piątek, 27 listopada 2009

Niekomfortowo

Już wiem, kim był tajemniczy chętny na moje wdzięki - to był Podpalany! Ale z niego też szczwany lis, bo umówił się na randkę podwójną, tylko ta pierwsza spóźniła się o 4 godziny! Czekał chyba tylko dlatego, że wiedział, że ja też sie pojawię. Ale ja za takie czekanie kopnąłbym jego randkę w dupę już przy 15 minutach spóźnienia. Nikt się nie zadeklarował, że ze mną pójdzie do Garnka, to zabrałem Zauroczonego. I nie był to dobry pomysł.

Zauroczony po prostu zaczął leżeć na mnie. To może być nawet miłe w kameralnych miejscach, ale nie w Garnku! Czułem się zawłaszczony. Głupio mi było choćby popatrzeć na fajniejszych facetów, bo wiedziałem, że Zauroczonemu sprawi to przykrość. Do tego otoczenie odbierało nas jako parę. I jak ja teraz przekonam ich, że jestem wolny, swobodny i do wzięcia, jak już pojawię się sam?! To czyniło sytuację dla mnie wyjątkowo niekomfortową.

Biblijnego wykreślam z karnecika. Wczoraj wysłałem esa. Zero odpowiedzi, to dziś zadzwoniłem. No chory jest, ok. Ale to nie powód, żeby nie odpisać komuś tak zatroskanemu, jak ja! Mam wrażenie, że to kolejny egzemplarz skupiony raczej na sobie, niż na innych. A takim mówimy stanowcze NO PASARAN! ;)

W piątek wyjeżdżam do Bydgoszczy i tam będę uskuteczniał życie towarzyskie. Wracam w poniedziałek wieczorem. Do tego czasu nic nie napiszę na blogu oczywiście. Jakoś wytrzymajcie i nie zapomnijcie o mnie.

czwartek, 26 listopada 2009

Co randka, to porażka

Wczoraj miałem dwie randki i dwie porażki.

Pierwszy był Nieudacznik. Głupi byłem, że nie poprosiłem go o zdjęcie przed spotkaniem. Jednak staram się nie prosić o zdjęcia, bo sam tego nie lubię, ocenianie po wyglądzie może być mylące. Facet twierdzi, że ma 42 lata. Przyciskałem go do muru i twardo trzymał się tej wersji. Przede mną siedział facet, który wyglądał na 52 lata. Niemożliwe, żeby miał 42, faceci w tym wieku wyglądają dużo lepiej. Niezależnie od wieku intelektualnie też mnie nie porwał. Strata czasu. Przy pożegnaniu chyba to wyczuł.

Później był Niemiec. Autentyczny Niemiec. Ten z kolei twierdził, że ma 44 lata. Już nawet go nie pytałem o to, bo wyglądał na 60. Załamka. Uprzejmie pokazałem mu Łódź i opowiedziałem trochę o mieście. Podyskutowaliśmy o obyczajach w różnych krajach, a następnie poszliśmy do sauny Ganimedes, na tym Niemcowi najbardziej zależało. Nie byłem tam z 5 lat, to stwierdziłem, czemu nie. Cooleżanki mam tak świętojebliwe, że bez dewocjonaliów nie przekroczyłyby progu tego przybytku bezeceństw wszelakich.

W środku miło i sympatycznie, o dziwo. Grono spragnionych uciech cielesnych nieliczne i nieatrakcyjne. Mnie miło było, bo dowiedziałem się, że mam zgrabną figurę i boskie nogi. Wszyscy słyszeli moje rozmowy z Niemcem, co spowodowało, że uznano mnie za wyższą pierdolencję i większość czuła się za szara dla mnie. I chyba słusznie ;)

Wszedłem do Garnka jeszcze, a tam Hiszpan cały w umizgach do Blondie, a Blondie zimny jak królowa śniegu. Powinienem się od niego uczyć. Na razie tylko zazdroszczę.

Do tego jeszcze zadzwonił jakiś gość i chce się ze mną umówić. Mój telefon nie wie, kto to jest, a ja tym bardziej. Gość rozmawia ze mna tak, jakbym go ze 100 lat znał! Kto mnie dziś uratuje i pójdzie ze mną na 22 do Garnka?!

wtorek, 24 listopada 2009

2009

W niedzielę spotkałem się z ZPP. Zaproponowałem wspólne wyjście na wystawę i potem na kawę. Tak, jak to kiedyś bywało, gdy nie mieliśmy się gdzie spotykać, ale razem intensywnie spędzaliśmy czas. Oczywiście odwaliłem się tak, żeby wyglądać jak najatrakcyjniej. Dostrzegł to, ale nie skomentował. Sam wygląda na zaniedbanego.

Oddalamy się od siebie coraz bardziej. Rozmowa dała tylko tyle, że ustaliliśmy gdzie jesteśmy, ale nic ponadto.
Nic na to nie poradzę, że nadal mam do niego sentyment. Spędziłem z nim 13 lat swojego życia. Nikt z mojego otoczenia nie sięgnął jeszcze takiego stażu partnerskiego.

Rok 2009 zapamiętam do końca życia i pewno nie ja jedyny. Tyle związków się rozpadło, tyle związków przeżywało w tym roku kryzysy. Nieliczni prześlizgnęli się bez szwanku.

Ale "umarł król, nie żyje król", życie toczy się dalej. Szczęśliwie nie popadam w przygnębienie i strach przed tym, co będzie dalej. Na pewno coś jeszcze uda mi się zbudować i będzie równie trwałe, jeszcze zobaczycie ;)

niedziela, 22 listopada 2009

True Blood

Słyszałem o serialu "True Blood", ale nie widziałem. Gejowski powiedział mi, że nic specjalnego. Ale tak sobie trochę popatrzyłem, bo usłyszałem, że tak jak geje walczą o swoje prawa, tak w tym serialu robią to wampiry. I rzeczywiście.

Poniżej wzruszająca, sentymentalna scenka, zryczałam się jak norka ;)



Nie pytajcie mnie, co się stało ze spodniami ;)

Sen

W sobotę, co niezwykłe, położyłem się spać o północy. Wstałem już o 7:30. Zapewne to właśnie spowodowało, że śniłem i sen zapamiętałem. Chcę się nim z Wami podzielić. Niech nikogo nie dziwi nielinearność tego snu i jego absurdalność, to był tylko sen.

Płynąłem z ZPP kajakiem przez jezioro. Z jakiegoś powodu musieliśmy wysiąść na brzeg. W następnej chwili byliśmy w pirackiej wiosce nad tym jeziorem. Byłem torturowany specjalną maszynką do szlifowania płytki paznokcia - patrzyłem na moich bezwzględnych oprawców, czułem zbliżającą się śmierć.

W następnej chwili opowiadam o tej historii Siostrze. Ona mówi, że dokładnie w tym samym czasie kuzynka z mężem tamtędy płynęli, mogli nas uratować, gdyby tylko wiedzieli.

Znowu wysiadamy z kajaka nad jeziorem. Dopada nas grupa rosłych kobiet i siłą gdzieś ciągnie. Mówią, że to taka zabawa i że musimy z nimi iść. Protestuję. Próbuję dzwonić po policję. Zabierają mi telefon i dokumenty. Dwa babsztyle wykręcają mi ręcę i prowadzą. Obok biernie idzie ZPP. Przechodzimy przez most. Wiem o kuzynce z mężem, którzy w każdej chwili będą tędy przepływać. Krzyczę, wierzgam, wyrywam się. Bez efektu. Nie ma ratunku. Doprowadzają mnie do pirackiej wioski. Nadal protestuję. Krzyczę do ZPP, żeby też protestował, że to nie może tak być. Jestem na niego wściekły, że tak biernie stoi, jakby akceptował nieuchronność tego, co się dalej wydarzy.

