Porozmawiaj ze mną
13 stycznia około godziny 13:00 w Łodzi zaczęła się zima. Śnieg już niby wcześniej padał, ale topniał szybko. Tym razem miałem co sprzątać z Toy-toya. Na dodatek wieczorny spektakl “Lwa na ulicy” w Teatrze Jaracza został odwołany, a przy okazji wyszło, że spektakl “Niżyński” na sobotę też się nie odbędzie. Zrujnowało to całkowicie program pobytu bardzo ważnego gościa w pięknym mieście Łodzi.
Aby nie kusić pecha reszta piątkowego wieczoru upłynęła na rozmowach w domowym zaciszu przy C2H5OH. Bardzo ważna osoba jest znajomą Jakisia, ale już ją poznałem. Jej duży urok tkwi w tym, że choć jest aktualnie ważna, to poza tym tym jest kompletnie odleciana i jest to stan bardziej stały. Rozmowy trwały do 3 nad ranem. Lotności może już im wtedy brakowało, ale nacieszenie się rozmową było wielkie. Bardzo ważna osoba jest naturalna, swobodna i szczera, tego też oczekuje. A ja przypomniałem sobie jak bardzo mi tego brakuje.
Można podtrzymywać kontakt przez Facebook, można mieć nadzieję, że znajomi czytają mój blog, można podtrzymywać kontakt przez telefon (przy okazji, przepraszam Metkę Boską za swoją niedostępność), jednak nic nie zastąpi bezpośredniej rozmowy.
Jakoś trudno się zrobiło o te bezpośrednie rozmowy. Właściwie jedyne zaproszenie jakie mam, to od Fioletowego (czas będzie skorzystać). Nikt więcej mnie nie zaprasza do siebie.
Ale dobra rozmowa, to także swoboda i szczerość. A z tym zrobił się wśród moich znajomych kłopot. Wszyscy się ukrywają, przyjmują maski i “rozmowa” staje się miałkim przemykaniem po tematach dla nikogo nieważnych.
Zima sprzyja spotkaniom w domowym ognisku i w gronie małym. Jeśli ktoś chce mnie i Jakisia zaprosić na obiad, czy kolację, i chce szczerze i swobodnie pogadać, to ja jestem otwarty.
Pośpieszmy się, bo czasu zostało niewiele. Chyba, że jedyną rzeczą jaką chcemy zobaczyć przed końcem świata jest nie człowiek, a wpis na Facebooku, czy blogu.
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Fioletowy. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Fioletowy. Pokaż wszystkie posty
niedziela, 15 stycznia 2012
wtorek, 27 grudnia 2011
Wielka Gala Operowa, Express Ilustrowany
Ciągoty
Ciekawym, czy Pac-drap była ponownie na gali, jak zapowiadała. Jej nie widziałem (nie znamy się przecież), za to liczba ciotek na widowni była taka, że jakby zgasło światło, to zrobiłby się gęsty dark room. Miło mi było dojrzeć Fioletowego w licznym towarzystwie. Ciekawe, kto jeszcze ze znajomych był, ale nie widziałem.
Zadziwiająca jest ta magnetyczna siła opery przyciągająca osoby orientacji odmiennej. Ja uważam, że po prostu wrażliwy jestem i stąd pewna łatwość przyswajania różnych dziedzin sztuki.
Bezcenne jest, że miałem szczęście być wprowadzanym w tajniki sztuk przez ZPP kiedyś, a przez Jakisia obecnie. Zasadniczo dzięki tym dwóm osobom sztuki plastyczne, kino, teatr, opera stały się dla mnie swojskie i mam do nich naturalną ciekawość, a i odwagę osądu.
Sztuka stała się też sposobem na spędzanie wolnego czasu. Sprawdzam, co można obejrzeć i wybieram się. Zachęcenie znajomych bywa niestety trudne. Próbowałem tu i przez Facebook, ale z marnym rezultatem. Żałuję, że tak jest, bo jest to rodzaj wspólnego przeżywania i jest o czym później pogadać. Jestem już w tym wieku, że bardziej rajcująca jest dla mnie wymiana poglądów, a nie plotki o tym “kto z kim”.
