jak geje walczą o swoje prawa, tak w tym serialu robią to wampiry. I rzeczywiście.

Poniżej wzruszająca, sentymentalna scenka, zryczałam się jak norka ;)



Nie pytajcie mnie, co się stało ze spodniami ;)

Sen

W sobotę, co niezwykłe, położyłem się spać o północy. Wstałem już o 7:30. Zapewne to właśnie spowodowało, że śniłem i sen zapamiętałem. Chcę się nim z Wami podzielić. Niech nikogo nie dziwi nielinearność tego snu i jego absurdalność, to był tylko sen.

Płynąłem z ZPP kajakiem przez jezioro. Z jakiegoś powodu musieliśmy wysiąść na brzeg. W następnej chwili byliśmy w pirackiej wiosce nad tym jeziorem. Byłem torturowany specjalną maszynką do szlifowania płytki paznokcia - patrzyłem na moich bezwzględnych oprawców, czułem zbliżającą się śmierć.

W następnej chwili opowiadam o tej historii Siostrze. Ona mówi, że dokładnie w tym samym czasie kuzynka z mężem tamtędy płynęli, mogli nas uratować, gdyby tylko wiedzieli.

Znowu wysiadamy z kajaka nad jeziorem. Dopada nas grupa rosłych kobiet i siłą gdzieś ciągnie. Mówią, że to taka zabawa i że musimy z nimi iść. Protestuję. Próbuję dzwonić po policję. Zabierają mi telefon i dokumenty. Dwa babsztyle wykręcają mi ręcę i prowadzą. Obok biernie idzie ZPP. Przechodzimy przez most. Wiem o kuzynce z mężem, którzy w każdej chwili będą tędy przepływać. Krzyczę, wierzgam, wyrywam się. Bez efektu. Nie ma ratunku. Doprowadzają mnie do pirackiej wioski. Nadal protestuję. Krzyczę do ZPP, żeby też protestował, że to nie może tak być. Jestem na niego wściekły, że tak biernie stoi, jakby akceptował nieuchronność tego, co się dalej wydarzy.

Obudziłem się.

Spodziewam się do czego przyczepi się Metka, więc od razu piszę:
1) nie robiłem sobie manicure dzień wcześniej,
2) nie mam grzybicy.
Ale i tak pewno coś wymyśli, na co ja nie wpadnę ;)

sobota, 21 listopada 2009

Nie - Przytulanki

Jestem wściekły, to się spróbuję rozładować pisząc.

Wczoraj - piątek - z Zauroczonym byłem na wernisażu wystawy Sławka Beliny "Norma" w Atlasie Sztuki. Zachęcam do odwiedzenia. Nie mogę pojąć, że ludzie potrafią spędzać godziny oglądając "M jak Mydło", a nie znajdą czasu na chwilę odchamienia.

Było zabawnie, bo Zauroczony przedstawiał mnie wszystkim jakbym był jego partnerem. Dobrze, że Gejowski też dotarł, bo już całkiem byłbym skazany. Wystawa interesująca i wiele wiem o jej genezie. Wernisaż nie był najlepszym momentem na oglądanie, za dużo ludzi zwaliło. Dlatego w tygodniu proszę się przejść, namiary tutaj.

Poznałem i dotknąłem, a raczej byłem dotknięty przez Ryszarda "Rysię" Czubak, który/która dotarł/dotarła na wystawę. W ogóle najazd warszaffki był oszałamiający. Ale niestety wrażenia specjalnego nie wywarł.

Po wernisażu skromną grupą udaliśmy się do Łodzi Kaliskiej. Jak to w piątek nie było gdzie usiąść, a nic specjalnego się nie działo. Poszliśmy do Ganimedesa. Tam dla odmiany straszyły puste przestrzenie. Doszedł Blondie z Hiszpanem i zrobiło się fajnie. Potańczyłem z Zauroczonym. To jedyny jak dotąd facet, ktory umie mnie poprowadzić. I robi to rewelacyjnie. Wybawiłem się fantastycznie.

W sobotę starałem się dojść do siebie po piciu wódki, wina i piwa poprzedniego wieczoru. Jakoś się udało. Wylizałem mieszkanie - które Metka określa mianem "skrzynki kontaktowej z czasów okupacji" - pod Biblijnego z nadzieją, że wpadnie. Zapowiedział, że jednak nie wpadnie. Trudno. Umówiłem się z Zauroczonym na przygotowywanie moich prezentów dla znajomych. Ale Biblijny zadzwonił, że jednak wpadnie. Cool, jakoś wypchnąłem Zauroczonego. I wtedy Biblijny ponownie napisał, że jednak nie wpadnie. Kurna, co ci Młodzi Geje sobie wyobrażają!

Do tego Piszczel popił pewno, bo znowu wpadł w tony pretensji do mnie.

A ja znowu nie mam się do kogo przytulić ;(

piątek, 20 listopada 2009

Problem wieku

Najpierw przyatakowała mnie Clitty, a potem Gejowski. Ok, mam problem z moim wiekiem. Mój PESEL mi nie leży. Ja nie pasuję do mojego PESELU, a jednocześnie jest to jedyna rzecz jakiej nie mogę zmienić.

Nie wyglądam na swój wiek, nie czuję się na swój wiek, nawet znajomych mam młodszych. Może dojrzewam w innym tempie, nie wiem. Szukam kogoś dla siebie. Na portalach do szukania podaję nieprawdziwy wiek. Uznałem, że w ten sposób wstrzelę się w zakres wyszukiwań. I to działa.

Clitty uważa, że to źle, że tak robię, że kładzie się to cieniem już na początku każdej relacji jaka by mi się zdarzyła. I tak rzeczywiście jest. Biblijnego oszukuję i źle się z tym czuję. Jak ja mu powiem prawdę, to zupełnie nie wiem. A jak on na to zareaguje, to już zupełna zagadka.

Gejowski podobnie, choć w innym tonie. Jeśli nie będę podawał prawdziwego wieku, to będą mi się trafiać tylko tacy, którzy oceniają poprzez wiek. Nie patrzą na człowieka, tylko jego PESEL właśnie. A to nie jest kryterium decydujące o czymkolwiek.

Za to Piszczel powiedział, żebym nie podawał swojego wieku. Czyli z perspektywy jego 22 lat wygląda to inaczej.

W czerwcu odbył się ślub 85-letniego Andrzeja Łapickiego z 25-letnią Kamilą. 60 lat różnicy!!! Z tego co piszą o tej parze, z relacji znajomych, którzy gdzieś tam ich widzieli wynika, że to najszczęśliwsza i zakochana w sobie para. Nie wiem jak sobie radzą z seksem, ale może nie seks jest najważniejszym spoiwem ich związku.