Obudziłem się.

Spodziewam się do czego przyczepi się Metka, więc od razu piszę:
1) nie robiłem sobie manicure dzień wcześniej,
2) nie mam grzybicy.
Ale i tak pewno coś wymyśli, na co ja nie wpadnę ;)

sobota, 21 listopada 2009

Nie - Przytulanki

Jestem wściekły, to się spróbuję rozładować pisząc.

Wczoraj - piątek - z Zauroczonym byłem na wernisażu wystawy Sławka Beliny "Norma" w Atlasie Sztuki. Zachęcam do odwiedzenia. Nie mogę pojąć, że ludzie potrafią spędzać godziny oglądając "M jak Mydło", a nie znajdą czasu na chwilę odchamienia.

Było zabawnie, bo Zauroczony przedstawiał mnie wszystkim jakbym był jego partnerem. Dobrze, że Gejowski też dotarł, bo już całkiem byłbym skazany. Wystawa interesująca i wiele wiem o jej genezie. Wernisaż nie był najlepszym momentem na oglądanie, za dużo ludzi zwaliło. Dlatego w tygodniu proszę się przejść, namiary tutaj.

Poznałem i dotknąłem, a raczej byłem dotknięty przez Ryszarda "Rysię" Czubak, który/która dotarł/dotarła na wystawę. W ogóle najazd warszaffki był oszałamiający. Ale niestety wrażenia specjalnego nie wywarł.

Po wernisażu skromną grupą udaliśmy się do Łodzi Kaliskiej. Jak to w piątek nie było gdzie usiąść, a nic specjalnego się nie działo. Poszliśmy do Ganimedesa. Tam dla odmiany straszyły puste przestrzenie. Doszedł Blondie z Hiszpanem i zrobiło się fajnie. Potańczyłem z Zauroczonym. To jedyny jak dotąd facet, ktory umie mnie poprowadzić. I robi to rewelacyjnie. Wybawiłem się fantastycznie.

W sobotę starałem się dojść do siebie po piciu wódki, wina i piwa poprzedniego wieczoru. Jakoś się udało. Wylizałem mieszkanie - które Metka określa mianem "skrzynki kontaktowej z czasów okupacji" - pod Biblijnego z nadzieją, że wpadnie. Zapowiedział, że jednak nie wpadnie. Trudno. Umówiłem się z Zauroczonym na przygotowywanie moich prezentów dla znajomych. Ale Biblijny zadzwonił, że jednak wpadnie. Cool, jakoś wypchnąłem Zauroczonego. I wtedy Biblijny ponownie napisał, że jednak nie wpadnie. Kurna, co ci Młodzi Geje sobie wyobrażają!

Do tego Piszczel popił pewno, bo znowu wpadł w tony pretensji do mnie.

A ja znowu nie mam się do kogo przytulić ;(

piątek, 20 listopada 2009

Problem wieku

Najpierw przyatakowała mnie Clitty, a potem Gejowski. Ok, mam problem z moim wiekiem. Mój PESEL mi nie leży. Ja nie pasuję do mojego PESELU, a jednocześnie jest to jedyna rzecz jakiej nie mogę zmienić.

Nie wyglądam na swój wiek, nie czuję się na swój wiek, nawet znajomych mam młodszych. Może dojrzewam w innym tempie, nie wiem. Szukam kogoś dla siebie. Na portalach do szukania podaję nieprawdziwy wiek. Uznałem, że w ten sposób wstrzelę się w zakres wyszukiwań. I to działa.

Clitty uważa, że to źle, że tak robię, że kładzie się to cieniem już na początku każdej relacji jaka by mi się zdarzyła. I tak rzeczywiście jest. Biblijnego oszukuję i źle się z tym czuję. Jak ja mu powiem prawdę, to zupełnie nie wiem. A jak on na to zareaguje, to już zupełna zagadka.

Gejowski podobnie, choć w innym tonie. Jeśli nie będę podawał prawdziwego wieku, to będą mi się trafiać tylko tacy, którzy oceniają poprzez wiek. Nie patrzą na człowieka, tylko jego PESEL właśnie. A to nie jest kryterium decydujące o czymkolwiek.

Za to Piszczel powiedział, żebym nie podawał swojego wieku. Czyli z perspektywy jego 22 lat wygląda to inaczej.

W czerwcu odbył się ślub 85-letniego Andrzeja Łapickiego z 25-letnią Kamilą. 60 lat różnicy!!! Z tego co piszą o tej parze, z relacji znajomych, którzy gdzieś tam ich widzieli wynika, że to najszczęśliwsza i zakochana w sobie para. Nie wiem jak sobie radzą z seksem, ale może nie seks jest najważniejszym spoiwem ich związku.

Inny aspekt to czas trwania związków. Jeszcze 40 lat temu pary wiązały się na całe życie. Dziś 1/3 związków się rozpada w Polsce, na zachodzie ten wskaźnik jest jeszcze wyższy. Zauważyłem, że Młodzi Geje patrzą na wiek ewentualnego partnera wyobrażając sobie jak to będzie za 10, 20 lat. Otóż nie ma co sobie tego wyobrażać. Związki trwające tak długo, to co najwyżej wyjątki potwierdzające regułę, że obecnie żaden związek nie jest w stanie tyle przetrwać.

Mimo różnicy wieku partnerzy mogą sobie dać wiele. Piszczel nie był wprawdzie moim partnerem, ale mimo to w czasie naszej intensywnej znajomości każdy z nas coś zyskał. Z najważniejszych rzeczy, on zyskał samoakceptację dla swojej orientacji, a ja new look i poczucie bycia atrakcyjnym. Ta wymiana nie musi być w 100% ekwiwalentna. Ważne, żeby każda ze stron coś wniosła i coś zyskała.

Nie będę się odwoływał do czasów starożytnej Grecji, bo to oklepane. Czasy się zmieniły. Wtedy nastolatek mógł być partnerem, a dwudziestoparolatek był już dojrzałym mężczyzną. Dziś dwudziestoparolatek, to nadal dziecko, a dojrzałym mężczyzna staje się chyba koło pięćdziesiątki.

Temat jest jak rzeka. Ja postanowiłem przestać kłamać co do mojego wieku, ale też nie zamierzam go podawać. Na razie zatrzymam się na półprawdzie "mam tyle lat na ile wyglądam".

czwartek, 19 listopada 2009

Harlequin Vaginy

Vagina po prostu rozwaliła mnie swoją opowieścią. Nie wiem jak, i czy to skomentujecie, ale weźcie pod uwagę, że to zdarzyło się w realu.

Od jakiegoś czasu Vagina widywała nowego sąsiada na klatce. Żadnych kontaktów nie było, ot zwykłe, dzień dobry. Pewnego dnia zeszła do samochodu, a tam rozpruta opona. Poszukała zaprzyjaźnionego sąsiada. Zeszli razem na dół. Sąsiad zajął się problemem, a Vagina za wycieraczką znalazła liścik. W liściku info o problemie i zalecenia. Podpis "Sympatyczny sąsiad". Vagina kobiecą intuicją szybko odgadła, który to sąsiad i liścik z podziękowaniami pozostawiła za wycieraczką samochodu "sympatycznego sąsiada". Korespondencja wycieraczkowa trwała dwa tygodnie. Liścik został uzbrojony w folię, żeby papier nie moczył się na deszczu.

