wtorek, 30 października 2012

Biedroń u Wojewódzkiego

Cioty sobą zachwycone

Tak, nie lubię Biedronia. Sam jestem ciotą, pedałem, homoseksualistą, gejem, cwelem, itd. i nadal go nie lubię. Litości, jak ja mam się z nim utożsamiać?! Choćby po takim tekście:

Wojewódzki: Spałeś ze mną?
Biedroń: Jeszcze nie.

Mam wrażenie, że do Sejmu się dostał, bo przespał się z całą resztą.

Biedroń czuje się w Sejmie sobą. Nie tylko w Sejmie, akceptuje swoje sciotowanie wszędzie.

Ale OK, sciotowanie to pryszczyk, każda cooleżanka czasem się w branżowym gronie przegnie. Jednak ta pustka wyzierająca z każdego słowa posła Biedronia po prostu mnie dobija. Ja nie przebywam w gronie takich pustaków, jestem ciotką z grona wyższych pierdolencji, a przynajmniej za takową pierdolencję się mam. Obrażę pewno kogoś, ale nie jest to grono z salonu fryzjerskiego.

Biedroń: Geje są różni.

Ooooo tak, bardzo różni.

Biedroń: Uważam, że stereotypy są bardzo ważne.

Freudowska pomyłka? I stąd to upowszechnianie stereotypu głupkowatej ciotki?

Wojewódzki: Nie trzymasz nasienia w lodówce?
Biedroń: Ojej, a ja ostatnio jadłem u ciebie jogurt.

Rozmowa inteligentnych ludzi? Jerry Springer by pochwalił.

Piotr Rogucki: Większość polityków to kompletne cioty.
Biedroń: Zgadzam się.

Ja też, a na czele z chorągwią idzie Biedroń i stereotyp upowszechnia multiorientacyjnie.

Piotr Rogucki uważa, że wszystkie talk-show są gówniane.

Tylko po co wystąpił w najbardziej gównianym z nich?

Wojewódzki: Czuć, że my jesteśmy hetero?
Piotr Rogucki: Raczej wieśniaki.

C'est ca.

Wojewódzki: Jestem jednym z najgłupszych programów w Polsce.

C.b.d.u.

Odpowiadając na poszukiwania Czytelników: tak, tak, partnerem Roberta Biedronia (ur. 13 kwietnia 1976r.) jest Krzysztof Śmiszek (ur. 25 sierpnia 1979r.) i są ze sobą od dziesięciu lat - a przynajmniej Biedroń tak deklaruje.

sobota, 27 października 2012

Pierwszy śnieg w Lodzi

Drobiazgi

Złota-polska się skończyła. Dziś ostatni dzień czasu letniego i pierwszy śnieżno-zimowy. Za oknem biała, mokra breja przemieszczająca się z silnym wiatrem nie z góry w dół, lecz poziomo. Temperatura w okolicy zera.

Wyskoczyłem na chwilę po papierosy. Dobrze, że założyłem szalik i miałem czapkę. Żałowałem, że nie wyciągnąłem rękawiczek. Zaczęło mi w głowie kołatać, że nie bardzo pamiętam, gdzie upchnąłem buty zimowe. A i opony czas już chyba zmienić.

Jakiś wymyślił zakupy, ale po mojej relacji z zewnęki postanowił je zrobić przez Internet w Almie. Potrzebne nam produkty okazały się być w przystępnej cenie. Liczyliśmy na bezpłatny dowóz. I tu niespodzianka. Nie dość, że bezpłatnie jest tylko przy zamówieniu o określonych porach, to jeszcze dowieźliby w godzinach, które akurat dziś kompletnie nam nie pasują. Szkoda, ale przy najbliższej okazji i przy podobnej pogodzie na pewno wybierzemy tę formę zakupów.

Komentujących zmuszam ostatnio do używania weryfikacji obrazkowej. Wiem, że to niedogodność, sam tego nie lubię. Przez tydzień to potrzymam i może spamerzy odpuszczą. Blogspot wprawdzie świetnie filtruje, ale i tak wpada sporo śmieci.

Wiem, że ta notka jest tak trochę o niczym. To pozałatwiam drobiazgi.