Inny aspekt to czas trwania związków. Jeszcze 40 lat temu pary wiązały się na całe życie. Dziś 1/3 związków się rozpada w Polsce, na zachodzie ten wskaźnik jest jeszcze wyższy. Zauważyłem, że Młodzi Geje patrzą na wiek ewentualnego partnera wyobrażając sobie jak to będzie za 10, 20 lat. Otóż nie ma co sobie tego wyobrażać. Związki trwające tak długo, to co najwyżej wyjątki potwierdzające regułę, że obecnie żaden związek nie jest w stanie tyle przetrwać.

Mimo różnicy wieku partnerzy mogą sobie dać wiele. Piszczel nie był wprawdzie moim partnerem, ale mimo to w czasie naszej intensywnej znajomości każdy z nas coś zyskał. Z najważniejszych rzeczy, on zyskał samoakceptację dla swojej orientacji, a ja new look i poczucie bycia atrakcyjnym. Ta wymiana nie musi być w 100% ekwiwalentna. Ważne, żeby każda ze stron coś wniosła i coś zyskała.

Nie będę się odwoływał do czasów starożytnej Grecji, bo to oklepane. Czasy się zmieniły. Wtedy nastolatek mógł być partnerem, a dwudziestoparolatek był już dojrzałym mężczyzną. Dziś dwudziestoparolatek, to nadal dziecko, a dojrzałym mężczyzna staje się chyba koło pięćdziesiątki.

Temat jest jak rzeka. Ja postanowiłem przestać kłamać co do mojego wieku, ale też nie zamierzam go podawać. Na razie zatrzymam się na półprawdzie "mam tyle lat na ile wyglądam".

czwartek, 19 listopada 2009

Harlequin Vaginy

Vagina po prostu rozwaliła mnie swoją opowieścią. Nie wiem jak, i czy to skomentujecie, ale weźcie pod uwagę, że to zdarzyło się w realu.

Od jakiegoś czasu Vagina widywała nowego sąsiada na klatce. Żadnych kontaktów nie było, ot zwykłe, dzień dobry. Pewnego dnia zeszła do samochodu, a tam rozpruta opona. Poszukała zaprzyjaźnionego sąsiada. Zeszli razem na dół. Sąsiad zajął się problemem, a Vagina za wycieraczką znalazła liścik. W liściku info o problemie i zalecenia. Podpis "Sympatyczny sąsiad". Vagina kobiecą intuicją szybko odgadła, który to sąsiad i liścik z podziękowaniami pozostawiła za wycieraczką samochodu "sympatycznego sąsiada". Korespondencja wycieraczkowa trwała dwa tygodnie. Liścik został uzbrojony w folię, żeby papier nie moczył się na deszczu.

Aż wreszcie "sympatyczny sąsiad" zaproponował spacer. W wieczór niezwykły bo 31 października. Spacer potrwał prawie do północy. A potem wspólne wjazdy nad morze, zaproszenie na spektakl baletowy. Vagina twierdzi, że "w rajstopach jeszcze nie drgnęło". Mnie by drgnęło ;)

Ciągle zostawiam samochód na zewnątrz, sąsiedzi wprawdzie nie rzucają wyglądem na kolana, ale mogliby zadziałać podobnie. Póki co, jedyne co znalazłem, to info o usługach cateringowych, buuuu ;(

środa, 18 listopada 2009

Trzy dni w Bydgoszczy

Trzy dni nie było mnie w Łodzi. Czas spędziłem bardzo intensywnie, a tematów pojawiło się na kilka notek. I będzie ich kilka.

Możecie się zastanawiać, co mnie do tej Bydgoszczy tak ciągnie. Ludzie oczywiście. Ostatnie pięć lat spędzałem tam zawodowo i towarzysko. Imprezy są tam może mniej liczne niż w Łodzi, ale za to zawsze udane. Do tego grono ludzi jakich tam poznałem jest fantastyczne i staram się pielęgnować te kontakty.

Tym razem jednak byłem w Bygoszczy tylko dlatego, że musiałem być w Gdańsku, a że nadal nie mam kierowcy i sam muszę prowadzić samochód więc trasę podzieliłem na odcinki zatrzymując się na noclegi w Bydzi właśnie.

Zatrzymałem się u Piszczela w akademiku. Robiłem za jego kuzyna. Poniedziałek spędziliśmy na gadaniu. Nie widzieliśmy się nieco ponad dwa tygodnie. Mieliśmy iść na imprezę, ale byłem padnięty i zmienił plany. Spędziliśmy czas razem. Fajnie czuć, że brakuje mu mnie. Mnie też było miło z nim gadać. Skrytykował mnie za postępowanie z Zauroczonym. Uważa, że powinienem zerwać z nim kontakt. Łatwo mu mówić, sam też mnie rzucał i zrywał kontakt, a potem sam nie wytrzymywał i się odzywał pierwszy, przeciągając moją agonię.
Piszczel uprzedził mnie, że jego współlokator nieźle chrapie. Profilaktycznie skułem się więc, bo czego jak czego, ale chrapania nie znoszę. Przedobrzyłem. Obaj nie mogli usnąć z powodu mojego chrapania ;) W każdym razie ja się wyspałem ;)

We wtorek byłem w Gdańsku o czym machnę osobną notkę.

Po powrocie z Gdańska do Bydzi wpadłem do Clitty i Vaginy. Brakuje mi ich. To zupełnie inny kontakt niż z facetami.

Wieczorem Piszczel zabrał mnie na imprezę ze swoimi koleżankami. Najpierw jeden klub, potem drugi. Jak ja uwielbiam tańczyć z dziewczynami!!! W Łodzi zupełnie nie mam okazji, bo nie znam żadnych tańczących dziewczyn, a już na pewno nie 22 letnich ;) W szale tańcowania z jedną z partnerek rąbnęliśmy na podłogę. Siniak będzie spory. Ale co tam! ;) Było super. I znowu pogadałem z Piszczelem, choć tym razem nie skąpiliśmy sobie złośliwości. Ale takich życzliwych. Byłem dosyć zadowolony, że jego potencjalny facet jest o mnie zazdrosny. Oj, powinien ;) Wkurzyło mnie, że krótki okres kiedy się spotykaliśmy nazwał związkiem. Nasze wyobrażenia o związku kompletnie się rozmijają. To, że się z kimś spotykam, mam seks, a zaangażowanie emocjonalne jest na drugim planie, to nie jest dla mnie żaden związek. Można to nazwać fuck-buddies relationship, ale nie związkiem. I tak to właśnie odbierałem z jego strony. Ja niestety się wtopiłem.