Aż wreszcie "sympatyczny sąsiad" zaproponował spacer. W wieczór niezwykły bo 31 października. Spacer potrwał prawie do północy. A potem wspólne wjazdy nad morze, zaproszenie na spektakl baletowy. Vagina twierdzi, że "w rajstopach jeszcze nie drgnęło". Mnie by drgnęło ;)

Ciągle zostawiam samochód na zewnątrz, sąsiedzi wprawdzie nie rzucają wyglądem na kolana, ale mogliby zadziałać podobnie. Póki co, jedyne co znalazłem, to info o usługach cateringowych, buuuu ;(

środa, 18 listopada 2009

Trzy dni w Bydgoszczy

Trzy dni nie było mnie w Łodzi. Czas spędziłem bardzo intensywnie, a tematów pojawiło się na kilka notek. I będzie ich kilka.

Możecie się zastanawiać, co mnie do tej Bydgoszczy tak ciągnie. Ludzie oczywiście. Ostatnie pięć lat spędzałem tam zawodowo i towarzysko. Imprezy są tam może mniej liczne niż w Łodzi, ale za to zawsze udane. Do tego grono ludzi jakich tam poznałem jest fantastyczne i staram się pielęgnować te kontakty.

Tym razem jednak byłem w Bygoszczy tylko dlatego, że musiałem być w Gdańsku, a że nadal nie mam kierowcy i sam muszę prowadzić samochód więc trasę podzieliłem na odcinki zatrzymując się na noclegi w Bydzi właśnie.

Zatrzymałem się u Piszczela w akademiku. Robiłem za jego kuzyna. Poniedziałek spędziliśmy na gadaniu. Nie widzieliśmy się nieco ponad dwa tygodnie. Mieliśmy iść na imprezę, ale byłem padnięty i zmienił plany. Spędziliśmy czas razem. Fajnie czuć, że brakuje mu mnie. Mnie też było miło z nim gadać. Skrytykował mnie za postępowanie z Zauroczonym. Uważa, że powinienem zerwać z nim kontakt. Łatwo mu mówić, sam też mnie rzucał i zrywał kontakt, a potem sam nie wytrzymywał i się odzywał pierwszy, przeciągając moją agonię.
Piszczel uprzedził mnie, że jego współlokator nieźle chrapie. Profilaktycznie skułem się więc, bo czego jak czego, ale chrapania nie znoszę. Przedobrzyłem. Obaj nie mogli usnąć z powodu mojego chrapania ;) W każdym razie ja się wyspałem ;)

We wtorek byłem w Gdańsku o czym machnę osobną notkę.

Po powrocie z Gdańska do Bydzi wpadłem do Clitty i Vaginy. Brakuje mi ich. To zupełnie inny kontakt niż z facetami.

Wieczorem Piszczel zabrał mnie na imprezę ze swoimi koleżankami. Najpierw jeden klub, potem drugi. Jak ja uwielbiam tańczyć z dziewczynami!!! W Łodzi zupełnie nie mam okazji, bo nie znam żadnych tańczących dziewczyn, a już na pewno nie 22 letnich ;) W szale tańcowania z jedną z partnerek rąbnęliśmy na podłogę. Siniak będzie spory. Ale co tam! ;) Było super. I znowu pogadałem z Piszczelem, choć tym razem nie skąpiliśmy sobie złośliwości. Ale takich życzliwych. Byłem dosyć zadowolony, że jego potencjalny facet jest o mnie zazdrosny. Oj, powinien ;) Wkurzyło mnie, że krótki okres kiedy się spotykaliśmy nazwał związkiem. Nasze wyobrażenia o związku kompletnie się rozmijają. To, że się z kimś spotykam, mam seks, a zaangażowanie emocjonalne jest na drugim planie, to nie jest dla mnie żaden związek. Można to nazwać fuck-buddies relationship, ale nie związkiem. I tak to właśnie odbierałem z jego strony. Ja niestety się wtopiłem.

W środę znowu spotkałem się z Clitty i Vaginą. Z Clitty obgadałem problemy związane z moim ukrywaniem wieku - osobna notka. A Vagina opisala mi swój romans. Kompletny Harlequin, ale też bym tak chciał - opiszę osobno, bo warto.

Wracając do Łodzi dostałem alarmujące wiadomości od Gejowskiego. Wpadłem, pogadaliśmy. Nie dość, że ma doła, to jeszcze przeżywa. Teraz ja będę musiał go pocieszać ;)

poniedziałek, 16 listopada 2009

Nicki

Każdej osobie z jaką skrzyżowały się moje ścieżli i która trafia na karty bloga nadaję jakiś pseudonim. Te pseudonimy są od sasa do lasa, wiem. Przede wszystkim nie chcę narazić na szwank ich anonimowości. Spotkali się ze mną lub nadal spotykają. Nie każdy musi wiedzieć, kto to jest.
Tych pseudonimów szukam poprzez różne skojarzenia. Czasem trafniejsze, czasem mniej trafne. Na pewno nie chodzi mi o to, żeby się wyśmiewać z jakiejś cechy tych osób, zawsze podchodzę do nich życzliwie. Nie kryję, że dobieram też nicki tak, żeby czytelnikom jak najbardziej utrudnić zadanie w skojarzeniu osoby z nickiem. Większość tych ludzi nie wie, że opisuję ich na blogu. Wątpię by ucieszyli się z tego. Dlatego kamuflowałem, kamufluję i kamuflować ich będę ;)

niedziela, 15 listopada 2009

Häxa o mnie

häxa pisze...

Twoja scieżka jest z pewnością trudniejsza - ale wierzaj mi, jest to lepszy wybór. Z powodu tych wartości, o których piszesz jakże szczerze, nieco banalnie (ale to takie rzadkie, że już oryginalne) i z wzruszającym do szpiku kości sentymentem....
Ech, że też mnie się nie trafił tak fantastyczny facet... :(

Jak raju, i zgadzam się z tą analizą mojej osoby, i nie zgadzam się. Muszę to przemyśleć. Jeszcze wrócę do tego komentarza. Wrzucam go tu, żeby zwrócić waszą uwagę na niego ... bo jest okropnie trafny ;)

Kreatywni

Właśnie wrociłem ze spotkania z Komisem. Obejrzeliśmy wspólnie wystawę Wojciecha Fangora w Atlasie Sztuki - akurat ostatni dzień wystawy, i zasiedliśmy w kawiarni do rozmowy.

I przy Lansie, i przy Biblijnym pisałem o tym, że ja słucham, a moje randki mówią. Oczywiście teraz było to samo. Ale chyba już wiem dlaczego. Raz, że umiem słuchać, dwa wyrażam autentyczne zaciekawienie człowiekiem, trzy, trafiam na ludzi, którzy najwyrażniej czują się przy mnie swobodnie i wreszcie mogą powiedzieć, co im w duszy gra. Innymi słowy, to nie jest tak, że wszyscy, których spotykam są gadatliwi. To raczej ja mam w sobie to coś, co skłania ludzi do otworzenia się.

Od dawna wiem, że budzę u ludzi zaufanie. Nie wiem dlaczego, ale coś we mnie jest, co to wyzwala. Rzeczywiście uważam się za godnego zaufania, jednak to, że budzę zaufanie do siebie już przy pierwszym spotkaniu jest trochę zaskakujące.

