czwartek, 31 grudnia 2009

2010

Wreszcie mam gdzie upowszechniać twórczość Nadmorskiego. Jego życzenia są zawsze wyjątkowe, a dziś dedykuję je wszystkim Czytelnikom:

Zaklinając przyszłość - życzę noworocznie:
Niech się dobrze kończy - co mile rozpocznie!
Niech rosną przychody, maleją zmartwienia,
A w konkretne plany zmieniają marzenia!
Ale przede wszystkim - byśmy zdrowi byli,
I do kolejnego 'nastego' ... dożyli!

wtorek, 29 grudnia 2009

Wyciąganie wniosków

Jak nietrudno zauważyć konwencja tego bloga jest obyczajowa i skoncentrowana na mnie. Jest obyczajowa, aż do poziomu "Faktu". A skoncentrowanie na mnie nosi cechy ekshibicjonizmu.
Bez urazy, ale skoro czytacie tego bloga i wracacie tu, to znaczy, że jest to coś co trafia w wasze gusty. Podnieca Was rozbuchane ego autora? Sprośności, czy złośliwości w opisywaniu innych? Jeśli cokolwiek innego, to też cieszy mnie, że wracacie.

Nie jestem doświadczonym blogerem i wciąż uczę się o czym pisać i jak pisać.

Zacznę od siebie. Blog jest pewną kreacją. Nie przeczytacie tu o wielu rzeczach, które się wydarzyły lub które się toczą. Skrzętnie je ukrywam. Na światło dzienne wydobywam tylko to, co najbardziej barwne i pociągające, ok, nieco koloryzując tam gdzie trzeba. Sprzedaję pewien obraz siebie, jaki widać po tej krótkiej wymianie zdań w komentarzach:
Teresa pisze...
2Snajper: Poznaj mnie i sam się przekonaj, Twoje wyznania zamieszczę na blogu osobiście lub, jeśli będziesz wolał, sam je opiszesz ;)

Snajper pisze...
2Teresa: Propozycja kusząca ale: po pierwsze po tym wszystkim co przeczytałem na Twoim blogu musiałbym poznać Cię bardzo dogłębnie by dotrzeć do Twych cnót ukrytych pod grubą warstwą narcyzmu ;-) i w pełni docenić Twą zacną osobę; po drugie jestem dżentelmenem, publicznie o przebiegu i rezultacie swych spotkań nie opowiadam, podbojami się nie chwalę, więc na moje wyznania na łamach bloga raczej nie ma co liczyć.

Zapewne wszyscy zgadzają się ze Snajperem - bardzo sympatycznie wyraził zresztą swoje zdanie o mnie. Podsumujmy kim jestem: narcyz, męska kurwa i facet bez skrupułów. Nie piszę tego, żeby ktoś stanął w mojej obronie. Przyznajcie jednak, że przypadki kogoś takiego są ciekawsze niż opisy dnia szarego, jak tani papier toaletowy.

Jednak to, co ja piszę o sobie, to moja sprawa, ale to co piszę o innych, narusza ich prywatność. I tu się w swym niedoświadczeniu zagalopowałem. Jasne, są wymyślone przeze mnie pseudonimy, jednak świat jest mały i często można się domyśleć, kto jest kto, a zainteresowani, jeśli nie wiedzieli o tym blogu, mogą się czuć urażeni. Ciężko cofnąć czas, mleko się rozlało, więc jedyne, co mogę zrobić, to wyciągnąć wnioski. Na blogu nastąpią więc pewne zmiany, jeśli chodzi o opisywanie MOJEJ rzeczywistości. Mam jednak nadzieję, że pozostanie dla Was nadal atrakcyjny.

poniedziałek, 28 grudnia 2009

Teresa uwodzi

W niedzielę wybrałem się do Manufaktury zobaczyć, czy coś przecenili. Przy okazji, żeby nie tracić czasu, umówiłem się na randkę z Emigrantem. Połaziliśmy po sklepach, a Emigrant oceniał wyprzedaże porównując je z tymi jakie zna z Holandii. Wyszło, że przecen nie ma. Bo nie ma, to markowanie przecen w polskich sklepach jest żałosne. Z Emigrantem świetnie się gadało i miał dużą wiedzę o polskiej emigracji zarobkowej, gejach i warunkach życia w Holandii.

Nie napiszę wszystkiego, ale parę smaczków Wam podam.

"Zjechać" - czasownik oznaczający powrót na krótki czas do Polski.

Holenderscy geje głosują tylko na partie prawicowe, a nawet skrajnie prawicowe. Chodzi o pozbycie się emigrantów. Dlaczego? Żeby geje-Holendrzy nie bali się chodzić ulicami. Polacy, Marokańczycy i inni emigranci zarobkowi nie są elitą intelektualną, nie są obyci, itd. i na gejów manifestujących swoje gejostwo reagują agresją słowną i fizyczną.

W Holandii nie ma już gejowskich dyskotek. Młodzi geje chodzą to zwykłych dyskotek, bo nie robi im to różnicy, czy dyskoteka będzie homo, czy hetero. Do stricte gejowskich klubów chodzą tylko starsi panowie.

Podręcznik o Holandii dla starających się o holenderskie obywatelstwo zaczyna się od zdjęć modeli rodzin obowiązujących w Holandii: Pani i Pan, Pan i Pan, Pani i Pani - wszyscy z dziećmi. Przyszły obywatel musi już na tym etapie zaakceptować ten stan rzeczy.

Przeciętny Holender zareaguje obojętnie na wszelkie manifestacje homoseksualizmu, ale to nie zmienia faktu, że jest homofobem.

Obowiązujący model dla holenderskiego geja, to pieprzyć się do trzydziestki, a potem pomyśleć o jakimś związku.

Po dwóch godzinach spędzonych z Emigrantem w Manufakturze pożegnaliśmy się, przy czym poza uprzejmym stwierdzeniem, że fajny jestem, dodał, że chętnie spotka się ze mną na "dłuższe spotkanie". Co ja mam z tymi chłopami ...

A potem pędem na kolację z Toaletką. Wziąłem ze sobą prezent, którym Toaletkę rozwaliłem - ja to potrafię mieć wejście. A potem wiele godzin gadania, przekomarzania się, opowiadania. Okazało się, że chodziliśmy do tego samego liceum, choć w różnych latach. Aż do wyznań, że jeszcze nigdy nie poznał takiego faceta jak ja, że nigdy z żadnym facetem tak dobrze mu się nie rozmawiało, że chciałby, aby nasze spotkania nigdy się nie kończyły ...

Mówcie sobie, co chcecie. Naprawdę nie uwodzę tych facetów, cały czas jestem sobą.

niedziela, 27 grudnia 2009

Obiad u Żaby

Zgodnie z wielowiekową tradycją w drugi dzień świąt Żaba zaprosiła znajome ciotki swego syna na obiad. Było ciasno, smacznie i rodzinnie.