W środę znowu spotkałem się z Clitty i Vaginą. Z Clitty obgadałem problemy związane z moim ukrywaniem wieku - osobna notka. A Vagina opisala mi swój romans. Kompletny Harlequin, ale też bym tak chciał - opiszę osobno, bo warto.

Wracając do Łodzi dostałem alarmujące wiadomości od Gejowskiego. Wpadłem, pogadaliśmy. Nie dość, że ma doła, to jeszcze przeżywa. Teraz ja będę musiał go pocieszać ;)

poniedziałek, 16 listopada 2009

Nicki

Każdej osobie z jaką skrzyżowały się moje ścieżli i która trafia na karty bloga nadaję jakiś pseudonim. Te pseudonimy są od sasa do lasa, wiem. Przede wszystkim nie chcę narazić na szwank ich anonimowości. Spotkali się ze mną lub nadal spotykają. Nie każdy musi wiedzieć, kto to jest.
Tych pseudonimów szukam poprzez różne skojarzenia. Czasem trafniejsze, czasem mniej trafne. Na pewno nie chodzi mi o to, żeby się wyśmiewać z jakiejś cechy tych osób, zawsze podchodzę do nich życzliwie. Nie kryję, że dobieram też nicki tak, żeby czytelnikom jak najbardziej utrudnić zadanie w skojarzeniu osoby z nickiem. Większość tych ludzi nie wie, że opisuję ich na blogu. Wątpię by ucieszyli się z tego. Dlatego kamuflowałem, kamufluję i kamuflować ich będę ;)

niedziela, 15 listopada 2009

Häxa o mnie

häxa pisze...

Twoja scieżka jest z pewnością trudniejsza - ale wierzaj mi, jest to lepszy wybór. Z powodu tych wartości, o których piszesz jakże szczerze, nieco banalnie (ale to takie rzadkie, że już oryginalne) i z wzruszającym do szpiku kości sentymentem....
Ech, że też mnie się nie trafił tak fantastyczny facet... :(

Jak raju, i zgadzam się z tą analizą mojej osoby, i nie zgadzam się. Muszę to przemyśleć. Jeszcze wrócę do tego komentarza. Wrzucam go tu, żeby zwrócić waszą uwagę na niego ... bo jest okropnie trafny ;)

Kreatywni

Właśnie wrociłem ze spotkania z Komisem. Obejrzeliśmy wspólnie wystawę Wojciecha Fangora w Atlasie Sztuki - akurat ostatni dzień wystawy, i zasiedliśmy w kawiarni do rozmowy.

I przy Lansie, i przy Biblijnym pisałem o tym, że ja słucham, a moje randki mówią. Oczywiście teraz było to samo. Ale chyba już wiem dlaczego. Raz, że umiem słuchać, dwa wyrażam autentyczne zaciekawienie człowiekiem, trzy, trafiam na ludzi, którzy najwyrażniej czują się przy mnie swobodnie i wreszcie mogą powiedzieć, co im w duszy gra. Innymi słowy, to nie jest tak, że wszyscy, których spotykam są gadatliwi. To raczej ja mam w sobie to coś, co skłania ludzi do otworzenia się.

Od dawna wiem, że budzę u ludzi zaufanie. Nie wiem dlaczego, ale coś we mnie jest, co to wyzwala. Rzeczywiście uważam się za godnego zaufania, jednak to, że budzę zaufanie do siebie już przy pierwszym spotkaniu jest trochę zaskakujące.

Druga rzecz, to ludzie jakich sobie wybieram. Mają pewne cechy wspólne. Przede wszystkim są trochę zamknięci. Są dosyć nieufni i nie nawiązują łatwo kontaktów. Ja raczej nie mam z tym problemów i potrafię ich otworzyć.

I wreszcie profesje tych ludzi, których poznaję. Sami oceńcie, kto mi się trafia: malarz, stylista, śpiewak, kostiumolog, grafik komputerowy. I to nie jest tak, że ja wiem, czym oni się zajmują przy umawianiu się na spotkanie, to wychodzi później. Trafiam jednak zawsze na ludzi twórczych. Może sam też okazuję przy pierwszych kontaktach jakąś wrażliwość wspólną z nimi?
Po tym, co Gejowski o mnie wypisuje większość czytelników pewno wyrabia sobie o mnie opinię wrednej, niewrażliwej suki. Tak, nie jest. Nie jestem może super-wrażliwy, ale jednak wrażliwości nie można mi odmówić. Klasa ludzi, którzy się przy mnie dobrze czują chyba to potwierdza.

czwartek, 12 listopada 2009

Zakochany ... i jak sobie z tym radzić

prawiebrunet pisze...

Zakochany zawsze interpretuje na swoją korzyść wszelkie oznaki zainteresowania serwowane przez drugą stronę. A to może być problem. Z drugiej strony rozwiązanie nr 1 do najtaktowniejszych nie należy. Dlatego najlepiej chyba wypośrodkować i wybrać nr 2. Koniecznie z jasną i asertywną deklaracją własnego stanu emocjonalno-uczuciowego ogłaszaną dość często.
A co do uczuć -- tak, lubimy to u facetów i cenimy, ale raczej nie na pierwszej, drugiej (i trzeciej) randce ;-) W naszym krajowym społeczeństwie facet ciągle jeszcze ma być maczo, a środowisko gejowskie jest tak naprawdę pod tym względem jeszcze lata świetlne do tyłu. "Przegięci i okularnicy nie pisać!" wiecznie żywe.

Idę ścieżką numer 2. Często z Zauroczonym rozmawiam o tym, co on czuje i co ja czuję. Każde "nie" wyzwala jego cierpienie, dlatego robię to w maksymalnie zawoalowany sposób. Zdania jak postępować są mocno podzielone. Ok, tu nie ma żadnego dobrego rozwiązania. Wybierając nr 2 do pewnego stopnia sam się poświęcam. Miłość to najpiękniejsze uczucie, jakiego można doświadczyć. Miłość nieodwzajemniona łaczy się z cierpieniem. Wierzę, wiem, że czas zagoi rany, a odrzucane uczucie w naturalny sposób zblednie. Chcę, by w Zauroczonym pozostało wspomnienie przeżycia czegoś wyjątkowego. Wart jest tego i on, i ja. Ważny jest dla mnie szacunek, jaki mu okazuję. Przecież to, że się we mnie zakochał świadczy o tym, że jestem wyjątkowy. A skoro tak, to wypada stanąć na wysokości zadania.