Druga rzecz, to ludzie jakich sobie wybieram. Mają pewne cechy wspólne. Przede wszystkim są trochę zamknięci. Są dosyć nieufni i nie nawiązują łatwo kontaktów. Ja raczej nie mam z tym problemów i potrafię ich otworzyć.

I wreszcie profesje tych ludzi, których poznaję. Sami oceńcie, kto mi się trafia: malarz, stylista, śpiewak, kostiumolog, grafik komputerowy. I to nie jest tak, że ja wiem, czym oni się zajmują przy umawianiu się na spotkanie, to wychodzi później. Trafiam jednak zawsze na ludzi twórczych. Może sam też okazuję przy pierwszych kontaktach jakąś wrażliwość wspólną z nimi?
Po tym, co Gejowski o mnie wypisuje większość czytelników pewno wyrabia sobie o mnie opinię wrednej, niewrażliwej suki. Tak, nie jest. Nie jestem może super-wrażliwy, ale jednak wrażliwości nie można mi odmówić. Klasa ludzi, którzy się przy mnie dobrze czują chyba to potwierdza.

czwartek, 12 listopada 2009

Zakochany ... i jak sobie z tym radzić

prawiebrunet pisze...

Zakochany zawsze interpretuje na swoją korzyść wszelkie oznaki zainteresowania serwowane przez drugą stronę. A to może być problem. Z drugiej strony rozwiązanie nr 1 do najtaktowniejszych nie należy. Dlatego najlepiej chyba wypośrodkować i wybrać nr 2. Koniecznie z jasną i asertywną deklaracją własnego stanu emocjonalno-uczuciowego ogłaszaną dość często.
A co do uczuć -- tak, lubimy to u facetów i cenimy, ale raczej nie na pierwszej, drugiej (i trzeciej) randce ;-) W naszym krajowym społeczeństwie facet ciągle jeszcze ma być maczo, a środowisko gejowskie jest tak naprawdę pod tym względem jeszcze lata świetlne do tyłu. "Przegięci i okularnicy nie pisać!" wiecznie żywe.

Idę ścieżką numer 2. Często z Zauroczonym rozmawiam o tym, co on czuje i co ja czuję. Każde "nie" wyzwala jego cierpienie, dlatego robię to w maksymalnie zawoalowany sposób. Zdania jak postępować są mocno podzielone. Ok, tu nie ma żadnego dobrego rozwiązania. Wybierając nr 2 do pewnego stopnia sam się poświęcam. Miłość to najpiękniejsze uczucie, jakiego można doświadczyć. Miłość nieodwzajemniona łaczy się z cierpieniem. Wierzę, wiem, że czas zagoi rany, a odrzucane uczucie w naturalny sposób zblednie. Chcę, by w Zauroczonym pozostało wspomnienie przeżycia czegoś wyjątkowego. Wart jest tego i on, i ja. Ważny jest dla mnie szacunek, jaki mu okazuję. Przecież to, że się we mnie zakochał świadczy o tym, że jestem wyjątkowy. A skoro tak, to wypada stanąć na wysokości zadania.

Koszmarny dzień

Dzień był straszny. Straszny od otworzenia oczu, do chwili obecnej.

Zaczęło się od kojenia Zauroczonego. Fajnie jest mieć zakochanego w sobie człowieka. Słyszeć komplementy. Mieć pieszczoty na zawołanie. Móc liczyć na kogoś, że posprząta, zadba i otoczy opieką. Nie napisałbym tego, gdybym też kochał. Nie, nie kocham Zauroczonego i on o tym wie. Ale jak każdy zakochany ma nadzieję, że druga strona, czyli ja, odwzajemni uczucie. Wiem, że nie odwzajemnię. To już przesądzone. Ale postanowiłem, że nie zostawię go samego z tym co do mnie czuje. Wyjścia są dwa: 1. zerwać wszelkie kontakty, 2. wspierać i czekać aż przejdzie. Wybrałem to drugie. I Darwin mi świadkiem łatwo mi nie jest. Odpowiadam na wszystkie smsy. Dzwonię. Reaguję na każde wahnięcie nastroju. Cooleżanki mają podzielone zdania. Większość sugeruje rozwiązanie nr 1. Nie, nie pójdę w to. Raz, że szanuję Zauroczonego, dwa - jest w tej chwili jedyną bliską mi osobą, której na mnie zależy, trzy - jestem empatyczny, rozumiem jego cierpienie i mnie samemu z tym źle. Zniosę wiele, nawet ostre traumy, jakie mi dziś zafundował (pod pojęciem "ostre traumy" rozumiem najostrzejsze zachowania emocjonalne jakie sobie możecie wyobrazić). Naprawdę ma farta, że trafił właśnie na kogoś takiego, jak ja. Ale ja też mam pewne granice wytrzymałości i odreagowuję.

I odreagowałem. Ofiarą padła Gwiazda. Samokontrola gdzieś znikła i publicznie wyparowałem z tekstami, które nie powinny być upubliczniane. Każdy ma zalety i towarzyszące im wady. Nikt nie jest idealny. Nie wiem jak Gwiazdę teraz udobrucham. Nie, że nie miałem racji, ale forma i okoliczności były najmniej sprzyjające. Jedyne czym się mogę tłumaczyć to tym, że okropny jestem tylko w stosunku do osób, na których mi zależy. Dziwaczne może, ale tak mam. Jeśli usłyszysz ode mnie same komplementy, to albo jestem w tobie zakochany, albo mam cię w głębokim poważaniu.

Przy okazji spotkania wyszły dziś ciekawe rzeczy. Ankieta wśród 8 gejów wykazała, że każdy z nich kiedyś płakał za jakimś facetem. Tacy macho jesteśmy. Albo tacy prawdziwi. To nie było grono ciotek szlochających po zamknięciu wyprzedaży. Sami faceci, o większym lub mniejszym stopniu zniewieścienia (NB. spotkaliśmy się w dniu Święta Zniewieściałości). Wszyscy jesteśmy uczuciowi. Kryjemy się z tym zupełnie nie wiem po co. Czy to oznaka słabości?

Moim zdaniem płaczący facet, to najbardziej wzruszający obraz. Kobiety robią to tak często, że to aż nudne. Płaczący facet, to rarytas. I jest w tym taki prawdziwy. Zawsze mnie to bierze. Chcę wtedy wziąć takiego w ramiona, utulić, uspokoić, dodać otuchy. Tylko proszę nie wypróbowywać tego na mnie, wyczuję sztuczność ;)

I jeszcze inna para kaloszy. Ciotki-plotkarki. Przyznam, że zacząłem przeżywać lekki stres związany z blogowaniem. Ja się tu wywnętrzniam, a kto wie, czy to nie zostanie wykorzystane przeciwko mnie. Ostatnio tak wyszło. Mnie na kimś zaczęło zależeć, a cooleżankom niekoniecznie. To dalej wykorzystywać informacje zebrane i wymyślone. Zacząłem się bać, czy to o czym piszę nie wpłynie na moje relacje z ludźmi, ktorzy niekoniecznie osiągnęli taki poziom samoakceptacji jak mój. Świat okazał sie bardzo mały, wszyscy znają wszystkich. Informacje krążą poza moją kontrolą. Mają też wpływ na tych, którzy zajęli jakiś fragment mojego serca. To blog or not to blog, that is a question.

Co niniejszym Młodym Gejom polecam.

