niedziela, 29 stycznia 2012

Czat

Nocne rozrywki

Uprzejmie donoszę, że pojawiły się oznaki życia na blogu Spoza środowiska. Ale trafiłem też na inny blog: Męskie spytki. Kiedyś miałem podobny pomysł i zachęcony tą lekturą niniejszym upubliczniam efekty swoich zmagań na czacie. Dużo tego nie ma, bo to zabawa z jednego nudnego wieczoru z 2011 roku. W każdym razie, czy to w świecie hetero, czy homo napaleni mężczyźni wykazują się podobną głupotą. Dodam, że ja nie rozpoczynałem rozmów, odpowiadałem tylko na zaczepki.

“Twarde” negocjacje… niedokończone
LODZ_24LATA!: hej
lodz_nocny_rajd: hejka
LODZ_24LATA!: na co szukasz?
lodz_nocny_rajd: na wspólną modlitwę ze świecami w roli głównej
LODZ_24LATA!: sponsorujesz moze ?
LODZ_24LATA!: 24/170/53/20cm
lodz_nocny_rajd: jasne, mam wódkę i sok
LODZ_24LATA!: ale kase mi chodzi cos dajesz?
lodz_nocny_rajd: parę złotych mam, a ile oczekujesz?
LODZ_24LATA!: 100 moze byc 50
lodz_nocny_rajd: i co proponujesz?
LODZ_24LATA!: daje ci dupy
~LODZ_24LATA! wylogował się

Rozminięci w oczekiwaniach
lodz_duzego: paker?
lodz_nocny_rajd: tak, mózgu
lodz_duzego: opiszesz sie?
lodz_nocny_rajd: IQ 140. a ty?
~lodz_duzego zamknął okno priva

Pobudzony do myślenia
holandia_22/26: hej
holandia_22/26: poklikamy ?
lodz_nocny_rajd: po co?
~holandia_22/26 zamknął okno priva

Zagubiony
czewaaaaaa: hej
czewaaaaaa: skad klikasz
lodz_nocny_rajd: skąd? a nicki czytasz?
~czewaaaaaa zamknął okno priva

Bez poczucia humoru
lodz-dzis_jutro.: CZESC
lodz_nocny_rajd: cześć
lodz-dzis_jutro.: ILE LAT?
lodz_nocny_rajd: od urodzin Chrystusa około 2011
~lodz-dzis_jutro. zamknął okno priva

Samokrytyczny
pasAKTYWAdojade: siema kogo szukasz?
lodz_nocny_rajd: przystojniaka
~pasAKTYWAdojade zamknął okno priva

Seks za wyposażenie
lodzik:pp: obciagne za kase
lodz_nocny_rajd: fiskalną?
~lodzik:pp zamknął okno priva

Preferowana gotówka?
mlody_LODZ_Pass: masz jak po mnie podjechac?
lodz_nocny_rajd: jasne, kolega właśnie jeździ piaskarką ;)   
mlody_LODZ_Pass: ?
lodz_nocny_rajd: są taxi
mlody_LODZ_Pass: a oplacicisz koszt?
lodz_nocny_rajd: no problem, przelewem, podaj konto
~mlody_LODZ_Pass zamknął okno priva

sobota, 28 stycznia 2012

Ślub z kozą, Rzeczpospolita, wyrok

Koza zastąpiła kobietę

Zupełnie nie rozumiem oburzenia związanego z tym rysunkiem.


fot. gejowo.pl

Rysunek sugeruje, że kolejnym etapem po wprowadzeniu związków partnerskich (ślubów) dla osób homoseksualnych będzie wprowadzenie takich praw także dla zoofilów.

Kiedyś kobiety walczyły o prawa wyborcze i pojawiały się na przykład takie rysunki:


fot. ratemyfunnypictures.com

Napis: Moja żona wstąpiła do Ruchu Sufrażystek (Od tego czasu cierpię!)

Czyli zdobycie przez kobiety praw wyborczych będzie oznaczać, że mężczyźni będą musieli przejąć prace domowe i staną się ofiarami agresywnych kobiet.

Tak pierwszy obrazek, jak i drugi, mimo że ich powstanie dzieli około 100 lat, wyrażają typowy dla konserwatystów strach przed nowym i chęć dopieszczania tego, co zastali na świecie.

Sądowa walka z satyrą, to delikatnie mówiąc głupota. Cieszę się, że występujący przeciwko Rzepie przegrali. Gdyby wygrali byłoby to ograniczeniem wolności słowa, a ja byłbym pozwany za to, że piszę PiSda. Z satyrą trzeba walczyć satyrą, a nie przed sądem.

Jedyne czego mi jeszcze brakuje, to jakaś dobra batalia przeciwko tzw. urażeniu uczuć religijnych. To jest dopiero absurdalna sprawa! A i tak cieszmy się, że nie żyjemy w takiej Indonezji, gdzie wyznawać można dowolną religię, ale bycie ateistą jest nielegalne.

środa, 25 stycznia 2012

Jaźń jedna

Blog rozdzielony

Ostatnie komentarze do notki Rzeź, Roman Polański sygnalizującej podzielenie bloga na dwa:
Po co? Masz dwie jaźnie? - Użytkownik: Anonimowy, o 17:12
Teresa chyba faktycznie ma dwie... - Użytkownik: Jakiś, o 18:25
Czyli że nie będzie niczego??? - Użytkownik: s., o 18:38

Już pierwszy wpis spowodował, ze postanowiłem przemyśleć sprawę, a kolejne komentarze oraz prace nad drugim blogiem tylko to postanowienie wzmocniły.

