Odwaga rośnie w siłę
Sądząc po reakcjach na Facebooku wielu znajomych oglądało. Kto nie dał rady niech obejrzy, bo są powtórki. Ważne by wcześniej przeczytać wywiad Marii Czubaszek.
Z jednej strony mamy wenezuelską telenowelę ze sztywnym Magdziulkiem w tle, z drugiej śmiałe wypowiedzi Marii Czubaszek o aborcji, eutanazji, niechęci do dzieci i prawie par homoseksualnych do ich adoptowania. A niedawno okazało się, że nasza noblistka życzy sobie świeckiego pogrzebu.
Powtórzę inaczej:
W krótkim czasie telewizyjną hucpę urządza wielbicielka oazowych zlotów, noblistka deklaruje się jako niezainteresowana religijnym ceremoniałem, a znana osobowość śmiało mówi o swoich przekonaniach, za które 150 lat temu kościół katolicki spaliłby ją na stosie.
I dalej:
Ludzie wychodzą na ulice protestując przeciwko ignorantom, którzy chcą im dyktować co wolno, a czego nie. W Sejmie niesłabnącym poparciem cieszy się partia otwarcie kontestująca przywiązanie do religii, rodziny i innych konserwatywnych pseudowartości.
Oj, dzieje się.
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wydarzenia. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wydarzenia. Pokaż wszystkie posty
poniedziałek, 6 lutego 2012
wtorek, 20 grudnia 2011
Wielka Gala Operowa, Teatr Wielki w Lodzi
Wielki Artystyczny Popis
Na gali siedzieliśmy z Jakisiem na miejscach po prostu wymarzonych jak na tego typu spektakl. Ludzi tłum, choć czemu kilkanaście osób wyszło po pierwszej części pojąć nie mogę. Może dostali obstrukcji i nie chcieli zanieczyścić siedzeń. Innych powodów, by stracić szansę na obejrzenie całości nie znajduję.
Owszem, nie pasowały mi światła. Jakieś kolorystyczne landrynki rzucane bez ładu i składu, a z dramaturgią śpiewanych arii mające tyle wspólnego, co kameleon ze śniegiem. Prowadzący galę byli sztywni i sprawiali wrażenie czytających bez zrozumienia treści, ale ujmowali młodością. Nie chcę się naśmiewać, ale publiczności niewiele brakowało, by wpaść w doskonały nastrój, gdy się przedstawili: Michalina Sosna i Karol Puciaty.
Dobór repertuaru trzeba przyznać niebanalny, a zakończenie arią z “Anny Boleyn” (Joanna Woś), która na scenie Teatru Wielkiego nigdy nie zagościła, niosące nadzieję.
Pierwsza część miała trochę charakter prezentacyjny. Można było poznać nieco dłużące się fragmenty z CV łódzkich solistów oraz ich kondycję wokalną. Niestety “popisy” Krzysztofa Marciniaka, który zastąpił wymienianego na afiszach Krzysztofa Bednarka i nowych nabytków opery sopranów Aleksandry Novina-Chacińskiej i Anny Wiśniewskiej-Schoppa nie wzbudziły entuzjazmu publiczności. Marciniak śpiewał rozkołysanym głosem, Novina-Chacińska histerycznym i ordynarnym, a Wiśniewska-Schoppa za nisko. Do tego Ruben Silva popisał się tempem żółwia z Galapagos, a nie południowo-amerykańskiej Boliwii.
Szczęście, że wciąż w świetnej kondycji są Bernadetta Grabias, Joanna Woś, Monika Cichocka, Agnieszka Makówka i Dorota Wójcik. Ta ostatnia wciąż kojarzy mi się ze śpiewem peronowym niestety – jak można było sobie tak wizerunek zszargać! Makówka szokowała fryzurą na pankówę. Zastanawiające, że wyglądała na 10 lat młodszą od Grabias, której głowę zdobił fryz na babcię, choć jako żywo proporcje wiekowe między solistkami są odwrotne. Aktorsko najwyraźniej zaprezentowała się Cichocka. Aż przyjemnie było popatrzeć. A największe owacje jak zwykle zebrała doskonała Woś.
Z panów ujął mnie w pasie i nie tylko Patryk Rymanowski. Ileż aktorskiej swady w partii Leporella z Don Giovanniego! Grzegorz Szostak wyciskał swym śpiewem łzy, a Zenon Kowalski ujmował talentem.
Panowie ubrani bez szału, ale panie wspaniale. Jedność stylu, dopasowanie do osobowości postaci, a jednocześnie uwzględnienie, że to “tylko” koncert. Cichocka (na niebiesko) i Makówka (w dziwnym spodnium) świetnie wykorzystały kostiumy w swoich ariach. Chapeau bas za kostiumy dla Marii Balcerek.
Dodam jeszcze, że wprowadzona do formuły koncertu lekka reżyseria występów (lekka, ale na tyle wyraźna, że nie siedzi się jak na castingu śpiewaków) oraz ciekawa, jakby nawiązująca do zbliżających się przeobrażeń teatru scenografia (nity; też dzieło Balcerek) dopełniały całości.
Kto nie był i być nie może niech żałuje.
![]() |
Fot. Teatr Wielki w Łodzi |
Dobór repertuaru trzeba przyznać niebanalny, a zakończenie arią z “Anny Boleyn” (Joanna Woś), która na scenie Teatru Wielkiego nigdy nie zagościła, niosące nadzieję.
Pierwsza część miała trochę charakter prezentacyjny. Można było poznać nieco dłużące się fragmenty z CV łódzkich solistów oraz ich kondycję wokalną. Niestety “popisy” Krzysztofa Marciniaka, który zastąpił wymienianego na afiszach Krzysztofa Bednarka i nowych nabytków opery sopranów Aleksandry Novina-Chacińskiej i Anny Wiśniewskiej-Schoppa nie wzbudziły entuzjazmu publiczności. Marciniak śpiewał rozkołysanym głosem, Novina-Chacińska histerycznym i ordynarnym, a Wiśniewska-Schoppa za nisko. Do tego Ruben Silva popisał się tempem żółwia z Galapagos, a nie południowo-amerykańskiej Boliwii.
Szczęście, że wciąż w świetnej kondycji są Bernadetta Grabias, Joanna Woś, Monika Cichocka, Agnieszka Makówka i Dorota Wójcik. Ta ostatnia wciąż kojarzy mi się ze śpiewem peronowym niestety – jak można było sobie tak wizerunek zszargać! Makówka szokowała fryzurą na pankówę. Zastanawiające, że wyglądała na 10 lat młodszą od Grabias, której głowę zdobił fryz na babcię, choć jako żywo proporcje wiekowe między solistkami są odwrotne. Aktorsko najwyraźniej zaprezentowała się Cichocka. Aż przyjemnie było popatrzeć. A największe owacje jak zwykle zebrała doskonała Woś.
Z panów ujął mnie w pasie i nie tylko Patryk Rymanowski. Ileż aktorskiej swady w partii Leporella z Don Giovanniego! Grzegorz Szostak wyciskał swym śpiewem łzy, a Zenon Kowalski ujmował talentem.
Panowie ubrani bez szału, ale panie wspaniale. Jedność stylu, dopasowanie do osobowości postaci, a jednocześnie uwzględnienie, że to “tylko” koncert. Cichocka (na niebiesko) i Makówka (w dziwnym spodnium) świetnie wykorzystały kostiumy w swoich ariach. Chapeau bas za kostiumy dla Marii Balcerek.
Dodam jeszcze, że wprowadzona do formuły koncertu lekka reżyseria występów (lekka, ale na tyle wyraźna, że nie siedzi się jak na castingu śpiewaków) oraz ciekawa, jakby nawiązująca do zbliżających się przeobrażeń teatru scenografia (nity; też dzieło Balcerek) dopełniały całości.
Kto nie był i być nie może niech żałuje.
poniedziałek, 29 sierpnia 2011
Nad Krutynią ciotek wiele
Koniec wakacji, nie lata
Dziś wróciłem z wakacji.