Porque te vas

Malotraktorem znalazł i zamieścił link do mojej ukochanej piosenki "Porque te vas" (Ponieważ odchodzisz) w wykonaniu Jeanette Dimech. Piosenka została wykorzystana w filmie "Cría cuervos" (Nakarmić kruki) Carlosa Saury. Nigdy wcześniej nie widziałem teledysku do tej piosenki ... i mała strata. Ale słuchać mogę non stop ;)

środa, 11 listopada 2009

Mam Talent

Dziś wrażenie zrobił ten popis Kseni Simonowej z Mam Talent na Ukrainie:

Nie bardzo jest co komentować, popis jest niezły.

Ale jak ktoś woli nieco inne klimaty, to voila:


Hm, brunet, czy jednak blondyn ;)


I jeszcze raz, brunet, czy blondyn ;)

poniedziałek, 9 listopada 2009

Samotność

Jakoś ten brzydki listopadowy dzień podziałał na mnie przygnębiająco. Walczyłem z tym cały dzień, z dosyć dobrym skutkiem. Ale wieczór i zbliżająca się noc osłabiły wolę walki. Czuję się sam. Nie lubię się egzaltować i wiem, że takie chwile smutku przemijają. Zatapianie się w tym nic nie daje. Trzeba twardo walczyć o swoje. Jednak dziś, teraz, wrażenie opuszczenia zrobiło się zbyt silne. Nie pociesza dzień, który nadejdzie za parę godzin. Wiem, że będzie lepiej ... ale teraz jest kiepskawo. Brak mi czyjejś bliskości. No nie, nie takiej czyjejś. To musi być bardzo konkretna osoba ... której wciąż chyba nie znam.

Znajomi mówią, że ten blog jest bardzo osobisty. Jest! Przez ostatnie miesiące bardzo się otworzyłem, zarówno na ludzi, jak i do ludzi. Nie przeszkadza mi ta szczerość i otwartość. Bardzo mi to pomogło, a nawet śmiem twierdzić pomogło też tym, z którymi miałem kontakt. Zrobiłem się bardzo ekstrawertyczny w stosunku do znajomych, blog jest tego rozwinięciem. Może to przesada? Jeśli nawet, to mnie z tym jest OK.

niedziela, 8 listopada 2009

Wszystkiego po trochu

Hm, jakoś tak zacząłem spotykać się z Biblijnym. Widziałem się z nim w piątek, widziałem dziś. Miło się z nim spędza czas. Zastanawiam się czy, i kiedy nastąpi ten moment, że zacznę za nim tęsknić. Mam nadzieję, że to pojawi się najpierw u niego. Choć trochę się tego boję. A co jeśli ja nic nie poczuję? To już nie będzie dla mnie pierwszy raz. Nie wiem, czemu faceci tak łatwo się we mnie zakochują, a ja mam takie z tym problemy. Ok, jestem fajny, ciepły, czuły, akceptujący, po prostu do rany przyłóż. Może za bardzo taki jestem? Może teraz moja kolej i ja powinienem się zakochiwać, a potem być rzucanym? Tak dla równowagi. W sumie w tym też mam doświadczenia, acz skromne. I zastanawiam się, czy łatwiej mi znieść własne cierpienia, czy cudze.

Zauroczony już wie, że nie może liczyć na odwzajemnienie jego uczucia z mojej strony. Udało mi się dać to do zrozumienia, nie mówiąc tego wprost. Słowa tak strasznie potrafią ranić. Ale jestem przy nim, uważam, że tak będzie mu łatwiej przejść przez okres odkochiwania się. Wiem, jaki to ból, och, aż za dobrze wiem. Ale robię wszystko odwrotnie, niż zrobił to ze mną Piszczel, więc powinno być ok. Dziś udało mi się nawet tchnąć w Zauroczonego energię do działania. Nazwał mnie swoją muzą, to takie miłe, naprawdę!

A skoro o Piszczelu mowa, to odezwał się. Stara się podtrzymać kontakt. Teraz to już chyba bardziej on się stara niż ja. Szkoda mi tego zakochania w nim. Było mi z tym wspaniale, mimo cierpienia jakiego mi przysporzył. Nie czuję urazy. Myślę, że nadal wystarczyłoby, żeby kiwnął palcem, żebym za nim poleciał. Ale wiem, że tego nie zrobi. A bariera między nami rośnie każdego dnia. W końcu staniemy się dla siebie nawzajem wspomnieniem.

W ankiecie z 31 października wzięło jak dotąd udział 17 osób - w tym ja. Na razie wychodzi, że ponad 1/3 gejów czytających blogi i w wieku tak między 17 a 45 lat (taka moja socjologiczna ocena) jest jedynakami. Dużo!!! Aż strach zapytać, co na to Wasi rodzice. Kiedy dowiedzą się, że mają syna geja, to jeśli jest rodzeństwo, mogą liczyć na wnuki, ale przy jedynakach ... dramat! ;) Reszta ma rodzeństwo i jestem zaskoczony wynikiem. Ponad 80% (tych którzy mają rodzeństwo) ma dobre relacje z rodzeństwem. Z czego tylko niecałe 10% ma dobre relacje nadal ukrywając swoją orientację seksualną. A zaskakuje mnie to, bo rozmawiałem z wieloma osobami na ten temat (i homo i hetero) i ciągle słyszałem, że relacje z rodzeństwem są złe. Może w takim razie wśród gejów przeważają jednak dobre relacje. Ciekawe dlaczego?

Z Gejowskim obejrzeliśmy "Biegając z nożyczkami" na podstawie pamiętnika Augusten Xon Burroughs'a. Gejowski czytał książkę i mówi, że jest lepsza. Mnie film się spodobał. Na film wydał swoje pieniądze Brad Pitt!!! Zwróciliśmy uwagę, że wątek gejowski jest w filmie potraktowany tak, że gejostwo głównego bohatera, to najmniejszy problem, jaki dręczy jego i jego otoczenie, ba, w ogóle nie jest problemem. Jeśli to, co opisał Burrougs jest faktem, a nie kreacją, to miał najkoszmarniejsze dzieciństwo, jakie się może zdarzyć. Po obejrzeniu tego filmu należałoby iść do rodziców lub choćby na ich groby i dziękować za to, że lali nas pasem, byli wymagający, a nawet, że interesowali się nami incydentalnie, jeśli chociaż tyle było. Burroughs dorastał z psychopatami, co zapewne jest związane z żałosną opieką medyczną w USA. Odlotowy jest fragment opisujący religijność opiekunów Burroughs'a. Kształt stolca jest znakiem od Boga i kupa zostaje umieszczony na ołtarzyku. Jeśli to Was nie zachęciło do przeczytania książki lub obejrzenia filmu, to "posdraffiam was ciule".

Odzew na mojego bloga nie jest imponujący i wcale zdziwiony nie jestem. Kilkadziesiąt osób weszło, 16 oddało głos w ankiecie, dwie coś skomentowały. Byłbym idiotą, gdybym sądził, że będzie inaczej. Przynajmniej nie rozczarowałem się ;)

sobota, 7 listopada 2009

Kac popiątkowy

Całą sobotę przeżywałem popiątkowego kaca. Nie powiem z kim byłem i nie powiem gdzie. Bawiliśmy się świetnie i skandalizująco. Do domu dotarłem około 7 rano.

piątek, 6 listopada 2009

Ad vocem komentarzy o Lansie

Ze sporym zaskoczeniem przeczytałem, że i Metka i Gejowski zgadzają się ze mną w temacie Lansa, czytaj. Jednak chcę wystąpić w roli adwokata diabła.