Koszmarny dzień

Dzień był straszny. Straszny od otworzenia oczu, do chwili obecnej.

Zaczęło się od kojenia Zauroczonego. Fajnie jest mieć zakochanego w sobie człowieka. Słyszeć komplementy. Mieć pieszczoty na zawołanie. Móc liczyć na kogoś, że posprząta, zadba i otoczy opieką. Nie napisałbym tego, gdybym też kochał. Nie, nie kocham Zauroczonego i on o tym wie. Ale jak każdy zakochany ma nadzieję, że druga strona, czyli ja, odwzajemni uczucie. Wiem, że nie odwzajemnię. To już przesądzone. Ale postanowiłem, że nie zostawię go samego z tym co do mnie czuje. Wyjścia są dwa: 1. zerwać wszelkie kontakty, 2. wspierać i czekać aż przejdzie. Wybrałem to drugie. I Darwin mi świadkiem łatwo mi nie jest. Odpowiadam na wszystkie smsy. Dzwonię. Reaguję na każde wahnięcie nastroju. Cooleżanki mają podzielone zdania. Większość sugeruje rozwiązanie nr 1. Nie, nie pójdę w to. Raz, że szanuję Zauroczonego, dwa - jest w tej chwili jedyną bliską mi osobą, której na mnie zależy, trzy - jestem empatyczny, rozumiem jego cierpienie i mnie samemu z tym źle. Zniosę wiele, nawet ostre traumy, jakie mi dziś zafundował (pod pojęciem "ostre traumy" rozumiem najostrzejsze zachowania emocjonalne jakie sobie możecie wyobrazić). Naprawdę ma farta, że trafił właśnie na kogoś takiego, jak ja. Ale ja też mam pewne granice wytrzymałości i odreagowuję.

I odreagowałem. Ofiarą padła Gwiazda. Samokontrola gdzieś znikła i publicznie wyparowałem z tekstami, które nie powinny być upubliczniane. Każdy ma zalety i towarzyszące im wady. Nikt nie jest idealny. Nie wiem jak Gwiazdę teraz udobrucham. Nie, że nie miałem racji, ale forma i okoliczności były najmniej sprzyjające. Jedyne czym się mogę tłumaczyć to tym, że okropny jestem tylko w stosunku do osób, na których mi zależy. Dziwaczne może, ale tak mam. Jeśli usłyszysz ode mnie same komplementy, to albo jestem w tobie zakochany, albo mam cię w głębokim poważaniu.

Przy okazji spotkania wyszły dziś ciekawe rzeczy. Ankieta wśród 8 gejów wykazała, że każdy z nich kiedyś płakał za jakimś facetem. Tacy macho jesteśmy. Albo tacy prawdziwi. To nie było grono ciotek szlochających po zamknięciu wyprzedaży. Sami faceci, o większym lub mniejszym stopniu zniewieścienia (NB. spotkaliśmy się w dniu Święta Zniewieściałości). Wszyscy jesteśmy uczuciowi. Kryjemy się z tym zupełnie nie wiem po co. Czy to oznaka słabości?

Moim zdaniem płaczący facet, to najbardziej wzruszający obraz. Kobiety robią to tak często, że to aż nudne. Płaczący facet, to rarytas. I jest w tym taki prawdziwy. Zawsze mnie to bierze. Chcę wtedy wziąć takiego w ramiona, utulić, uspokoić, dodać otuchy. Tylko proszę nie wypróbowywać tego na mnie, wyczuję sztuczność ;)

I jeszcze inna para kaloszy. Ciotki-plotkarki. Przyznam, że zacząłem przeżywać lekki stres związany z blogowaniem. Ja się tu wywnętrzniam, a kto wie, czy to nie zostanie wykorzystane przeciwko mnie. Ostatnio tak wyszło. Mnie na kimś zaczęło zależeć, a cooleżankom niekoniecznie. To dalej wykorzystywać informacje zebrane i wymyślone. Zacząłem się bać, czy to o czym piszę nie wpłynie na moje relacje z ludźmi, ktorzy niekoniecznie osiągnęli taki poziom samoakceptacji jak mój. Świat okazał sie bardzo mały, wszyscy znają wszystkich. Informacje krążą poza moją kontrolą. Mają też wpływ na tych, którzy zajęli jakiś fragment mojego serca. To blog or not to blog, that is a question.

Co niniejszym Młodym Gejom polecam.

Porque te vas

Malotraktorem znalazł i zamieścił link do mojej ukochanej piosenki "Porque te vas" (Ponieważ odchodzisz) w wykonaniu Jeanette Dimech. Piosenka została wykorzystana w filmie "Cría cuervos" (Nakarmić kruki) Carlosa Saury. Nigdy wcześniej nie widziałem teledysku do tej piosenki ... i mała strata. Ale słuchać mogę non stop ;)

środa, 11 listopada 2009

Mam Talent

Dziś wrażenie zrobił ten popis Kseni Simonowej z Mam Talent na Ukrainie:

Nie bardzo jest co komentować, popis jest niezły.

Ale jak ktoś woli nieco inne klimaty, to voila:


Hm, brunet, czy jednak blondyn ;)


I jeszcze raz, brunet, czy blondyn ;)

poniedziałek, 9 listopada 2009

Samotność

Jakoś ten brzydki listopadowy dzień podziałał na mnie przygnębiająco. Walczyłem z tym cały dzień, z dosyć dobrym skutkiem. Ale wieczór i zbliżająca się noc osłabiły wolę walki. Czuję się sam. Nie lubię się egzaltować i wiem, że takie chwile smutku przemijają. Zatapianie się w tym nic nie daje. Trzeba twardo walczyć o swoje. Jednak dziś, teraz, wrażenie opuszczenia zrobiło się zbyt silne. Nie pociesza dzień, który nadejdzie za parę godzin. Wiem, że będzie lepiej ... ale teraz jest kiepskawo. Brak mi czyjejś bliskości. No nie, nie takiej czyjejś. To musi być bardzo konkretna osoba ... której wciąż chyba nie znam.