Po letniej ospałości czytelnictwo bloga podskoczyło mi. Nie dziwne, zacząłem coś pisać. Ba, Gejowski mnie nawet skomplementował, że mój blog znowu daje się czytać. Nie bardzo rozumiem, co takiego się zmieniło. Że kultury nie ma? Tego mi akurat najbardziej żal.

Pod każdą notką można ją ocenić - "Co sądzisz o notce?" - w skali "Nuda", "OK" i "Wow!". Dziwnie to niestety działa, bo moja Opera w ogóle tych ocen nie pokazuje. Żeby je sprawdzić muszę blog otworzyć pod Internet Explorerem. Jest w każdym razie pewien postęp w tych ocenach. Wolałbym oczywiście, żeby było ich dużo więcej. Dawałoby mi to  jakąś orientację, co czytelników interesuje w mojej pisaninie, a czym ich zanudzam. W każdym razie oceny "OK" i "Wow!" są dominujące. Ocen "Nuda" ostatnio nie ma, co wiążę z aplauzem Gejowskiego. Jestem niemal pewny, że to on uporczywie źle oceniał notki.

piątek, 26 października 2012

Pięść geja i pupa geja

Lądowania na czterech literach - kwestia klasy

Fot. fakt.pl
Jakoś nieszczególnie przepadam za posłem Biedroniem, choć właściwie powinienem mu być wdzięczny. Poświęcił swoją prywalność, żeby reprezentować w Sejmie między innymi mnie.

Szczególnie nie podoba mi się jednak upodobanie posła Biedronia do dwuznacznych bon motów. Biedroń wziął udział w jakimś telewizyjnym show "Kilerskie karaoke" i swój żywiołowy występ nieoczekiwanie zakończył lądując na czterech literach.

Wstrząs najwyraźniej wywołał tsunami, które niszczącą falą sięgnęło mózgu wywołując następującą, rezolutną reakcję posła:
Najbardziej po tym występie boli mnie pupa, nie wiem dlaczego.W moim przypadku boląca pupa to znaczy, że było dobrze.

 Aż strach pomyśleć jakich porównań użyłby pan poseł, gdyby zabolały go usta.

Dla równowagi człowiek, któremu zdarzało się na pewno wielokrotnie lądować na czterech literach, a po każdym występie ma obolałe całe ciało.

Fot. latina.com
Orlando Cruz - 31 lat, Portorykańczyk, olimpijczyk,  bokser wagi koguciej i piórkowej, stoczył 22 walki, z których 19 wygrał, w jednej zremisował, a 2 przegrał.

5 października 2012 oświadczył "Jestem dumnym Portorykańczykiem i dumnym gejem". Jest pierwszym bokserem otwarcie mówiącym o swoim homoseksualizmie i pierwszym, wciąż aktywnym sportowcem, który nie ukrywa swojej orientacji seksualnej.

Więcej można znaleźć na stronie dailymail.co.uk. Pozwolę sobie zacytować parę stwierdzeń z tego artykułu.

Cruz powiedział, że poczuł ulgę po swojej decyzji, ale początkowo miał obiekcje.

"Dojrzewałem fizycznie i psychicznie do podjęcia takiego dużego kroku w moim życiu, w moim zawodzie, którym jest boks, wiedząc, że w tym tak macho sporcie będzie to miało plusy i minusy, może przynieść wzloty i upadki", powiedział. "Trzymałem to w ukryciu przez wiele, wiele lat."

Cruz powiedział, że spotkał się z psychologami i innymi osobami przed wystąpieniem ze swoim oświadczeniem, dodając, że ma pełne poparcie swojej rodziny, trenera i menedżera.

Podziękował swojej matce i siostrze za ich bezwarunkową miłość i powiedział, że jego ojciec zawsze go popierał.

"Jak każdy ojciec, chciał on, by jego syn był pełnokrwistym mężczyzną," powiedział Cruz. "Ale zdaje sobie sprawę z moich preferencji, gustu. "

Cruz powiedział, że jest przygotowany na efekty swojego oświadczenia, stwierdzając, że wielu bokserów już wcześniej podejrzewało go, że jest gejem, ale chronili jego prywatność.

"Walczyłem na ringu przez ponad 24 lata i kontynuując swoją wznoszącą się karierę, chcę być wierny sobie", powiedział. "Zawsze byłem i zawsze będę dumnym gejem".