Gejowski pisze:
Niestety Lans - w końcu byłam, widziałam - nie oferował w zamian nic i tyle. Kategoria MBZ, jak to pięknie określił Oscar Wilde. (...)MBZ = Mężczyzna Bez Znaczenia, kategoria Oscara Wilde'a, którą znakował ludzi nie wnoszących niczego sensownego do jego życia.

Ok, zgadzam się, że Lans ma nikłe szanse na to, by wnieść cokolwiek do mojego życia. Ale na tej zasadzie trudno mi się spodziewać, by jakikolwiek Młody Gej miał szansę coś wnieść. To co? Powinienem przestać przeszukiwać ten zakres wiekowy? Dodać trzeba, że Gejowski ściął się z Lansem już w pierwszych słowach rozmowy. Nie dziwne, że źle go wspomina i vice versa. Ja doceniam osiągnięcia Lansa. Oby każdy 21-latek miał tyle ambicji, samodyscypliny i konsekwencji. Lans nie pasuje mi ani wyglądem, ani osobowościowo, nie zamierzam jednak z tych powodów mieszać go z błotem. Po prostu nie jest dla mnie.

Metka pisze:
Niestety, młode koleżanki bywają nudne. Są albo zakompleksione, albo głupawo pewne siebie. Rzadko widuję wyjątki.

Rzeczywiście jest jakaś dwubiegunowość w Młodych Gejach, jest albo jedno, albo drugie. Brak czegoś pośrodku. Albo ja mam pecha i trafiam na egzemplarze ekstremalne.

Dalej Metka pisze:
Poza tym, jeżeli ona jest spoza środowiska, to ja jestem z innego układu słonecznego (niestety, przyznała się, że jest "córką" znanej łódzkiej ciotki, która wychowała już pokolenia idiotek i powinna mieć odebrane prawa ciotorodzicielskie).

To niesamowite jak oceniamy po tym, kto z kim przestaje. Ta jedna wzmianka wystarczyła, żeby zdyskredytować Lansa. No i jego zapieranie się, że jest spoza środowiska zaczęło wyglądać śmiesznie. Wniosek z tego prosty, najlepiej, żeby Młody Gej udawał, że się właśnie urwał z choinki ;)

i jeszcze:
To ja już wolę niepełnosprawnego Piszczela, który ma do powiedzenia tyle, co krzew bukszpanu w moim ogrodzie :)

No proszę, po raz pierwszy Metka doceniła Piszczela ;) Swoją drogą sweetie mam nadzieję, że nie testujesz zbyt często swoich bukszpanów na okoliczność rozwinięcia ich talentów językowych. Już to sobie wyobrażam, Metka stoi w ogrodzie i wygłasza tyradę do krzewu bukszpanu pauzując czasem w oczekiwaniu na odpowiedź ;)

Na koniec wypowiedź Gejowskiego:
Nie można zarzucać zbyt dużych wymagań. Wszystkie mamy mało czasu i mało szans przed sobą. Nie można tracić resztek życia na głupoty ku czci hipokrytycznego "dobrego wychowania" czy poprawności politycznej.

Super, pozostaję przy moich wymaganiach. Cieszę się, że obie cooleżanki mnie w tym wsparły. Już naprawdę myślalem, że przesadzam. Natomiast z "dobrym wychowaniem" będę miał problem. Ciężko mi gasić cudze nadzieje. Odczuwam to jak robienie komuś krzywdy. Ale ok, odsunę Lansa, postaram się jednak zrobić to delikatnie.

czwartek, 5 listopada 2009

Rozrywka - Flashforward

To zabawne, kiedy rozmawiam z nowopoznanymi ludźmi, że na ich odwołania do telewizyjnych seriali i innych czasozapełniaczy muszę ciągle odpowiadać, że nie mam telewizora i nie oglądam telewizji. Nie wypełniam sobie czasu oglądaniem TV od 14 lat, wierzcie lub nie wierzcie. Za akceptowalne media uznaję tylko radio, internet, literaturę, kino i teatr.
Oczywiście rodzi to sytuacje braku porozumienia. Nie pogada się ze mną o ostatnich wydarzeniach u BrzydUliszczy, gościach Szymon Majewski Gniot, czy Kuby Gminnego, kto przeszedl w Tańcach na Głodzie, czy Mam Grzybicę. Jak powiedział pewien brytyjski satyryk "Telewizja nie jest po to by ją oglądać, tylko by w niej występować". Nie znaczy to, że nic nie wiem o istnieniu tej papki. Czasem się zdarza, że u kogoś znajomego mogę posiedzieć przy telewizorze i coś tam obejrzę. Obejrzenie jednego odcinka dowolnego serialu, czy show jakoś mi wystarcza, żeby mieć zorientowanie w temacie i wzbudzić niechęć do zapoznawania się z kolejnymi odcinkami. Nie mogę się przekonać do tych nieudolnych kreacji, ersatzów prawdziwego życia. Ja wolę żyć.
Inaczej jest jeśli się pojawi coś science-fiction. Mam chyba odchył na tym punkcie. Jakoś to lubię. Dlatego zachęcony dziś przez Gejowskiego obejrzałem 4 odcinki zapowiadanego przez AXN serialu "Flashforward". Jak ktoś nie chce poznać szczegółów, to niech akapit poniżej pominie i przejdzie dalej. Jak się przeczyta, to można stracić ochotę na oglądanie pierwszych odcinków.

W październiku 2009 cała ludzkość wzięła i gremialnie straciła przytomność na 137 sekund. Porozbijały się auta i pospadały samoloty. Ziemska lista obecności nieco się skurczyła. FBI rozpoczęła śledztwo. Wyszło, że w czasie omdlenia każdy miał wizję 137 sekund z 29 kwietnia 2010 roku, czyli zobaczył swoją przyszłość za pół roku. Sprawy się oczywiście komplikują i zawodowo i prywatnie każdemu z głównych bohaterów. Próbują stawić czoła swojej przyszłości lub wręcz przeciwnie. Poza tym okazuje się, że niektórzy nie mieli żadnej wizji, a inni jakoś nie zemdleli. No i jest nad czym się zastanawiać i czego dociekać, i o tym są kolejne odcinki.

Ja nie chcę uchodzić za intelektualistę, bo nim nie jestem, ale ten serial wieje straszliwą nudą. Temat już był w "Raporcie mniejszości". Dołożone są motywy Zagubionych, CSI, Wzór, Doktor House i Siedem mgnień wiosny. Gejowski wmawiał mi, i mu wierzę, że wydali na ten serial sporo kasy i to widać. No OK, ale jak się obłoży telefon komórkowy brylantami, to on nadal jest telefonem komórkowym, tyle, że obłożonym oszlifowanymi kryształami alotropowej odmiany węgla. I o co ten pisk! Mimo mojej dewiacji odpuszczę sobie kolejne odcinki.

środa, 4 listopada 2009

Rozrywka i sztuka konwersacji 2

Po notce Gejowskiego i pod wpływem innych impulsów zainteresowałem się Eurowizją 2010. Wychodzi, że jest więcej niż pewne, że Polskę będzie w Oslo reprezentować jakiś zespół disco-polo. A ja sobie popatrzyłem kogo wybierają Bułgarzy. Ich reprezentantem ma być Miroslav Kostadinov, lepiej znany jako Miro. Nie musicie słuchać, ale popatrzcie na teledysk i co tam się dzieje. Jakby było mało, to inną gwiazdą bułgarskiej sceny jest Azis. Płeć spróbujcie określić samodzielnie, w razie problemów ściąga.