Znajomi mówią, że ten blog jest bardzo osobisty. Jest! Przez ostatnie miesiące bardzo się otworzyłem, zarówno na ludzi, jak i do ludzi. Nie przeszkadza mi ta szczerość i otwartość. Bardzo mi to pomogło, a nawet śmiem twierdzić pomogło też tym, z którymi miałem kontakt. Zrobiłem się bardzo ekstrawertyczny w stosunku do znajomych, blog jest tego rozwinięciem. Może to przesada? Jeśli nawet, to mnie z tym jest OK.

niedziela, 8 listopada 2009

Wszystkiego po trochu

Hm, jakoś tak zacząłem spotykać się z Biblijnym. Widziałem się z nim w piątek, widziałem dziś. Miło się z nim spędza czas. Zastanawiam się czy, i kiedy nastąpi ten moment, że zacznę za nim tęsknić. Mam nadzieję, że to pojawi się najpierw u niego. Choć trochę się tego boję. A co jeśli ja nic nie poczuję? To już nie będzie dla mnie pierwszy raz. Nie wiem, czemu faceci tak łatwo się we mnie zakochują, a ja mam takie z tym problemy. Ok, jestem fajny, ciepły, czuły, akceptujący, po prostu do rany przyłóż. Może za bardzo taki jestem? Może teraz moja kolej i ja powinienem się zakochiwać, a potem być rzucanym? Tak dla równowagi. W sumie w tym też mam doświadczenia, acz skromne. I zastanawiam się, czy łatwiej mi znieść własne cierpienia, czy cudze.

Zauroczony już wie, że nie może liczyć na odwzajemnienie jego uczucia z mojej strony. Udało mi się dać to do zrozumienia, nie mówiąc tego wprost. Słowa tak strasznie potrafią ranić. Ale jestem przy nim, uważam, że tak będzie mu łatwiej przejść przez okres odkochiwania się. Wiem, jaki to ból, och, aż za dobrze wiem. Ale robię wszystko odwrotnie, niż zrobił to ze mną Piszczel, więc powinno być ok. Dziś udało mi się nawet tchnąć w Zauroczonego energię do działania. Nazwał mnie swoją muzą, to takie miłe, naprawdę!

A skoro o Piszczelu mowa, to odezwał się. Stara się podtrzymać kontakt. Teraz to już chyba bardziej on się stara niż ja. Szkoda mi tego zakochania w nim. Było mi z tym wspaniale, mimo cierpienia jakiego mi przysporzył. Nie czuję urazy. Myślę, że nadal wystarczyłoby, żeby kiwnął palcem, żebym za nim poleciał. Ale wiem, że tego nie zrobi. A bariera między nami rośnie każdego dnia. W końcu staniemy się dla siebie nawzajem wspomnieniem.

W ankiecie z 31 października wzięło jak dotąd udział 17 osób - w tym ja. Na razie wychodzi, że ponad 1/3 gejów czytających blogi i w wieku tak między 17 a 45 lat (taka moja socjologiczna ocena) jest jedynakami. Dużo!!! Aż strach zapytać, co na to Wasi rodzice. Kiedy dowiedzą się, że mają syna geja, to jeśli jest rodzeństwo, mogą liczyć na wnuki, ale przy jedynakach ... dramat! ;) Reszta ma rodzeństwo i jestem zaskoczony wynikiem. Ponad 80% (tych którzy mają rodzeństwo) ma dobre relacje z rodzeństwem. Z czego tylko niecałe 10% ma dobre relacje nadal ukrywając swoją orientację seksualną. A zaskakuje mnie to, bo rozmawiałem z wieloma osobami na ten temat (i homo i hetero) i ciągle słyszałem, że relacje z rodzeństwem są złe. Może w takim razie wśród gejów przeważają jednak dobre relacje. Ciekawe dlaczego?

Z Gejowskim obejrzeliśmy "Biegając z nożyczkami" na podstawie pamiętnika Augusten Xon Burroughs'a. Gejowski czytał książkę i mówi, że jest lepsza. Mnie film się spodobał. Na film wydał swoje pieniądze Brad Pitt!!! Zwróciliśmy uwagę, że wątek gejowski jest w filmie potraktowany tak, że gejostwo głównego bohatera, to najmniejszy problem, jaki dręczy jego i jego otoczenie, ba, w ogóle nie jest problemem. Jeśli to, co opisał Burrougs jest faktem, a nie kreacją, to miał najkoszmarniejsze dzieciństwo, jakie się może zdarzyć. Po obejrzeniu tego filmu należałoby iść do rodziców lub choćby na ich groby i dziękować za to, że lali nas pasem, byli wymagający, a nawet, że interesowali się nami incydentalnie, jeśli chociaż tyle było. Burroughs dorastał z psychopatami, co zapewne jest związane z żałosną opieką medyczną w USA. Odlotowy jest fragment opisujący religijność opiekunów Burroughs'a. Kształt stolca jest znakiem od Boga i kupa zostaje umieszczony na ołtarzyku. Jeśli to Was nie zachęciło do przeczytania książki lub obejrzenia filmu, to "posdraffiam was ciule".

Odzew na mojego bloga nie jest imponujący i wcale zdziwiony nie jestem. Kilkadziesiąt osób weszło, 16 oddało głos w ankiecie, dwie coś skomentowały. Byłbym idiotą, gdybym sądził, że będzie inaczej. Przynajmniej nie rozczarowałem się ;)

sobota, 7 listopada 2009

Kac popiątkowy

Całą sobotę przeżywałem popiątkowego kaca. Nie powiem z kim byłem i nie powiem gdzie. Bawiliśmy się świetnie i skandalizująco. Do domu dotarłem około 7 rano.

piątek, 6 listopada 2009

Ad vocem komentarzy o Lansie

Ze sporym zaskoczeniem przeczytałem, że i Metka i Gejowski zgadzają się ze mną w temacie Lansa, czytaj. Jednak chcę wystąpić w roli adwokata diabła.

Gejowski pisze:
Niestety Lans - w końcu byłam, widziałam - nie oferował w zamian nic i tyle. Kategoria MBZ, jak to pięknie określił Oscar Wilde. (...)MBZ = Mężczyzna Bez Znaczenia, kategoria Oscara Wilde'a, którą znakował ludzi nie wnoszących niczego sensownego do jego życia.

Ok, zgadzam się, że Lans ma nikłe szanse na to, by wnieść cokolwiek do mojego życia. Ale na tej zasadzie trudno mi się spodziewać, by jakikolwiek Młody Gej miał szansę coś wnieść. To co? Powinienem przestać przeszukiwać ten zakres wiekowy? Dodać trzeba, że Gejowski ściął się z Lansem już w pierwszych słowach rozmowy. Nie dziwne, że źle go wspomina i vice versa. Ja doceniam osiągnięcia Lansa. Oby każdy 21-latek miał tyle ambicji, samodyscypliny i konsekwencji. Lans nie pasuje mi ani wyglądem, ani osobowościowo, nie zamierzam jednak z tych powodów mieszać go z błotem. Po prostu nie jest dla mnie.