środa, 24 października 2012

In vitro

Racja leży po jednej stronie

"Niedopuszczalnym jest, by posłowie w głosowaniu nad sprawami światopoglądowymi kierowali się wskazaniami szefa partii"
uważa rzecznik Konferencji Episkopatu Polski, ks. Józef Kloch.

Racja! Nie po to istnieje KEP, jako jedyny wyznacznik tego co słuszne, a co nie, żeby posłowie słuchali kogoś innego.


wtorek, 23 października 2012

Anna Grodzka do Parlamentu Europejskiego?

Ma tylko zasiadać?

Fot. gazeta.pl
Klub parlamentarny Ruchu Palikota zrobił sobie głosowanie i wyszło, że Anna Grodzka jest liderem pośród kandydatów RP na posła do Parlamentu Europejskiego.

Trochę się zdziwiłem, że kolejnymi pod względem liczby głosów byli Andrzej Olechowski,  Aleksander Kwaśniewski i Magdalena Środa. Ale z drugiej strony w RP jakoś specjalnie osobowości nie widać.

Ja mam wprawdzie może mylne wrażenie, ale nie widzę jakiegoś większego zaangażowania posłanki Grodzkiej w bieżącą politykę. Nie widziałem jej wypowiedzi z Sejmu, nie widać jej w mediach. To oczywiście byłoby miłe, że osoba transseksualna reprezentowałaby właśnie Polskę. Jednak poza byciem transseksualną wolałbym, żeby posłanka Grodzka nieco bardziej się udzielała.

Ostatni wpis na blogu Anny Grodzkiej ma datę 7 grudnia 2011 roku (!!!). Wcześniej jest o zachwytach związanych ze zwycięską kampanią wyborczą. Ostatnie informacje znalazłem z września z Kongresu Kobiet, gdzie opowiadała o swoim życiu. A co dzieje się z Anną Grodzką - posłanką?

Ja wiem. Powinienem być cały za. Jednak mam wrażenie, że Polska bardziej potrzebuje sprawnych i mądrych polityków, i w Sejmie, i w europarlamencie, a nie "kobiety z brodą".

Posłankę Grodzką (i wszystkich oburzonych) bardzo przepraszam za użyte porównanie, ale próbuję być obiektywny, co w moim przypadku oznacza bycie wrednym. Należy się zdecydować, czy jest się politykiem, czy jedynie widowiskiem.


poniedziałek, 22 października 2012

Piotr Jarecki - biskup na gazie

Nie pouczaj, bo na latarni wylądujesz

fot. kosciol.wiara.pl
Najciekawsze w sobotnim wypadku pana biskupa jest to, że w latarnię wjechał o godzinie 14 i że miał 2,6 promila w wydychanym powietrzu.

2,6 promila niewiele mówi. Zaledwie 0,5 promila jest już uznawane za stan nietrzeźwości. Gdy zawartość przekracza 2 promile delikwent zatacza się, jest senny i bełkocze.

Przyjąłem, że pan biskup waży 85kg (nie wygląda na opasłego jak koledzy po fachu), a to by oznaczało, że wypił ok. 154,7g czystego alkoholu etylowego. W przeliczeniu na wódkę równałoby się to niemal połowie litra 40% wódki i to pod warunkiem, że pan biskup wypił tę wódę około godziny przed wjechaniem w latarnię, a żołądek miał całkiem pusty.

Czy komuś z was zdarzyło się tak nałoić tuż po południu?

Zabawne jest też, że pan biskup często nawoływał swoje owieczki do abstynencji.

Pamiętamy ciągle obowiązujące hasło, że dobrowolna, całkowita abstynencja wielu powinna prowadzić do trzeźwości wszystkich - napominał bp Jarecki. [fakt.pl]

Smutne, że oświadczenie jakie przekazał mediom świadczy o tym, że pan biskup najwyraźniej jest alkoholikiem.

I tak oto znowu pouczający maluczkich okazują się być zwykłymi ludźmi, którzy sami nie wyrabiają na krętych ścieżkach życia.

Mamy już karę dla nawalonego biskupa - czekającą na zaakceptowanie przez sąd: 8 miesięcy prac społecznych po 20 godzin miesięcznie i zakaz prowadzenia wszelkich pojazdów przez 4 lata.

