wtorek, 17 listopada 2015

Gays of Chaos

Chyba już wszyscy zorientowali się, z jaką rzeczywistością przyjdzie nam się mierzyć przez najbliższe 4 lata. Miałbym cichą nadzieję, że skrajne warunki, w jakich przyjdzie nam żyć, zjednoczą wszystkich uczciwych przeciw rządom bezprawia i niesprawiedliwości.

Geje i lesbijki łączcie się!

sobota, 7 listopada 2015

Korpozdzira...

...za kółkiem

Lubię kobiety. Uwielbiam wiele kobiet. Podziwiam wiele z nich. Jest niestety taki gatunek kobiet, które powinno się wyskrobywać przed poczęciem.
Korpozdzira ma samochód za duży jak na jej posturę. To musi się z czegoś brać. Usprawiedliwieniem jest zapewne bezpieczeństwo, ale bardziej chodzi o odizolowanie się i nabranie charakteru czołgu. Bo korpozdzira jak czołg pcha się przez życie i tak też się zachowuje na ulicy. Mąż korpozdziry jeździ czymś mniej przesadnym. Zasadniczo korpozdzira kupiła ten duży samochód mężowi, ale od razu z zamiarem przejęcia go. Umówmy się, mąż korpozdziry nie ma wiele do gadania w korpozdzirowym stadle. Nie po to wzięła sobie męża, żeby mu się podporządkować. To on jest dodatkiem, choć najczęściej nie zdaje sobie z tego sprawy - do czasu gdy odejdzie, a ona zostanie w przepastnym aucie.
Korpozdzira ceni sobie samochodowe gadżety i nie chodzi tylko o podgrzewany fotel dla jej kościstego dupska. Ważne są również lusterka: lusterko wsteczne i lusterko w klapce przysłaniającej słońce. Jedno i drugiego służy do tego, by korpozdzira mogła sprawdzić, czy dwie tony pudru, jaki sobie nałożyła nadal się trzymają jej paskudnej z natury gęby. Lusterek bocznych nie uznaje. Istnieje tylko cel widoczny za przednią szybą. Zdarzenia poboczne, a już tym bardziej znajdujący się tam ludzie są nieistotni. Dobijający się z boku o zainteresowanie mogą liczyć najwyżej na wzgardliwe drgnienie górnej wargi korpozdziry.
Także korpozdzira nie wpuści cię na pas, którym podąża. Dla niej nie istniejesz.

Skąd tyle wiem o korpozdzirach? Codziennie koło nich jeżdżę. I widzę. Brrrr.

środa, 4 listopada 2015

Przyspieszenie

Varia

Odkąd otwarto w Łodzi w-z (wąwóz Zdanowskiej) szybkość na trasie do/z pracy wzrosła mi z 7 do 14km/h. To się nazywa progress. Co się nie zmieniło, to to, że i tak co trzeciego kierowcę obdarzam słodkim "ty chuju".
Na podróż środkami komunikacji zbiorowej jeszcze się nie zdecydowałeam - to mogłoby być zbyt traumatyczne przeżycie.

Zupełnie nie wiem, co się dzieje u kuleżeństwa, ale też kuleżeństwo nie bardzo interesuje się, czy ja żyję, więc jesteśmy kwita. Podobno i tak już nie żyję, więc czym się przejmować.

Za oknem mgła. Ciekawe, co z niej wyjdzie rano.

W TV paczę

Nuda


Na fejsie wszyscy już chyba dawno skonali, bo nawet ostatnich oddechów nie słychać. Zresztą zacząłam mieć dość tych ugrzecznionych wpisów bez odrobiny pikanterii, którą można szafować bez opamiętania tu, u Odświętnej.
W TV też koszmar. Ja owszem, jestem pełena podziwu dla Van Damme, że wie jak się zachować wobec faceta z gaśnicą. Wobec takiego chybabym zacząła nerwowo jakiś ogień krzesać zamiast się od niego oganiać. Na AXN imperium atakuje, i atakuje, i mam wrażenie, że ciągle jest ta sama scena i tylko R2D2 popiskuje zmiennie niczym jebany skowronek rozjeżdżany na autostradzie. Na Polsacie otworzyli archiwum X, ale oni zawsze kiepscy byli. Po prostu paczeć się nie da.

A potrzeby różne mamy, się dowiedziałem. Reklama była. Ładna. Kolorowa. Od razu bardziej wykrztuśna moja odporność się zrobiła. I nawet do takiego fifi bym zawędrowała, co w lidelu na łowicką modłę się przemalował. A pani zapachniał kurczak z folii i miała pomysł, więc odżywkę wzięła w piance bez obciążenia i ból pleców minął szybko mimo zagrożenia dla życia i zdrowia.