Dwóch jaźni nie mam, ale funkcjonuję w co najmniej dwóch sferach. Jedną jest moja egzystencja związana z seksualnością i tzw. “środowiskiem”, zaś druga z moimi kulturalnymi zainteresowaniami. Mam jedną jaźń i dlatego obie te sfery przeplatałem na blogu. Ostatnio dominowała ta kulturalna. Podliczyłem i okazało się, że notki “kulturalne” stanowią 1/3 wszystkich… tylko i aż. Skonfrontowałem to z komentarzami i wyszło, że ta 1/3 notek wygenerowała zaledwie 1/10 komentarzy. Czyli trafiałem kulą w płot. To nie były notki dla tej widowni, choć wiem, że są też czytelnicy, którzy chętnie przeczytają o moich i Jakisiowych kulturalnych peregrynacjach.

Notki kulturalne zaczęły wielu drażnić. Nawet to rozumiem. Udzielam się kulturalnie, mam taką możliwość i rozumiem, że ciężko za mną nadążyć. To może rodzić frustracje.

Ponadto wiem, że tych zainteresowanych kulturalnymi notkami odstraszały gejowskie (żeby nie powiedzieć ciotowskie) odniesienia. Niewielu jest takich, którzy umieszczą link do notki na ścianie swojego Facebooka spodziewając się, że poniżej notki niejaka Metka Boska napisze rezolutnie o autorze “Kuffana, piczki chyba sobie dziś nie dopieściłaś…”.

s. pyta “Czyli że nie będzie niczego???” Jeszcze nie wiem. Trochę by mi było szkoda. Mam nadal kontakt ze środowiskiem (Gejowski pewno zaprzeczy i powoła się na moją nieznajomość memów, które to pojęcie niedawno poznał i szafuje nim bez opamiętania). Nie wiem też, czy nie dokonać obyczajowej wolty i zacząć pisać o rzeczach skrywanych pod domową pościelą, pod która każdy chętnie zajrzy. Zobaczymy.

Rzeź, Roman Polański

Muppety niech się schowają


Decyzja zapadła, na tym blogu nie znajdą się już notki o wystawach, filmach, sztukach, operach, itp. Utworzyłem nowy blog i tam trafi wszystko to, co czyni z człowieka człowieka, a nie małpę.

wtorek, 24 stycznia 2012

Gejowski uśmierca Teresę i “Teresę”

Dobra rada?

Gejowski zarzucił pisanie bloga, ale czasem ma jakieś nawroty więc sprawdzam. 19 stycznia wziął i mnie ubił, a przynajmniej przyprawił o stan agonalny.

Notka jest strasznie długa, ale że między innymi mnie dotyczy, więc przeczytałem całą: “Gdy postać umiera”

Koleje losu sprawiły, ze odsunąłem się od towarzyskiego otoczenia, a przez to zabrakło mi pożywki wynikającej z obserwacji. Nie mnie oceniać na ile celnym obserwatorem byłem, mnie to bawiło, a że pisałem o żywych ludziach, to ich to angażowało. Swawolne życie przeszło jednak w życie codzienno-domowe. Wcześniejszą tematykę zastąpiłem opisem życia kulturalnego w którym mam możliwość uczestniczyć i relacjami z życia jak najbardziej prawdziwego.

I tu z Gejowskim się zgadzam. Zarzuciłem kreację. Powiem więcej, Jakiś już dawno namawiał mnie, żebym dla kultury uruchomił nowy blog, żeby po pierwsze “nie rzucać… itd.”, a po drugie nie ośmieszać swoich kulturalnych relacji tekstami o gejowskim światku.  

Może więc z początkiem roku skorzystam z tych rad.

Nowy szablon na blogu

Walka z technologią

Znienacka zmieniłem szablon na blogu. Nie wiem, co się porobiło, ale przy poprzednim szablonie pod Internet Explorerem straciłem możliwość komentowania. Teraz już mogę. Co więcej, pojawiły się wreszcie przyciski pozwalające czytelnikom na podanie co sądzą o notce. Choć nie do końca, bo pod Operą to nie działa.

Będę jeszcze walczył z szablonem na blogu, więc spodziewajcie się dalszych zmian.

Zachęcam do osądzania, to łatwiejsze niż wpisanie całego komentarza.

Dajcie też znać, czy ten nowy szablon nie sprawia Wam kłopotu w Waszych przeglądarkach.

poniedziałek, 23 stycznia 2012

Metka oburzona

Dołóż swoją torebkę i Ty...

[akapity: Teresa]
A skąd ten jad, darling? Po pierwsze - nigdzie nie napisałem, że Cyrankiewicz był bohaterem. Napisałem tylko, że jego biografia była złożona i były tam tak elementy ohydy, jak i autentycznego bohaterstwa. Przede wszystkim zaś, Cyrankiewicz to przykład bardzo interesującej biografii, w której splotły się różne wątki i pokazywanie go jako człowieka wyłącznie "ohydnego" jest niedopuszczalnym uproszczeniem. 

To samo zresztą dotyczy i innych postaci, które wspomniałaś. Skąd wiesz, co powodowało Gomułką? Widzisz go przez pryzmat Marca, a przecież był i Październik i odsiadka w stalinowskim pierdlu. Może wysiadając z tramwaju "niepodległość" na przystanku "państwo satelickie" Gomułka był świeżo po rozmowie z Chruszczowem, który dał mu do zrozumienia, że - jak Kaczyński po latach - zechce zrobić w Warszawie drugi Budapeszt? Nie wiesz tego Ty i nie wiem tego ja, więc skąd ta jednoznaczność ocen? Moczar? A może kierował nim - chory, zmutowany i nieakceptowalny dla nas, ale jednak w jego własnym chorym świecie autentyczny - patriotyzm? W końcu to były partyzant. Skąd wiemy, że to była postać wyłącznie "ohydna"? 