Jeszcze wczoraj wieszczyłem znajomym koniec lata, ale się myliłem, bo pogoda zmienną jest i powróciła. To miło, choć niestety powróciłem przeziębiony i tym stanem znękany, a światem zewnętrznym mało zainteresowany, bo widzianym tylko zza pokrytych śluzem chusteczek higienicznych, traktowanych niehigienicznie.
Wracam też do pisania wsparty wieścią-niewieścią, czyli dobrym słowem od Häxy, któraż to blog mój skromny czyta i zabawy ma z tego co niemiara.
A byłem ci ja nad Krutynią, gdzie zatopiłem się w świecie muzycznych maniaków, a przy tem ciotek zawołanych. Zawołaniem tegoż forum było “Ludzie!”, ale czytane tak specyficznie, że opisać się tego nie da, tylko ciotka da radę. Z pewnością znajomi wielokrotnie usłyszą to zawołanie w najbliższych dniach.
To tyle, by jakoś zacząć.
Dziś wróciłem z wakacji.
Jeszcze wczoraj wieszczyłem znajomym koniec lata, ale się myliłem, bo pogoda zmienną jest i powróciła. To miło, choć niestety powróciłem przeziębiony i tym stanem znękany, a światem zewnętrznym mało zainteresowany, bo widzianym tylko zza pokrytych śluzem chusteczek higienicznych, traktowanych niehigienicznie.
Wracam też do pisania wsparty wieścią-niewieścią, czyli dobrym słowem od Häxy, któraż to blog mój skromny czyta i zabawy ma z tego co niemiara.
A byłem ci ja nad Krutynią, gdzie zatopiłem się w świecie muzycznych maniaków, a przy tem ciotek zawołanych. Zawołaniem tegoż forum było “Ludzie!”, ale czytane tak specyficznie, że opisać się tego nie da, tylko ciotka da radę. Z pewnością znajomi wielokrotnie usłyszą to zawołanie w najbliższych dniach.
To tyle, by jakoś zacząć.
poniedziałek, 20 czerwca 2011
Retrospekcje z Bydgoszczy
c.d.n.
Jest już późno, padam na pysk, wróciłem z Bydgoszczy po weekendowym szaleństwie. Jutro coś skrobnę... a jest o czym ;-)
Jest już późno, padam na pysk, wróciłem z Bydgoszczy po weekendowym szaleństwie. Jutro coś skrobnę... a jest o czym ;-)
sobota, 11 czerwca 2011
Ktoś czeka?
Wreszcie w necie!
Już w sobotę bedzie notka. O przenajświetsza partenogenezo, jak ciężko żyje się bez netu.
Już w sobotę bedzie notka. O przenajświetsza partenogenezo, jak ciężko żyje się bez netu.
niedziela, 5 czerwca 2011
Lódź - Zlote Maski 2011, Metka i TVN24
Kultura w TVN24 i egzaltacja
Z racji wakacji i uszkodzeń sprzętów dostęp do Internetu mam z doskoku. Poprzednia notka cieszyła się wielkim wzięciem, ale nie z powodu jej treści, tylko dywagacji komentujących na temat Metki Boskiej. Nie mogłem czytać na bieżąco, ale Metka składał mi codzienne sprawozdanie z postępów "dyskusji".
A w Łodzi się dzieje. Nawet TVN24 po raz chyba pierwszy w swojej historii odniósł się do kultury: "Z wydarzeń kulturalnych: do Łodzi przyjechał John Malkovich. Wcześniej był w Pradze, gdzie został okradziony." Byłem w szoku, jeszcze trochę, a powiedzą o najnowszej premierze w Narodowym... pod warunkiem, że teatr się spali, albo dojdzie do innej tragedii.
Zgadzam się z wyborami dokonanymi przez łódzkich recenzentów, poza jednym: Złotą Maską dla Mariusza Grzegorzka za reżyserię spektaklu "Słowo" Kaja Munka. Już wcześniej, kiedy pisałem o tym przedstawieniu, trafiła na mój blog jakaś egzaltowana akolitka Grzegorzka - najwyraźniej podobnie myślących na kolanach, a nie głową nie zabrakło i wśród recenzentów.
Z racji wakacji i uszkodzeń sprzętów dostęp do Internetu mam z doskoku. Poprzednia notka cieszyła się wielkim wzięciem, ale nie z powodu jej treści, tylko dywagacji komentujących na temat Metki Boskiej. Nie mogłem czytać na bieżąco, ale Metka składał mi codzienne sprawozdanie z postępów "dyskusji".
A w Łodzi się dzieje. Nawet TVN24 po raz chyba pierwszy w swojej historii odniósł się do kultury: "Z wydarzeń kulturalnych: do Łodzi przyjechał John Malkovich. Wcześniej był w Pradze, gdzie został okradziony." Byłem w szoku, jeszcze trochę, a powiedzą o najnowszej premierze w Narodowym... pod warunkiem, że teatr się spali, albo dojdzie do innej tragedii.
Zgadzam się z wyborami dokonanymi przez łódzkich recenzentów, poza jednym: Złotą Maską dla Mariusza Grzegorzka za reżyserię spektaklu "Słowo" Kaja Munka. Już wcześniej, kiedy pisałem o tym przedstawieniu, trafiła na mój blog jakaś egzaltowana akolitka Grzegorzka - najwyraźniej podobnie myślących na kolanach, a nie głową nie zabrakło i wśród recenzentów.
poniedziałek, 30 maja 2011
Urodziny Raanda
Gejowska obyczajowość
Jak to miło widzieć, że inni też się starzeją.
Zgromadzenie większej liczby gości w domu wiąże się ze sporymi problemami (znam ten ból – Jajeczko), więc nie dziwię się, że Raand swoje dziestoletnie urodziny zorganizował w lokalu. Konkretnie w byłym „Art Caffe”, zwanym obecnie „Art.” przy alei Kościuszki 51.
Były sprytnie zorganizowane drinki z baru dla gości, tartinki i muzyka, chyba „by Xell”. Niestety palić można było tylko poza lokalem, co znakomicie rujnowało imprezę. Wielka szkoda, że impra nie była zamknięta i nie dało się lokalu zawłaszczyć. Inna sprawa, że gdyby nie impreza Raanda „Art.” świeciłby pustkami. Niestety lokal przestał być atrakcją na mapie miasta.
Przybyli tuziemcy, przyjezdni i rodzina. Ciekawy konglomerat. Trochę szkoda, że Raand nie wykorzystał tkwiącego w tym potencjału – może nie miał pomysłu.
Trafili się obcy: parki romansujące przy piwie, grupki kolegów. Co zobaczyli? Misz-masz składający się z młodzieńców, panów i trzech pań w wieku matczynym (sorki za pominięcie niektórych). Widać było zszokowanie „obcych” na widok młodzieńców/panów całujących się w policzki przy powitaniu. W naszym „środowisku” stało się to normą. Aż dziwne, ale nikt nie ma z tym problemu. No może poza Metką, ale to dlatego, że ma świadomość, że rozsiewa opryszczkę zwaną „chorobą wściekłych metek”. Nie ma zwykłego hand shake’u – to robi się z obcymi.
Zauważyliście inne jeszcze nasze własne towarzyskie konwencje?
Jak to miło widzieć, że inni też się starzeją.
Zgromadzenie większej liczby gości w domu wiąże się ze sporymi problemami (znam ten ból – Jajeczko), więc nie dziwię się, że Raand swoje dziestoletnie urodziny zorganizował w lokalu. Konkretnie w byłym „Art Caffe”, zwanym obecnie „Art.” przy alei Kościuszki 51.
Były sprytnie zorganizowane drinki z baru dla gości, tartinki i muzyka, chyba „by Xell”. Niestety palić można było tylko poza lokalem, co znakomicie rujnowało imprezę. Wielka szkoda, że impra nie była zamknięta i nie dało się lokalu zawłaszczyć. Inna sprawa, że gdyby nie impreza Raanda „Art.” świeciłby pustkami. Niestety lokal przestał być atrakcją na mapie miasta.
Przybyli tuziemcy, przyjezdni i rodzina. Ciekawy konglomerat. Trochę szkoda, że Raand nie wykorzystał tkwiącego w tym potencjału – może nie miał pomysłu.