Miro


Azis


Sztuka konwersacji 2
Może to kogoś zdziwi, że dzień po dniu spotykam się z różnymi ludźmi. Próbuję wyłowić rodzynki. Jak mi to idzie widać w tym blogu. Dziś miałem okazję poznać Biblijnego. Z nim też, jak z Lansem, odbyłem maraton konwersacyjny. Cztery godziny! I znowu ja trzeźwy, a interlokutor popijający.

Biblijny jest bardzo sympatycznym i atrakcyjnym 24-latkiem. Przyznał się do nadmiernej wylewności prawie na wstępie naszej rozmowy, więc jakoś mu wybaczyłem, że on mówi, a ja słucham. Poza tym przyznał, że rzadko spotyka ludzi, z którymi może pogadać, więc ma potrzebę wygadania się.

Właściwie powtórzył się schemat jak z Lansem. Pojawiły się na szczęście pewne różnice. Mogłem się ciut swobodniej wypowiadać, choć nie do końca. Nie było żadnego "co to nie ja", uff. I dostałem przemiły komplement. Kiedy słucham swojego głosu ciarki mnie przechodzą tak moim zdaniem okropnie brzmi. Do tego wyczuwam w swoim glosie jakieś przegięcie. Wyznałem to Biblijnemu szczerze. W odpowiedzi usłyszałem, że on myślał, że specjalnie chcę z nim porozmawiać przez telefon na etapie umawiania się, żeby go przekonać do siebie, bo wiem, że mój głos jest bardzo atrakcyjny i każdy da się złapać! Może zamiast bloga powinienem prowadzić podcast?!

Biblijny nie mówił dużo o ludziach, których zna. Zapierał się, że lepszy kontakt ma ze światem hetero. Powiedział jednak wystarczająco dużo, żebym się zorientował, że też jest "ze środowiska". Co się dzieje? Czy ja coś przegapiłem? Czy posiadanie homoseksualnych znajomych, chodzenie z nimi do klubów, w tym gejowskich jest przez młodych gejów uważane za źle widziane? To kuriozalne zważywszy, że już pierwszy romans każdego geja wprowadza go niejako w środowisko i choćby nie wiem jak się od tego odcinał, to to zawsze wyjdzie.

Czułem się z tym nieswojo, ale Biblijny powiedział, że to on zapraszał i dlatego to on zapłaci rachunek. To mi się podoba. Zapowiedziałem wprawdzie rewanż, ale gest mnie zaskoczył i sprawił przyjemność.

wtorek, 3 listopada 2009

Sztuka konwersacji

Po kilkukrotnym przekładaniu terminu w końcu udało mi się spotkać z Lansem. Inicjatywa wyszła z jego strony. Nalegał na spotkanie, sugerował, że mu się podobam. To na tyle mile podbechtało moją próżność, że mimo tego, że to jak on wygląda na zdjęciach nie pociągało mnie, zdecydowałem się pójść w to. Spotkaliśmy się w Cafe Style na terenie Manufaktury.
Nieatrakcyjność jego wyglądu potwierdziła się w całej pełni ... niestety. Cóż niektórzy tak mają. Tak jak w "Torch Song Trilogy", gdy główny bohater mówi: "Bóg świadkiem, że byłem młody. Byłem też piękny. Ale te dwie rzeczy nigdy nie zeszły się razem". Ale OK, nie oceniam po powierzchowności, przystąpiłem do badania wnętrza ... nie, nie tego wnętrza, o którym niektórzy teraz pomyśleli ;)
Zaczęliśmy rozmawiać. Tak to nazwijmy. Dokładnie, to Lans mówił, a ja słuchałem. Udawało mi się nawet zadawać dodatkowe pytania. Jestem dobrym słuchaczem, słuchałem blisko trzy godziny z naszego trzy i pół godzinnego spotkania. Słuchalem z zainteresowaniem i zaangażowaniem, komplementowałem ile wlezie. Tak, jak powinno się słuchać.
Jak na 21-latka chłopak miał o czym opowiadać. Poznałem szczegóły jego pracy zawodowej, wszystkie przypadki rodzinne i perypetie jakich doświadczył, znajomych wśród których się obraca (NB. okazało się, że mamy wspólnych znajomych) i to jak lubi spędzać wolny czas. Gdy zakończył zapoznawać mnie ze swoim pogłebionym CV zapadła cisza. Ucieszyło mnie, że zauważył, że tak mówi i mówi, a o mnie nadal nic nie wie. Nie miał jednak koncepcji, o co mnie zapytać. Poprosił, żebym powiedział dlaczego zdecydowałem się na to spotkanie i czym się zajmuję zawodowo. Na więcej nie starczyło czasu. Warto zauważyć, że sam zapłacił za swoje drinki.

Przypomina mi się rozmowa z Piszczelem o jego rozmowach z rówieśnikami. Równolatkowie go nudzą. Jedyne o czym potrafią rozmawiać, to samochody, piłka nożna, telewizyjne bzdety, itp. Woli rozmawiać ze starszymi, bo jest to ciekawsze.

Rozważmy tu dwie rzeczy: sztukę konwersacji i rozmowę z kimś starszym od siebie, łącząc te elementy. Całość pozwolę sobie skierować do Młodego Geja.

Jasne, że pierwsze spotkanie z kimś nieznanym, ledwo co poznanym na jakimś portalu jest stresujące. I jest stresujące dla obu stron. Ja mam spore doświadczenie w poznawaniu obcych ludzi, czy to na gruncie zawodowym, czy towarzyskim, ale spięty jestem zawsze. Tylko potrafię już nad tym panować w przeciwieństwie do Młodego Geja. Lans słowotokiem chciał przykryć swoje zmieszanie i stres. Nie było to dobre rozwiązanie, bo sam w końcu zauważył, że czas mijał, a on nadal nic o mnie nie wiedział. Mógłbym to nawet odebrać jako brak zainteresowania moją osobą, a po co w takim razie się spotkaliśmy.
Lans jednym rzutem powiedział mi wszystko, co miał do powiedzenia. W jego przypadku było to dużo i jestem pełen podziwu dla jego osiągnięć. Jednak przedobrzył. Właściwie nie ma już nic, co jeszcze mógłby mi o sobie powiedzieć. Powinien był pozostawić wiele sfer otwartych, po to by budziły moje zainteresowanie w czasie kolejnych spotkań. Ponadto skoro już coś mówił o sobie powinien to robić tak, żebym ja od razu mógł mu się tym samym zrewanżować. Tak, bym za każdą informację o nim zapłacił informacją o sobie.