Po drugie - nie rozliczaj mnie za domniemane pisanie w "Trybunie Ludu", bo to jest wyłącznie śmieszne. Musieliby zatrudniać nieletnich, żebym się załapał na obsranie własnego nazwiska publikacjami w tej gazecie. Nie wiesz, co bym robił PRL, tak jak i ja tego nie wiem. Wiem natomiast, że byli ludzie, którzy w tych czasach żyli i nie byli ani czarni, ani biali. Do nich należał też wspomniany przez Ciebie Cyrankiewicz. Do nich należał także wspomniany przeze mnie dziennikarz (a właściwie dziennikarka). Do nich wreszcie należałaś i Ty darling - nie latałaś wszak z ulotkami głoszącymi prawdę o Katyniu, chociaż Twój wiek już Ci na to wtedy pozwalał :). Z jakich powodów?

Zauważ, że ja - inaczej niż Ty - nikomu nie przyklejam etykietki "ohydny" albo "cudowny", bo uważam, że w każdym jest trochę ohydy i trochę cudowności. Życie to nie amerykański western. Ironia sytuacji polega na tym, że Ty, powtarzająca tezy jednopłaszczyznowej i monochromatycznej IPNowskiej propagandy oskarżasz mnie, że gdybym żył w PRL, to bym pisał w "Trybunie Ludu". Nie sądzę. To wszak nie ja podchodzę bezkrytycznie do "jedynie słusznej" wizji polskiej historii. Uwagi o naiwności i zaciemniani obrazu puszczam mimo uszu, kładąc je na karb wstrząsu po śmierci Violetty Villas. Zapewne to przeżycie powoduje, że w sposób zupełnie nieoczekiwany (jak na Ciebie) dałaś się ponieść emocjom i zamiast poprowadzić polemikę, zbluzgałaś mnie publicznie. Wybaczam Ci to, kuffana, po chrześcijańsku. 

I ostatnia kwestia. Film Krauzego jest patriotyczną ramotą. Porównaj sobie to "dzieło" z "Lektorem". Film pokazujący złożoność osobowości i doświadczeń hitlerowskiej zbrodniarki. Była tylko zła? Młody chłopak, który miał z nią romans i czytał jej największe dzieła światowej literatury pewnie miał inne zdanie. 

Namawiam Cię kuffana, do nasycania notek mniejszą dawką emocji, a większą intelektualną głębią. Całuję Cię w samo serce.

sobota, 21 stycznia 2012

Ruch Palikota–test umiejętności

Związki partnerskie – kartą przetargową

U Hyakinthosa znalazłem niepokojącą notkę, a szukając po necie znalazłem tekst Wyborczej do którego się odniósł. 

Trwają prace nad trzema projektami dotyczącymi związków partnerskich. Dwa z nich powstają wewnątrz Ruchu Palikota, jeden w PO.

W poprzedniej notce 0 filmie “Czarny Czwartek” pisałem o zaciskaniu pięści. Właśnie znowu mi się zaciskają. “Władzę” mamy dziś demokratycznie wybieraną. Mimo partyjnego systemu tej demokracji, jakaś ta demokracja jest. Niestety dzisiejsza “władza” jak zawsze wie lepiej czego potrzebują obywatele. A żeby osiągnąć swoje cele nie wysyła wojska na ulice, lecz manipuluje.

Nie znam się na sejmowych procedurach, jak ktoś wie lepiej niech mnie poprawi: wszystkie projekty trafią do komisji. Po jakimś czasie, oby, zostaną poddane pod głosowanie sejmowe. Przypuszczam, że do konkurencji staną dwa projekty, jeden wytypowany przez RP/SLD i ten z PO.

Wobec uznawania przez “władze”, że Polacy mają ważniejsze problemy, groźby wewnętrznego podziału i obawy ataku ze strony kościoła rzymsko-katolickiego PO może zostać najwyżej przymuszone do głosowania nad projektami o związkach partnerskich. Przymuszone potrzebą zyskania głosów dla swoich innych projektów ze strony RP i SLD.

I tu jestem ciekaw poziomu umiejętności targowania się posłów Ruchu Palikota. Platforma jest już zaprawiona w bojach i zaczynam być pewny, że generowanie własnego projektu przez PO jest jedynie manipulacją. Ten projekt jest ochłapem rzuconym RP i SLD, by zdobyć głosy posłów tych partii dla swoich celów, a jednocześnie obłaskawić własne konserwatywne skrzydło. Tym samym jest ochłapem, jaki zostanie dany nam.

Palikot miał zapalić jointa w Sejmie, ale rura mu zmiękła. Czy nadal wystarczą mu happeningi, czy wreszcie doczekamy się konkretu?

Czarny Czwartek. Janek Wiśniewski padł, Antoni Krauze

Zaciskają się pięści

Ta drwina związana z terminem premiery filmu zabolała:

fot. sadistic.pl

Z dużym opóźnieniem obejrzeliśmy z Jakisiem ten film. I szkoda, i dobrze. Ja mam świeże porównanie z “W ciemności” Agnieszki Holland, który wypada jeszcze bladziej.

Dla mnie samego wydarzenia z 1970 roku to historia prawie nieznana.  Film miał dla mnie znaczenie edukacyjne, a i w warstwie filmowej jest dobry. Obaj z Jakisiem patrzyliśmy na kostiumy i scenografie, które znamy z autopsji. Byliśmy nawet w stanie wyłapać błędy (bloki z fabryk domów z pierwszych scen filmu zaczęły powstawać kilka lat po 1970 roku, widać wstawione okna plastikowe, których wtedy jako żywo nie było).