Zauważono wprawdzie, że w stanie upojenia jeździł po centrum miasta przy dużym natężeniu ruchu, ale wzięto pod uwagę, że nie był dotąd karany.
O terapii odwykowej ani słowa. Zakaz prowadzenia też raczej mało dolegliwy, bo i tak powinien jeździć z kierowcą. 20 godzin miesięcznie prac społecznych, to godzina dziennie z wolnymi weekendami. Jakie prace społeczne ma wykonywać nie zostało określone, więc wystarczy jakiś papierek z podległej kościołowi instytucji. Prawo jazdy jak rozumiem zachowuje - uciążliwy będzie więc jedynie stres, gdy będzie się chciał gdzieś wyrwać incognito.

Ech, biskup to ma klawe życie!


piątek, 19 października 2012

Konkurs na stanowisko

Fikcja

Czy ktoś z Was brał kiedyś udział w jakimś tzw. konkursie na jakieś stanowisko? Pewno niewielu/niewiele.
Instytucja konkursu została wprowadzona jakiś czas temu i miała na celu wyłanianie kandydatów o najlepszych kwalifikacjach.

Kiedy słyszymy słowo konkurs, każdy wyobraża sobie, że wszyscy kandydaci startują na równych prawach, a wygrywa najlepszy z nich wedle ściśle określonych reguł.

Jaka jest rzeczywistość? Chyba nikt nie ma złudzeń. Polska spod znaku Platformy Obywatelskiej to kraj, w którym chyba jeszcze tylko wyniki lotto nie są znane przed losowaniem. W każdym innym przypadku wynik tzw. “konkursu” jest z góry ustalony.

Nieco zmieniając fakty, by ukryć swoją tożsamość przedstawię własne doświadczenia w tym względzie.
Znalazłem ogłoszenie instytucji samorządowej – rządzonej przez Platformę Obywatelską rzecz jasna – dotyczącą stanowiska zgodnego z moim wykształceniem, doświadczeniem i zainteresowaniami. Ruszyłem więc. Złożyłem wymagane dokumenty. Przeszedłem w licznym gronie odpowiednie testy z wiedzy. Dostąpiłem zaszczytu rozmowy z komisją konkursową. Ba, nawet poznałem kontrkandydatów w liczbie nieprzekraczającej liczby palców u jednej dłoni.

Mijały miesiące. Okazało się, że mimo poświęconego czasu instytucja odstąpiła od wytypowania kandydata na stanowisko. Ale czujnie trzymałem rękę na pulsie. Więcej, pojawiałem się we wszystkich miejscach, gdzie teoretycznie, a nawet z obowiązku, powinni pojawiać się członkowie komisji konkursowej. Nie pojawiali się niestety.

Aż pewnego dnia jeden, a konkretnie jedna z kontrakandydatur została uznana za najwłaściwszą. Nieskromnie powiem, że z pobieżnego oglądu pozostałych byłem kandydatem idealnym. Jednak poległem. Zainteresowałem się więc zwycięzcą. Imię i nazwisko nie było tajemnicą, a Internet przechowuje aż nadmiar informacji.

Nie wdając się w szczegóły, przedstawię to obrazowo. Ja dokładnie wiedziałem, że 2 razy 2 równa się cztery. Konkurentka miała w tym zakresie wiedzę na poziomie: “a co to jest mnożenie?” Ja miałem za sobą wieloletnie doświadczenie w dziedzinie wymaganej od kandydatów na stanowisko. Konkurentka, mogła się pochwalić doświadczeniem z dziedzin nie mających nic wspólnego ze stanowiskiem na jakie aplikowała. Poza wiedzą i doświadczeniem wykazałem się również znajomością bieżących zagadnień. Konkurentka nie mogła się wykazać, ponieważ jej zainteresowania oscylowały wokół tipsów własnych, bądź cudzych.
Ale to ja odpadłem, a zwycięska konkurentka stanowisko objęła.

Posprawdzałem i sprawa stała się jasna. Ja mogłem się pochwalić swoimi imponującymi dokonaniami, konkurentka zaś, jest pierworodną działacza Platformy Obywatelskiej.

W ten oto sposób “selekcja negatywna” zaaplikowana przez Platformę Obywatelską ma wpływ na to jak rządzony jest nasz kraj.

