Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Jaracz. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Jaracz. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 15 lutego 2011

„Barbelo, o psach i dzieciach”, Anna Augustynowicz, Teatr Jaracza

Ogonem uwiedziony?

Rakowski w "Mordzie" w Nowym zaskoczył dziećmi. Augustynowicz w Jaraczu w "Barbelo..." zaskoczyła... psem! Ciekawie jest widzieć na scenie grającego psa, ślicznego i posłusznego. Choć w pewnym momencie nie wiem, czy wizyta psa na scenie, a wręcz wśród widowni, była zaplanowana, czy wynikająca z psiej ciekawości... i nieupilnowania.  

Nie radzę czytać programu przed obejrzeniem sztuki. Zrobiłem to... i byłem kompletnie zdezorientowany. Niestety, nudziłem się przez cały czas trwania przedstawienia. Nie, że poznałem treść, przeciwnie, nastawiłem się na coś zupełnie innego. Jakisiowi chyba też sztuka nie przypadła do gustu.   

Dosyć czytelne jest sceniczne pomieszanie ludzi i psów, nie do końca wiadomo, kto psem, a kto człowiekiem. My psy? (Policjant = pies) Los każdego dowolnego psa jest tożsamy z losem dowolnego człowieka. W sumie wychodzi, ze autorka ma racje. Niestety nie udało mi się dociec, czemu to miało służyć. Pani reżyser poprowadziła aktorów jako recytatorów. Nie mówią do siebie, mówią obok. Nawet psy jakoś się komunikują: szczekają, szczerzą zęby, machają ogonem. A ludzie (psy) pani reżyser są w jakiejś pustce.

Serbska autorka dramatu - Biljana Srbljanović (41 l.) - robi u siebie za szychę. Uniwersalność jej twórczości jakoś mnie nie uwiodła.

Czy ktoś ma i może pożyczyć "Czeczenia. Rok III" Jonathana Littella? 

piątek, 30 lipca 2010

Przed odejściem w stan spoczynku - Thomas Bernhard; Wiśniewski, Jaracz

O czym jest ta sztuka możecie przeczytać tutaj lub tutaj.

To dosyć miłe móc zajrzeć do teatru pod koniec lipca, nawet jeśli to tylko otwarta dla publiczności próba. Widza czeka na tym spektaklu wiele przeżyć: motoryczne, akustyczne, a nawet zapachowe, ale to w drugiej części. Pierwsza zdaje się przydługa. Sporo jest świetnych momentów m.in gra na fortepianie i coś tak banalnego jak prasowanie. Trochę jednak mało w przedstawieniu groteski, przydałoby się więcej. Klara, którą gra Matylda Paszczenko jest rodzinnym wyrzutem sumienia, dosłownie i w przenośni. Jednak nie udało mi się wyłowić, czemu to ma służyć. Sztuka była szokująca jakieś 50 lat temu, jednak teraz jakoś brakuje jej odniesienia. Zło rodzi się i jest utrwalane w rodzinie, tylko z czym to powiązać teraz? Scenografia przenosi nas w czasy hitleryzmu, dziś w Polsce widziałbym inną symbolikę jako odniesienie: krzyże, zbrodnicze katastrofy komunikacyjne, idiotów w ławach poselskich, Licheń. Brak mi w efekcie jakiejś puenty tej sztuki.

Do premiery jeszcze sporo czasu. Planowana jest na wrzesień.

środa, 19 maja 2010

"Dybuk" Mariusz Grzegorzek, Teatr Jaracza

Szymon An-ski (a właściwie Salomon Zainwel Rapoport; 1863-1920) popełnił to dzieło w 1914 roku po rosyjsku, ale ta wersja zaginęła. Przyjaciołom pokazał ostatnią wersję w jidisz w 1920 roku. Przyjaciele dramaturga tak bardzo nie docenili jego dzieła, że aż ze zgryzoty zmarł.

Po śmierci autora dzieło stało się słynne i wystawiane było w kraju i na świecie, niejednokrotnie w Łodzi. 8 maja 2010 roku reżyser Mariusz Grzegorzek zaprezentował swoje widzenie "Dybuka" na deskach Teatru Jaracza. Mam poważne obawy, że Szymon An-ski umarł ze zgryzoty po raz drugi.