Wcześniej w rozmowie z kimś wspomniałem, że wybieram się na taki obiad. Usłyszałem, że matka mojego rozmówcy, nigdy by takiego obiadu nie zorganizowała. Powiedziałem o tym Żabie przy ciastach. Opowiedziała, jak i jej było kiedyś trudno pogodzić się z orientacją seksualną syna. Ale udało jej się przełamać i mimo stałej, nieprzyjaznej presji otoczenia okazuje mu pełną akceptację. Czego wyrazem są choćby te świąteczne obiady.

Były prezenty, które co roku sobie wręczamy. Fajnie, że coraz bardziej idzie to w kierunku prezentów wykonanych samodzielnie, a przynajmniej z własną pracą wykonaną nad nimi.

Podsumowaliśmy też mijający rok. Jaki dla nas był? Okazało się, że nie był szczególnie radosny. Myślę, że przykre chwile bardziej zapadają w pamięć niż te dobre i stąd takie ogólne wrażenie. Ja przeżyłem wiele przykrych chwil w 2009 roku. Jednak dla mnie ten rok był tak szczególny, że raczej jestem zadowolony.

Żaba zauważyła, że nie jestem zgryźliwy, jak to kiedyś bywało. Tak, to chyba dobra zmiana we mnie. Pozbyłem się wielu frustracji, jakie tkwiły we mnie w minionych latach i ktore powodowały, że chętnie jechałem po ludziach kiedy i gdzie popadło.

Po obiedzie okazało się, że pozostali uczestnicy są już zaproszeni na kolejną imprezę, więc dyskretnie się usunąłem. Przy okazji aRRo mnie zaskoczył, w trakcie rozmów okazał takt, którego się po nim nie spodziewałem, albo może nie miał dotąd okazji - dzięki ;)

piątek, 25 grudnia 2009

Avatar

Jak już musisz zobaczyć, to tylko w kinie, i tylko na pełnym 3D. Ewentualnie obejrzyj Misia Uszatka, fabuła identyczna. Film z serii torebka jednorazowa w hipermarkecie. Za miesiąc nikt nie będzie pamiętał o czym to było.

czwartek, 24 grudnia 2009

Podsumowanie odwiedzin na blogu

Na mój blog trafiły osoby googlujące następującymi frazami:

Poszukiwania praktyczne:
"dojść do siebie po przepiciu" - co za niewypał, ja w ogóle nie miewam objawów przepicia, nic nie pomogę,
"sztuka konwersacji ze znajomymi" - pewne porady na pewno każdy znajdzie,
"wyjmowanie akumulatora", "jak wyjmowac akumulator z samochodu" - jestem pewny, że mój opis tej operacji jest wyczerpujący,
"mieszkanie odświętne" - tym tematem chyba dopiero się zajmę,
"blog tycia gruba" - efekt obgadywania mnie przez Gejowskiego, ale jego blog pojawia się dla tego hasła znaaacznie wyżej,
"jak radzic sobie z nieodwzajemniona miłość" - w tej dziedzinie zrobił się ze mnie specjalista, w obie strony zresztą,
"konto na obcasach" - zapewne wynik poszukiwań banku dla drag-queen,
"niekomfortowo" - no czasem zdarza mi się tak czuć, ale żeby od razu u mnie szukać ratunku, to przesada.

Poszukiwania kulturalne:
"aj waj czyli historie z cynamonem", "brygada szlifierza karhana recenzja" - ludzie szukają, a dotychczasowi czytelnicy nawet nie zwrócili uwagi na te notki,
"porque te vas", "piosenka por que te vas", "jeanette dimech - porque te vas", "cria cuervos porque te vas" - a jednak ta piosenka nadal budzi emocje
"mam talent ukraina", "ksenia simonowa wiek" - ok, mogę zostać konsulem honorowym Ukrainy, a co tam,
"jakie sa historie biblijne" - aż się boję pomyśleć, co to dziecko zaniosło na lekcję religii katolickiej po zrobieniu copy/paste z mojego bloga,
"niesymulowane sceny" - żadnych scen nie symuluję.

Poszukiwania absurdalne:
"ligia helloween" - za diabła nie wiem o co chodzi,
"liteki- haxy" - 1 miejsce w googlach!!! Nadal nie wiem, co to są te "liteki".

Geografia
Najwięcej trafia do mnie oczywiście ludzi z Łodzi i może z województwa (30%). Po około 7% z Warszawy, Wrocławia i Krakowa. Proszę, proszę blog mi się robi narodowy.

Polecają
40% czytelników trafia do mnie bezpośrednio. Nie bardzo wiem co to znaczy, ale to chyba dobrze. Pozostali przez inne blogi i opisane powyżej wyszukiwarki. Co ciekawe początkowo Czytelnicy wchodzili do mnie tylko przez blog Gejowskiego, a blog Xella był na odległej pozycji. Aż znienacka to się odwróciło. Zupełnie nie wiem czemu. Kolejnymi sponsorami czytelnictwa są dla tego bloga: Pluto, Prawiebrunet, Malotraktorem, HomoViator. Wszyscy zupełnie nieproszeni umieścili kokieteryjnie link do mojego bloga na swoich. Dzięki chłopaki.

C Z Y T E L N I C Y
No ale esencją każdego bloga są jego Czytelnicy. Kłócę się z nimi, wściekam sie na nich (niektórzy przyprawiają mnie o epilepsję), bawią mnie, znęcają się nade mną, pouczają mnie, wyśmiewają się ze mnie, ale fajnie, że są ze mną.

Gejowski - znam; gdyby nie on ten blog nigdy by nie zaistniał,
Metka - znam; przedstawia się jako "Metek", bo mysli, że doda mu to męskości ;)
s. - nie znam; intelektualnie podniecający,
SleezyScreenName (w skrócie SSN) - nie znam; łobuz z San Francisco, w końcu mnie wykończy,
Snajper - nie znam; prześmiewca, lubię takich,
Tedik - nie znam; jeszcze nie rozwinął talentów w komentowaniu,
Azazel - znam; aż strach się bać ;)
Raand - znam; napiszcie coś nie tak o samochodach, a na pewno się odezwie,
Pluto - znam; zawsze pojednawczy,
Junior - nie znam; junior, a mimo to wyrozumiały,
Daniel - nie znam; ortodoks,
Prawiebrunet - znam; a sam cholernik nie pozwala na komentarze u siebie,
Häxa - znam; znam, ale nie powiem kto to,
aRRo - znam; ależ to trudna znajomość dla nas obu ;)
Malotraktorem - nie znam; potrafi wynaleźć rzeczy, które mnie absorbują przez wiele dni,
Person - znam; no rusz się, przecież wiem, że masz swobodę wyrażania swoich poglądów,
Regina - znam; ech, młodość ;)

Bywali też czytelnicy anonimowi, ale skoro tak postanowili, to niech anonimowi pozostaną.