Słyszysz “konkurs”, miej świadomość, że wynik jest znany jeszcze przed jego ogłoszeniem.

wtorek, 16 października 2012

Polska–Anglia

Albion zatopiony

Nikt mnie chyba nie podejrzewa o emocjonowanie się piłką nożną. Ale telewizor jest włączony.

Wybudowany za miliardy złotych stadion jest całkowicie zalany wodą. Rzekomo nikt nie przewidział ulewy. Stadion posiada dach, ale jakoś nikt nie wpadł na to, żeby go użyć.

Chwilę wcześniej słuchałem radia TOK FM. Ktoś opowiadał o tym, że Platforma Obywatelska okopała się na wszystkich możliwych stanowiskach i jest jedynie zainteresowana utrzymaniem status quo. Jest to partia niezdolna do jakiejkolwiek zmiany. Wszystkim platformersom żyje się tak dobrze, że nie zamierzają niczego zmieniać.

Najwyraźniej platformersi bez mózgu trafili do zarządu stadionu zwanego narodowym. Bo nie podejrzewam, żeby to była strategia Fornalika, by zamiast meczu piłki nożnej rozegrać mecz waterpolo i przeciwników najzwyczajniej zatopić.

To się po prostu w pale nie mieści.

Beznadziejni, tchórzliwi dziennikarze nie zapytają "A jaki debil jest za to odpowiedzialny?"

Ta głupia kobieta, rzeczniczka PZPN, twierdzi, że pogody nie można było przewidzieć. Jasne, pada przecież od wielu godzin. Liczyli, że odparuje?!


poniedziałek, 15 października 2012

John Godson - utrzymanek Polaków

Nigeryjskie zwierciadło

Polityką się nie zajmuję, ale się nią interesuję. I pewno nie zacząłbym stukać w klawiaturę gdyby nie to zainteresowanie oraz impuls w postaci piątkowego głosowania nad wotum zaufania dla rządu Donalda Tuska. Głosowanie już przebrzmiało, ale dopiero teraz poczułem opary absurdu w jakich tkwię.

Wiem, że wszyscy Polacy na polityce się znają. No prawie wszyscy, bo jest też spora rzesza takich, których polityka obchodzi tyle, co zeszłoroczny śnieg. Ważniejsze są dla nich informacje o tym, czy Doda miała na jakiejś imprezie majtki, czy też się jej zsunęły. Tacy nawet nie zajrzą na ten blog, bo podobnych treści tu nie znajdą i wykracza to poza ich percepcję otaczającego świata.

Są jednak też tacy, których świat jest od majtek Dody odległy, ale i tak na wybory nie chodzą. Rzekomo ich to nie dotyczy. Zawsze mnie to zadziwia. Płacą oni wiele danin na państwo, korzystają z usług świadczonych na ich rzecz przez to państwo, a i tak udają jakby byli z Księżyca. Truizmem jest, że tylko poprzez udział w głosowaniu mamy wpływ na to jak Polska jest rządzona. Nie żebym miał jakieś złudzenia co do tego, że jak wybiorę inną partię niż ta, która aktualnie rządzi, to mi się natychmiast polepszy. Aż tak naiwny, to nie jestem.

Nie jestem i dlatego z wiekiem nabrałem do polityki dystansu. Nie ma już we mnie zacietrzewienia politycznego, nie ma chęci przekonywania innych do moich racji. Nadal jednak jest zdziwienie.

Takim zdziwieniem jest liczba różnych indywiduów, które w wyborach uzyskały mandat posła.

Ciekawym przypadkiem jest w tym gronie poseł John Godson. Posłem jest wprawdzie second-handowym, bo mandat najpierw uzyskał dzięki rezygnacji Hanny Zdanowskiej, a w kolejnej kadencji jakoś się najwyraźniej przyjął. Nie zmienia to faktu, że głosów musiał otrzymać dużo. To miłe, bo świadczy o tym, że łodzianie są nad wyraz otwarci, liberalni, idący z duchem czasu i gotowi oddawać swoje głosy nawet na Murzyna. Ojej, napisałem Murzyna! Nie wiem, czy to poprawne politycznie. Może on jest Afro-Polakiem?