Świeży, wiejski, norweski tran z intensywnym nawilżaniem w niskiej cenie u prezydenta rozpływającego się w ustach - i wszystko się zmieści. Potem skończę studia i dostanę najmniejszą ratę od Kota z warsztatu dołączanego do każdego opakowania.

Matrix.

wtorek, 3 listopada 2015

Teresa Narodowa

Ja, Naród

Korci mnie, żeby napisać o kuleżankach, którym się nie przelewa w zestawieniu z jedną, której wręcz przeciwnie. Jednak już całkowicie pogrążyłbym ten blog w odmętach nieistnienia, bo wtedy blogger.com ustawiłby kilka zapór na drodze do krynicy moich notek i łatwiej by było trafić do zasiedmiogórogrodu. Także ten fragment zakończę tylko teaserem w postaci dowcipu: Gdzie ukochana przez wszystkich kuleżanka ma okienko życia? W DUPIE! O sens proszę pytać najpopularniejszą kuleżankę we wsi.

W ten urokliwy sposób przejdę do spraw ważnych, bo narodowych. Z kuleżanką Metką uzgodniliłyśmy, że powinienam odzyskać media publiczne jako blogerka niepokorna. Bycie niepokorną ma swoje plusy, ale ma też zady, tym ostatnim nie umniejszając. W związku ze słuszną zmianą na scenie politycznej i jakże wrażym pospólstwa ruszeniem gotowam jest stać się public institution. Waham się tylko, czy iść w publikę na całość i zostać narodową ikoną TVP, czy ograniczyć się do jakiegoś skromniejszego odcinka i np. zostać narodową pogodynką. Wybór jest trudny. Jako ikona odbierałabym i tak należne mi hołdy, co z czasem może doskwierać nadmierną izolacją i kłóciłoby się z mym publicznym nastawieniem. Jeszcze ktoś kwiaty by mi złożył u stóp zamiast zwyczajnie klepnąć, gdzie plecy kończą swą szlachetną nazwę i krzyknąć "Cześć Tereska".
Za to jako pogodynka mógłabym prezentować różne regiony kraju w strojach im właściwych, przepychać burze, mróz i zamglenie tam gdzie naród nie jest jeszcze dość narodowy, zaś słońce i pieszczoty w dobrze unarodowione regiony. Ci drudzy by mnie kochali, a ci pierwsi pokochali po jednym moim zgięciu nadgarstka przeganiającym co złe na wzwód lub zawód, czy jak to tam idzie.

A co WY najdrożsi mi doradzacie?

Pozostająca w rozkroku,
Teresa Narodowa

niedziela, 1 listopada 2015

Łódź - transport zbiorowy

Otwarcie Trasy W-Z

Otwarcie długo oczekiwanej Trasy W-Z przyniosło nieoczekiwaną zmianę znaczeń. Zdjęcie z pierwszego dnia po otwarciu trasy z podpisem "Tramwaje stoją na al. Kościuszki w stronę al. Mickiewicza, bo jest problem z cyklem sygnalizacji świetlnej." Czytaj więcej: http://www.expressilustrowany.pl/artykul/9046517,przestoje-tramwajow-al-kosciuszki-i-na-trasie-wz,id,t.html
Ale to nie wszystko. Prezydent miasta ogłosiła 31 października i 1 listopada 2015 roku dniami bezpłatnego korzystania z komunikacji miejskiej. Nie przeszkodziło to w tym, że wszystkie kasowniki w pojazdach MPK działały w najlepsze, a uprzejmy głos z głośników nalegał, by skasować bilet. Informacji o bezpłatnym korzystaniu z komunikacji w pojazdach zabrakło. Nie było też informacji w języku innym niż polski, więc obcokrajowcy byli wykluczeni z grona pasażerów uświadomionych. Podobno (zaznaczam, że podobno, bo to się w głowie nie mieści) pojawiły się szwadrony kanarów. Trudno powiedzieć, co kontrolowali. Może wlepiali mandaty za skasowanie biletu.
Cytując klasyka "to państwo istnieje tylko teoretycznie".

sobota, 7 lutego 2015

Wrzód na dupie

Zgubne skutki

Natchnęło mnie, żeby coś napisać. Ku przestrodze, ale i może to być pomocne.

Jakieś trzy tygodnie temu uznałem, że busz łonowy przestał być ozdobą, a stał utrapieniem. Są fani włosów łonowych, są ich przeciwnicy, ja plasuję się gdzieś pośrodku. Szybko przeszedłem od pomysłu do przemysłu i maszynką do golenia dokonałem pełnej wycinki.