Cały tekst napisałem 22 grudnia, ale pozostawiłem do prezentacji na dzień wigilijny ... na wypadek, jakby komuś się nudziło i chciał coś poczytać.

środa, 23 grudnia 2009

Wiem, jestem porąbany

We wtorek wieczorem nudziłem się. Wlazłem na czaterię podając prawdziwy wiek i czekałem, co się wydarzy. Wszyscy dwudziestoparolatkowie chcieli mi obciągać. Ich teksty były nudne i przewidywalne. Po kolei ignorowałem wszystkich tych porąbanych kolesi. Aż w końcu, nikt nie został.
Znudzony sam zagaiłem gościa starszego ode mnie. I zacząłem z nim klikać. Szło fantastycznie. Facet rozbrajał mnie coraz bardziej. Sam powiedział, że jemu też świetnie się ze mną gada. Zapowiedział, że musi się ze mną spotkać jeszcze tej nocy. Żebym przyjechał do niego. Argumentem było to, że właśnie zaczął się dzień jego urodzin. Odmówiłem oczywiście, bo jazda na drugi koniec Łodzi zupełnie mnie nie pociągała. Ale zaproponowałem, że może przyjechać do mnie. I przyjechał, o 3 w nocy.
Gadaliśmy do 6 rano, poruszając między innymi kwestię tego, że obaj musimy być nieźle porąbani skoro doszło do takiego spotkania, o tej porze. A potem położyliśmy się do łóżka. Fajnie jest móc się przytulić, brakuje mi tego. Rano odwiozłem go i jeszcze u niego wypiliśmy kawę.
Niesamowity facet. Powiedział, że nigdy nie zapomni tych urodzin. Kolejny raz usłyszałem, że jestem "zajebisty". Nie lubię tego określenia, bo zasadniczo nic ono nie oznacza. Jest jak wykrzyknik, i tyle. Ale swoją ocenę mojej osoby doprecyzował później w esie, dziękując za spotkanie. Napisał "Jesteś facetem wielkiego formatu, z klasą i urokiem". Usłyszałem to od faceta, który sam ma te cechy. Widocznie miałem swoją dobrą chwilę, bo przecież potrafię też być małego formatu, bez klasy i uroku ;)
Nazwę go przewrotnie "Toaletka".

Wpadł ZPP. Dostałem od niego prezent pod choinkę. Ale po miesiącu niewidzenia się, nie mieliśmy sobie nic do powiedzenia.

Potem był obóz pracy przymusowej, czyli sprzątanie u Matki i kręcenie sernika.

A w ramach odprężenia, po pracy spotkanie w pubie z Angolem. Opowiedział mi o swoich byłych. Poprzeczkę ma bardzo wysoko ustawioną. Wyobraźcie sobie, że wasz pierwszy facet był szejkiem, jak się będą czuć kolejni?! Ale coś go we mnie zainteresowało, polował na mnie parę tygodni. Ciekawe, czy po naszym krótkim spotkaniu znowu zadzwoni.

poniedziałek, 21 grudnia 2009

Imieniny Gejowskiego raz jeszcze

Po szerokich konsultacjach środowiskowych niniejszym przyznaję imprezie imieninowej Gejowskiego tytuł:

NAJLEPSZEJ IMPREZY 2009 ROKU

Ci co byli, proszę niech zapieją w komentarzach, pozostali niech żałują ;)

niedziela, 20 grudnia 2009

Imieniny Ge

Ach, co to była za noc ... niezapomniana.

Imieniny Gejowskiego zazwyczaj były upierdliwym obowiązkiem towarzyskim, który kończył się w okolicach północy i można było wyjść pobawić się na mieście. Tym razem było inaczej, impreza potrwała do szóstej rano. Było super! I zupełnie nie wiem czemu.

Muzykę Gejowski ma zawsze dobrą i tak samo było teraz. Meble te same, na stole ten sam standard niedietetyczny, co zawsze. Towarzystwo zasadniczo też to samo. A jednak tym razem coś zaskoczyło. Może to, że Gejowski jest sam i był wyjątkowo miły dla ludzi. Może aura - mimo syberyjskich mrozów - sprzyjała imprezowaniu.

Zdjęć z imprezy tylko z mojego aparatu jest 228. Nie wiem ile Gejowski nastrzelał swoim. Także dokumentacja wydarzeń i osób jest.

A propos osób. Niezły tabun się przewinął. Aż trudno wymieniać.

Ja zjawiłem się nie sam, jak się zanosiło. Zdarzył mi się "plus 1". O 11 na jednym z portali chłopak zapytał mnie o jakieś imprezy w Łodzi. Okazało się, że przyszło mu zakotwiczyć w mieście na weekend i nie bardzo ma co ze sobą zrobić. Od słowa do słowa zaprosiłem go na imprezę do Gejowskiego. Już o 14 spotkaliśmy się w Manufakturze, gdzie poszaleliśmy zakupowo, a ja przy okazji mogłem się zorientować, czy z gościem wszystko jest ok. Było ok.

A to co było dalej to typowy przykład trafności powiedzenia "trafiło się ślepej kurze ziarno". Plus 1 okazał się nie tylko bardzo przystojny, ale jeszcze szalenie miły. Na imprezie zawojował wszystkich chyba. Fatalnie, że jest z daleka i chyba nigdy go już nie zobaczę. Mnie też zawojował ;)

czwartek, 17 grudnia 2009

Opowieści biblijne

Ludzie potrafią zaskoczyć. Z Biblijnym znamy się już ze dwa miesiące, a ja go tylko raz za rączkę trzymałem. Trzymał mnie na dystans, że aż straciłem nadzieję, ba, obraziłem się! Aż w miniony weekend rzucił takimi tekstami, że mi szczęka opadła.
Ale potem było po staremu, nie miał czasu, a to to, a to tamto. Już znowu zacząłem się zniechęcać. On chyba tak specjalnie mnie dręczył. Czekał, jak będę reagował - dobrze, że nie czyta tego bloga ;)

Ciągle przekładane spotkanie w końcu doszło do skutku. Zaczęło się niewinnie, skończyło grzesznie. Oj, pogrzeszyliśmy ;) Inna sprawa, że jestem całkiem skołowany, co o nim sądzić. Grzeczny, ułożony, skryty, na dystans, aż znienacka rzucił się na mnie, jak wygłodniały wilkołak. Co więcej, on był dyrygentem, a ja posłuszną orkiestrą. Zupełnie się tego po nim nie spodziewałem.