Punktem wyjścia opowieści jest życie Brunona Drywy (Michał Kowalski), jego rodziny i znajomych. Zwykły szary obywatel niezaangażowany w ferment społeczny jaki powstał, a nawet całkiem go nieświadom, staje się ofiarą. Ofiarą zwykłą, niewnoszącą, przypadkową, a przez to tym bardziej dramatyczną. Film cierpi na podarte i niedokończone wątki, ale dzięki temu rośnie jego dramaturgia, a fabularnie uwypuklony jest chaos i brak jasnej oceny sytuacji wszystkich bohaterów. Przy dwóch ckliwych, ale życiowych scenach obaj z Jakisiem musieliśmy ocierać łzy.

Bardzo mi się podobało, że dla scen z życia zwykłych ludzi dobrani aktorzy nie są znani z seriali, dzięki czemu nie widać zbanalizowanych i oklepanych twarzy. Dla odmiany przedstawiciele “władzy” to aktorzy starsi, bardzo znani, ale też nie wyświechtani serialowym dorobkiewiczostwem.

Nie pasowały mi sceny z dyskusji członków “władzy”. Pokazują one cynizm “władzy”, jednak przez to są nazbyt dydaktyczne. Z Jakisiem przypominaliśmy sobie nazwiska tych ludzi, nigdy nie osądzonych za swoje zbrodnie. Młodszym nazwiska Gomułka, Kliszko, Moczar, Olszowski, Tejchma, Cyrankiewicz niewiele mówią. To też nie moje czasy, ale gdy słyszę te ohydne nazwiska zaciskają mi się pięści.

Nie widziałeś? Zobacz koniecznie.

wtorek, 17 stycznia 2012

Czekalska + Golec Contract Killer, Atlas Sztuki

Nie wiem

Tja, Teresa znowu pisze o jakiejś nudnej wystawie. Co ja mam wymyślić, żeby notka o wystawie wywołała jakiś oddźwięk czytelników, o zachęceniu do jej nawiedzenia nie wspominając?

To może pod włos…

Atlas Sztuki jest w samym centrum miasta, ma doskonałe godziny otwarcia (w tygodniu do 20, w soboty i niedziele do 17), wstęp jest bezpłatny, w środku jest ciepło, są dostępne materiały (również darmo) dotyczące wystawy i nawet jeśli nie rozumie się o co kaman, to można poczytać, sztuka tam prezentowana jest wartościowa, nie jest to muzeum, więc wizyta może potrwać zaledwie kilka minut, czas trwania wystaw sięga dwóch miesięcy, więc łatwo zdążyć.

Dlaczego większość łodzian, w tym moi znajomi, nie są w stanie poświęcić tych kilkunastu minut w roku, żeby tam zajrzeć?

Organizacyjnie galerii nie można nic zarzucić. Chodzi o zbyt niski poziom sztuki? Nie mogę się zgodzić, Atlas Sztuki prezentuje sztukę wysoką.

W Warszawie ludzie na wystawy chodzą. Ba, w niektórych środowiskach wstyd byłoby powiedzieć, że się nie było. Mam taką banalną myśl: to nie kwestia miasta, tylko ludzi. To nie Łódź jest szara, to jej mieszkańcy są szarzy. Są zajęci zarabianiem i dorabianiem się dóbr wszelakich w trudzie i znoju uważając to za wartość najwyższą. Wrażenia estetyczne zaspokajają w Leroy Merlin lub Castoramie, a jak mają więcej kasy to w Duce lub Almi Decor. Na ścianach mieszkań wieszają dekoracje Made in China pełni zachwytu dla swojego wyczucia estetyki.

Albo słyszę nieśmiertelne: to mnie nie interesuje, nie mam czasu. Czasem mam wrażenie, że w dowolnym miasteczku województwa łódzkiego jest w ludziach więcej życia, niż w mieście Łodzi.

Gdzie jest włącznik łodzian, który trwa w pozycji “Wył.”, kto i jak go tak przestawił oraz jak to odwrócić? Nie wiem.

poniedziałek, 16 stycznia 2012

Blędy językowe

Rok czasu


Akurat oglądałem TV, gdy niejaki Zbigniew Ziobro użył najpowszechniejszego błędu ludzi słabo wykształconych, a chcących brzmieć jak tuzy intelektu: "przez rok czasu".

W notce Z biernikiem za pan brat i nie tylko zacząłem zbierać najpowszechniejsze błędy językowe. Ale że żywot notki jest krótki, to przeredagowaną zawartość umieściłem na stronie Blędy językowe. Zachęcam do wpisywania w komentarzach do strony kolejnych dostrzeżonych błędów.

niedziela, 15 stycznia 2012

W ciemności, Holland, Więckiewicz, …

Instynkt samozachowawczy… a wola życia

Nastrój miałem zły, więc akurat ten film nie był najlepszym na to lekarstwem. Ale akurat grali, a ja nie miałem się gdzie podziać ze swoimi emocjami.

Opowieść jest prosta. Leopold Socha (Robert Więckiewicz) wiedziony nadzieją łatwego zysku ratuje grupę Żydów uciekających z getta w czasie jego likwidacji – piszę beznamiętnie o “likwidacji getta” jak autor “Łaskawych”, a chodzi oczywiście o likwidację ludzi, jego mieszkańców, czyli ludzi, choć Żydów. Oni miesiącami opłacają swoją marną egzystencję w kanałach licząc na przetrwanie. On zaczyna się zmieniać, staje się za nich odpowiedzialny, podejmuje za nich racjonalne decyzje, a gdy następuje uwolnienie radośnie obwieszcza, że to jego Żydzi, on ich uratował.

Gra Więckiewicza perfekcyjna. Występuje wszędzie i jest tego wart, robi się z niego Nicolas Cage polskiego kina, lecz o talentach, o których Cage może tylko pomarzyć.

Totalnym wzruszeniem było dla mnie pojawienie się Marii Schrader, niezapomnianej Felice z “Aimee i Jaguar” – ile ja się spłakałem na tym filmie!

Za zdjęcia kasę wzięła Jolanta Dylewska i warta jest każdych pieniędzy.