Metka pisze:
Niestety, młode koleżanki bywają nudne. Są albo zakompleksione, albo głupawo pewne siebie. Rzadko widuję wyjątki.

Rzeczywiście jest jakaś dwubiegunowość w Młodych Gejach, jest albo jedno, albo drugie. Brak czegoś pośrodku. Albo ja mam pecha i trafiam na egzemplarze ekstremalne.

Dalej Metka pisze:
Poza tym, jeżeli ona jest spoza środowiska, to ja jestem z innego układu słonecznego (niestety, przyznała się, że jest "córką" znanej łódzkiej ciotki, która wychowała już pokolenia idiotek i powinna mieć odebrane prawa ciotorodzicielskie).

To niesamowite jak oceniamy po tym, kto z kim przestaje. Ta jedna wzmianka wystarczyła, żeby zdyskredytować Lansa. No i jego zapieranie się, że jest spoza środowiska zaczęło wyglądać śmiesznie. Wniosek z tego prosty, najlepiej, żeby Młody Gej udawał, że się właśnie urwał z choinki ;)

i jeszcze:
To ja już wolę niepełnosprawnego Piszczela, który ma do powiedzenia tyle, co krzew bukszpanu w moim ogrodzie :)

No proszę, po raz pierwszy Metka doceniła Piszczela ;) Swoją drogą sweetie mam nadzieję, że nie testujesz zbyt często swoich bukszpanów na okoliczność rozwinięcia ich talentów językowych. Już to sobie wyobrażam, Metka stoi w ogrodzie i wygłasza tyradę do krzewu bukszpanu pauzując czasem w oczekiwaniu na odpowiedź ;)

Na koniec wypowiedź Gejowskiego:
Nie można zarzucać zbyt dużych wymagań. Wszystkie mamy mało czasu i mało szans przed sobą. Nie można tracić resztek życia na głupoty ku czci hipokrytycznego "dobrego wychowania" czy poprawności politycznej.

Super, pozostaję przy moich wymaganiach. Cieszę się, że obie cooleżanki mnie w tym wsparły. Już naprawdę myślalem, że przesadzam. Natomiast z "dobrym wychowaniem" będę miał problem. Ciężko mi gasić cudze nadzieje. Odczuwam to jak robienie komuś krzywdy. Ale ok, odsunę Lansa, postaram się jednak zrobić to delikatnie.

czwartek, 5 listopada 2009

Rozrywka - Flashforward

To zabawne, kiedy rozmawiam z nowopoznanymi ludźmi, że na ich odwołania do telewizyjnych seriali i innych czasozapełniaczy muszę ciągle odpowiadać, że nie mam telewizora i nie oglądam telewizji. Nie wypełniam sobie czasu oglądaniem TV od 14 lat, wierzcie lub nie wierzcie. Za akceptowalne media uznaję tylko radio, internet, literaturę, kino i teatr.
Oczywiście rodzi to sytuacje braku porozumienia. Nie pogada się ze mną o ostatnich wydarzeniach u BrzydUliszczy, gościach Szymon Majewski Gniot, czy Kuby Gminnego, kto przeszedl w Tańcach na Głodzie, czy Mam Grzybicę. Jak powiedział pewien brytyjski satyryk "Telewizja nie jest po to by ją oglądać, tylko by w niej występować". Nie znaczy to, że nic nie wiem o istnieniu tej papki. Czasem się zdarza, że u kogoś znajomego mogę posiedzieć przy telewizorze i coś tam obejrzę. Obejrzenie jednego odcinka dowolnego serialu, czy show jakoś mi wystarcza, żeby mieć zorientowanie w temacie i wzbudzić niechęć do zapoznawania się z kolejnymi odcinkami. Nie mogę się przekonać do tych nieudolnych kreacji, ersatzów prawdziwego życia. Ja wolę żyć.
Inaczej jest jeśli się pojawi coś science-fiction. Mam chyba odchył na tym punkcie. Jakoś to lubię. Dlatego zachęcony dziś przez Gejowskiego obejrzałem 4 odcinki zapowiadanego przez AXN serialu "Flashforward". Jak ktoś nie chce poznać szczegółów, to niech akapit poniżej pominie i przejdzie dalej. Jak się przeczyta, to można stracić ochotę na oglądanie pierwszych odcinków.

W październiku 2009 cała ludzkość wzięła i gremialnie straciła przytomność na 137 sekund. Porozbijały się auta i pospadały samoloty. Ziemska lista obecności nieco się skurczyła. FBI rozpoczęła śledztwo. Wyszło, że w czasie omdlenia każdy miał wizję 137 sekund z 29 kwietnia 2010 roku, czyli zobaczył swoją przyszłość za pół roku. Sprawy się oczywiście komplikują i zawodowo i prywatnie każdemu z głównych bohaterów. Próbują stawić czoła swojej przyszłości lub wręcz przeciwnie. Poza tym okazuje się, że niektórzy nie mieli żadnej wizji, a inni jakoś nie zemdleli. No i jest nad czym się zastanawiać i czego dociekać, i o tym są kolejne odcinki.

Ja nie chcę uchodzić za intelektualistę, bo nim nie jestem, ale ten serial wieje straszliwą nudą. Temat już był w "Raporcie mniejszości". Dołożone są motywy Zagubionych, CSI, Wzór, Doktor House i Siedem mgnień wiosny. Gejowski wmawiał mi, i mu wierzę, że wydali na ten serial sporo kasy i to widać. No OK, ale jak się obłoży telefon komórkowy brylantami, to on nadal jest telefonem komórkowym, tyle, że obłożonym oszlifowanymi kryształami alotropowej odmiany węgla. I o co ten pisk! Mimo mojej dewiacji odpuszczę sobie kolejne odcinki.

środa, 4 listopada 2009

Rozrywka i sztuka konwersacji 2

Po notce Gejowskiego i pod wpływem innych impulsów zainteresowałem się Eurowizją 2010. Wychodzi, że jest więcej niż pewne, że Polskę będzie w Oslo reprezentować jakiś zespół disco-polo. A ja sobie popatrzyłem kogo wybierają Bułgarzy. Ich reprezentantem ma być Miroslav Kostadinov, lepiej znany jako Miro. Nie musicie słuchać, ale popatrzcie na teledysk i co tam się dzieje. Jakby było mało, to inną gwiazdą bułgarskiej sceny jest Azis. Płeć spróbujcie określić samodzielnie, w razie problemów ściąga.