Psycholog ze mnie żaden ;(

środa, 16 grudnia 2009

Nocne zmagania

Poszedłem sobie do Gejowskiego spędzać czas. Piję ci ja herbatę, a tu sms. Kierownik sie odzywa. No cool i w ogóle. Ale on, że to ta noc, że jakbym chciał, to ... Gejowski czerwony z wściekłości "15 lat sie z Tobą męczę, a Ty po jednym smsie chcesz uciekać!". Noooooo .... uciekłem. I nie żałuję. Och, kimże ja nie byłem tej nocy. Elżbieta, Ty szmato, możesz żałować.

wtorek, 15 grudnia 2009

Wyjmowanie akumulatora

Metka napisał:
Najfaniejszy widok to Teresa wysiadająca z samochodu. Wygląda to tak:
1) najpiew nogi
2) potem zwiędła dłoń
3) następnie biust
4) and finally: the one, the only, the gorgeous, the divine - here she is just for you Ladies and Gentlemen: TEEEEREEEEESAAAA!!!

A teraz wyobraźcie ją sobie, kiedy nie chcę jej odpalić samochodzik. Zziębnięta, wkurwiona, potargana, z miną "od trzech lat nie miałam gacha", umorusana i próbująca grzebać przy akumulatorze. Na Darwina - omdlewam!

To mnie sprowokowało do dokładnego opisu sytuacji. Wszystko jest w komentarzach do poprzedniej notki, ale Azazel i Gejowski zachęcili mnie do wrzucenia jako notkę, no to voila ;)

Jak już się upewniłam, że samodzielne zmartwychwstanie gada nie uda się, postanowiłam więc udać się do gada. Pół samochodu przetrząsnęłam nim znalazłam rękawiczki do prac przy Rolls Royce'sie.
Pociągnęłam stosowną dżwignię, aż mi mało w ręku nie została i lecę do przodu. Chwytam za maskę i ciągnę. Blacha się wygina, pot mi z czoła leci, ale otworzyć się nie chce. Jak przy każdym ciągnięciu człowiek spodziewa się jakiegoś efektu, a tu nic! Postanawiam powtórzyć całą operację, jak mi instruktor tłumaczył. Ale jak spojrzałam zza węgła samochodu już wiedziałam, otworzyłam wlew, nie maskę.
Ok, gdzie jest to cholerstwo od maski. Mało się nie zaplątałam między pedałami, żeby to dziadostwo znaleźć. Pociągnęłam, usłyszałam jakiś szczęk, cichy, bo głowę miałam między kolanami, ale obiecujący. Z rozwianym włosem lecę do maski i ciąąąąągnę, a ciągnąć to ja potrafię. Kupa, maska rusza się dwa centymentry w góre i dwa w dół.
Ok, pamiętam ze szkolenia, że jest tam dzyndzoł, który trzeba pomiętosić. Naciągam rękawiczkę po łokieć i wpycham palce w szparę. Fisting pomógł, namacałam dziada i po miętoszeniu puścił.
Widzę sprawcę nieszczęść mych wszelakich. Duży, utytłany, po bokach jakieś kłykciny, fuj. Ostrożnie odłożyłam maskę na miejsce i poleciałam po specjalnie na tę okazję szykowany klucz. Jak zwykle przy takich okazjach musiałam chwilę pomyśleć w ktorą stronę kręcić tymi nakrętkami, ale mam na to niezawodny sposób, trzeba sobie przypomnieć, w którą stronę otwiera się słoiczek z kremem pod oczy.
Trochę mi było niewygodnie pracować z maską leżącą na mojej głowie, ale chuj z fryzurą, ważne, że gada miałam w garści. Postawiłam go na chodniku i pozamykałam wszystkie znane mi otwory Rolls Royce'a.
Postałam jeszcze chwilę z nadzieją, że jakiś sąsiad się pojawi i wniesie gada na górę. Ale, że się nie pojawiał, a zimno dupę mi ścisnęło i makijaż miałam już jak górnik, to sama gada wtaszczyłam.

poniedziałek, 14 grudnia 2009

Life sucks

Wracałem od Gejowskiego. Ciemno, zimno. Po drodze dmuchana reklama WBK "Konto na obcasach", "Kobiety chcą więcej". Obok smętny facet w samochodzie. Ciekawe co czuł?

Kurna, dzień miał być fajny. Wieczorem miał wpaść Biblijny. Tak, wiem, wykreśliłem go z karnecika, ale sentyment pozostał. Cały dzień jeździłem na szmacie, żeby norkę przygotować na wizytę księcia. Ja, Teresa, na szmacie. Ci co mnie lepiej znają wiedzą, że to spore poświęcenie. No i kupa. Wsiadam do Rolls Royce'a, a on rzęzi. Ja kręcę kluczykiem, a on ze skomlenia przechodzi w charkot, by wreszcie wyzionąć ducha. Kopnięcie w oponę nie pomogło. Wytargałem to coś, co się okazuje ważniejsze od paliwa i wtargałem do norki. Sąsiadka jak zwykle życzliwie pożyczyła mi takie coś, co się nazywa "prostownik". Na cholerę mi wiedza o istnieniu czegoś takiego! A co dopiero używanie tego! Biblijny na wieść,że mam problemy techniczne przesunął swą wizytę na środę. Do tego Rolls Royce stoi na ulicy na pół otwarty, bo w jedną z dziurek klucz nie chciał wejść. Pieprzę to! Niech go ukradną.
Gejowski warknął dziś na mnie, że niby źle traktuję potencjalnych. A jak mam traktować?! Rozpisuję sie jak głupi o ortografii, o szacunku jaki w ten sposób się okazuje, a potem jakiś szczyl wali mi "wogóle". Niech spada skąd się urwał. "Kobiety chcą więcej"!

niedziela, 13 grudnia 2009

Parapetówka u Xella

Skoro byłem na tej parapetówce to trzeba zdać jakąś zjadliwą, ciotowską relację.

Na imprezę spóźniłem się straszliwie, co zapowiadałem. Zauroczony w ramach urodzinowego prezentu zaprosił mnie do Teatru Nowego na Flamenco. Spodziewałem się ognistych Hiszpanów i nie mniej ognistych Hiszpanek. Hiszpanów było trzech, wszyscy wyglądali na ciemnych blondynów i urodą nie porażali. Pozostałe 6 osób biorących udział w przedstawieniu, to Polacy. Tańce i śpiewy były ok, ale ognia nie wykrzesali. Nie zachęcam do wybierania się.

Xell mieszka praktycznie poza mapą Łodzi. Pojechałem z Gejowskim, który posiadał GayPS'a. Jazda z Gejowskim, to osobny rozdział. Ale odpuszczę mu.