Film zaczyna się naturalnym u większości ludzi, a przynajmniej tych potrafiących rozpoznać niebezpieczeństwo, instynktem samozachowawczym, co w wymiarze zdarzeń filmu oznacza ucieczkę. Potem jednak następują ciągnące się zdarzenia, które śmiało można zatytułować “Żydzi na  Dzikim Kanale”. W czasie seansu miałem kilkakrotnie ochotę wyjść, takie to było nudno-przewidywalne w tej kanałowej scenografii .

Nie wiem, czy to słabość scenariusza na podstawie książki Roberta Marshalla “In the Sewers of Lvov” (moje tłumaczenie “W kanałach Lwowa”), czy niedyspozycja reżyserki, ale nie zobaczyłem tego, czego się spodziewałbym po filmie niby godnym Oscara.

Jedyne, co mi pozostało, i może pozostanie w pamięci po tym filmie, to wola życia, wola przetrwania w sumie drugoplanowych postaci. Dla mnie niewiarygodne jest, że ich wola życia była tak silna mimo upływających miesięcy. Ja poddałbym się szybko; jakoś to wiem. Normalne życie niesie ze sobą wiele przykrości i upokorzeń, a co dopiero życie w oparach gówna. Może marzyłbym o zapachu świeżego powietrza, o spełnieniu marzeń sprzed ucieczki, ale czy cena nie jest zbyt wysoka? Może zamiast tego upodlenia lepiej zdusić instynkt samozachowawczy, zgasić wolę przetrwania w odrzucanym ze wstrętem otoczeniu i za jeden oddech świeżego powietrza, krótkiej wolności, oddać życie.

Wolałbym, żeby ten film był właśnie o tym. A tak, był o niczym. Przynajmniej dla mnie.

Koniec świata 21 grudnia 2012

Porozmawiaj ze mną



13 stycznia około godziny 13:00 w Łodzi zaczęła się zima. Śnieg już niby wcześniej padał, ale topniał szybko. Tym razem miałem co sprzątać z Toy-toya. Na dodatek wieczorny spektakl “Lwa na ulicy” w Teatrze Jaracza został odwołany, a przy okazji wyszło, że spektakl “Niżyński” na sobotę też się nie odbędzie. Zrujnowało to całkowicie program pobytu bardzo ważnego gościa w pięknym mieście Łodzi.

Aby nie kusić pecha reszta piątkowego wieczoru upłynęła na rozmowach w domowym zaciszu przy C2H5OH. Bardzo ważna osoba jest znajomą Jakisia, ale już ją poznałem. Jej duży urok tkwi w tym, że choć jest aktualnie ważna, to poza tym tym jest kompletnie odleciana i jest to stan bardziej stały. Rozmowy trwały do 3 nad ranem. Lotności może już im wtedy brakowało, ale nacieszenie się rozmową było wielkie. Bardzo ważna osoba jest naturalna, swobodna i szczera, tego też oczekuje. A ja przypomniałem sobie jak bardzo mi tego brakuje.

Można podtrzymywać kontakt przez Facebook, można mieć nadzieję, że znajomi czytają mój blog, można podtrzymywać kontakt przez telefon (przy okazji, przepraszam Metkę Boską za swoją niedostępność), jednak nic nie zastąpi bezpośredniej rozmowy.

Jakoś trudno się zrobiło o te bezpośrednie rozmowy. Właściwie jedyne zaproszenie jakie mam, to od Fioletowego (czas będzie skorzystać). Nikt więcej mnie nie zaprasza do siebie.

Ale dobra rozmowa, to także swoboda i szczerość. A z tym zrobił się wśród moich znajomych kłopot. Wszyscy się ukrywają, przyjmują maski i “rozmowa” staje się miałkim przemykaniem po tematach dla nikogo nieważnych.

Zima sprzyja spotkaniom w domowym ognisku i w gronie małym. Jeśli ktoś chce mnie i Jakisia zaprosić na obiad, czy kolację, i chce szczerze i swobodnie pogadać, to ja jestem otwarty.

Pośpieszmy się, bo czasu zostało niewiele. Chyba, że jedyną rzeczą jaką chcemy zobaczyć przed końcem świata jest nie człowiek, a wpis na Facebooku, czy blogu.

czwartek, 12 stycznia 2012

Obslugiwalem angielskiego króla, TVP2

Obsluhoval jsem anglického krále

Cestou, necestou ucieszy się, że obejrzałem ten film. Ech, czeski humor i spojrzenie na życie są niezastąpione.

Zaczyna się od pieniędzy. Czegoś zupełnie irracjonalnego, szeleszczącego papieru lub brzęczącego metalu, tak wartościowego dla wielu ludzi. Zaraz potem wchodzimy w seks. Podnieta to naturalna, wrodzona i z racji potrzeby przedłużenia gatunku, tak niezrozumiałej dla osób orientacji odmiennej, niezwykle pożądana. Autor nie rozumiał jednak ekonomii i nie poszedł tropem
1) pieniądze + seks = emerytura
2) emerytura / seks = 0 (zero)
3) seks * seks = HIV
4) emerytura – pieniądze = 0 (zero)
5) pieniądze^2 = rozpusta
A dalej dar, dar obserwacji ludzi. Młody jestem, ale już teraz wiele mógłbym o ludziach powiedzieć. Bo ludzie są prości jak konstrukcja cepa. Wystarczy ich obserwować, ba, sami wszystko wyłuszczą, jak na tym blogu wszyscy moi mili, co ostatnio miejsce miało.
Zabawne, że:
1) i 4) daje:
seks = 0 (zero)
co czyni działanie 2) niemożliwym.

Taniec kelnerów i dań oraz białych nażartych ludzi wśród ludzi kolorystyki odmiennej – bezcenne.