Miro


Azis


Sztuka konwersacji 2
Może to kogoś zdziwi, że dzień po dniu spotykam się z różnymi ludźmi. Próbuję wyłowić rodzynki. Jak mi to idzie widać w tym blogu. Dziś miałem okazję poznać Biblijnego. Z nim też, jak z Lansem, odbyłem maraton konwersacyjny. Cztery godziny! I znowu ja trzeźwy, a interlokutor popijający.

Biblijny jest bardzo sympatycznym i atrakcyjnym 24-latkiem. Przyznał się do nadmiernej wylewności prawie na wstępie naszej rozmowy, więc jakoś mu wybaczyłem, że on mówi, a ja słucham. Poza tym przyznał, że rzadko spotyka ludzi, z którymi może pogadać, więc ma potrzebę wygadania się.

Właściwie powtórzył się schemat jak z Lansem. Pojawiły się na szczęście pewne różnice. Mogłem się ciut swobodniej wypowiadać, choć nie do końca. Nie było żadnego "co to nie ja", uff. I dostałem przemiły komplement. Kiedy słucham swojego głosu ciarki mnie przechodzą tak moim zdaniem okropnie brzmi. Do tego wyczuwam w swoim glosie jakieś przegięcie. Wyznałem to Biblijnemu szczerze. W odpowiedzi usłyszałem, że on myślał, że specjalnie chcę z nim porozmawiać przez telefon na etapie umawiania się, żeby go przekonać do siebie, bo wiem, że mój głos jest bardzo atrakcyjny i każdy da się złapać! Może zamiast bloga powinienem prowadzić podcast?!

Biblijny nie mówił dużo o ludziach, których zna. Zapierał się, że lepszy kontakt ma ze światem hetero. Powiedział jednak wystarczająco dużo, żebym się zorientował, że też jest "ze środowiska". Co się dzieje? Czy ja coś przegapiłem? Czy posiadanie homoseksualnych znajomych, chodzenie z nimi do klubów, w tym gejowskich jest przez młodych gejów uważane za źle widziane? To kuriozalne zważywszy, że już pierwszy romans każdego geja wprowadza go niejako w środowisko i choćby nie wiem jak się od tego odcinał, to to zawsze wyjdzie.

Czułem się z tym nieswojo, ale Biblijny powiedział, że to on zapraszał i dlatego to on zapłaci rachunek. To mi się podoba. Zapowiedziałem wprawdzie rewanż, ale gest mnie zaskoczył i sprawił przyjemność.

wtorek, 3 listopada 2009

Sztuka konwersacji

Po kilkukrotnym przekładaniu terminu w końcu udało mi się spotkać z Lansem. Inicjatywa wyszła z jego strony. Nalegał na spotkanie, sugerował, że mu się podobam. To na tyle mile podbechtało moją próżność, że mimo tego, że to jak on wygląda na zdjęciach nie pociągało mnie, zdecydowałem się pójść w to. Spotkaliśmy się w Cafe Style na terenie Manufaktury.
Nieatrakcyjność jego wyglądu potwierdziła się w całej pełni ... niestety. Cóż niektórzy tak mają. Tak jak w "Torch Song Trilogy", gdy główny bohater mówi: "Bóg świadkiem, że byłem młody. Byłem też piękny. Ale te dwie rzeczy nigdy nie zeszły się razem". Ale OK, nie oceniam po powierzchowności, przystąpiłem do badania wnętrza ... nie, nie tego wnętrza, o którym niektórzy teraz pomyśleli ;)
Zaczęliśmy rozmawiać. Tak to nazwijmy. Dokładnie, to Lans mówił, a ja słuchałem. Udawało mi się nawet zadawać dodatkowe pytania. Jestem dobrym słuchaczem, słuchałem blisko trzy godziny z naszego trzy i pół godzinnego spotkania. Słuchalem z zainteresowaniem i zaangażowaniem, komplementowałem ile wlezie. Tak, jak powinno się słuchać.
Jak na 21-latka chłopak miał o czym opowiadać. Poznałem szczegóły jego pracy zawodowej, wszystkie przypadki rodzinne i perypetie jakich doświadczył, znajomych wśród których się obraca (NB. okazało się, że mamy wspólnych znajomych) i to jak lubi spędzać wolny czas. Gdy zakończył zapoznawać mnie ze swoim pogłebionym CV zapadła cisza. Ucieszyło mnie, że zauważył, że tak mówi i mówi, a o mnie nadal nic nie wie. Nie miał jednak koncepcji, o co mnie zapytać. Poprosił, żebym powiedział dlaczego zdecydowałem się na to spotkanie i czym się zajmuję zawodowo. Na więcej nie starczyło czasu. Warto zauważyć, że sam zapłacił za swoje drinki.

Przypomina mi się rozmowa z Piszczelem o jego rozmowach z rówieśnikami. Równolatkowie go nudzą. Jedyne o czym potrafią rozmawiać, to samochody, piłka nożna, telewizyjne bzdety, itp. Woli rozmawiać ze starszymi, bo jest to ciekawsze.

Rozważmy tu dwie rzeczy: sztukę konwersacji i rozmowę z kimś starszym od siebie, łącząc te elementy. Całość pozwolę sobie skierować do Młodego Geja.

Jasne, że pierwsze spotkanie z kimś nieznanym, ledwo co poznanym na jakimś portalu jest stresujące. I jest stresujące dla obu stron. Ja mam spore doświadczenie w poznawaniu obcych ludzi, czy to na gruncie zawodowym, czy towarzyskim, ale spięty jestem zawsze. Tylko potrafię już nad tym panować w przeciwieństwie do Młodego Geja. Lans słowotokiem chciał przykryć swoje zmieszanie i stres. Nie było to dobre rozwiązanie, bo sam w końcu zauważył, że czas mijał, a on nadal nic o mnie nie wiedział. Mógłbym to nawet odebrać jako brak zainteresowania moją osobą, a po co w takim razie się spotkaliśmy.
Lans jednym rzutem powiedział mi wszystko, co miał do powiedzenia. W jego przypadku było to dużo i jestem pełen podziwu dla jego osiągnięć. Jednak przedobrzył. Właściwie nie ma już nic, co jeszcze mógłby mi o sobie powiedzieć. Powinien był pozostawić wiele sfer otwartych, po to by budziły moje zainteresowanie w czasie kolejnych spotkań. Ponadto skoro już coś mówił o sobie powinien to robić tak, żebym ja od razu mógł mu się tym samym zrewanżować. Tak, bym za każdą informację o nim zapłacił informacją o sobie.