Trafili się obcy: parki romansujące przy piwie, grupki kolegów. Co zobaczyli? Misz-masz składający się z młodzieńców, panów i trzech pań w wieku matczynym (sorki za pominięcie niektórych). Widać było zszokowanie „obcych” na widok młodzieńców/panów całujących się w policzki przy powitaniu. W naszym „środowisku” stało się to normą. Aż dziwne, ale nikt nie ma z tym problemu. No może poza Metką, ale to dlatego, że ma świadomość, że rozsiewa opryszczkę zwaną „chorobą wściekłych metek”. Nie ma zwykłego hand shake’u – to robi się z obcymi.
Zauważyliście inne jeszcze nasze własne towarzyskie konwencje?
niedziela, 22 maja 2011
Kraków Marsz Równości 2011
Turystyczna atrakcja
To nie, że ja jakąś turystykę marszową uprawiam, do Krakowa trafiliśmy w celach kulturalnych. Jednak w nocy z piątku na sobotę w knajpie oczy me dojrzały plakat informujący o Queerowym Maju w Krakowie i planowanym na sobotę Marszu Równości. Jakiś ani myślał mi towarzyszyć, więc mogłem maszerować jedynie obok. Pluto, który ku mojemu zaskoczeniu w marszu wziął udział zamiast zażywać rekreacji w Kryspinowie, napisał:
„żądne sensacji trzęsityłki robią za "tłum przypadkowych przechodniów" po bokach, zazwyczaj z gotowymi do strzału aparatami.”
Nie wiem czy to do mnie, bo w Łodzi jak najbardziej w marszu uczestniczyłem. No i nie mogę się zgodzić z tym, że żadnych ekscesów nie było. Akurat przypadkiem znaleźliśmy się z Jakisiem w ich centrum.
Do relacji Jakisia dodam, że policja bredzi. Deklarują, że marsz ochraniało 300 policjantów i 100 strażników miejskich, ale liczbę uczestników marszu oceniają na raptem 400 osób. Było 800 do 1000, a policja, jak to policja, umie używać pałek, a z liczeniem jest na bakier.
Kilka zdjęć, a filmiki jak je kiedyś obrobię i będzie to miało sens.
To nie, że ja jakąś turystykę marszową uprawiam, do Krakowa trafiliśmy w celach kulturalnych. Jednak w nocy z piątku na sobotę w knajpie oczy me dojrzały plakat informujący o Queerowym Maju w Krakowie i planowanym na sobotę Marszu Równości. Jakiś ani myślał mi towarzyszyć, więc mogłem maszerować jedynie obok. Pluto, który ku mojemu zaskoczeniu w marszu wziął udział zamiast zażywać rekreacji w Kryspinowie, napisał:
„żądne sensacji trzęsityłki robią za "tłum przypadkowych przechodniów" po bokach, zazwyczaj z gotowymi do strzału aparatami.”
Nie wiem czy to do mnie, bo w Łodzi jak najbardziej w marszu uczestniczyłem. No i nie mogę się zgodzić z tym, że żadnych ekscesów nie było. Akurat przypadkiem znaleźliśmy się z Jakisiem w ich centrum.
Do relacji Jakisia dodam, że policja bredzi. Deklarują, że marsz ochraniało 300 policjantów i 100 strażników miejskich, ale liczbę uczestników marszu oceniają na raptem 400 osób. Było 800 do 1000, a policja, jak to policja, umie używać pałek, a z liczeniem jest na bakier.
Kilka zdjęć, a filmiki jak je kiedyś obrobię i będzie to miało sens.
Marsz Równości Kraków 2011
Śmierć rowerom?
Jakiś gościnnie i bez cenzury:
Teresa wyciągła mnie na marsz równości. W Krakowie. Oczywiście, ponieważ nie jest łatwo wprowadzić mnie w stan euforii (a do aktywistów – jakichkolwiek - się nie zaliczam), odmówiłem stanowczo paradowania w policyjnym kordonie. Stać mnie jednak było na poświęcenie się z miłości, jakie okazałem wędrując wzdłuż kordonu od placu Wolnica do Rynku Głównego.
Nie mogłem się nadziwić, bo u mnie we wsi tego ni ma, że grupę około 800-1000 osób musi prowadzić przez miasto 300 policjantów (większość z tarczami, ochraniaczami na nogach i rękach, o kaskach na łbach nie wspominając) i 100 strażników miejskich. Wyglądało to tak, jakby uczestnicy marszu byli skazańcami prowadzonymi przez konwój.
- Teresa – mówię do Teresy – to jest bez sensu, wygląda idiotycznie.
- To ty jesteś idiota – Teresa mi na to. – Mogą ich w każdej chwili zaatakować! Ale chyba w Krakowie do tego nie dojdzie – dodał Teresa.
- No co ty – teraz ja – przecież w Krakowie są silni narodowcy.
- E… - błyskotliwie, z właściwą sobie elokwencją zapodał Teresa.
Przeszliśmy paralelnie z marszem całą Grodzką spoglądając na niektórych przystojnych policjantów. Teresę najwyraźniej kręcili ci z długimi pałkami… No cóż, Tereso, przepraszam. Kiedy znaleźliśmy się na Rynku, zaczęło padać, więc przystanęliśmy pod parasolem jakiejś knajpy. I zauważyliśmy narodowców (okazało się, że w liczbie ok. 150), którzy reklamowali hulajnogi w miejsce rowerów. Niby dlatego, że rowery mają pedały. Ciekaw jestem ilu narodowcom przekonania zabraniają jazdy na rowerze. Pewnie samochodów (z trzema pedałami) też nie używają. Policja sprawiła się dobrze: lała wodą, biła pałkami, przewracała na chodnik, użyła gazów (łzawiących).
I tak oto pokojowa manifestacja seksualności (pedały i lesby chcą być traktowani zgodnie z Konstytucją RP, co wciąż, choć już 66 lat po wojnie, nie udaje się w naszym kraju żadnej władzy), zamieniła się w bijatykę policji z grupą ograniczonych ćwoków. Tym ostatnim dała satysfakcję zaistnienia i pobicia przez policjantów. Gejom, lesbijkom i osobom ich wspierającym nie dała nic, poza pokazaniem się. Zastanawiam się, czy tędy powinna prowadzić droga? Myślę, że w tym przypadku, ulica nie jest najlepszym miejscem do załatwiania spraw równości ludzi. Jakie więc powinno być to miejsce?
Jakiś gościnnie i bez cenzury:
Teresa wyciągła mnie na marsz równości. W Krakowie. Oczywiście, ponieważ nie jest łatwo wprowadzić mnie w stan euforii (a do aktywistów – jakichkolwiek - się nie zaliczam), odmówiłem stanowczo paradowania w policyjnym kordonie. Stać mnie jednak było na poświęcenie się z miłości, jakie okazałem wędrując wzdłuż kordonu od placu Wolnica do Rynku Głównego.
Nie mogłem się nadziwić, bo u mnie we wsi tego ni ma, że grupę około 800-1000 osób musi prowadzić przez miasto 300 policjantów (większość z tarczami, ochraniaczami na nogach i rękach, o kaskach na łbach nie wspominając) i 100 strażników miejskich. Wyglądało to tak, jakby uczestnicy marszu byli skazańcami prowadzonymi przez konwój.
- Teresa – mówię do Teresy – to jest bez sensu, wygląda idiotycznie.
- To ty jesteś idiota – Teresa mi na to. – Mogą ich w każdej chwili zaatakować! Ale chyba w Krakowie do tego nie dojdzie – dodał Teresa.
- No co ty – teraz ja – przecież w Krakowie są silni narodowcy.
- E… - błyskotliwie, z właściwą sobie elokwencją zapodał Teresa.