Przeszłość - zestaw memów: pojęcie zaczerpnięte od naczelnego, acz samozwańczego intelektualisty,będącego obecnie w zawieszeniu formalno-płciowym.

I w tym momencie przechodzimy do dominacji. Wiary w lepszość jednych nad drugimi i niepewnej opozycji tych ostatnich. Bo czy bycie zdominowanym nie jest miłe? O korzyściach z tego wynikających nie wspominając.

Spędziłem w Pradze tydzień, choć pracowałem z narodowościami raczej wszelkimi innymi. NIE! Czesi, to nie ci, którzy tworzą czeską kulturę. Wyrośli w tym otoczeniu, ale w kontaktach ze zwykłymi Czechami tego nie ma. Jest dystans, ale nie to, co ich kultura potrafi pokazać na zewnątrz. To przywara jednostek.

I znowu seks. Zapłodnienie jako funkcja cywilizacyjna…

Może trochę bredzę, ale pogrążam się w filmowym absurdzie.

Puk, puk, puk,: zapładniamy wiarę i napęd. A napędzeni rzucamy się w wir namiętności narodowo-socjalistycznej. Brrr! To takie passe. Mem wyklęty, eunuch doświadczenia.

Aż odzywają się nożyce. Są równie pożądane, jak rozpad wiary w to, co jest sprzedajną ułudą na odpustowym targowisku. I wtedy brutalna rzeczywistość, powszechna i wszechrozumiejąca, acz zapatrzona w siebie zamienia rzeczywistość w bajkę.

Bo dobre piwo, pieni się najlepiej… a nie?!

Czytałem Jakisiowi fragmenty moich filmowych wrażeń. Wiem, poleciałem. Ale ile miałem z tego przyjemności, to Słowacji nie starczy. 

poniedziałek, 9 stycznia 2012

2Gejowski

I am a happy man

Siedzę w fotelu i tak znienacka uderzyło mnie, ze siedzę już sam. Jakiś poszedł spać. Widzę, co Gejowski wypisuje mi tu na blogu i chyba muszę z nim pogadać, bo pisanie do siebie nie wyczerpie tematu. Ale powiem wam jak jest. Siedzę sobie sam, a z pokoju obok słyszę chrapanie. Chrapanie samo w sobie jest okropne, i nie znoszę go. Kiedy jednak chrapie facet, za którego jest się gotowym oddać życie (wiem, strasznie to pretensjonalne), to brzmi to jak najpiękniejsza fraza muzyczna i jestem kompletnie rozczulony. Mam tuż obok faceta oddanego mi tak, jak ja oddaję mu siebie. Ma wady, a któż ich nie ma. Ale ma też coś ważnego dla siebie i ważnego dla mnie. Ma mnie. Tak bardzo jak chcę jego, on pragnie mnie. A nawet przesadzam, bo on chyba nawet mnie pragnie bardziej.

Głupia jest świadomość, że jutro to przeczyta. Będzie mu miło, to jasne. Nie dla niego jednak to piszę, lecz dla siebie i dla was. Znamy się raptem dwa lata (tzn, ja z Jakisiem, a nie z wami) i mimo – w rytm jego chrapania – różnych doświadczeń nie zamierzamy się zostawiać. Jest niesamowity. Okłamuje mnie. Nawet to wiem. Bo wiem, że robi to z myślą o mnie. Jest to wkurzające, bo ja wiem, że on kłamie, a brnie w to dalej, ale też wiem, że jeśli nawet okrywam to moją  naiwną wiarą, to w sumie daje mi to najszczęśliwsze chwile życia.

Gejowski, I am a happy man. I tego samego  Ci życzę. Jestem może w pokrytym pajęczynami grajdole, ale jestem szczęśliwy. Jak się okazuje, żadne pajęczyny tego nie ośmieszą.

Jakiś chrapie dla mnie najpiękniej na świecie Puszczam oczko

piątek, 6 stycznia 2012

Gwiazdy w noc sylwestrową, Teatr Wielki

Full wypas

Dni mijają, a ja wciąż nie opisałem koncertu z nocy sylwestrowej. Zapewniam, że było miło.

Uśmiałem się przy duecie Don Pasquale  i Doktora Malatesty z opery Gaetano Donizettiego “Don Pasquale” w wykonaniu Zenona Kowalskiego i Grzegorza Szostaka . Ten ostatni nie tylko ma świetny głos, ale jeszcze jest świetny aktorsko. Powiedzieć można, że śpiewa ze zrozumieniem i całym ciałem wczuwa się w rolę. No może tego ciała jest trochę za dużo, ale za te łzy rozbawienia wybaczam. Zenon Kowalski za to, naprawdę mógłby trochę się ruszyć aktorsko, żeby nie dawać ciała przy takim aktorze jak Szostak. Patryka Rymanowskiego niestety nie było.

Mniej więcej od piątej minuty jest to, co na koncercie. Tyle tylko, że Zenon Kowalski, jako Doktor Malatesta w szybkiej partii (ok. 8:00 minuty) oddechu nie bierze, a Mariusz Kwiecień o dziesiąt lat młodszy… cóż, musi, i gaża Metropolitan nie pomoże.

Ponownie wzruszyłem się przy duecie Bernadetty Grabias i Moniki Cichockiej. Po prostu wymiękam, kiedy obie śpiewają barkarolę z “Opowieści Hoffmanna” Jacquesa Offenbacha. Nie tak samo (w tym nagraniu kompletnie brakuje świetnej mini-reżyserii z gali operowej czy z nocy sylwestrowej, która wiele dodała), ale w równie wspaniałym wykonaniu Elīny Garanča i Anny Netrebko.