Zabrakło mi też komplementów z jego strony. Sam ich nie szczędziłem i były one szczere i nieprzesadne. Przypadkiem rozmowa zeszła na temat butów. Jestem bardzo zadowolony ze swoich i są naprawdę ładne. Jednak ich okazanie Lansowi nie spowodowało, że je docenił, zamiast tego opisał własne obuwnicze perypetie. Nie tego oczekiwałem.
Mówienie o sobie jest bardzo zajmujące jednak warto poruszyć też inne tematy, bardziej ogólne, pozwalające na dyskusję, wymianę myśli. Lans rzucił, że jest "spoza środowiska". Jak się okazało, tak naprawdę jest jak najbardziej "ze środowiska". Próbowałem rozwinąć temat, bo ta etykieta zawsze mnie frapuje. Niestety nie udało się. W efekcie żadnych poglądów, czy opinii nie wymieniliśmy.
U Lansa było też trochę za dużo chęci zrobienia wrażenia, typu "co to nie ja". Na kimś starszym, z większym dorobkiem, a już szczególnie na kimś takim jak ja trudno zrobić wrażenie opisami gdzie to się bywało i z kim się zna. To może działać na rówieśników, ale nie na kogoś starszego.
Gejowski i Metka pewno w komentarzach zarzucą mi zbyt duże wymagania w stosunku do Młodych Gejów. Ok, zgadzam się, nie mają się gdzie nauczyć rozmawiać. Sam widzę, że obecnie komunikują się przez smsy, czy komunikatory i bardziej to przypomina wymianę szczeknięć niż rozmowę. Ja jednak szczekać nie zamierzam ;)

poniedziałek, 2 listopada 2009

Przyjaciele

Przyjaźnie, oj doświadczyłem ich w życiu sporo. Jednak te najwartościowsze dotyczyły osób, które poznały mnie jako geja. Wcześniej zawsze było to obarczone jakimś niedomówieniem i przez to traciły na wartości, nie były prawdziwą przyjaźnią, czas zresztą to zweryfikował. Wspomnę dwóch moich znajomych jeszcze z podstawówki. Spotykaliśmy się często. Jeździliśmy razem na wakacje. Oni ożenili się ... i przyjaźń dobiegła końca. Wiedzą o mnie, akceptują mnie. Jednak zaczęliśmy żyć w tak różnych światach, że kontakt się urwał. Dziś już nawet nie dzwonimy do siebie, nie interesujemy się swoim losem.
Ja zacząłem żyć innym życiem, z nowymi znajomościami. Pośród tych ludzi wyłowiłem kolejnych dwóch gości z którymi związałem się emocjonalnie. Ich los nie jest mi obojętny, ich życie jest moim życiem. I od nich mogę oczekiwać tego samego. Nie powinien to być panegiryk na ich cześć, ale sorki jeśli tak będzie.
Chronologicznie rzecz ujmując są to Gejowski i Metka.
Zupełnie nie wiem jak to się stało. Obaj są totalnie różni ode mnie. Obaj są młodsi ode mnie. Obaj prowadzą życie odmienne od mojego. A jednak ...
Gejowskiego wynalazłem sobie jakieś 12 lat temu. Zupełnie nie zrobił na mnie wrażenia, ale mieszkał (i nadal mieszka) blisko, więc kontakt był bardzo ułatwiony. Z biegiem czasu stał się najbliższym mi człowiekiem na kuli ziemskiej. Wszyscy wiemy jaki jest okropny, ale jest "mój". Przez lata siwiałem z jego powodu przeżywając dramaty jego życia. Akceptowałem jego wybory, choć Darwin świadkiem, łatwo mi nie było. Nigdy go nie tuliłem, to dosyć męska i szorstka przyjaźń. W łóżku byliśmy wielokrotnie, ale tylko raz pojawił się niewypał w próbie spółkowania - do niczego nie doszło na szczęście. Pomagał mi wielokrotnie i ja mam nadzieję, też się tym rewanżowałem. Dziś korzystam z jego wiedzy i doświadczenia. Nie jest osobowościowym ideałem, ale umiem z tym żyć, jest dla mnie przewidywalny. Na pewno chciałby, żebym napisał o nim, że "jest boski" ... a masz, drogi przyjacielu ... jesteś boski ;)
Z Metką była trudniejsza droga. Właściwie to już teraz nie wiem jak to się stało, że się tak zbliżyliśmy. Zaczęło sie od spotkań towarzyskich organizowanych przez Gejowskiego. Muszę przyznać, że nie wiem, co Metka widzi we mnie. Ja padam przed nim na kolana. Podziwiam go. Może to lubi? Powala mnie intelektem. Jego poczucie humoru każdy chyba docenia. Mimo, że go bardzo cenię, nadal widzę w nim człowieka, zwykłego człowieka. Jest taki jak każdy z nas. Ma potężne osiągnięcia, ale nadal jest człowiekiem. Może zechciał odsłonić przede mną coś, co skrywa przed innymi? Może sam to dostrzegłem? To, że się z nim przyjaźnię napawa mnie olbrzymią dumą. Facet zaskakuje mnie stale. Niesamowita jest jego troska o najbliższych, w tym o mnie. To tak bardzo ujmuje. I tak dobrze mi z tym.
W ostatnich latach pojawiły się w moim życiu także trzy kobiety skrywane tu pod pseudonimami, są to Vagina, Clitty i wcześniej niewymieniana Labia. Złączył nas przypadek. Los, który rzucił mnie do innego miasta. Tam w poszukiwaniu bratnich dusz znalazłem je trzy. Niemal hurtem. Nigdy wcześniej nie miałem przyjaciółek. A tu proszę, przyjaźń rozkwitła. Myślę, że z dziewczynami największą rolę odegrała moja szczerość. Jasne, że egzotyka mojego życia też na pewno je przyciąga do mnie. Jesteśmy w stałym kontakcie mimo dzielących nas odległości. Brak codziennego kontaktu wcale nie ułatwia wzmacniania relacji. Mam jednak nadzieję, że przetrwamy próbę czasu. Są wspaniałe, a do tego bardzo atrakcyjne ;)

Po co o tym piszę? Myślę, że każdy potrzebuje przyjaciół. Wcale nie jest łatwo ich znaleźć, tak jak nie jest trudno ich stracić. Ja mogę siebie zaliczać do szczęściarzy pod tym względem.

Notka sie zrobiła zbyt długa. To temat, do którego na pewno jeszcze powrócę.