Mieszkanie przytulne. Urocze jest to, że bez trudu można się dzielić swoim życiem erotycznym z sąsiadami. Przez okna salonu można podziwiać zalesienia i chyba zaorane pola, a do sypialni dochodzi kojący szum setek aut z pobliskiego skrzyżowania. Wystrój mieszkania bardzo funkcjonalny, nieco odarty z indywidualności, ale umówmy się Xell jest indywidualnością sam w sobie. Living room jeszcze nie skończony. Xell zadbał o najważniejsze dla siebie sprawy, czyli sypialnię i kuchnię. W łazience zwraca uwagę szerokie lustro, baaardzo szerokie. Myślisz Xell, że ta szerokość kiedyś będzie potrzebna? ;)

Goście znani i nieznani. Był Prawiebrunet ze swym przemiłym kompanem. Metka i Gwiazda orbitujący wokół siebie ... zupełnie niepotrzebnie. Był dawno niewidziany Cenny z pierwszy raz widzianym Pikusiem. Na zdjęciach Pikuś wyglądał na wyższego. Był Lucy, który potrafi być przeuroczy. Sporo pogadałem z Dyrygentem i Grubym - Gruby sam tak o sobie mówił, więc pretensji o pseudonim nie przyjmuję. No i był Drwal - ubrany jak drwal, z ciałem jak u drwala i wcale interesującą osobowością. Była też jakaś kobieta.

Do jedzenia rzeczywiście tak, jak Xell zapowiadał, był smalec i ogórki. Były też trochę innych rzeczy, żeby dodać elegancji. Ja oczywiście rzuciłem się na smalec. Czym zachęciłem innych krygujących się fanów tego tłuszczu. Charakterystyczne, że smalec jedli tylko ci szczupli. Były też jakieś alkohole i boski bimber. Nie wiem skąd Xell wytrzasnął ten bimber, jak spróbowałem nie piłem już niczego innego. I wiecie co, zero kaca dzisiaj! Pierwsza klasa, poproszę o dostawy.

Xell wymyślił sobie, że palacze będą palili na balkonie. Na szczęście zdał sobie sprawę z okrucieństwa tego rozporządzenia (było poniżej zera) i nieco wymuszenie przystał na palenie na klatce schodowej. Ale w końcu się oswoił i można było palić w kuchni. Ja wiem, że dym papierosowy śmierdzi, ale jak ktoś pierdnie, to też śmierdzi, a nie ogranicza się pierdzących w ich przywilejach! Goście muszą mieć swoje prawa i koniec.

Impreza toczyła się jak zawsze głównie w kuchni, a z powodu palaczy także na klatce schodowej. Dużo różnego bla, bla o co trudno mieć pretensje. Poznałem się ze wszystkimi i mam nadzieję pozostawiłem dobre wrażenie po sobie. Z mojego punktu widzenia najważniejszymi momentami były moje ściąganie odzieży oraz taniec erotyczny z Ego i Cennym. Zsunął się też abażur, ale to detal.

Impra była jak zjazd blogerów, z czego nie zdawałem sobie sprawy. Gospodarz Xell, Gejowski, Prawiebrunet, Pikuś i Drwal, o mnie świeżynce nie wspominając.

Ogólnie fajnie, ale szkoda, że nie było żadnych ekscesów. No i w przyszłości Xell będzie musiał urządzać imprezy w bardziej cywilizowanych rejonach świata.

Urodzinowo

Nie cierpię urodzin i imienin. Ale co roku je mam i nijak się przed tym nie daje uciec. Życzenia urodzinowe przychodziły mailem, facebookiem, naszą klasą, smsami, telefonicznie i bezpośrednio. Jeden z czytelników ocenił niedawno, że moja próżność jest rozdęta do granic możliwości. W tym jednym dniu tak nie jest w każdym razie. Nie lubię tego wystawienia przed szereg i fetowania. Krępuje mnie to.

Największą niespodziankę sprawiła mi moja paczka oczywiście. Miał wpaść tylko Gejowski i mieliśmy pooglądać filmy. Wpadł tabun, zmówili się. Metka i Gwiazda wymyślili na prezent kolejną rzecz, której potrzeby posiadania do tej pory nie miałem. Ego i Raand wręczyli bombę kaloryczną, kierując się pewno ostatnim szumem wokół stanu moich bioder. Gejowski jak zwykle z troski o mój rozwój intelektualny podarował mi książkę i grę na Play Station. Książka gdzieś leży, gra od razu znalazła fanów. Wreszcie można było prowadzić samochód po pijaku ;)

Urodziny w przykry sposób przypomniały mi o wieku. Znowu przesunąłem się na skali czasu. Cooleżanki żartowały sobie ze "starej Teresy". W naszej grupie jestem najstarszy. Właściwie w dowolnej grupie w jakiej się znajdę jestem teraz najstarszy. Już chyba tylko moja matka jest ode mnie starsza! To aż głupio.
Pocieszające jest to, że tym wszystkim młodym ludziom to nie przeszkadza. Ci, którzy wiedzą ile mam lat są z tym pogodzeni, a ci którzy nie wiedzą, nawet nie przypuszczają, jaki garb lat noszę. Za wygląd muszę dziękować genom. To cud, że mi się tak udało. Ale też i charakter ma tu znaczenie. Ja chyba chodząc już z balkonikiem będę gotów jeszcze imprezować. Skąd we mnie tyle energii, optymizmu, zadowolenia z życia, to nie wiem. Ale cieszę się tym nie mniej niż ludźmi, którzy mnie otaczają ;)

sobota, 12 grudnia 2009

Teresa na portalach gejowskich

Gejowski wspomniał, że fetysze wyjdą z użycia za 10 lat. Trudno mi w to uwierzyć, bo zjawisko ma już swoją historię i nie ma żadnych oznak końca.

Trochę łażę po portalach gejowskich. Z uprzejmości wchodzę na profile osób, które weszły na mój profil - ale nie odczuwam potrzeby zostawiania po sobie śladu, szczególnie gdy widzę, że gość szuka kogoś innego lub jest poza moim zasięgiem terytorialnym.
Szczególnie bawią mnie faceci poszukujący romantycznej miłości i nie mniej egzaltowanego partnera, a przy tym precyzują swe potrzeby podając w profilu:

"Ostry seks" - z żyletkami przy świetle księżyca zapewne, to takie romantyczne!,

"Seks grupowy" - jak się już ma romantycznego partnera, to należy się nim trochę pochwalić, najlepiej podrzucić innym do przerżnięcia, niech wiedzą co tracą,

"Sneaker seks" - wzajemne obwąchiwanie skarpetek, tudzież obuwia, bielizny i nie wiem czego jeszcze; romantyczni poeci zwracali uwagę na ten zmysł, wątpię jednak, czy chodziło im o tą samą woń[patrz komentarze].