Przeszliśmy paralelnie z marszem całą Grodzką spoglądając na niektórych przystojnych policjantów. Teresę najwyraźniej kręcili ci z długimi pałkami… No cóż, Tereso, przepraszam. Kiedy znaleźliśmy się na Rynku, zaczęło padać, więc przystanęliśmy pod parasolem jakiejś knajpy. I zauważyliśmy narodowców (okazało się, że w liczbie ok. 150), którzy reklamowali hulajnogi w miejsce rowerów. Niby dlatego, że rowery mają pedały. Ciekaw jestem ilu narodowcom przekonania zabraniają jazdy na rowerze. Pewnie samochodów (z trzema pedałami) też nie używają. Policja sprawiła się dobrze: lała wodą, biła pałkami, przewracała na chodnik, użyła gazów (łzawiących).
I tak oto pokojowa manifestacja seksualności (pedały i lesby chcą być traktowani zgodnie z Konstytucją RP, co wciąż, choć już 66 lat po wojnie, nie udaje się w naszym kraju żadnej władzy), zamieniła się w bijatykę policji z grupą ograniczonych ćwoków. Tym ostatnim dała satysfakcję zaistnienia i pobicia przez policjantów. Gejom, lesbijkom i osobom ich wspierającym nie dała nic, poza pokazaniem się. Zastanawiam się, czy tędy powinna prowadzić droga? Myślę, że w tym przypadku, ulica nie jest najlepszym miejscem do załatwiania spraw równości ludzi. Jakie więc powinno być to miejsce?
sobota, 14 maja 2011
Lodz Marsz Równości 2011
Tak, bałem się
Gejowski wyciągnął mnie na Marsz Równości w Łodzi. Nie chciało mi się iść, ale na ostatniej byłem już tak dawno temu, że się skusiłem. Wyobrażałem sobie, że będzie jak w Warszawie, dużo ludzi, kilku śmiesznych wszechpolaków dodających imprezie smaczku, nastrój wakacyjno-rozluźniony.
Podchodziliśmy od strony ulicy Zgierskiej. Już z daleka wrażenie robiło zgromadzenie hałaśliwych szumowin. Jak się okazało jakaś organizacja prorodzinna zaprosiła do udziału w pikiecie najzwyklejszych kiboli. Szczerze powiem, że się przestraszyłęm. Szczęściem liczba radiowozów i policjantów napawała nadzieją, że opanują tę katolicką hołotę. Kolejnym zaskoczeniem było zgromadzenie uczestników marszu na Starym Rynku. Raz, że wyglądało, że jestem najstarszy, a dwa, stanowiłem istotny procent wśród uczestników. Trochę trudno zachować anonimowość w tak nielicznym gronie. Ale ludzi przybyło, gdy zbliżyła się godzina wymarszu. Było tak 200 do 250 osób. 90% to lesbijki, większość nie z Łodzi, a z Warszawy.
Marsz ruszył. Gdy przechodziliśmy koło pikiety chrześcijańsko-kibolskiego miłosierdzia poleciały jajka. Nie dostałem, ale ochlapało mnie. To nic. Na szczęście nie trafił we mnie rzucony kamień, ale widziałem jak uderzył w rower idącej przede mną osoby. Leciały też podobno ziemniaki i butelki, jednak tego nie widziałem i wątpię w to, bo śladów nie było.
Kto nie był tak atakowany, nie jest w stanie wyobrazić sobie poczucia zaszczucia jakiego się doświadcza. Oto pokojowo nastawiony człowiek idzie w obstawie około 100 policjantów starających się ochronić go i innych przed rozwydrzonym, wulgarnym, chamskim wykwitem łódzkich rynsztoków. Patrzyłem czy nie leci kolejny kamień zastanawiając się, czy dobrze robię, bo dostanę centralnie w twarz. A może lepiej nie patrzeć, iść i dostać w profil. Nerwy miałem napięte jak postronki. Gdyby nie było policji ta katolicka tłuszcza rzuciłaby się do bicia, bez zahamowań, bo jakich zahamowań można się u nich spodziewać.
Spacerujący Piotrkowską namiętnie filmowali ten widowiskowy przemarsz kolorowej grupki w obstawie ciężkozbrojnych policjantów. Niektórzy klaskali i machali, inni tylko spoglądali. Niektórzy krzyczeli „pedały”, co było przesadne przy tak skromnej liczbie tychże w marszu. Z balkonu biura poselskiego Stefana Niesiołowskiego pomachał maszerującym Cezary Grabarczyk. Miło, że się zdobył, ale to całkiem bez znaczenia. Maszerujący zignorowali ten gest.
Nie spodziewałem się, że to napiszę, ale te marsze są Łodzi potrzebne. Smutno mi, że nie było nikogo ze znajomych. Ja przecież do najodważniejszych nie należę, ale widać znajomi są jeszcze bardziej przerażeni.
Gejowski wyciągnął mnie na Marsz Równości w Łodzi. Nie chciało mi się iść, ale na ostatniej byłem już tak dawno temu, że się skusiłem. Wyobrażałem sobie, że będzie jak w Warszawie, dużo ludzi, kilku śmiesznych wszechpolaków dodających imprezie smaczku, nastrój wakacyjno-rozluźniony.
Podchodziliśmy od strony ulicy Zgierskiej. Już z daleka wrażenie robiło zgromadzenie hałaśliwych szumowin. Jak się okazało jakaś organizacja prorodzinna zaprosiła do udziału w pikiecie najzwyklejszych kiboli. Szczerze powiem, że się przestraszyłęm. Szczęściem liczba radiowozów i policjantów napawała nadzieją, że opanują tę katolicką hołotę. Kolejnym zaskoczeniem było zgromadzenie uczestników marszu na Starym Rynku. Raz, że wyglądało, że jestem najstarszy, a dwa, stanowiłem istotny procent wśród uczestników. Trochę trudno zachować anonimowość w tak nielicznym gronie. Ale ludzi przybyło, gdy zbliżyła się godzina wymarszu. Było tak 200 do 250 osób. 90% to lesbijki, większość nie z Łodzi, a z Warszawy.
Marsz ruszył. Gdy przechodziliśmy koło pikiety chrześcijańsko-kibolskiego miłosierdzia poleciały jajka. Nie dostałem, ale ochlapało mnie. To nic. Na szczęście nie trafił we mnie rzucony kamień, ale widziałem jak uderzył w rower idącej przede mną osoby. Leciały też podobno ziemniaki i butelki, jednak tego nie widziałem i wątpię w to, bo śladów nie było.
Kto nie był tak atakowany, nie jest w stanie wyobrazić sobie poczucia zaszczucia jakiego się doświadcza. Oto pokojowo nastawiony człowiek idzie w obstawie około 100 policjantów starających się ochronić go i innych przed rozwydrzonym, wulgarnym, chamskim wykwitem łódzkich rynsztoków. Patrzyłem czy nie leci kolejny kamień zastanawiając się, czy dobrze robię, bo dostanę centralnie w twarz. A może lepiej nie patrzeć, iść i dostać w profil. Nerwy miałem napięte jak postronki. Gdyby nie było policji ta katolicka tłuszcza rzuciłaby się do bicia, bez zahamowań, bo jakich zahamowań można się u nich spodziewać.
Spacerujący Piotrkowską namiętnie filmowali ten widowiskowy przemarsz kolorowej grupki w obstawie ciężkozbrojnych policjantów. Niektórzy klaskali i machali, inni tylko spoglądali. Niektórzy krzyczeli „pedały”, co było przesadne przy tak skromnej liczbie tychże w marszu. Z balkonu biura poselskiego Stefana Niesiołowskiego pomachał maszerującym Cezary Grabarczyk. Miło, że się zdobył, ale to całkiem bez znaczenia. Maszerujący zignorowali ten gest.
Nie spodziewałem się, że to napiszę, ale te marsze są Łodzi potrzebne. Smutno mi, że nie było nikogo ze znajomych. Ja przecież do najodważniejszych nie należę, ale widać znajomi są jeszcze bardziej przerażeni.
niedziela, 8 maja 2011
Propaganda homoseksualna
Teresa gwałtem stoi
Wczoraj Jakiś poszedł sobie na imieniny znajomej, to ja wyskoczyłem z Metką, Ego i Raandem do Fufu. Potem na Fabrycznym zjedliśmy po dietetycznym rzecz jasna hamburgerze. Dołączyli tam do nas Xell i Miszal. Pojechaliśmy, ale już bez Ego i Raanda do Narra, gdzie wyszalałem się do rana.