Podobała mi się tylko pierwsza scena. Nawet tak jakoś wczułem się w wytworzony mistyczny klimat. Potem było coraz gorzej. Interesująco i przyciągając uwagę zagrała swoją rolę Barbara Marszałek jako Reb Azriel - cadyk z Miropolu. Pozostałym 22 aktorom (!!!) można tylko współczuć, że musieli to jakoś zagrać.

Scenografia interesująca, tylko że nie wiedzieć czemu posłużyła do ciągłych, a niczemu nie służących baletów. Wnoszenie i znoszenie różnych sprzętów wydłużało spektakl dramatycznie. A trwa on 140 minut bez przerwy! Część widzów wychodziła w trakcie, niektórzy już nie wracali. Jakiś, któremu towarzyszyłem, przy jednej z rozciągniętych do granic możliwości scen, w czasie której nie działo się nic, teatralnym szeptem rzucił "Nudzi mi się!". Chanan - główny bohater grany przez młodego aktora Marka Nędzę zachowywał się jak zombi jeszcze za życia granej przez siebie postaci. Scena egzorcyzmów jako żywo przypominała horrory klasy C i budziła raczej śmiech. W końcówce chyba wzorem hitów bollywood było śpiewanie, co Jakiś ostentacyjnie skomentował "O, a teraz musical zrobił". Poza odciskami na dupie nie wyniosłem niczego.

Zaintrygowały mnie dwa słowa z tekstu dramatu, nie pasujące jak mi się wydawało do tradycji żydowskiej: amen i Wielkanoc (zwana w niektórych kręgach Wielkomoczem). Sprawdziłem, amen jak najbardziej wywodzi się z języka hebrajskiego, gdzie oznacza "niech tak będzie". Natomiast z Wielkanocą, to musiała być jakaś wpadka tłumacza, bo Żydzi Wielkanocy nie obchodzą. Mają w tym czasie Paschę i obchodzona jest ona dla innych okoliczności niż Wielkanoc.

Jeśli jakiś wewnętrzny imperatyw gna was na to przedstawienie poczytajcie inne recenzje
pozytywne Renata Sas, Express Ilustrowany; Olga Ptak, Dziennik Teatralny Łódź;
ambiwalentne Łukasz Kaczyński, Dziennik Łódzki; Agata Jędrzejewska

wtorek, 27 października 2009

Wtorek

Wymiana maili z ZPP niczego nowego nie wniosła. Wręcz przeciwnie.

Spektakl + refleksje

Wieczorem Teatr im. S. Jaracza, "Rowerzyści" na zaproszenie Zauroczonego
Autor: Volker Schmidt
Reżyser: Anna Augustynowicz
Występują:
Franciszka - Joanna Matuszak (Teatr Współczesny w Szczecinie)
Lina - Agnieszka Więdłocha (PWSFTviT)
Anna - Beata Zygarlicka (Teatr Współczesny w Szczecinie)
Albert - Arkadiusz Buszko (Teatr Współczesny w Szczecinie)
Manfred - Przemysław Kozłowski
Tomek - Marcin Łuczak

Aktorzy zagrali fajnie, ale sztuka nudna. Postindustrialne związki ludzkie pozbawione uczuć. Było parę zaskakujących momentów. Sztuka nie jest komedią, ale reżyser starał się wywołać efekty komediowe i rzeczywiście trudno było się nie uśmiechnąć. Po co to, nie wiem. Pasowało jak pięść do nosa, ale może jakby nie było, to nikt by nie przyszedł oglądać.

Sztuka o tyle mnie ruszyła, że pokazała obecną płytkość relacji międzyludzkich. To co najwyżej cenię, czyli relacja emocjonalna, jest przeżytkiem. I dlaczego ja się jeszcze dziwię, że traktowany jestem tylko jako obiekt seksualny, bądź ostatecznie jako wsparcie. Uczucia nie ma, jest uznawane za zbędne i niepotrzebne. A przecież jesteśmy uczuciowi. Uczucia to nie jest coś, co zniknęło z naszej konstrukcji psychicznej. Tylko dlaczego są one tak skrywane, odpychane? Młodzi boją się uczuć, bo one oznaczają utratę ich niezależności i wymagają odpowiedzialności za kogoś do czego jeszcze nie dojrzeli ... i nie wiadomo, czy kiedykolwiek dojrzeją. Starsi są zblazowani. Pielęgnują swoje nawyki i przyzwyczajenia, nie są skorzy do kompromisu i poświęcenia. To jak ja mam się w tym świecie odnaleźć? Do tego gej z ograniczonym terenem łowów, a geje są podobni do reszty społeczeństwa. Jestem inny pośród innych ;(