2b rodzynek or 2b rodzynka

Ponieważ temat chwycił, to przerzucam go do osobnej notki.
Dorzucę jeszcze takie ładne słowa jak puf/pufa, podkoszulek/podkoszulka.
Tak w ogóle, to blog zmienia się w jakieś forum społecznościowe. Nie wiem, czy to dobrze, czy źle, ale za to coś się dzieje, jest ruch w interesie ;)

Dotychczas powiedziano w temacie:

Zagaił Teresa:
niewiele rodzynków (czy rodzynek? niech mnie ktoś poprawi, please)

Azazel pociągnął temat:
Rodzynków, mój drogi, rodzynków. Bo to TEN rodzynek, nie "ta rodzynka" :)

s. pogłebił temat:
Jeszcze odnośnie rodzynek. Jak podaja słowniki ortograficzne obie formy są poprawne:
rodzynek -n•ka, -n•kiem; -n•ki, -n•ków a. rodzynka
rodzyn•ka -n•ce, -n•kę; -nek a. rodzynek
Ja "od małego" ;) używalem formy "ta rodzynka".

Azazel nie odpuścił:
Tak, wiem, że obecnie dopuszcza się obie formy (niestety! moje serce polonisty mocno się na to wzdraga).
Jednak Teresa pisze ewidentnie o chłopakach (nawet jeśli niektórzy uważają się za dziewczyny;) - a zatem w tym wypadku właściwa jest męska forma odmiany: tych rodzynków.

Gejowski, jak zwykle, wie lepiej:
Rodzynków. Zawsze i wszędzie.

s. odparował:
W innych językach europejskich rodzynka jest rodzaju żeńskiego, więc nie byłbym taki stanowczy :-P

Coż za wdzięczny temat ;) Moim zdaniem geje powinni promować formę "ten rodzynek" ;) Niech to będzie gejowskie spojrzenie na język polski.

piątek, 11 grudnia 2009

Pauza

Od ostatniej notki sporo się wydarzyło i najpierw muszę zebrać myśli, nim coś napiszę.
Dzięki wielkie za komentarze do notki z 9 grudnia. Powinienem zebrać te wypowiedzi w jakąś całość i postaram się to zrobić.
Bądźcie w gotowości ;)

środa, 9 grudnia 2009

Teresa się gzi

Pogodę za oknem każdy widzi, jest smętnie i beznadziejnie. I tak też zaczął się dzień. A Gejowski nadal znęca się nade mną na swoim blogu.

Miał do mnie przyjechać Piszczel. Bardzo wiele by to dla mnie znaczyło. I zapewniał mnie o tym, że przyjedzie. Zupełnie nie rozumiem po co mnie zapewniał, bo z tego co mi opowiadał, to raczej było to mało realne. Ale OK, trochę się nastawiłem. Szczęście w nieszczęściu, że do jego niesłowności - ktorej nie cierpię - już się przyzwyczaiłem. Nie nastawiłem się zbyt mocno i dobrze.

Znienacka odezwał sie Biblijny z pretensją, że się nie odzywam. Najpierw zapewniał mnie, że jest chory, potem skłamał, że wyjechał na weekend z Łodzi (te kłamstewka są tak proste do udowodnienia), a teraz ma pretensje, ale pisze o nadrabianiu zaległości i braku czasu w związku z tym. Na odczepnego napisałem mu, że jak znajdzie czas dla mnie, to niech się odezwie, a ja MOŻE postaram się dostosować.

A później dwie randki w ciemno. W ciemno, bo nie widziałem zdjęć tych ludzi i nawet udało mi się ich przekonać, że moich zdjęć też nie muszą oglądać przed spotkaniem się.

Pierwszy Pan - którego nie będę obdarzał pseudonimem, bo nie ma sensu - upierał się, że ma 34 lata. Ewidentnie miał tak z 44 lata. Ja mu się nie dziwię nawet, że kłamał z wiekiem, wiem coś o tym. Jasne, że na dwie czwórki ciężko kogoś wyrwać. Ale można próbować, jeśli się jakoś wygląda. A zobaczyłem zmęczonego, przygarbionego troskami, ubranego byle jak faceta ... z pieskiem. Nie wiem, co było gorsze, czy ten wygląd, czy to uwiązanie do pieska - jedynego stworzenia akceptującego go takim jaki jest. Ja nie miałem w sobie tyle akceptacji.

Drugi Pan - nazwijmy go Kierownik, a pseudo dostaje, bo może się jeszcze przewinąć na kartach tego bloga - ma 25 lat. I nie musiał kłamać. Obdarzył mnie przemiłym komplementem: chciałby wyglądać jak ja, jak bedzie miał tyle lat ile ja mam. Niestety z wiekiem tradycyjnie nie byłem szczery, więc Kierownik nie wie, że może najwyżej marzyć o tym, żeby wyglądać jak ja, gdy będzie miał tyle lat ile naprawdę mam ;) Ale póki co wygląda OK ;) Ponieważ to najlepszy towar jaki mi się ostatnio udało wyrwać, więc było pościelowo. Usłyszałem, że jestem "zajebisty". Nie żebym nie wiedział tego o sobie, ale zawsze miło znowu to usłyszeć.

poniedziałek, 7 grudnia 2009

Kolejna konwersacja z wiekiem w tle

20 listopada i 4 grudnia pisałem o problemie wieku. Oczywiście ciąg dalszy nastąpił. Poniżej najświeższa, bo dzisiejsza konwersacja. Tym razem posłużyłem się radami szanownych cooleżanek i fragmentem sztuki. Mojego interlokutora nazwę Boa. Znam jego imię, numer telefonu, widziałem jego zdjęcie [nothing special] i nieco zapoznał mnie ze swoim życiem. Kontakt miał być czysto towarzyski. Aż w końcu:

Boa: ile masz lat?
Teresa: a ile chciałbyś żebym miał? jestem uczynny, dostosuję się ;)
Boa: Mysle od 30 lat do 35 lat....
Teresa: nieźle ;) a dokładniej podam jak poznasz mnie jako człowieka ;)
Boa: Nie rozumiem...
Teresa: nieźle celujesz ;) dokładnie ile mam lat podam Ci, jak się poznamy, może Cię wtedy zaskoczę ;)
Boa: Napisz ile masz lat...
Teresa: 57
Boa: Nie wierze..To zart.
Teresa: No a gdybym tyle miał, to co? Już nie chciałbyś się ze mną spotkać i pogadać?
[po czym zaległa długa cisza]

[po 2 godzinach przyszedł sms, żebym natentychmiast przesłał swoje zdjęcie mmsem; odmówiłem, bo nie mam w telefonie żadnych swoich zdjęć i odesłałem do miejsca gdzie są one dostępne]

Boa: TEN FACET NA ZDJECIU NIE WYGLADA NA 56 LAT.JESTES BARDZO MLODY.
Teresa: No mam nadzieje, że nie wyglądam na 56 ;)
Boa: Ladnie wygladasz super facet.

[po czym ja się zawiesiłem]

Słucham dalszych rad szanownych cooleżanek.