Ciekawym, czy Pac-drap była ponownie na gali, jak zapowiadała. Jej nie widziałem (nie znamy się przecież), za to liczba ciotek na widowni była taka, że jakby zgasło światło, to zrobiłby się gęsty dark room. Miło mi było dojrzeć Fioletowego w licznym towarzystwie. Ciekawe, kto jeszcze ze znajomych był, ale nie widziałem.
Zadziwiająca jest ta magnetyczna siła opery przyciągająca osoby orientacji odmiennej. Ja uważam, że po prostu wrażliwy jestem i stąd pewna łatwość przyswajania różnych dziedzin sztuki.
Bezcenne jest, że miałem szczęście być wprowadzanym w tajniki sztuk przez ZPP kiedyś, a przez Jakisia obecnie. Zasadniczo dzięki tym dwóm osobom sztuki plastyczne, kino, teatr, opera stały się dla mnie swojskie i mam do nich naturalną ciekawość, a i odwagę osądu.
Sztuka stała się też sposobem na spędzanie wolnego czasu. Sprawdzam, co można obejrzeć i wybieram się. Zachęcenie znajomych bywa niestety trudne. Próbowałem tu i przez Facebook, ale z marnym rezultatem. Żałuję, że tak jest, bo jest to rodzaj wspólnego przeżywania i jest o czym później pogadać. Jestem już w tym wieku, że bardziej rajcująca jest dla mnie wymiana poglądów, a nie plotki o tym “kto z kim”.
sobota, 18 czerwca 2011
Ziolo Stalina
Wcale nie o rolnictwie
Ja już nudny z tym rolnictwem jestem, wiem, ale blog musi żyć tym czym ja żyję; jak będę żył z nierządu, to oczywiście od razu ciekawiej się zrobi.
Poza Internetem znalazłem też źródło drukowane o ziołach. I to biały kruk, bo publikacja jest z 1956 roku i ma dziś 55 lat.
Jako źródło informacji książka okazała się słaba, bo opowiada raczej o przemysłowych formach uprawy ziół, niż przydomowych (ta socjalistyczna gigantomania!). Ale znalazłem tam mapki, które już wyszły z obiegu. Kto jeszcze pamięta, że Katowice przez krótki czas nosiły nazwę Stalinogród? Metka zapewne tu doda, że pamiętam nie tylko to, ale nawet jeden z rysunków z Lascaux jest mi przypisywany ;)

Jest też ciekawa lista roślin i pozyskiwanych z nich alkaloidów. Niestety nie podano ich zastosowania. Wymienione zostały sporysz (o ile wiem używany do spędzania niechcianego płodu; konkretnie zdaje się chodzi o grzyb rosnący na tej roslinie), ciemiężyca biała, zimowit jesienny, tojad mocny (zdaje sie trujący), mak lekarski (morfina), glistnik jaskółcze ziele, szczwół plamisty, blekot pospolity (nazwa podsuwa skojarzenie jak działa), pokrzyk, bieluń, lulek (atropina), tytoń (nikotyna), machorka (nornikotyna).
A Rosja pietruszkę na listę roślin narkotycznych wpisuje!
I jeszcze poznałem słowa osmykować, redlina i mierzwa. Znacie? Fioletowy znał słowo redlina.
Ja już nudny z tym rolnictwem jestem, wiem, ale blog musi żyć tym czym ja żyję; jak będę żył z nierządu, to oczywiście od razu ciekawiej się zrobi.
Poza Internetem znalazłem też źródło drukowane o ziołach. I to biały kruk, bo publikacja jest z 1956 roku i ma dziś 55 lat.


Jest też ciekawa lista roślin i pozyskiwanych z nich alkaloidów. Niestety nie podano ich zastosowania. Wymienione zostały sporysz (o ile wiem używany do spędzania niechcianego płodu; konkretnie zdaje się chodzi o grzyb rosnący na tej roslinie), ciemiężyca biała, zimowit jesienny, tojad mocny (zdaje sie trujący), mak lekarski (morfina), glistnik jaskółcze ziele, szczwół plamisty, blekot pospolity (nazwa podsuwa skojarzenie jak działa), pokrzyk, bieluń, lulek (atropina), tytoń (nikotyna), machorka (nornikotyna).