No i teraz słabosilny jestem. Ciężko ruszyć ręką, nogą, a głowa w drzwiach się nie mieści. To do bloga siadłem. Okazuje się, że blog gwałtem stoi. 90% wejść dotyczy zdarzenia ze Szczecina. Z braku możliwości podjęcia jakichkolwiek innych czynności przeczytałem wszystkie wpisy na forum gazety pod notką o szczecińskim gwałcie.
Wśród 50 wpisów znalazłem tylko dwa łączące opisywane zdarzenie z propagandą homoseksualną (nie daję tego sformułowania w cudzysłów, bo de facto jest to propaganda, i jest homoseksualna, tylko, niepotrzebnie ma negatywny wydźwięk).
Wpis pierwszy
Zaczyna się od tolerowania pederastów (ostatnimi laty wręcz "przyklepano" pederastię jako normalne zachowanie),potem się okazuje,że jeden pedał bierze ślub z innym,następnie pedały adoptują dziecko ("prawo jest takie samo dla wszystkich"),następnie zlewicowana hołota uzna,że olański to nie pedofil ("on przeżył holocaust-jemu wolno więcej")....
Sku...syna małolata należałoby wychłostać-300 batów,może przeżyje...Ale-co by powiedział na to Adam Michnik? Zaczyna się od tolerowania pederastów (ostatnimi laty wręcz "przyklepano" pederastię jako normalne zachowanie),potem się okazuje,że jeden pedał bierze ślub z innym,następnie pedały adoptują dziecko ("prawo jest takie samo dla wszystkich"),następnie zlewicowana hołota uzna,że Polański to nie pedofil ("on przeżył holocaust-jemu wolno więcej")....
Sku...syna małolata należałoby wychłostać-300 batów,może przeżyje...Ale-co by powiedział na to Adam Michnik?
Po czym nastąpiła tradycyjna forumowa wymiana „uprzejmości” z autorem wpisu.
Wpis drugi
No to Pirog i Jacykow mogą byc dumni ...
I tu też poszły „uprzejmości”.
Czyli propaganda jednak działa. Większość ludzi słusznie nie łączy tego zdarzenia z homoseksualną emancypacją. Ludzie bardziej zwracali uwagę na katastrofę związaną z reformą szkolną i wprowadzeniem gimnazjów, na problemy wychowawcze rodziców, szkoły, a także powszechną dostępność pornografii.
Przy okazji, sprawca gwałtu na dziewiętnastolatku w Łodzi zobaczył swoją podobiznę w gazetach i sam stawił się na komisariat w Koninie, gdzie mieszka. Info. Notka policyjna mówi, że wykorzystał "pewną nieporadność życiową" ofiary, ale o co chodzi nie wiadomo.
Ciekawe jak będzie się tłumaczył.
Wczoraj Jakiś poszedł sobie na imieniny znajomej, to ja wyskoczyłem z Metką, Ego i Raandem do Fufu. Potem na Fabrycznym zjedliśmy po dietetycznym rzecz jasna hamburgerze. Dołączyli tam do nas Xell i Miszal. Pojechaliśmy, ale już bez Ego i Raanda do Narra, gdzie wyszalałem się do rana.
No i teraz słabosilny jestem. Ciężko ruszyć ręką, nogą, a głowa w drzwiach się nie mieści. To do bloga siadłem. Okazuje się, że blog gwałtem stoi. 90% wejść dotyczy zdarzenia ze Szczecina. Z braku możliwości podjęcia jakichkolwiek innych czynności przeczytałem wszystkie wpisy na forum gazety pod notką o szczecińskim gwałcie.
Wśród 50 wpisów znalazłem tylko dwa łączące opisywane zdarzenie z propagandą homoseksualną (nie daję tego sformułowania w cudzysłów, bo de facto jest to propaganda, i jest homoseksualna, tylko, niepotrzebnie ma negatywny wydźwięk).
Wpis pierwszy
Zaczyna się od tolerowania pederastów (ostatnimi laty wręcz "przyklepano" pederastię jako normalne zachowanie),potem się okazuje,że jeden pedał bierze ślub z innym,następnie pedały adoptują dziecko ("prawo jest takie samo dla wszystkich"),następnie zlewicowana hołota uzna,że olański to nie pedofil ("on przeżył holocaust-jemu wolno więcej")....
Sku...syna małolata należałoby wychłostać-300 batów,może przeżyje...Ale-co by powiedział na to Adam Michnik? Zaczyna się od tolerowania pederastów (ostatnimi laty wręcz "przyklepano" pederastię jako normalne zachowanie),potem się okazuje,że jeden pedał bierze ślub z innym,następnie pedały adoptują dziecko ("prawo jest takie samo dla wszystkich"),następnie zlewicowana hołota uzna,że Polański to nie pedofil ("on przeżył holocaust-jemu wolno więcej")....
Sku...syna małolata należałoby wychłostać-300 batów,może przeżyje...Ale-co by powiedział na to Adam Michnik?
Po czym nastąpiła tradycyjna forumowa wymiana „uprzejmości” z autorem wpisu.
Wpis drugi
No to Pirog i Jacykow mogą byc dumni ...
I tu też poszły „uprzejmości”.
Czyli propaganda jednak działa. Większość ludzi słusznie nie łączy tego zdarzenia z homoseksualną emancypacją. Ludzie bardziej zwracali uwagę na katastrofę związaną z reformą szkolną i wprowadzeniem gimnazjów, na problemy wychowawcze rodziców, szkoły, a także powszechną dostępność pornografii.
Przy okazji, sprawca gwałtu na dziewiętnastolatku w Łodzi zobaczył swoją podobiznę w gazetach i sam stawił się na komisariat w Koninie, gdzie mieszka. Info. Notka policyjna mówi, że wykorzystał "pewną nieporadność życiową" ofiary, ale o co chodzi nie wiadomo.
Ciekawe jak będzie się tłumaczył.
czwartek, 5 maja 2011
Szczecin, gwalt chłopca na chlopcu
5-10-15
Skończyłem właśnie oglądać wiadomości na TVPInfo. Piętnastolatek sfilmował analną penetrację dziewięciolatka przez trzynastolatka w parku i nagranie sprzedawał kolegom z gimnazjum po 10 złotych. Nagranie pochodzi ze stycznia, ale sprawa wyszła na jaw dopiero teraz. Słowo gwałt jest przesadne, bo dziewięciolatek poddawał się czynnościom biernie, zapewne by starszym kolegom się przypodobać. Info
Prowadzący zaprosił do programu działaczkę SLD Mirosławę Kątną i muszę przyznać był to dobry wybór. Pani Kątna stanowczo uznała to zdarzenie za efekt braku wychowania seksualnego dzieci i młodzieży. Prowadzący – co szokujące – wypomniał, że to z winy księży o podwójnej moralności, na co Pani Kątna wspomniała, że to przecież księża są przeciwko wychowaniu seksualnemu, a jednocześnie sami są grupą najczęściej oskarżaną o wykorzystywanie seksualne dzieci.
Można dodać, że kościół katolicki chce po prostu by jego pracownicy mieli swobodny dostęp do niewyedukowanych seksualnie dzieci i mogli je para-edukacyjnie molestować do woli. Ohyda, kołtuństwo i zakłamanie tej instytucji jest porażające. Pamiętajmy, że kanonizowany Jan Paweł II doskonale wiedział o problemach swoich podwładnych i nigdy nie zareagował, za to akceptował zastraszanie ofiar, ukrywanie sprawców, wyciszanie afer. Bo on kochał dzieci przecież!
Teraz pewno czarne drag-queen będą pierdzielić, że do tego zdarzenia doszło w wyniku „promocji homoseksualizmu” i wielu równie skołtunionych temu przyklaśnie.
Za dawnych czasów program 5-10-15 edukował dzieci, oczywiście traktując seks jako tabu. Dziś dzieci wychowane na tym programie mają już własne dzieci… i nie tylko nie potrafią edukować seksualnie własnych dzieci, ale nie rozumieją nawet własnej seksualności.