Teatr Nowy "Brygada szlifierza Karhana"

Ale maraton, teatr dzień po dniu. Tym razem w towarzystwie Wiedźmy, Homofoba, Katołodzianki, Prawie Żonatego i Gejowskiego. Spektakl świetny. Recenzja tutaj. Nie byłeś, to idź, polecam. Nie rozpisuję się na temat tej sztuki, chyba wystarczy, że polecam.
Po teatrze popijawa u Gejowskiego. I sporo rozmów i o sztuce, którą zobaczyliśmy, i o życiu.

niedziela, 6 grudnia 2009

Komentarze do "Teresa nie tyje!"

s. pisze...
Primo po pierwsze - nie mam napadów wyżerania z lodówki, w szczególności w nocy :)
Primo po drugie - proszę wyjaśnić te kromki z toną smalcu na nich - naprawdę dasz radę to zjeść???
Primo po trzecie - proponuję przeprowadzić jakieś publiczne ważenie dwójki najbardziej zainteresowanych tzn.Ciebie i gejowskiego. Potem obliczy sie różne BMI, BMW i BMX i prawda wyjdzie na światło dzienne jak szydło z worka :]
2009-12-05 12:57:00

Po pierwsze primo - możesz być wyjątkiem potwierdzającym regułę.
Po drugie primo - sam spróbuj znaleźć coś normalnego do jedzenia w lodówce Gejowskiego; czy obecność ton smalcu w jego lodówce nie zastanawia? ;)
Po trzecie primo - to niemożliwe, Gejowskiego trzeba już ważyć na wadze towarowej, a takiej nie posiadam.

gejowski pisze...
Zaraz zaraz, kwestią główną jest fakt, że Teresie padło na mózg i zamiast utrzymać fantastyczną wagę - którą okupiła rozstrojem nerwowym, niedoruchaniem, oziębłością uczuciową itd. - zaczęła żreć jak świnia i marnować osiągnięcia najtrudniejszego roku w jej życiu. Fakt mojego brzuszka nie ma tu nic do rzeczy - nawet jeśli schudnę, to Teresa od tego się nie zmieni...
2009-12-05 16:03:00

Ja w ogóle nie starałem się schudnąć, to samo przyszło. Bardzo dobrze się czułem z poprzednią wagą ... no może, prawie dobrze. Racja, "brzuszek" Gejowskiego - cóż za eufemizm, gdy mówimy o trwałej tłuszczowej fałdzie zwieszającej się już prawie do kolan - nie ma nic wspólnego z moją wagą ;)

metek pisze...
Ge, ależ problem w tym, że Teresa w ogóle nie utyła. Nawet gdyby to zrobiła, to byłaby wciąż tą samą, ujmującą osobą. Ty też jesteś ujmujący na swój sposób, darling, tyle że za gardło. Jak się chciało kobicie wpierdolić coś konkretnego, to czemu jej żałujesz? Uważasz, że czym większy PR wokół boczków Teresy, tym mniejsze boczki własne? Eksponujesz tylko własne kompleksy, zresztą idiotyczne, bo Ty też nie wyglądasz źle.

Uważam, że Teresa nie utyła. Zarzucam Ci więc, Ge, kłamstwo i tym samym rzucam Ci rękawicę. Dokładnie - siatkową rękawiczkę z falbanami, sweetie. To się nazywa pojedynek. Jeśli masz zdolność honorową, kobieto, to wyjdź przed dom i bij się ze mną o honor mojej fumfeli. Parasolkami się możemy naparzać. Zresztą - rodzaj broni zostawiam Tobie. Znając Twoje upodobania, może to być pojedynek na to, kto zje więcej chipsów o smaku sera i czosnku :))) Pączocha będzie moją sekundantką.
2009-12-05 17:13:00

Meciu, niestety widziałem "dorobek tłuszczowy" Gejowskiego. On sobie kompensuje ten dramat troską o moją wagę, ale to za niego musimy się wziąć. Tylko jak?!

Teatr Nowy "Aj waj! czyli historie z cynamonem" i Shortbus

Jak zwykle paczką - Wiedźma, Person, Ego, Gejowski i ja - poszliśmy do teatru. Wszystko dzięki nieocenionemu Gejowskiemu, który nie wiem jak, ale zawsze potrafi załatwić bilety i zachęcić do tej formy rozrywki. Jestem mu wdzięczny.

Właściwie nikt nie sprawdził na co idziemy. Okazało się, że trafiliśmy na spektakl kabaretowy osnuty na motywach kultury żydowskiej w wykonaniu Grupy Rafała Kmity. Początek przedstawienia był trochę słaby, ale potem się wszystko rozkręca i jest naprawdę śmiesznie. Plus fajnie zaśpiewane piosenki. Warto pójść i zobaczyć. I warto klaskać na koniec, bo aktorzy są przygotowani do dania nawet czterech różnych bisów, z których rapowana piosenka o rabinie, czy piosenka dziwki robią spore wrażenie.

Zapamiętałem fragment jednego ze skeczy. Do Haima, młodego kawalera, przychodzi Zelman, miejscowy swat, z prezentacją kobiet szukających zamążpójścia. Haim jest wybredny i słusznie, bo oferta jest delikatnie mówiąc "nieświeża". W końcu Zelman pokazuje Haimowi zdjęcie jednej z panien:

Haim: A ile ona ma lat?
Zelman: A ile Ty Haim chciałbyś, żeby ona miała? To uczynna kobieta, ona się dostosuje.

To tak a propos moich zmagań z wiekiem ;)

A tu rapowanie:


Po teatrze paczka wpadła do mnie i obejrzeliśmy "Shortbus". Film, który nigdy nie wejdzie na polskie ekrany kinowe, telewizyjne, ani nie pokaże się na DVD. Przyczyna prosta, bywa uznawany za pornograficzny ze względu na niesymulowane sceny seksu. Najzabawniejsze, że ten seks jest pokazany tak, że zupełnie nie podnieca, co było zamysłem reżysera. Po filmie dłuższa dyskusja o nim.

Moja ulubiona piosenka "In The End" z tego filmu zaśpiewana przez Justin'a Bond'a:


Oto jej tekst:
We all bear the scars
Yeah, we all feign a laugh
We all cry in the dark
Get cut off before we start

And as your first act begins
You realise they're all waiting
For a fall, for a flaw, for the end

And there's a path stained with tears
Could you talk to quiet my fears
Could you pull me aside
Just to acknowledge that I've tried

As your last breath begins
Contently take it in
Cause we all get it in
The end

And as your last breath begins
You find your demon's your best friend
And we all get it in
The end

Na zakończenie pijany w trupa Gejowski wyrzucił przez okno mój telefon. Miał szczęście, że nie trafił w samochód sąsiada. Mam nadzieję, że minionej nocy rzygał długo i boleśnie ;)

sobota, 5 grudnia 2009

Ciałka

Zawsze przyjemnie popatrzeć na ładne męskie ciała

Valley Lodge "All of My Loving" from Valley Lodge on Vimeo.