Nie uwzględniłem tego, że maszynka była już tępawa i następnego dnia podbrzusze miałem całe pokryte małymi ropniami. Na szczęście po kilku dniach zeszły. Ale po kolejnych kilku dniach w okolicy zwieracza wyczułem twardawy wzgórek. "Nic to" - pomyślałem - "coś tam jest, to samo przejdzie". Nie przeszło i rosło. Do tego znienacka dostałem 38,4 stopni. Stało się jasne, że mam czyraka. Sam go nie natnę, żeby wycisnąć zawartość, potrzebuję chirurga. W pierwszym szpitalu nie świadczyli takich usług, w drugim przyjęliby mnie, ale ze skierowaniem od lekarza, wysłali do trzeciego, gdzie zbiegli się chorzy z całego miasta i zapowiedziano mi kilkugodzinne oczekiwanie. Poszedłem po rozum do głowy i pojechałem do tzw. pomocy nocnej i świątecznej, z którą moja poradnia ma podpisaną umowę. Tam też chorych nie brakowało, ale po dwóch godzinach wszedłem do lekarza.

RADA: do pomocy nocnej i świątecznej jedź koło 21, wtedy nie ma już nikogo.

Lekarz oczywiście nie był w stanie mi pomóc, ale wypisał skierowanie na chirurgię do szpitala. Zaopatrzony w kwit koło 21 pojechałem do szpitala, który obiecywał z nim przyjęcie. Wprawdzie próbowali odesłać mnie z kwitkiem, ale się nie dałem. Chirurg z miejsca zaproponował przyjęcie mnie na oddział. Jechałem święcie przekonany, że natnie, wyciśnie i po sprawie. Zamiast tego obiecał mi trzy dni hospitalizacji. Odmówiłem, gdyż albowiem nie tego oczekiwałem. Podpisałem się, że hospitalizacji odmawiam, dostałem receptę na antybiotyki i wróciłem do domu.

Przez kolejne trzy dni brałem antybiotyki, temperatura nie spadała, a czyrak rósł. Siedzenie w pracy na trzech pośladkach, zamiast dwóch, i przy tym trzecim bolącym przy ucisku plus gorączka przywróciło mnie do zmysłów. Znowu pojechałem do nocnej pomocy - na 21 - wziąłem skierowanie do szpitala i.... następnego dnia rano się tam stawiłem.

Najpierw z korytarza usłyszałem "Gdzie leży ten ropień!" i niedługo potem poszedłem na rżnięcie. Myślałem, że to będzie pod znieczuleniem miejscowym, jednak myliłem się. Pełna narkoza to nie była, ale jakiś narkotyk, po którym smacznie usnąłem. Po pół godziny było po wszystkim. Tyle tylko, że miałem w dupie dodatkową dziurę.

W szpitalu spędziłem trzy dni szprycowany glukozą, elektrolitami, antybiotykami i środkami przeciwbólowymi. Wreszcie szpital zebrał na mnie wystarczająco dużo punktów, żeby NFZ zapłacił za mnie.

Naiwnie myślałem, że po zabiegu dziurę mi zaszyją i będzie po kłopocie. Otóż nie. Dziura ma się sama powoli zrosnąć. Troska o higienę tego miejsca zabiera mi z półtorej godziny dziennie. Najważniejsze są tzw. nasiadówki, czyli moczenie dupy w misce z rozpuszczonym nadmanganianem potasu. Trzy razy dziennie! No to moczę, odkażam i zakładam opatrunki.

Za radą pielęgniarki noszę podpaskę. Gender pełną gębą. Aż wstyd się przyznać, ale pierwszy raz w życiu wziąłem do ręki podpaskę i musiałem się nauczyć ją obsługiwać. Mój szacunek dla kobiet ponownie wzrósł.

To mój drugi w życiu czyrak. Pierwszy był lata temu w równie nieciekawym miejscu bo pod pachą. Wciąż pamiętam jaki to był ból. Wtedy jednak samo pękło i się zagoiło. Nie wiem czemu nie poszedłem z tym do lekarza.

O czym nie wiedziałem, to że czyraki mogą się trafić w najróżniejszych miejscach, a czasem nawet po kilka i kilkanaście. Najgroźniejsze są te w okolicach twarzy. Samodzielna ich obróbka może się skończyć zakażeniem, które szybko może dojść do mózgu.

Z podpaskowym pozdrowieniem odświętna Teresa.