Skończyłem właśnie oglądać wiadomości na TVPInfo. Piętnastolatek sfilmował analną penetrację dziewięciolatka przez trzynastolatka w parku i nagranie sprzedawał kolegom z gimnazjum po 10 złotych. Nagranie pochodzi ze stycznia, ale sprawa wyszła na jaw dopiero teraz. Słowo gwałt jest przesadne, bo dziewięciolatek poddawał się czynnościom biernie, zapewne by starszym kolegom się przypodobać. Info
Prowadzący zaprosił do programu działaczkę SLD Mirosławę Kątną i muszę przyznać był to dobry wybór. Pani Kątna stanowczo uznała to zdarzenie za efekt braku wychowania seksualnego dzieci i młodzieży. Prowadzący – co szokujące – wypomniał, że to z winy księży o podwójnej moralności, na co Pani Kątna wspomniała, że to przecież księża są przeciwko wychowaniu seksualnemu, a jednocześnie sami są grupą najczęściej oskarżaną o wykorzystywanie seksualne dzieci.
Można dodać, że kościół katolicki chce po prostu by jego pracownicy mieli swobodny dostęp do niewyedukowanych seksualnie dzieci i mogli je para-edukacyjnie molestować do woli. Ohyda, kołtuństwo i zakłamanie tej instytucji jest porażające. Pamiętajmy, że kanonizowany Jan Paweł II doskonale wiedział o problemach swoich podwładnych i nigdy nie zareagował, za to akceptował zastraszanie ofiar, ukrywanie sprawców, wyciszanie afer. Bo on kochał dzieci przecież!
Teraz pewno czarne drag-queen będą pierdzielić, że do tego zdarzenia doszło w wyniku „promocji homoseksualizmu” i wielu równie skołtunionych temu przyklaśnie.
Za dawnych czasów program 5-10-15 edukował dzieci, oczywiście traktując seks jako tabu. Dziś dzieci wychowane na tym programie mają już własne dzieci… i nie tylko nie potrafią edukować seksualnie własnych dzieci, ale nie rozumieją nawet własnej seksualności.
poniedziałek, 2 maja 2011
Ślub, beatyfikacja, Osama
Kwadratura koła
Majowy weekend toczy się nadspodziewanie intensywnie. W piątek informacja o śmierci bliskiej osoby, zaraz potem ślub księcia Williama i Kate Middleton. Od rana do wieczora specjalne wydania oplotkowujące przybyłych, ich stroje, zachowanie, menu i inne duperele. W niedzielę szopka beatyfikacyjna. Włączyliśmy Fakty na TVN, zaczęło się od beatyfikacji, kontynuowali beatyfikacją i na niej zakończyli. Inne wiadomości nie przebiły się. Przełączamy na TVP, zaczyna się beatyfikacją, to pędem przełączamy na kuchnia.tv… a tam kremówki wadowickie. Oszaleć można.
Dzisiejszy poranek rozpoczyna się entuzjastycznym newsem: Osama bin Laden nie żyje. Ludzie w USA tańczą z radości na ulicach. Kuźniar w TVN24 popełnia freudowską pomyłkę: „Osama został zamordowany”, ale szybko poprawia na „zabity”. Okazuje się, że poważne demokracje i ich obywatele mają wiele radości z tego, że kogoś utłukły. Hammurabi by się cieszył.
Ale jeszcze do beatyfikacji wracając. „Udowodniono”, że stał się cud, bo jakaś zakonnica i jej cooleżanki modliły się do przyszłego beatusa o wyzdrowienie tejże, choć to zabronione, bo beatusem jeszcze nie był, ale modły się powiodły i stał się cud ozdrowienia rzeczonej. Teraz papież.pl jest już beatusem i można się doń modlić do woli. Zważywszy „udokumentowaną” cudowną moc modlitw do niego poza ozdrowieniem mentalnym owej zakonnicy wyprostują się jej też zęby, a kto wie może doświadczy niepokalanego poczęcia – o ile przyjdzie jej do głowy pomodlić się o to.
I tak oto, poprzez nielegalne modlitwy do niebłogosławionego stał się cud, który jego błogosławieństwa dowiódł, a kościół katolicki kolejny raz rozwiązał kwadraturę koła.
Aż strach pomyśleć, co się wydarzy jutro.
Majowy weekend toczy się nadspodziewanie intensywnie. W piątek informacja o śmierci bliskiej osoby, zaraz potem ślub księcia Williama i Kate Middleton. Od rana do wieczora specjalne wydania oplotkowujące przybyłych, ich stroje, zachowanie, menu i inne duperele. W niedzielę szopka beatyfikacyjna. Włączyliśmy Fakty na TVN, zaczęło się od beatyfikacji, kontynuowali beatyfikacją i na niej zakończyli. Inne wiadomości nie przebiły się. Przełączamy na TVP, zaczyna się beatyfikacją, to pędem przełączamy na kuchnia.tv… a tam kremówki wadowickie. Oszaleć można.
Dzisiejszy poranek rozpoczyna się entuzjastycznym newsem: Osama bin Laden nie żyje. Ludzie w USA tańczą z radości na ulicach. Kuźniar w TVN24 popełnia freudowską pomyłkę: „Osama został zamordowany”, ale szybko poprawia na „zabity”. Okazuje się, że poważne demokracje i ich obywatele mają wiele radości z tego, że kogoś utłukły. Hammurabi by się cieszył.
Ale jeszcze do beatyfikacji wracając. „Udowodniono”, że stał się cud, bo jakaś zakonnica i jej cooleżanki modliły się do przyszłego beatusa o wyzdrowienie tejże, choć to zabronione, bo beatusem jeszcze nie był, ale modły się powiodły i stał się cud ozdrowienia rzeczonej. Teraz papież.pl jest już beatusem i można się doń modlić do woli. Zważywszy „udokumentowaną” cudowną moc modlitw do niego poza ozdrowieniem mentalnym owej zakonnicy wyprostują się jej też zęby, a kto wie może doświadczy niepokalanego poczęcia – o ile przyjdzie jej do głowy pomodlić się o to.
I tak oto, poprzez nielegalne modlitwy do niebłogosławionego stał się cud, który jego błogosławieństwa dowiódł, a kościół katolicki kolejny raz rozwiązał kwadraturę koła.
Aż strach pomyśleć, co się wydarzy jutro.
niedziela, 1 maja 2011
Beatyfikacja Jana Pawła II
Dzień rozpoczęty rzygiem
Ktoś mógłby pomyśleć, że to moja osobista niechęć spowodowała, o nie! Jest 02:59 i nie śpię, nie z powodu czuwania, że jakiś Karol Wojtyła ma być pedofikowany. Po prostu wypiłem za dużo, coś mi się niestrawnego przyśniło, zakrztusiłem się i zarzygałem pół Jakisiowego mieszkania… z czego on w tej chwili nawet nie zdaje sobie sprawy, bo smacznie śpi. Rzygnąłem na łóżko, z trudem zdając sobie sprawę z ostateczności postanowień moich trzewi, na podłogę przy łazience, w daremnej próbie świątobliwego umieszczenia moich torsji, i wreszcie do wanny, gdzie rzygi znalazły swe ostateczne tabernakulum.
U Metki i Gwiazdy byliśmy wieczorem celem odreagowania. Dzień spędziliśmy na poszukiwaniu dokumentów poświadczających opłacenie grobu… bez efektu. Zmarła schowała je tak skutecznie, że byliśmy bez szans, a zapytać ją nie było jak. Wstawiennictwo u Jana Pawła II też by nie pomogło, a obrazki z wydobywania trumny z jego zwłokami same w sobie wywoływały żołądkowe rewolucje.
Dzięki wielkie cooleżeństwu za chęć wsparcia, na pewno będzie jeszcze na to czas. Tymczasem pochlaliśmy u Metki i Gwiazdy zajadając się selerem naciowym z dipem (pysznym!), twarożkiem z rzodkiewkami i ciastem sąsiadki.