W każdym razie ów ciemnoskóry parlamentarzysta zakomunikował wszystkim Polakom, że MUSIAŁ w Sejmie głosować przeciwko odrzuceniu projektu ustawy Solidarnej Polski, który ma na celu zaostrzenie przepisów dotyczących aborcji. Jego decyzja o takim wyborze, jak sam obwieścił w mediach, wynikała z obawy, że "nie będzie mógł spojrzeć na lustro". Decyzja była jak najbardziej światopoglądowa, ale nie spodziewałem się, że inspiracją do wyborów światopoglądowych może być lustro. Mam nadzieję, że po swoim heroicznym wyczynie Pan Poseł może już teraz spoglądać "na lustro" bez obaw. Co w jego przypadku charakterystyczne, widzi tam dosyć ciemną postać... oby bez rogów i ogona.

Że się wyzłośliwiam? Ależ oczywiście! Przeciez Pana Posła Godsona, ani pozostałych bladolicych posłów, którzy głosowali podobnie jak on, nie przekonam, że lepszy już jest ten zgniły kompromis, który mamy, niż zmiany na gorsze. Oni mają lustra o innym światopoglądzie; to zamyka wszelką dyskusję.

Co ciekawe, większość z nich nie posiada ani pochwy, ani macicy, których ewentualną zawartością tak ochoczo się zajęli. Posłowie zaopatrzeni w gonady o zupełnie innych atrybutach będą teraz debatować, co też tym kobietom wolno nosić w ich organach i czego absolutnie nie wolno im usuwać. Wszystko to w imię swojego dobrego samopoczucia w kontaktach z lustrem.

W każdym razie wspomniane głosowanie stało się kością niezgody, a może od dziś powinno się mówić lustrem niezgody, wewnątrz klubu parlamentarnego Platformy Obywatelskiej. Z tego powodu Pan Premier wyciągnął własne lustereczko i zapytał dokładnie jak w bajce "Lustereczko powiedz przecie, kto jest najpiękniejszy na świecie". Rzecz jasna nie zapytał bez sprawdzenia najpierw, że odpowiedź będzie dokładnie taka, jakiej oczekiwał. Lustereczko też dokładnie zdawało sobie sprawę z losu jaki je czeka przy nietrafionej odpowiedzi.

Przed głosowaniem odbyła się wielogodzninna parada w gwarze sejmowej zwana debatą. 60 posłów, w 60 sekund każdy, usiłowało się intelektualnie zewrzeć i zadać premierowi pytanie. Udało się nielicznym, a czas miał najmniejszy wpływ na poziom ich wynurzeń. Gwoli sprawiedliwości nadmienię, że barwy klubowe nie miały wpływu na gradację umiejętności werbalizacji tego, co posłom pod czaszką piszczy. Najbardziej w pamięci utkwił mi poseł niezrzeszony, który nie miał wprawdzie nic sensownego do powiedzenia, ale wyrecytował samodzielnie sklecony na modłę częstochowską wierszyk.

Sala sejmowa była praktycznie pusta. Pan Premier opowiadał sobie z ministrami dowcipy zaśmiewając się do łez. Posłowie wysilali się na próżno i na próżno czekali na jakąś odpowiedź ze strony premiera. Zbyli się nawzajem. Teatralność tej sytuacji była równie oczywista, jak jej groteskowość. Cel, absolutnie abstrakcyjny.

Wróćmy jednak do prowadzącego Polaków w nigeryjskie mroki posła Godsona. W cudowny sposób Pan Poseł zmienił ostatnio zdanie. Już nie chce zaostrzania ustawy antyaborcyjnej. Czy powtórnie spojrzał "na lustro"? Wątpię. A może Pan Poseł ruszył głową, uaktywnił swoje zwoje mózgowe? Nie podejrzewam. Najprawdopodobniej doznał objawienia. Pod postacią Donalda Tuska przemówił do niego sam stwórca. Mogło to brzmieć na przykład tak: "Nie po to wyprowadziłem cię z Nigerii do Polski, żebyś pouczał mój wybrany naród. A jak ci się nie podoba, to możesz spadać do Nigerii i tam się dalej realizować. Dostaniesz  nowe lustro."