Skradzione z bloga cristoforo

Teresa nie tyje!

Gejowski, miałem tę sukę za siostrę, a ona czymś takim we mnie. Zgroza!!!
Małpa sama się przyznała, że ciągle robi mi gębę, załozyłem bloga, żeby przedstawić prawdziwego Teresę bez tejże gęby. I co teraz? Teraz muszę się znowu bronić.

Ta ździra zażyczyła sobie, żebym napisał, co kłamliwego napisała o mnie, voila.

Pierwsze zdanie:
Nie jest chyba szczególnie trudne do zaobserwowania, że Teresa tyje.
i dalej
Teresa tyje na potęgę
Kurna, gdzie ja tyję?! I jak to można "zaobserwować"? Mam drobne wahania wagi, jak każdy, i tyle. Dużo prawdziwsze jest stwierdzenie: "Gejowski nie robi nic, żeby dalej nie tyć".
Znowu będzie gruba
Nigdy nie byłem gruby, po prostu czasem było mnie więcej niż sam sobie tego życzyłem.

W kolejnej notce:
Teresa przyszła w jakimś okropnym sweterku koloru bordowego
Ten kolor najbliższy jest nierozbielonej zupie pomidorowej, no ale rozmawiaj ze ślepym o kolorach.
wyglądała, szczególnie w rejonie… hmmm… boczków. Bardzo podkreślonych.
Niestety sweterki tak wyglądają, a ten jest ciut za długi (rozmiar M) i wybrzusza się na pasku. PASKU!!!! Pasek mam szerszy od talii i siłą rzeczy trochę mnie poszerza warstwą tkaniny sweterka. Big deal!

Około 2005 roku zmieniła mi się figura. Tak znienacka. Musiałem zmienić wszystkie spodnie. Rozmiar 32 uniemożliwiał mi oddychanie. Przesiadłem się od razu na rozmiar 34. Byl to pewien dramat, ale uznałem, że taka jest kolej rzeczy i nic nie zrobię, żeby powstrzymać naturalne dojrzewanie.
W 2009 przez wiele miesięcy żyłem miłością. Jedzenie było zbędne. Mój żołądek skurczył się. Spadek wagi nastąpił szybko. Moje rozmiary zmniejszyły się. Dziś zakładam spodnie rozmiar 31. T-shirty kupuję w rozmiarze S. Dobra wiem, że rozmiarówka też się zmieniła i obecne S, to dawne M, ale i tak jest nieźle.
Żołądek nadal mam mały i nie jem dużo. Natomiast jak każdy normalny facet mam napady wilczego apetytu przy którym wstaje się w nocy i wyżera wszystko co się znajduje w lodówce, niech mi jakiś facet powie, że tak nie ma czasem. I są to napady tylko, a nie conocna aktywność. Mimo tych napadów trzymam wagę i kształty.

O co Gejowskiemu więc chodzi? Ja myślę, że to z zazdrości. Sam nie robi nic, żeby schudnąć. I tyje! Żre tłusto, mącznie i bez sensu. Napycha się kaloriami. Zawsze znajdzie jakiś excuse, a to, że chory, a to, że w depresji, a to, że ten odszedł, a tamten nie przyszedł. W sumie uważam go za zdyscyplinowanego faceta, ale niestety nie dotyczy to obżarstwa. Temu folguje zawsze. Pamiętam jak Gejowski rozszedł się z fajnym gościem, bo tamten utył, już nie był "dżaga". Ostatni nabytek sam utył przy Gejowskim! A Gejowski tyje nadal.

piątek, 4 grudnia 2009

I znowu problem wieku

W notce z 20 listopada pisałem o problemie wieku. Nawet były trzy komentarze zasadniczo nakazujące mówienie prawdy. Ok, wybrałem po swojemu, żeby wiekiem się nie chwalić, ale też w tej sprawie nie kłamać.
Przypadkiem w Internecie trafiłem na gościa - nazwijmy go Masakra - z którym mam wspólne pewne zainteresowania, on sobie obejrzał moje zdjęcia, ja jego. Raczej nie byliśmy zainteresowani sobą tylko tymi zainteresowaniami właśnie. Wymieniliśmy się imionami, a nawet telefonami. Byliśmy już nawet umówieni na wspólne wyjście do miasta. I wtedy się zaczęło.

Masakra: 04.12.09 13:31 no czekam z nieceirpliwoscia[na nasze spotkanie]
Masakra: 04.12.09 16:59 a ile ty masz wlasciwie lat?
Teresa: 04.12 17:04 a co Cie tak moj PESEL interesuje? ;) mam tyle lat, na ile wygladam i sie czuje i bywa z tym roznie ;)
Masakra: 04.12.09 17:06 tak, interesuje mnie twoj pesel. jak juz jego znajdziesz, to napisz ile tych lat
Teresa: 04.12 17:14 a z czego to zainteresowanie peselem wynika?
Masakra: 04.12.09 17:16 kurcze, po prostu chce wiedziec ile masz lat. a jesli masz problem z tym by to ujawnic, to faktycznie masz problem...
Teresa: 04.12 17:21 jesli to moj problem, to daj mi z tym zyc, nie przezywam w zwiazku z tym tragedii zyciowej, ale na odrobine prywatnosci mi pozwol
dla mnie pytanie o wiek, jest jak pytanie o dlugosc penisa - ma ten sam, ze tak powiem, wymiar. Jakiej ocenie sluzy? Zdolnosci do prokreacji?
Masakra: 04.12.09 17:24 no to nie zrozumiemy sie, bo to co napisales i o prywatnosci jak i dlugosci, sorry, ale jest smieszne
boze, taki stary a taki... -nie bierz doslownie, bo nie uwazam bys wygladal staro
Teresa: 04.12 17:29 w jednej wiadomosci obraziles mnie i skomplementowales; powiedzmy, ze kiedy bylem w Twoim wieku dodawalem sobie lat, a teraz chetniej to robie w druga strone; nie wiem, do czego zmierza Twoj nacisk na podanie przeze mnie wieku, ma to dla Ciebie tak duza wartosc? co uzalezniasz od tego?
Masakra: 04.12.09 17:31 nic nie uzalezniam ale nie potrafie szanowac osoby, ktora wydaj mi sie zidiociała, sorry; to jest dla mnie idiotyczne ukrywanie wieku i jak bys madrze to nie uargumentowal to i tak nie zmienie zdania
Teresa: 04.12 17:33 przykro mi, ale na tym konczymy nasza znajomość powodzenia
Masakra: 04.12.09 17:34 wzajemnie

Jaki błąd popełniłem?