Zabrakło mi też komplementów z jego strony. Sam ich nie szczędziłem i były one szczere i nieprzesadne. Przypadkiem rozmowa zeszła na temat butów. Jestem bardzo zadowolony ze swoich i są naprawdę ładne. Jednak ich okazanie Lansowi nie spowodowało, że je docenił, zamiast tego opisał własne obuwnicze perypetie. Nie tego oczekiwałem.
Mówienie o sobie jest bardzo zajmujące jednak warto poruszyć też inne tematy, bardziej ogólne, pozwalające na dyskusję, wymianę myśli. Lans rzucił, że jest "spoza środowiska". Jak się okazało, tak naprawdę jest jak najbardziej "ze środowiska". Próbowałem rozwinąć temat, bo ta etykieta zawsze mnie frapuje. Niestety nie udało się. W efekcie żadnych poglądów, czy opinii nie wymieniliśmy.
U Lansa było też trochę za dużo chęci zrobienia wrażenia, typu "co to nie ja". Na kimś starszym, z większym dorobkiem, a już szczególnie na kimś takim jak ja trudno zrobić wrażenie opisami gdzie to się bywało i z kim się zna. To może działać na rówieśników, ale nie na kogoś starszego.
Gejowski i Metka pewno w komentarzach zarzucą mi zbyt duże wymagania w stosunku do Młodych Gejów. Ok, zgadzam się, nie mają się gdzie nauczyć rozmawiać. Sam widzę, że obecnie komunikują się przez smsy, czy komunikatory i bardziej to przypomina wymianę szczeknięć niż rozmowę. Ja jednak szczekać nie zamierzam ;)

poniedziałek, 2 listopada 2009

Przyjaciele

Przyjaźnie, oj doświadczyłem ich w życiu sporo. Jednak te najwartościowsze dotyczyły osób, które poznały mnie jako geja. Wcześniej zawsze było to obarczone jakimś niedomówieniem i przez to traciły na wartości, nie były prawdziwą przyjaźnią, czas zresztą to zweryfikował. Wspomnę dwóch moich znajomych jeszcze z podstawówki. Spotykaliśmy się często. Jeździliśmy razem na wakacje. Oni ożenili się ... i przyjaźń dobiegła końca. Wiedzą o mnie, akceptują mnie. Jednak zaczęliśmy żyć w tak różnych światach, że kontakt się urwał. Dziś już nawet nie dzwonimy do siebie, nie interesujemy się swoim losem.
Ja zacząłem żyć innym życiem, z nowymi znajomościami. Pośród tych ludzi wyłowiłem kolejnych dwóch gości z którymi związałem się emocjonalnie. Ich los nie jest mi obojętny, ich życie jest moim życiem. I od nich mogę oczekiwać tego samego. Nie powinien to być panegiryk na ich cześć, ale sorki jeśli tak będzie.
Chronologicznie rzecz ujmując są to Gejowski i Metka.
Zupełnie nie wiem jak to się stało. Obaj są totalnie różni ode mnie. Obaj są młodsi ode mnie. Obaj prowadzą życie odmienne od mojego. A jednak ...
Gejowskiego wynalazłem sobie jakieś 12 lat temu. Zupełnie nie zrobił na mnie wrażenia, ale mieszkał (i nadal mieszka) blisko, więc kontakt był bardzo ułatwiony. Z biegiem czasu stał się najbliższym mi człowiekiem na kuli ziemskiej. Wszyscy wiemy jaki jest okropny, ale jest "mój". Przez lata siwiałem z jego powodu przeżywając dramaty jego życia. Akceptowałem jego wybory, choć Darwin świadkiem, łatwo mi nie było. Nigdy go nie tuliłem, to dosyć męska i szorstka przyjaźń. W łóżku byliśmy wielokrotnie, ale tylko raz pojawił się niewypał w próbie spółkowania - do niczego nie doszło na szczęście. Pomagał mi wielokrotnie i ja mam nadzieję, też się tym rewanżowałem. Dziś korzystam z jego wiedzy i doświadczenia. Nie jest osobowościowym ideałem, ale umiem z tym żyć, jest dla mnie przewidywalny. Na pewno chciałby, żebym napisał o nim, że "jest boski" ... a masz, drogi przyjacielu ... jesteś boski ;)
Z Metką była trudniejsza droga. Właściwie to już teraz nie wiem jak to się stało, że się tak zbliżyliśmy. Zaczęło sie od spotkań towarzyskich organizowanych przez Gejowskiego. Muszę przyznać, że nie wiem, co Metka widzi we mnie. Ja padam przed nim na kolana. Podziwiam go. Może to lubi? Powala mnie intelektem. Jego poczucie humoru każdy chyba docenia. Mimo, że go bardzo cenię, nadal widzę w nim człowieka, zwykłego człowieka. Jest taki jak każdy z nas. Ma potężne osiągnięcia, ale nadal jest człowiekiem. Może zechciał odsłonić przede mną coś, co skrywa przed innymi? Może sam to dostrzegłem? To, że się z nim przyjaźnię napawa mnie olbrzymią dumą. Facet zaskakuje mnie stale. Niesamowita jest jego troska o najbliższych, w tym o mnie. To tak bardzo ujmuje. I tak dobrze mi z tym.
W ostatnich latach pojawiły się w moim życiu także trzy kobiety skrywane tu pod pseudonimami, są to Vagina, Clitty i wcześniej niewymieniana Labia. Złączył nas przypadek. Los, który rzucił mnie do innego miasta. Tam w poszukiwaniu bratnich dusz znalazłem je trzy. Niemal hurtem. Nigdy wcześniej nie miałem przyjaciółek. A tu proszę, przyjaźń rozkwitła. Myślę, że z dziewczynami największą rolę odegrała moja szczerość. Jasne, że egzotyka mojego życia też na pewno je przyciąga do mnie. Jesteśmy w stałym kontakcie mimo dzielących nas odległości. Brak codziennego kontaktu wcale nie ułatwia wzmacniania relacji. Mam jednak nadzieję, że przetrwamy próbę czasu. Są wspaniałe, a do tego bardzo atrakcyjne ;)

Po co o tym piszę? Myślę, że każdy potrzebuje przyjaciół. Wcale nie jest łatwo ich znaleźć, tak jak nie jest trudno ich stracić. Ja mogę siebie zaliczać do szczęściarzy pod tym względem.

Notka sie zrobiła zbyt długa. To temat, do którego na pewno jeszcze powrócę.

niedziela, 1 listopada 2009

Niedziela - cmentarna

Po Halloween'owej imprezie położyłem się do łóżka o 5 rano, a już o 10:30 miałem robić za kierowcę cmentarnego. Było to niemożliwe. Funkcję kierowcy przejęła Siostra. Cały dzień minął na spacerach po cmentarzach i spotkaniach z rodziną. I bylo nawet miło. Nie uciekam przed rodziną, a takie spotkania od wielkiego dzwonu są nawet odprężające. Wieczorem nasiadówa u Gejowskiego, raczej smętna, bo oparta o wychodzenie z kaca.
Niemałą przyjemnością wizyty na cmentarzach jest szansa na zobaczenie fajnych facetów w ilościach dużych. Te zupełnie nieznane, a jakże atrakcyjne twarze można spotkać tylko na cmentarzu. Mam wrażenie, że większość z nich nie bywa na mieście i nie ma jak się na nich natknąć. A tam proszę, proszę, są!
Myślałem o metodzie na podryw. Widzisz fajnego chłopaka/faceta przy jakimś grobie, podchodzisz, witasz się. Co za problem powiedzieć, że to grób kuzyna ojca żony z pierwszego małżeństwa, albo jakoś podobnie. Że się prowadzi badania genealogiczne i że chętnie pozostałoby się w kontakcie celem pogłębienia tychże badań. Można nawet dodać, że się jest gejem i mając świadomość bezpotomnej śmierci, chce się przysłużyć kolejnym pokoleniom. To tak, żeby druga strona miała jasny obraz. I pogłębienie mogłoby istotnie nastąpić, choć niekoniecznie w zakresie genealogii ;) Niestety metoda może się nie sprawdzić, bo owi atrakcyjni faceci najczęściej występują z ogonami w postaci rodzin. Jak się tych ogonów pozbyć?! ;)