Co poseł zrobił ze swoim starym lustrem? Oczywiście je wyrzucił. Obietnica nowego zwierciadła, z którego będzie mógł czerpać swój światopogląd w kolejnej kadencji i szansa na dalsze życie na koszt wybranego narodu była dla Posła Godsona oczyszczająca, aż nawet trochę zdladł.

sobota, 13 października 2012

Anna Laszuk nie żyje

"Grzeczne dziewczynki idą do nieba, niegrzeczne dziewczynki idą dokąd chcą!"

fakt.pl
Odeszła dokąd chciała, szkoda że zbyt wcześnie ;(
Więcej u znających ją osobiście - trzyczęściowy garnitur.

Wredni heterycy, czy wredni homo?

Mam wątpliwości

Spotkanie w małym gronie znajomych z podstawówki miało być krótkie, a przeciągnęło się na kilka godzin. Były narzekania na dzieci, ale o dziwo nikt się nie rozwiódł. Tylko ja musiałem się wytłumaczyć z nowego porządku rodzinno-społecznego.

Zaskoczyło mnie, że dwie osoby nie zdawały sobie sprawy z mojej odmiennej orientacji. Zdziwiłem się, bo byłem przekonany, że w tym niewielkim gronie zostałem już dawno oplotkowany wzdłuż i wszerz. Widocznie pozostałe dwie osoby znające moje związkowe perypetie są nad wyraz dyskretne. W każdym razie zostało to mocno nadrobione w czasie mojej wizyty w toalecie.

Zdziwiłem się też samym sobą. O swojej orientacji seksualnej, związkach i życiu jako geja mówię nieco jednak obcym ludziom jakbym wymieniał z nimi doświadczenia w gotowaniu makaronu. Traktuję to tak naturalnie, że chyba nie daję im możliwości uznania tego za coś odmiennego od ich własnych doświadczeń.
Cieszę się też, że jak zawsze trafiam na ludzi, dla których fakt, że siedzący z nimi przy stole człowiek jest homoseksualistą, jest równie poruszający, jak poranny wschód słońca.

Zaczynam wątpić w istnienie homofobii w życiu społecznym w skali mikro wśród dorosłych ludzi (jej istnienie w skali makro, czy młodocianych, to inna sprawa).

Kontrowersyjnie rzucę, że za homofobię otoczenia w skali mikro odpowiedzialni są sami homoseksualiści. Sam znam paru gejów, których nie mogę zdzierżyć.

Czy czasem nie jest tak, że niektórzy są zbyt nachalni, nazbyt się wywyższają, są wredni, nie można na nich liczyć, egoizm to ich drugie imię, itd? A w efekcie najzwyczajniej w świecie nie są lubiani i spotyka ich czy to ostracyzm, czy wręcz jawna agresja słowna, a nawet fizyczna.

poniedziałek, 8 października 2012

Lesbijkom wstęp wzbroniony 2

Rozwinięcie

Wiki: Hadrian i Antinous w Egipcie,
Édouard-Henri Avril
Wyjaśnienie tytułu znajduje się w notce “Lesbijkom wstęp wzbroniony 1”.

Metka zarzucił mi – w czasie rozmowy – że niepotrzebnie upowszechniam fałszywe wyobrażenia. Odnosił się do dowcipu z końca poprzedniej notki. Jak jednak zaprzeczać takim wyobrażeniom bez pisania o nich?

Nie bardzo jestem w stanie wypowiadać się o utrzymywaniu higieny u papug. Ptaka takiego nigdy nie posiadałem i nabywać nie zamierzam.

Kwestia seksu analnego, czy to homoseksualnego, czy heteroseksualnego obszernie jest opisana na Wikipedii. Muszę przyznać, że redaktorzy Wiki zrobili to bardzo obrazowo.

Przy utrzymywaniu higieny “tych” okolic nie musi dojść do kontaktu z kałem. Najłatwiej jest oczywiście umyć część zewnętrzną, czyli zwieracze. Znajdujący się za nimi odbyt wypełniony jest kałem tylko w momencie wypróżnienia. I tylko tam ma szansę dotrzeć penis w czasie penetracji. Jak mawiała pewna stara cooleżanka “Dupa nie cukiernica, może się zabrudzić”. Żeby jednak zabezpieczyć obie strony przed kontaktem z zanieczyszczeniami pozostałymi w odbycie wystarczy sobie zrobić lewatywę.

