Czy ktoś ma i może pożyczyć "Czeczenia. Rok III" Jonathana Littella?
wtorek, 15 lutego 2011
„Barbelo, o psach i dzieciach”, Anna Augustynowicz, Teatr Jaracza
Czy ktoś ma i może pożyczyć "Czeczenia. Rok III" Jonathana Littella?
piątek, 30 lipca 2010
Przed odejściem w stan spoczynku - Thomas Bernhard; Wiśniewski, Jaracz
To dosyć miłe móc zajrzeć do teatru pod koniec lipca, nawet jeśli to tylko otwarta dla publiczności próba. Widza czeka na tym spektaklu wiele przeżyć: motoryczne, akustyczne, a nawet zapachowe, ale to w drugiej części. Pierwsza zdaje się przydługa. Sporo jest świetnych momentów m.in gra na fortepianie i coś tak banalnego jak prasowanie. Trochę jednak mało w przedstawieniu groteski, przydałoby się więcej. Klara, którą gra Matylda Paszczenko jest rodzinnym wyrzutem sumienia, dosłownie i w przenośni. Jednak nie udało mi się wyłowić, czemu to ma służyć. Sztuka była szokująca jakieś 50 lat temu, jednak teraz jakoś brakuje jej odniesienia. Zło rodzi się i jest utrwalane w rodzinie, tylko z czym to powiązać teraz? Scenografia przenosi nas w czasy hitleryzmu, dziś w Polsce widziałbym inną symbolikę jako odniesienie: krzyże, zbrodnicze katastrofy komunikacyjne, idiotów w ławach poselskich, Licheń. Brak mi w efekcie jakiejś puenty tej sztuki.
Do premiery jeszcze sporo czasu. Planowana jest na wrzesień.
środa, 19 maja 2010
"Dybuk" Mariusz Grzegorzek, Teatr Jaracza
Po śmierci autora dzieło stało się słynne i wystawiane było w kraju i na świecie, niejednokrotnie w Łodzi. 8 maja 2010 roku reżyser Mariusz Grzegorzek zaprezentował swoje widzenie "Dybuka" na deskach Teatru Jaracza. Mam poważne obawy, że Szymon An-ski umarł ze zgryzoty po raz drugi.
Podobała mi się tylko pierwsza scena. Nawet tak jakoś wczułem się w wytworzony mistyczny klimat. Potem było coraz gorzej. Interesująco i przyciągając uwagę zagrała swoją rolę Barbara Marszałek jako Reb Azriel - cadyk z Miropolu. Pozostałym 22 aktorom (!!!) można tylko współczuć, że musieli to jakoś zagrać.
Scenografia interesująca, tylko że nie wiedzieć czemu posłużyła do ciągłych, a niczemu nie służących baletów. Wnoszenie i znoszenie różnych sprzętów wydłużało spektakl dramatycznie. A trwa on 140 minut bez przerwy! Część widzów wychodziła w trakcie, niektórzy już nie wracali. Jakiś, któremu towarzyszyłem, przy jednej z rozciągniętych do granic możliwości scen, w czasie której nie działo się nic, teatralnym szeptem rzucił "Nudzi mi się!". Chanan - główny bohater grany przez młodego aktora Marka Nędzę zachowywał się jak zombi jeszcze za życia granej przez siebie postaci. Scena egzorcyzmów jako żywo przypominała horrory klasy C i budziła raczej śmiech. W końcówce chyba wzorem hitów bollywood było śpiewanie, co Jakiś ostentacyjnie skomentował "O, a teraz musical zrobił". Poza odciskami na dupie nie wyniosłem niczego.
Zaintrygowały mnie dwa słowa z tekstu dramatu, nie pasujące jak mi się wydawało do tradycji żydowskiej: amen i Wielkanoc (zwana w niektórych kręgach Wielkomoczem). Sprawdziłem, amen jak najbardziej wywodzi się z języka hebrajskiego, gdzie oznacza "niech tak będzie". Natomiast z Wielkanocą, to musiała być jakaś wpadka tłumacza, bo Żydzi Wielkanocy nie obchodzą. Mają w tym czasie Paschę i obchodzona jest ona dla innych okoliczności niż Wielkanoc.
Jeśli jakiś wewnętrzny imperatyw gna was na to przedstawienie poczytajcie inne recenzje
pozytywne Renata Sas, Express Ilustrowany; Olga Ptak, Dziennik Teatralny Łódź;
ambiwalentne Łukasz Kaczyński, Dziennik Łódzki; Agata Jędrzejewska
wtorek, 27 października 2009
Wtorek
Spektakl + refleksje
Wieczorem Teatr im. S. Jaracza, "Rowerzyści" na zaproszenie Zauroczonego
Autor: Volker Schmidt
Reżyser: Anna Augustynowicz
Występują:
Franciszka - Joanna Matuszak (Teatr Współczesny w Szczecinie)
Lina - Agnieszka Więdłocha (PWSFTviT)
Anna - Beata Zygarlicka (Teatr Współczesny w Szczecinie)
Albert - Arkadiusz Buszko (Teatr Współczesny w Szczecinie)
Manfred - Przemysław Kozłowski
Tomek - Marcin Łuczak
Aktorzy zagrali fajnie, ale sztuka nudna. Postindustrialne związki ludzkie pozbawione uczuć. Było parę zaskakujących momentów. Sztuka nie jest komedią, ale reżyser starał się wywołać efekty komediowe i rzeczywiście trudno było się nie uśmiechnąć. Po co to, nie wiem. Pasowało jak pięść do nosa, ale może jakby nie było, to nikt by nie przyszedł oglądać.
