poniedziałek, 27 września 2010

Muzeum Chopina, Zamek Ostrogskich

Interaktywna kicha

Wraz z Jakisiem i Papagenem oraz ciekawością wybraliśmy się do muzeum Chopina. Cena biletu (21 złotych) dosyć zaskakująca, jak na miejsce, które ma być tłumnie odwiedzane. Sam Pałac Ostrogskich pięknie odbudowany. Kpimy z Amerykanów, że w jakimś Las Vegas, czy innych miejscach budują kopie różnych światowych zabytków architektury. Warszawskie zabytki nie są niczym innym, jak rekonstrukcjami. Pamiętam, jak zszokowała mnie informacja, że warszawska starówka została zbudowana z cegieł z epoki, bo tak wymagali konserwatorzy zabytków. Ci sami konserwatorzy nie mieli problemu z tym, że cegły pochodziły z kamienic z Nysy, które same w sobie już zabytkami były. Ale OK, ów pałac został wybudowany na nowo i znalazł swoją nową funkcję (wolę nie myśleć skąd wzięto cegły).
Zupełnym przypadkiem byłem w tym roku w Żelazowej Woli po weekendzie u Odetty-Otylii. Nudno w tym chopinowskim skansenie było straszliwie. Można pochodzić po parku, bo więcej do oglądania tam nie ma. Przyszła burza i nas z Jakisiem wygoniła, co przyjęliśmy z ulgą.
Zapewne w warszawskim Muzeum Chopina miało być bardziej interesująco. Jest tak sobie. Organizatorzy nastawili się na interaktywność. I jest interaktywnie. Niestety sporo interaktywnych zabawek nie działa, albo działa upierdliwie słabo, albo są nudne. Do tego są przeznaczone tylko dla jednego użytkownika. Kolejna osoba musi czekać... albo zaburzyć sobie tok zwiedzania. Idei muzeum nie bardzo daje się uchwycić. Jest nudne i niczego nie wnosi, mimo włożonych wysiłków w nowoczesność prezentacji. Do tego uroda odbudowanego pałacu jest skutecznie zasłonięta ekspozycyjnymi instalacjami.
Odradzam odwiedzanie tego interaktywnego mauzoleum.

wtorek, 21 września 2010

Teatr Rozmaitości "Metafizyka dwugłowego cielęcia" Michał Borczuch

Przed zażyciem spektaklu przeczytaj recenzje

W dzień po premierze z Papagenem, Papageną i Jakisiem wylądowaliśmy na powyższym spektaklu w Warszawie. O czym jest tutaj.
Nie zdarzyło mi się wcześniej być w tym teatrze. Bilety mieliśmy po 60 złotych za pierwszą strefę. Fotele, a raczej rodzaj składanych krzeseł, do najwygodniejszych nie należały. Do tego nieco powyżej linii wzroku mieliśmy czarną belkę przysłaniającą widok. Nie zasłaniało to sceny, ale było trochę irytujące. W perspektywie mieliśmy trwające 2 godziny 15 minut przedstawienie. Teatr ma się za jakiś czas przenieść, w miejsce o lepszych warunkach... i chyba dopiero wtedy znowu nabiorę chęci, by się tam wybrać.

Spektakl miał wynagrodzić nasze cierpienia. Nie wynagrodził. Większego koszmaru już dawno nie przeżyłem. Spektakl został położony całkowicie. Michał Borczuch (rocznik 1979) powinien się trzymać jak najdalej od Witkacego. Mam również wątpliwości, czy dalsze jego realizowanie się jako reżyser ma sens. Kilka osób wyszło z sali w połowie spektaklu. My dosiedzieliśmy do końca nie szczędząc nieprzyjemnych komentarzy. Odczuwalny czas trwania spektaklu to jakieś sześć godzin. Żeby jeszcze Borczuch rozebrał - co ma w zwyczaju - jakiegoś przystojnego aktora. Nie, rozebrał jakąś małodupną chudzinę!

poniedziałek, 20 września 2010

Teatr Nowy "Diabli mnie biorą" Marek Rębacz

Rębaczanka

Tutaj znajdziecie recenzję Renaty Sas. Nie chce mi się pisać o tej komedii, bo nie bardzo jest o czym. Ludzie się śmiali, ale nie wiem z czego. Ot, sklejone dowcipy i skecze, a wszystkie z brodą. Marek Rębacz tak się zapatrzył w swój tekst, że jako reżyser niczego nie wyciął. Jest do tego tak wszechstronny, że za opracowanie muzyczne również jest odpowiedzialny. Scenografię pozostawił Annie Kat, która dopasowała ją do mierności dzieła. Olaf Lubaszenko dumnie prezentował swoją tuszę - a taki ładny kiedyś był! Monika Buchowiec i Bartosz Turzyński zachowywali się infantylnie... i tyle. Najbardziej komiczny był Krzysztof Kiersznowski, ale niestety często mówił swoje kwestie zbyt cicho. Jakiś usnął w trakcie. Dobrze, że go obudziłem nim zaczął chrapać.

sobota, 18 września 2010

Naoczne dowody

Zdjęcia z Southampton

Jeśli ktoś jest ciekaw, to na facebooku moja znajoma otagowała mnie na kilku zdjęciach. Szczęśliwie nie są to te najbardziej kompromitujące zdjęcia. Kto ciekaw i mnie zna, to zapraszam do obejrzenia.