Ale dziś jest ten dzień, kiedy obiecałem Metce, że na blogu napiszę, że Karol Wojtyła, zwany Janem Pawłem drugim, był kretynem. Wypadałoby uzasadnić, co w moim obecnym stanie jest raczej trudne (nadmiar alkoholu we krwi). Bo co mam powtórzyć? Że krył katolicką pedofilię? Centralizował swoją organizację tamując jej rozwój (sprzeciw wobec ideologiom południowo-amerykańskim)? Przyczynił się do pandemii AIDS w Afryce z powodu swojej durnej postawy? Udział w obalaniu systemu w Polsce ma raczej symboliczny niż konkretny? Że był bardziej celebrytą niż myślicielem? Dzisiejsza beatyfikacja jest jak ceremonia położenia gwiazdy chodnikowej w Los Angeles i niczym więcej. A w Łodzi pada i gromowładny Zeus pioruny ciska.
Ciotki-katoliczki proszę o wylewanie świątobliwego jadu oburzenia na innych blogach.
Ktoś mógłby pomyśleć, że to moja osobista niechęć spowodowała, o nie! Jest 02:59 i nie śpię, nie z powodu czuwania, że jakiś Karol Wojtyła ma być pedofikowany. Po prostu wypiłem za dużo, coś mi się niestrawnego przyśniło, zakrztusiłem się i zarzygałem pół Jakisiowego mieszkania… z czego on w tej chwili nawet nie zdaje sobie sprawy, bo smacznie śpi. Rzygnąłem na łóżko, z trudem zdając sobie sprawę z ostateczności postanowień moich trzewi, na podłogę przy łazience, w daremnej próbie świątobliwego umieszczenia moich torsji, i wreszcie do wanny, gdzie rzygi znalazły swe ostateczne tabernakulum.
U Metki i Gwiazdy byliśmy wieczorem celem odreagowania. Dzień spędziliśmy na poszukiwaniu dokumentów poświadczających opłacenie grobu… bez efektu. Zmarła schowała je tak skutecznie, że byliśmy bez szans, a zapytać ją nie było jak. Wstawiennictwo u Jana Pawła II też by nie pomogło, a obrazki z wydobywania trumny z jego zwłokami same w sobie wywoływały żołądkowe rewolucje.
Dzięki wielkie cooleżeństwu za chęć wsparcia, na pewno będzie jeszcze na to czas. Tymczasem pochlaliśmy u Metki i Gwiazdy zajadając się selerem naciowym z dipem (pysznym!), twarożkiem z rzodkiewkami i ciastem sąsiadki.
Ale dziś jest ten dzień, kiedy obiecałem Metce, że na blogu napiszę, że Karol Wojtyła, zwany Janem Pawłem drugim, był kretynem. Wypadałoby uzasadnić, co w moim obecnym stanie jest raczej trudne (nadmiar alkoholu we krwi). Bo co mam powtórzyć? Że krył katolicką pedofilię? Centralizował swoją organizację tamując jej rozwój (sprzeciw wobec ideologiom południowo-amerykańskim)? Przyczynił się do pandemii AIDS w Afryce z powodu swojej durnej postawy? Udział w obalaniu systemu w Polsce ma raczej symboliczny niż konkretny? Że był bardziej celebrytą niż myślicielem? Dzisiejsza beatyfikacja jest jak ceremonia położenia gwiazdy chodnikowej w Los Angeles i niczym więcej. A w Łodzi pada i gromowładny Zeus pioruny ciska.
Ciotki-katoliczki proszę o wylewanie świątobliwego jadu oburzenia na innych blogach.
wtorek, 26 kwietnia 2011
Gwalt na mężczyźnie w Łodzi
Piłeś? Dasz dupy!
Aktualizacja nr 1
Jak się okazało pokrzywdzonym był dziewiętnastolatek. Zapewne drobnej budowy, skoro większy facet potrafił go obezwładnić. Pierwsza wiadomość nie mówiła o tak młodym człowieku. Teraz mi przykro. Może i rozpala nas myśl o gwałcie, jednak gwałt to zdecydowanie nie to. Wyobraźcie sobie gwałt w takiej postaci w jakiej byście nigdy nie chcieli by się odbył i tą miarą zmierzcie traumę tego chłopaka. Jest w tym wszystkim jakaś tajemnica, chłopak plącze się w zeznaniach; może dał się na coś namówić za pieniądze, a potem sytuacja wymknęła się spod kontroli. Na pewno zyskaliśmy kolejnych homofobów przekonanych o swojej racji.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Rano dzwoni Metka i uszom własnym nie wierzę: poszukiwany obecnie sprawca zgwałcił w biały dzień oczekującego na tramwaj mężczyznę. Tu więcej lub tu. Człowiek chodzi po mieście od lat i nigdy nic, a tu coś takiego.
Z opisu sprawa jest trochę dziwna. "Napastnik częściowo obnażył siebie i pokrzywdzonego dotykając narządów płciowych...". Mam wrażenie, że ofiara albo była mocno pijana, bo jakoś nie wyobrażam sobie dobrowolności w obnażaniu, albo klimat ofierze pasował. Ponadto sprawca musiał być mocno zdesperowany, albo ofiara nieziemsko atrakcyjna.
Ciekawie musiało wyglądać zgłoszenie zdarzenia:
- Dzień dobry, chciałbym zgłosić gwałt - sucho powiedział mężczyzna stojący za kontuarem.
- Kto jest ofiarą? - rzeczowo zapytał dyżurny.
- Ja. - odpowiedział postawny mężczyzna.
- Zna pan sprawcę? - drąży temat nieco zszokowany dyżurny.
- Nie, zaczepił mnie na przystanku, a potem wydymał na podwórku. Ale mogę go opisać ze szczegółami. - zadeklarował zgwałcony wyraźnie ucieszony wzbudzonym zainteresowaniem.
W Łodzi padł blady strach na heteroseksualnych mężczyzn.
Aktualizacja nr 1
Jak się okazało pokrzywdzonym był dziewiętnastolatek. Zapewne drobnej budowy, skoro większy facet potrafił go obezwładnić. Pierwsza wiadomość nie mówiła o tak młodym człowieku. Teraz mi przykro. Może i rozpala nas myśl o gwałcie, jednak gwałt to zdecydowanie nie to. Wyobraźcie sobie gwałt w takiej postaci w jakiej byście nigdy nie chcieli by się odbył i tą miarą zmierzcie traumę tego chłopaka. Jest w tym wszystkim jakaś tajemnica, chłopak plącze się w zeznaniach; może dał się na coś namówić za pieniądze, a potem sytuacja wymknęła się spod kontroli. Na pewno zyskaliśmy kolejnych homofobów przekonanych o swojej racji.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Rano dzwoni Metka i uszom własnym nie wierzę: poszukiwany obecnie sprawca zgwałcił w biały dzień oczekującego na tramwaj mężczyznę. Tu więcej lub tu. Człowiek chodzi po mieście od lat i nigdy nic, a tu coś takiego.
Z opisu sprawa jest trochę dziwna. "Napastnik częściowo obnażył siebie i pokrzywdzonego dotykając narządów płciowych...". Mam wrażenie, że ofiara albo była mocno pijana, bo jakoś nie wyobrażam sobie dobrowolności w obnażaniu, albo klimat ofierze pasował. Ponadto sprawca musiał być mocno zdesperowany, albo ofiara nieziemsko atrakcyjna.
Ciekawie musiało wyglądać zgłoszenie zdarzenia:
- Dzień dobry, chciałbym zgłosić gwałt - sucho powiedział mężczyzna stojący za kontuarem.
- Kto jest ofiarą? - rzeczowo zapytał dyżurny.
- Ja. - odpowiedział postawny mężczyzna.
- Zna pan sprawcę? - drąży temat nieco zszokowany dyżurny.
- Nie, zaczepił mnie na przystanku, a potem wydymał na podwórku. Ale mogę go opisać ze szczegółami. - zadeklarował zgwałcony wyraźnie ucieszony wzbudzonym zainteresowaniem.