Sztuka o tyle mnie ruszyła, że pokazała obecną płytkość relacji międzyludzkich. To co najwyżej cenię, czyli relacja emocjonalna, jest przeżytkiem. I dlaczego ja się jeszcze dziwię, że traktowany jestem tylko jako obiekt seksualny, bądź ostatecznie jako wsparcie. Uczucia nie ma, jest uznawane za zbędne i niepotrzebne. A przecież jesteśmy uczuciowi. Uczucia to nie jest coś, co zniknęło z naszej konstrukcji psychicznej. Tylko dlaczego są one tak skrywane, odpychane? Młodzi boją się uczuć, bo one oznaczają utratę ich niezależności i wymagają odpowiedzialności za kogoś do czego jeszcze nie dojrzeli ... i nie wiadomo, czy kiedykolwiek dojrzeją. Starsi są zblazowani. Pielęgnują swoje nawyki i przyzwyczajenia, nie są skorzy do kompromisu i poświęcenia. To jak ja mam się w tym świecie odnaleźć? Do tego gej z ograniczonym terenem łowów, a geje są podobni do reszty społeczeństwa. Jestem inny pośród innych ;(
Ciekawa opowieść
Po teatrze kolacja z dość znanym artystą. Artysta podróżował, więc miał o czym opowiadać i zdominował wieczór. Pomijając inne ciekawe rzeczy jakie opowiedział, jedną opowieść przytoczę.
W Mumbaju (niegdyś znanym jako Bombaj) żyje sekta, która czci trzy żywioły: ogień, wodę i ziemię. Nie mogą skalać tych trzech świętych żywiołów zwłokami zmarłych, nie mogą ich więc spalić, ani puścić z biegiem rzeki, ani pogrzebać. Jak w każdej religii znaleźli swoje rozwiązanie. Żywiołem, który może przyjąć zmarłych jest powietrze. No fajnie, tylko jak to ma wyglądać od strony praktycznej?! Zacząłem zgadywać, że doczepiają do zwłok baloniki i zwłoki radośnie ulatują w dal ... by zapewne gdzieś w dali spaść ... oby nie komuś na głowę ;) Wygląda to inaczej. Budują wieżę o kształcie przypominającym znane z miejskich krajobrazów wieże ciśnień. Kopuła jest otwarta od góry. Zwłoki są rozkrawane, wrzucone do wieży, a resztą zajmują się ... ptaki!!! Niebanalne, prawda. ;)
Poniedziałek - początek
Poranek: wpadł Znany Przedsiębiorca Pogrzebowy (w skrócie ZPP). Odbyliśmy dłuższą rozmowę, z której chyba niewiele wynikło. Strasznie trudno jest rozmawiać z bliskim człowiekiem, ale w sytuacji, gdy bliscy już sobie nie jesteśmy. Właściwie każda rozmowa oddala nas od siebie coraz bardziej, ale cieszy, że nadal próbujemy. Tylko czemu on taki oporny?!
Wreszcie umówiłem się z Prezesem. Nie, to nie pseudonim, facet autentycznie jest prezesem ;) Może będzie z tego jakaś ciekawa praca.
Popołudnie: pędem do Urzędu Skarbowego, moje szczęście, ze o wacie pamiętałem i zdążyłem. Przymierzyłem też spodnie w Bershce, niestety mam za grube kończyny na rurki, wyglądają na mnie jak leginsy.
Wieczór: Zadzwoniła Profesjonalistka, wyżaliła mi się, a ja jej. I nie chciałbym mieć jej problemów. Cierpiący wszystkich krajów łączcie się!
W trakcie dobijał się Gejowski, oddzwoniłem. Fajnie, że mu się powodzi w podbojach, nie zazdroszczę, ale też bym chciał być taki niewymagający i szybki.
Lans czuje szokującą miętę do mnie. Zupełnie nie wiem, jak to sobie tłumaczyć. Zna mnie tylko ze zdjęcia. Musiałem przełożyć nasze spotkanie - trochę mi głupio było, ale nie było wyjścia - a on zero pretensji, ba, życzenia, żeby udało mi się sprawnie wszystko załatwić. Niebywałe.
Reszta wieczoru spędzona na konfigurowaniu bloga. I rozmyślaniach.
Piszczel - obiekt moich westchnień - jest fantazją, która nigdy się nie spełni. Wiem o tym, ale chemia wciąż działa ... i nie ma żadnego antidotum.
Cenny jest interesujący. Miło się z nim spędza czas. I do tego jest nieodgadniony. Ale chemii wciąż brak.
Jutro, a właściwie już dziś, "Rowerzyści" w Jaraczu na zaproszenie Zauroczonego.
Refleksja: jeden post, a ile osób się przez niego przewinęło; mam nadzieję, że zadbałem o ich anonimowość.