Wiki o tym nie pisze więc zaznaczę, że lewatywy nie powinno się fundować zbyt często. Może się to skończyć uszkodzeniami wyściełającego odbyt nabłonka, jego przesuszeniem, a także wprowadzeniem drobnoustrojów mogących wywołać stany zapalne.

Zawsze mnie ciekawiło, na jakiej zasadzie kobietom może odpowiadać seks analny. Wiki to wyjaśnia “ U mężczyzn stymulacja oprócz podrażniania zakończeń nerwowych odbytu wiąże się także z masażem prostaty, u kobiet doznania zwiększa podrażnianie ścian pochwy.”

Wiki nie pisze też o bardzo ważnej rzeczy. Po penetracji analnej nie powinno się przystępować do penetracji waginalnej. Grozi to przeniesieniem drobnoustrojów (w tym pałeczek E.coli – nie mylić z Coca-Colą) do pochwy.

piątek, 5 października 2012

Lesbijkom wstęp wzbroniony 1

Wstęp

Skąd ten tytuł? Bo temat jest trochę krępujący, więc żebym ani ja, ani ewentualni komentujący nie czuli się nieswojo proszę dziewczyny (te prawdziwe!) o powstrzymanie ciekawości i pominięcie tego posta. A jeśli już się nie powstrzymacie – wiem, jak silna jest ciekawość – to przynajmniej udawajcie, że ten post nie istnieje.

Zaczęło się banalnie. W poprzedniej notce poprosiłem o namiary na aktywne blogi o tematyce dowolnej. Odzew był tylko od Ewy. Reszta czytelników nie wyraziła zainteresowania. Przykre, ale prawdziwe.

Stwierdziłem, że nie będę się przejmować, najważniejsze, że ktoś taki jak Ewa się odezwał; to mi wystarczy.
Jednak ciekawość wzięła górę i wpisałem w google hasło “blogspot gej”. Ograniczyłem się tylko do jednego dostawcy – “blogspot” – i tylko jednej tematyki – “gej”.

Efekt? Mizerny. Wyników było całkiem sporo, jednak 99% blogów zaliczyło kilka wpisów, w tym opowieści o tym kim jest gej i jak autorzy do tego doszli. Szkolenie z “gotowania na gazie” jest bardzo frapujące, ale to nie mój etap.

Aż gdzieś tam trafiłem na zapładniający dowcip:

- Co ma wspólnego gej i papuga?
- Obsrany patyk.

I o tym będzie w kolejnym odcinku.

wtorek, 2 października 2012

Nowe blogi do czytania

Blogosfera

Nie! Nie wykryłem nowych blogów do czytania. Wręcz przeciwnie. Okazało się, że większość blogów jakie czytałem są jak liście dawno opadłe z drzewa. NIE MAM CO CZYTAĆ!

Popatrzyłem trochę na blogi znajomych i ich listy blogów, ale nic mi się nie rzuciło w oczy.

Dlatego ogłaszam nabór. Proszę o podawanie w komentarzach adresów do wartościowych Waszym zdaniem blogów. Takich, które znacie i cenicie, które są aktywne. Tematyka dowolna.

Jeden warunek: wpis w komentarzu wraz z podanym na początku adresem bloga ma zawierać maksimum 150 znaków (w tym spacji i znaków interpunkcyjnych). Ma opisać o czym jest blog i czemu warto go czytać. Teksty dłuższe będę skracał do pierwszych 150 znaków.

Potem przeprowadzę głosowanie. Ciekawe, co z tego wyjdzie.


poniedziałek, 1 października 2012

Grafomania zakończona

Powrót do rzeczywistości

Ostatni grafomański popis dałem na trzyczęściowym garniturze w minioną niedzielę. Był to 44 komentarz - komediowo-kosmiczny. Ewa otwarta jest na kolejne wpisy, ale tym razem już nie dam rady. Zacząłem się kręcić w kółko i straciło to powab.

Ale mam nadzieję podobało się czytelnikom. W każdym razie żadnych kąśliwych, czy nieprzychylnych uwag nie było.

W życiu bym się nie spodziewał, że taki paraliteracki projekt tak mi się spodoba. Jak się pojawi kolejny, to zapłodniony pomysłem pewno się skuszę.

Czas jednak powrócić do rzeczywistości.