W arii tytułowej Giuditty “Kto me usta całuje” Franza Lehára świetny popis dała Bernadetta Grabias. Mam nadzieję, że oklaski jakie dostała wskazują, że publiczność zaczyna w niej dostrzegać divę, uwodzącą nie tylko głosem, talentem, czy urodą, ale i skromnością. 

Reżyser się nie wysilił, bo wyglądało to dosłownie jak na tym nagraniu z Anną Netrebko z rzucaniem kwiatów włącznie, tylko bez równie żywiołowego tańca:

Anna Wiśniewska-Schoppa umie się śmiać! To dobrze, zwłaszcza, że śmiech ma zaraźliwy. Liczę na nią i mam nadzieję, że z jednej strony rozrusza się, a z drugiej nie zrobi się nazbyt operetkowa.

Tak, tak, Joanna Woś is the best… yet.

O scenografii nie mam co pisać, bo dołożono tylko wielkie “2012” do scenografii z Wielkiej Gali Operowej. Kostiumy też te same. Tylko Dorota Wójcik wystąpiła w dosyć szalonych spodniach, których na gali nie miała.

Nie wiem, kto wybierał repertuar Monice Cichockiej, ale były to utwory kompletnie z czapy (poza duetem opisanym powyżej) i nie pasowały ani do formuły koncertu, ani do nastroju innych występów.

Andrzej Kostrzewski  zastąpił rozkołysanego Krzysztofa Marciniaka, ale szału nie było. Kiedy wreszcie pojawi się w Teatrze Wielkim jakiś fajny tenor?!

Agnieszka Makówka jakaś wystygła była. Szkoda. Coś jakby siła głosu nie nadążała za chęciami, mimo umiejętności.

Aleksandra Novina-Chacińska vel “Ranne słonko zaryczało” powinna się posłuchać z jakiegoś nagrania – może dałoby to jej do myślenia.

Ruben Silva urodził się może w La Paz, w Boliwii, w Ameryce Południowej, ale chyba był oddany do adopcji przez Eskimoskę wykonującą trzy ruchy na godzinę, żeby zmniejszyć dzienny wydatek energetyczny między zjedzeniem jednej foki, a drugiej. Przy czym czas ciąży, był dla niej okresem międzyfoczym, a później nie było z jedzeniem lepiej. Orkiestrze pod jego batutą tak bardzo brakowało energii w “Mambo” z “West Side Story” Leonarda Bernsteina, że aż żałość bierze.
Dla przypomnienia fragment filmu:

A dla wielbicieli nagranie “Mambo” w wykonaniu Simon Bolivar Youth Symphony Orchestra pod dyrekcją Gustavo Dudamela… z Wenezueli… z Ameryki Południowej, w Royal Albert Hall w Londynie:

Na koniec miała być niespodzianka. I była. Bernadetta Grabias i Joanna Woś zaśpiewały “Koty” (Duetto [Buffo] di due gatti, Les duo des chats, Cats duet, Duo de los gatos, Дуэт кошек [котов] ) Gioacchino Rossiniego. Brzmi dobrze? Niestety ze sceny dobrze nie zabrzmiało, zaśpiewane było niestarannie, a do tego śpiewaczki chyba same się wyreżyserowały i wyszło to bez polotu, wdzięku, o dowcipie nie wspominając.
Szukałem z godzinę jakichś fajnych wykonań, znalazłem dwa, i dla starszych, i dla młodszych (nieco świętojebliwe)
.

A potem zaczął się Nowy Rok.

Na przygotowywaniu tej notki spędziłem około 5 godzin. Dobrze, że miałem z tego frajdę i sam się czegoś nauczyłem Puszczam oczko

środa, 4 stycznia 2012

Z biernikiem za pan brat i nie tylko

Wyślij smsa

Skoro choć jednej osobie spodobała się poprzednia notka, czyli Gdańskiemu, to polećmy dalej z tematem. Moja polonistka też byłaby zachwycona moim zaangażowaniem w kwestie poprawności językowej. Nie że taki hiperpoprawny chcę być, ale choćby minimum poprawności, by się w przestrzeni publicznej przydało.

SMS, czyli skrót z angielskiego Short Message Service, jest nieżywotny aż do bólu i nie spełnia żadnych innych warunków, by użyć dopełniacza. A skoro tak, to zawsze: “wyślij (co?) sms”.

“Podaj pilota” zawsze mnie bawi. Gdyby chodziło o prowadzącego samolot, czy statek (tam też są piloci), to nie ma problemu, można go podać, nawet na tacy. Gdy chodzi o urządzenie, to “podaj (co?) pilot”.

“Stracił palca” – palec jak się okazuje też nie jest żywotny mimo pewnych cech sugerujących, że jakieś życie się w nim tli, więc powinno być “stracił (co?) palec”.

Ciekawe zdanie zafundował “Dziennik Polski”: Mieszkańcy skarżą się na ciągłe drgania, od których pękają ściany i hałas przelatujących maszyn. Cudowna sprawa: hałas przelatujących maszyn pęka od ciągłych drgań.

W tym samym artykule dalej: Mieszkańcy boją się, że sytuacja pogorszy się wraz z planami rozbudowy lotniska i uruchomieniem większej ilości połączeń lotniczych. Możliwe, że połączeń może być tyle, że aż stają się niepoliczalne, czego sformułowanie “liczba połączeń” nie uwzględnia.

Analogiczne i przezabawne to: “ilość ludzi/ pacjentów/ mieszkańców” – to pewno relikt czasów, gdy ludzi traktowano jak masę.