Ciekawa opowieść

Po teatrze kolacja z dość znanym artystą. Artysta podróżował, więc miał o czym opowiadać i zdominował wieczór. Pomijając inne ciekawe rzeczy jakie opowiedział, jedną opowieść przytoczę.

W Mumbaju (niegdyś znanym jako Bombaj) żyje sekta, która czci trzy żywioły: ogień, wodę i ziemię. Nie mogą skalać tych trzech świętych żywiołów zwłokami zmarłych, nie mogą ich więc spalić, ani puścić z biegiem rzeki, ani pogrzebać. Jak w każdej religii znaleźli swoje rozwiązanie. Żywiołem, który może przyjąć zmarłych jest powietrze. No fajnie, tylko jak to ma wyglądać od strony praktycznej?! Zacząłem zgadywać, że doczepiają do zwłok baloniki i zwłoki radośnie ulatują w dal ... by zapewne gdzieś w dali spaść ... oby nie komuś na głowę ;) Wygląda to inaczej. Budują wieżę o kształcie przypominającym znane z miejskich krajobrazów wieże ciśnień. Kopuła jest otwarta od góry. Zwłoki są rozkrawane, wrzucone do wieży, a resztą zajmują się ... ptaki!!! Niebanalne, prawda. ;)

Poniedziałek - początek

Tematów na rozpoczęcie bloga mam aż nadto, ale zacznę zwyczajnie od opisu mojego dnia.

Poranek: wpadł Znany Przedsiębiorca Pogrzebowy (w skrócie ZPP). Odbyliśmy dłuższą rozmowę, z której chyba niewiele wynikło. Strasznie trudno jest rozmawiać z bliskim człowiekiem, ale w sytuacji, gdy bliscy już sobie nie jesteśmy. Właściwie każda rozmowa oddala nas od siebie coraz bardziej, ale cieszy, że nadal próbujemy. Tylko czemu on taki oporny?!
Wreszcie umówiłem się z Prezesem. Nie, to nie pseudonim, facet autentycznie jest prezesem ;) Może będzie z tego jakaś ciekawa praca.

Popołudnie: pędem do Urzędu Skarbowego, moje szczęście, ze o wacie pamiętałem i zdążyłem. Przymierzyłem też spodnie w Bershce, niestety mam za grube kończyny na rurki, wyglądają na mnie jak leginsy.

Wieczór: Zadzwoniła Profesjonalistka, wyżaliła mi się, a ja jej. I nie chciałbym mieć jej problemów. Cierpiący wszystkich krajów łączcie się!

W trakcie dobijał się Gejowski, oddzwoniłem. Fajnie, że mu się powodzi w podbojach, nie zazdroszczę, ale też bym chciał być taki niewymagający i szybki.
Lans czuje szokującą miętę do mnie. Zupełnie nie wiem, jak to sobie tłumaczyć. Zna mnie tylko ze zdjęcia. Musiałem przełożyć nasze spotkanie - trochę mi głupio było, ale nie było wyjścia - a on zero pretensji, ba, życzenia, żeby udało mi się sprawnie wszystko załatwić. Niebywałe.
Reszta wieczoru spędzona na konfigurowaniu bloga. I rozmyślaniach.
Piszczel - obiekt moich westchnień - jest fantazją, która nigdy się nie spełni. Wiem o tym, ale chemia wciąż działa ... i nie ma żadnego antidotum.
Cenny jest interesujący. Miło się z nim spędza czas. I do tego jest nieodgadniony. Ale chemii wciąż brak.
Jutro, a właściwie już dziś, "Rowerzyści" w Jaraczu na zaproszenie Zauroczonego.

Refleksja: jeden post, a ile osób się przez niego przewinęło; mam nadzieję, że zadbałem o ich anonimowość.