poniedziałek, 13 września 2010

Sopot we wrześniu

Złota polska nad morzem

Wróciłem z Southampton, ale jestem już w Sopocie. Pogoda wspaniała, woda nawet ciepła, choć do kąpieli już się nie nadaje. Jakiś wynalazł taki apartament, że mieszkańcy Grand Hotelu, czy Sheratona mogą się czuć jak ubodzy krewni. No bo imaginujcie sobie: budynek na plaży, 50 metrów od brzegu morza, 200 metrów od sopockiego mola, pokój z aneksem kuchennym, z antresolą i całą szklaną ścianą (6mx6m) wychodzącą na morze plus balkon. Rano słońce nie dało nam spać, ale to dlatego, że uparłem się żeby odsłonić wszystkie żaluzje. Do tego spokój, cisza, posh do kwadratu. Zadzwoniłem do siostry, żeby się pochwalić - doceniła. Metka olała mnie, a Gejowski zbył. Kurwa, rzadko się czymś chwalę, bo przecież zasadniczo nie ma czym, ale jednak czasem coś się zdarza i uwierzcie, że tym razem było czym. A tu taki afront. No trudno, przeżyję.


Ale ja nie tylko o tym. W trakcie pobytu przypadkiem zupełnym zostałem przedstawiony tutejszemu prezydentowi Jackowi Karnowskiemu. W sumie nic wielkiego, człowiek, jak człowiek, nawet miły, choć jakby trochę nieobecny. Przynajmniej takie miałem wrażenie. O co chodzi zrozumiałem dopiero wieczorem oglądając TVPInfo - na przewijanym pasku nie było innych informacji, jak tylko te o poparciu kandydatury Jacka Karnowskiego na prezydenta Sopotu przez PO i kontrowersjach, jakie to wzbudza. Facet jest na czołówkach gazet i telezwizji, a ja tu taki znikąd, ocieram się o wielką politykę. Dodam, że mając wybór między Międzyzdrojami (gdzie z Gejowskim i Metką spędziliśmy upiorne tygodnie), a Sopotem, wiem, że już nigdy nie wyjadę do Międzyzdrojów - oferta Sopotu jest niesamowita. Tu da się żyć! A ten gość jest autorem moich dobrych wrażeń.

Buziaki dla wszystkich!

Zdjęcia dołączę, a tymczasem dokładna lokalizacja super apartamentu (punkt A) - zwróćcie uwagę, gdzie jest Grand Hotel:

Wyświetl większą mapę


Proszę oto trzy zdjęcia: widok z zewnęki (widać to olbrzymie okno), widok z balkonu (w tle molo) i wnętrze (po prawej sypialnia, a łazienka w głębi). 

sobota, 4 września 2010

Southampton - impreza

OdSwietna Teresa rusza w teren

Od wczoraj do niedzieli imprezuje w Southampton. W niedziele bede w klubie gejowskim 'Magnum' - zdaje sie jedynym takim tutaj. Jakby co, to chyba latwo bedzie mnie poznac, wystarczy pytac ;)

środa, 1 września 2010

Homo-hetero mix 2

Impreza na pożegnanie lata

Szczęśliwie dotarł Xell, który dzień wcześniej, w piątkową noc, dzielnie nas wspierał w imprezowaniu poprzez fale eteru. Mam jedno świetne zdjęcie Xella zaczytanego w "Przewodniku katolickim". Niestety o 3 rano musiał jechać, by zdążyć do pracy.


Papageno rzucił palenie, a teraz jeszcze nie pije alko, ani kawy, czy herbaty, a jedzenie tylko beztłuszczowe. Śmialiśmy się, że wodę też pewno gotuje na parze. Towarzysząca mu Papagena (wegetarianka) szczęśliwie piła, choć przesiądnięcie się z wina na wódkę, zdaje się, trochę odchorowała. Ekspresyjna piła równo i bez emocji; niedaleko pada śliwka od jabłoni.

Wracając do Starej Gropy: wszyscy już spali, ale przy życiu zostały jeszcze Ekspresyjna, Odetta-Otylia i Stara Gropa. Dziewczyny chciały już spać, jednak Stara Gropa postawił… na zamrażarce trzy kieliszki, trzy szklanki do popitki, soki i wódkę, a następnie w geście Rejtana zastawił im drogę domagając się, by z nim wypiły. Odmawiały, ale ustąpiły, gdy w pianym widzie wybełkotał: "Wiecie, ile mnie kosztowało, żeby to wszystko zebrać?!".

I żeby to był koniec jego ekscesów! Następnego dnia rano Stara Gropa pojawił się bez okularów, szedł ślepy jak kret, z rozbitym, zakrwawionym nosem, spodniami uwalanymi ziemią na kolanach i wybitym barkiem. Papageno obudził się w nocy i słyszał jak Stara Gropa idzie po schodach w dół starannie licząc stopnie, a jest ich dokładnie 12. O dziwo nie pomylił się. Do bliskiego kontaktu z ziemią musiało dojść w ogrodzie. Tam odnalazły się w trawie okulary. Zapewne na Starą Gropę rzucił się jego osobisty samochód powalając go na kolana, kopiąc w nos i wyłamując rękę z barku. Stara Gropa przez wiele miesięcy będzie wspominał tę imprezę. O tym, że dokładnie obsikał sedes, ani razu nie trafiając do środka, wspominam juz tylko en passant. A do Papagena, który w nocy wstał do toalety, przemówił następującymi słowy: "Heteryk niech się wysika i idzie spać.", co podaję plus en passant.

Jakisiu: dzięki wielkie za tę wspaniałą imprezę. Jesteś wspaniałym i bardzo hojnym gospodarzem.