W Łodzi padł blady strach na heteroseksualnych mężczyzn.
wtorek, 5 kwietnia 2011
Przegląd filmów LGBT w Lodzi
Do przyjaciół Gejów
Poniżej lista filmów do obejrzenia w ramach przeglądu (za http://kobiety-kobietom.com)
ŁÓDŹ, Kino Cytryna
www.kinocytryna.pl
4 kwietnia (poniedziałek)
19:30. DZIECI BOGA (Children of God), 104 min, Bahamy 2010, dramat, GB, NOWOŚĆ
5 kwietnia (wtorek)
19:30. NIE POTRAFIĘ INACZEJ (I Can't Think Straight), 80 min, UK 2008, komedia, dramat, LB
6 kwietnia (środa)
19:30. BRATERSTWO (Broderskab/Brotherhood), 90 min, Dania 2009, dramat, GB, NOWOŚĆ
7 kwietnia (czwartek)
19:30. BAŃKA MYDLANA (The Bubble/Ha-Buah), 114 min, Izrael 2006, dramat, GB
8 kwietnia (piątek)
19:30. BUFOROWANIE (Buffering), 84 min, UK 2011, komedia, GB, NOWOŚĆ
Europejska premiera filmu.
9 kwietnia (sobota)
19:30. 80 DNI (80 egunean), 105 min, Kraj Basków 2010, komedia, dramat, LGBT, NOWOŚĆ
Pokaz przedpremierowy filmu.
Ogólnopolska premiera 15 kwietnia 2011 r.
Cena biletu filmu otwarcia "Pod prąd" i filmu zamknięcia "Faceci, z którymi spałam": 25 zł
Pozostałe filmy, cena biletu: 19 zł
Przy zakupie karnetu 5 biletów, cena jednego biletu: 15 zł
Karnet nie dotyczy filmów otwarcia: "Pod prąd" i zamknięcia "Faceci, z którymi spałam".
MIEJSCA NUMEROWANE
Informuję, bo mam wrażenie, że moi drodzy znajomi nie bardzo wiedzą, co się w mieście dzieje, a jeszcze gorzej jest z uczestniczeniem w tych wydarzeniach. Kino Cytryna do najrozkoszniejszych nie należy i ceny są trochę moim zdaniem wygórowane, ale na "The Bubble/Ha-Buah" (Bańka mydlana") (czwartek) bym poszedł. W Łodzi nie będzie niestety brazylijskiego filmu "Do Começo ao Fim" ("Od początku do końca"). Opisy tu.
fot. http://www.independent.pl
Poniżej lista filmów do obejrzenia w ramach przeglądu (za http://kobiety-kobietom.com)
ŁÓDŹ, Kino Cytryna
www.kinocytryna.pl
4 kwietnia (poniedziałek)
19:30. DZIECI BOGA (Children of God), 104 min, Bahamy 2010, dramat, GB, NOWOŚĆ
5 kwietnia (wtorek)
19:30. NIE POTRAFIĘ INACZEJ (I Can't Think Straight), 80 min, UK 2008, komedia, dramat, LB
6 kwietnia (środa)
19:30. BRATERSTWO (Broderskab/Brotherhood), 90 min, Dania 2009, dramat, GB, NOWOŚĆ
7 kwietnia (czwartek)
19:30. BAŃKA MYDLANA (The Bubble/Ha-Buah), 114 min, Izrael 2006, dramat, GB
8 kwietnia (piątek)
19:30. BUFOROWANIE (Buffering), 84 min, UK 2011, komedia, GB, NOWOŚĆ
Europejska premiera filmu.
9 kwietnia (sobota)
19:30. 80 DNI (80 egunean), 105 min, Kraj Basków 2010, komedia, dramat, LGBT, NOWOŚĆ
Pokaz przedpremierowy filmu.
Ogólnopolska premiera 15 kwietnia 2011 r.
Cena biletu filmu otwarcia "Pod prąd" i filmu zamknięcia "Faceci, z którymi spałam": 25 zł
Pozostałe filmy, cena biletu: 19 zł
Przy zakupie karnetu 5 biletów, cena jednego biletu: 15 zł
Karnet nie dotyczy filmów otwarcia: "Pod prąd" i zamknięcia "Faceci, z którymi spałam".
MIEJSCA NUMEROWANE
Informuję, bo mam wrażenie, że moi drodzy znajomi nie bardzo wiedzą, co się w mieście dzieje, a jeszcze gorzej jest z uczestniczeniem w tych wydarzeniach. Kino Cytryna do najrozkoszniejszych nie należy i ceny są trochę moim zdaniem wygórowane, ale na "The Bubble/Ha-Buah" (Bańka mydlana") (czwartek) bym poszedł. W Łodzi nie będzie niestety brazylijskiego filmu "Do Começo ao Fim" ("Od początku do końca"). Opisy tu.
piątek, 11 marca 2011
Japonia, tsunami, trzęsienie ziemi
Jak nie Godzilla, to trzęsienie ziemi i tsunami
Ci co mogą pewno śledzą co się dzieje teraz w Japonii. Filmy robią wrażenie.
Najefektowniej trzęsienie ziemi wygląda w sklepie spożywczym
Przy okazji czegoś się dowiedziałem o skali trzęsień ziemi. Otóż kiedy mówi się o trzęsieniu ziemi o sile 7 stopnie w skali Richtera i porównuje z trzęsieniem o sile 8 stopni w skali Richtera, to oznacza to, że trzęsienie ziemi o sile 8 stopni było 10 razy silniejsze od tego o stopień niższego. Automatycznie to trzęsienie ziemi, skoro miało siłę 8,9 w skali Richtera, to było blisko 100 razy silniejsze niż siedmiostopniowe trzęsienie ziemi.
A po trzęsieniu ziemi pojawiło się tsunami. Poniższy film jest najbardziej przerażający z tych jakie widziałem. Fala mknie z prędkością dochodzącą do 50 km/h. Nawet samochodem ciężko przed nią uciec, na filmie widać takich nieszczęśników. Niesamowite są płynące z nurtem płonące budynki. Duże wrażenie robi płynący bezwładnie i obijający się o budynki mały statek (łódź rybacka?). Mówi się o świetnym przygotowaniu Japończyków do takich zdarzeń. Na tym filmie widać, że kierowcy nie bardzo wiedzieli jak się zachować.
Jak uciec przed taką falą?!
fot. sankei.jp.msn.com
Film jak dotąd najlepiej ze znalezionych przeze mnie pokazujący potęgę i grozę tsunami na poziomie ulicy.
Ci co mogą pewno śledzą co się dzieje teraz w Japonii. Filmy robią wrażenie.
Najefektowniej trzęsienie ziemi wygląda w sklepie spożywczym
Przy okazji czegoś się dowiedziałem o skali trzęsień ziemi. Otóż kiedy mówi się o trzęsieniu ziemi o sile 7 stopnie w skali Richtera i porównuje z trzęsieniem o sile 8 stopni w skali Richtera, to oznacza to, że trzęsienie ziemi o sile 8 stopni było 10 razy silniejsze od tego o stopień niższego. Automatycznie to trzęsienie ziemi, skoro miało siłę 8,9 w skali Richtera, to było blisko 100 razy silniejsze niż siedmiostopniowe trzęsienie ziemi.
A po trzęsieniu ziemi pojawiło się tsunami. Poniższy film jest najbardziej przerażający z tych jakie widziałem. Fala mknie z prędkością dochodzącą do 50 km/h. Nawet samochodem ciężko przed nią uciec, na filmie widać takich nieszczęśników. Niesamowite są płynące z nurtem płonące budynki. Duże wrażenie robi płynący bezwładnie i obijający się o budynki mały statek (łódź rybacka?). Mówi się o świetnym przygotowaniu Japończyków do takich zdarzeń. Na tym filmie widać, że kierowcy nie bardzo wiedzieli jak się zachować.
Jak uciec przed taką falą?!
fot. sankei.jp.msn.com
Film jak dotąd najlepiej ze znalezionych przeze mnie pokazujący potęgę i grozę tsunami na poziomie ulicy.
Subskrybuj:
Posty (Atom)