Kolejne powszechne błędy:

“cofać się do tyłu”
“akwen wodny”
“te dziecko” – typowe dla warszawiaków przy wszystkich rzeczownikach rodzaju nijakiego
“tą książkę”
“iść pieszo”
“iść na piechotę”
“na pieszo”
“na boso”
“cokolwiek by nie zrobił” – Jakiś stara się to u mnie wyplenić; choć zdaję sobie sprawę z krańcowej nielogiczności tego sformułowania, to siła przyzwyczajenia często przeważa.
“bynajmniej” w znaczeniu “przynajmniej”
“dwie pufy” – kto się podejmie odmienienia rzeczownika “puf” w liczbie pojedynczej i mnogiej?
“kalendarz roczny”
“ile uczniów”
“za darmo” – tak powszechne, że chyba to już nie błąd
“połączyć ze sobą”
"oboje", gdy chodzi o dwóch osobników płci męskiej
"wymyśleć" - dla nieprzekonanych, że powinno być "wymyślić" zadanie: podaj "wymyśleć" w czasie przeszłym dokonanym
"półtorej litra/ tysiąca"
"po najmniejszej linii oporu"
"pierwszy styczeń", "drugi luty" - oczywiście dotyczy każdego dnia miesiąca i każdego miesiąca
"w każdym bądź razie"
"wziąść"

Kolejne:
"w dniu dzisiejszym"
"na komisji"

Kolejne od Sopockiego:
"trudny orzech do zgryzienia" (zamiast "twardy")
"włanczać" (zamiast "włączać")
"odnośnie czegoś" (zamiast "odnośnie do czegoś")

Sam sobie przypomniałem:
"fakt autentyczny"
"skonfudowany" zamiast "skonfundowany"
"spolegliwy" w znaczeniu ugodowy zamiast "Spolegliwość – pewność, możliwość polegania na kimś."

Kolejne dopiszę, jeśli zechcecie podać.

poniedziałek, 2 stycznia 2012

Blogger–polska język, trudna język

Wyświetl bloga

Z Jakisiem mamy ubaw słysząc mądrych profesorów i doktorów dziedzin wiedzy wszelakich, reżyserów, dziennikarzów (bo jak ich inaczej nazwać), polityków, specjalistów zwanych też ekspertami oraz nauczycieli, w tym akademickich, uparcie, z przekonaniem i wyrazem twarzy równie tępym jak wygłaszane poglądy zapewniających o nadejściu roku “dwutysięcznego dwunastego”. Oglądam sztukę “Od czasu do czasu” w Teatrze Telewizji (NB. fajna komedia z 1999 roku) i słyszę “dwutysięczny dwudziesty” bezmyślnie powtarzane przez aktorskie sławy.

To, że wszyscy ci ekranowi mędrcy urodzili się w roku tysiąc dziewięćset którymś tam, a nie w “tysięcznym dziewięćset” którymś tam zupełnie im nie przeszkadza. Do tego uważają, że ktoś zaufa ich wiedzy, umiejętnościom i doświadczeniu, podczas gdy nie opanowali czytania liczebników, co zdaje się jest na poziomie czwartej klasy podstawówki.

Bloggerowi zaś, wysłałem wiadomość, żeby wreszcie poprawili wszystkie sformułowania z biernikiem słowa “blog”. Ni chuja, zero reakcji.

Wiki podaje:
Część rzeczowników przyjmuje w bierniku formę równą dopełniaczowi. Należą do nich:
    • w liczbie pojedynczej rzeczowniki żywotne (komara, łosia);
    • w liczbie pojedynczej rzeczowniki określające osoby zmarłe i istoty nadprzyrodzone (nieboszczyka, topielca, wampira);
    • w liczbie pojedynczej nazwy tańców, gier, wyrobów fabrycznych, figur szachowych i kart, wielu potraw, owoców, grzybów (poloneza, badmintona, papierosa, pionka, hamburgera, ananasa, rydza)
    • w liczbie pojedynczej rzeczowniki nieżywotne, wchodzące w skład utartych związków frazeologicznych (utrzeć nosa, dać drapaka);
”Ten blog” żywotny nie jest. Zmarły, ani nadprzyrodzony (jak np. bóg) też nie. Nie jest to nazwa tańca, gry, wyrobu fabrycznego, figury szachowej, potrawy, owocu, ani grzyba, czy waluty. “Wyświetl bloga” nie jest też związkiem frazeologicznym; “utrzeć nos”, czy “dać drapak” nabierają przecież zupełnie innego sensu, gdy zamiast dopełniacza użyje się mianownika.

To czemu, do kurwy nędzy, jacyś jebnięci i niedouczeni informatycy z bloggera vel google upierają się przy “wyświetl bloga”!? Czy “wyświetl blog”, “dodać blog”, “znajdować blog”, “utworzyć blog” brzmią źle lub niezrozumiale, albo może nazbyt wulgarnie?

Oczywiście nie inaczej jest z równie słowiańsko brzmiącym słowem “post”. Dupowaci tłumacze bloggera sugerują więc by “publikować posta”. W tym przypadku rozumiem to o tyle, że nie wiadomo o jakie znaczenie słowa “post” chodzi. W kościele wciąż i nadal obchodzi się post, a nie posta, choć może coś się zmieniło, a ja nie zauważyłęm.

Przyznaję, że ta nieszczęsna “bloga” i “posta” są wszędzie i można gratulować konsekwencji. Poza cudownymi wyjątkami na jednej stronie, gdzie jest "wyświetl/edytuj/utwórz post", które zachowały się chyba przez zaniedbanie. Tyle tylko, że jest jeszcze słowo “tag”. Otóż zdaniem wielce profesjonalnych tfurców tłumaczenia na bloggerze słowo “tag” odmienia się odmiennie niż  “blog” i “post”. Mamy więc:
“trzeba kreatywnie potraktować tag”, a nie “trzeba kreatywnie potraktować taga”
Akapit ujmujemy w tag” zamiast “Akapit ujmujemy w taga”
chodzi właśnie o taki tag” by grzesznie nie powiedzieć “chodzi właśnie o takiego taga”

 Potęga ignorancji jest wielka.