A Rosja pietruszkę na listę roślin narkotycznych wpisuje!
I jeszcze poznałem słowa osmykować, redlina i mierzwa. Znacie? Fioletowy znał słowo redlina.
czwartek, 28 kwietnia 2011
Prywatne imprezy gejowskie kwietnia
Towarzysko po czterokroć
Urodziny Ciastka
Zaczęło się od urodzin Ciastka na obrzeżach cywilizacji. Mieszkanie odmalowane i wysprzatane na tę okoliczność. Tłumu wprawdzie nie było, ale za to można było zobaczyć inne twarze niż zazwyczaj. Ciastko zaprosił też kobiety w liczbie sztuk dwóch, co było dosyć zaskakujące. Ale też "kobieta największą przyjaciółką geja", od czego wyjątkiem jest Gejowski, któremu własna kobiecość całkowicie wystarcza i konkurencji nie toleruje. Nowopoznani u Ciastka byli bardzo męscy, i to tak do bólu nawet, a jeden zdaje się jakiejś agresji nawet dostał; nie do końca wiem jednak o co chodziło. Były pyszne tartinki i sałatka, tort urodzinowy o kolorystyce prosto z fabryki chemikaliów (o dziwo nie świecił) i danie na ciepło: połączenie wołowiny z ogórkami konserwowymi, którego przeżuwanie trochę obniżyło intensywność konwersacji. Niestety Ciastko nie przygotował oprawy muzycznej, więc tańców nie było. Trochę szkoda, bo parkiet aż prosił się o mocne udeptanie.
Ze znanych byli: Metka, Gwiazda, Gejowski (sam!), Xell, Jakiś, Raand i Ego, o Ja-Kubie jako współgospodarzu nie wspominając.
U Metki i Gwiazdy 1
Metka i Gwiazda także podjęli swoich znajomych na odległej orbicie miasta (gdzie przebywali celem dokarmiania futrzaków) na przeuroczym garden party z grilem. Najcieplej nie było niestety. Strasznie długo czekaliśmy na Xella, któren to wdał się niemal w bójkę z jakimś debilem, który zastawił jego samochód swoim. Mimo ad hoc przygotowanej imprezy żarcia (i to dobrego żarcia) było w bród. Jednak nie mogę pojąć czemu tylko ja jadłem krewetki. Dziewczyny, odwagi, to nie są robaki! Po zjedzeniu wszystkiego skryliśmy się przy kominku. Syci i trzeźwi (wszyscy zmotoryzowani) odbyliśmy przeuroczą pogawędkę, której tematem był między innymi jeden nasz znajomy przeżywający ciężkie chwile. Spotkanie przy kominku, to jednak coś zupełnie innego niż przy stole.
Dotarli: Ego, Raand, Fioletowy, Gejowski, Xell, Marcysia, Sylwia.
Jajeczko 2011 (wersja mini)
Miałem nadzieję na zorganizowanie większej imprezy, ale zaproszeni zbyt długo ociągali się z potwierdzeniem przybycia. RSVP niby każdy wie, co znaczy, ale jak przychodzi, co do czego, to się gubią. Wysłałem smsy, zapraszałem przez inne media, napisałem nawet stronę informacyjną... nie pomogło. Liczyłem na spotkanie z ludźmi, których nie widziałem od ostatniego jajeczka, ale widać mieli inne plany. W końcu stwierdziłem, że OK zaryzykuję i zrobię imprezę w domu. Ryzyko polegało na tym, że świeżo wyremontowana norka nie nadaje się na takie imprezy jak drzewiej. Im więcej luda, tym większa szansa na zdarzenia niekontrolowane, a nie zamierzałem po imprezie odgruzowywać mieszkania. Zaprosiłem więc tylko tych, którzy zaangażowali się w ideę Jajeczka i albo odpowiedzieli na moje wezwanie w odpowiednim czasie, albo wręcz się o to upomnieli wcześniej. Było więc kameralnie, bo tylko w gronie 20 osób, mnie i Jakisia wliczając.
Kaczka utracił nimb posiadacza najtwardszych jaj na rzecz Krowy Morskiej. Walka była zajadła, skorupki, a i spore części jajek zaściełały podłogę, w zadziwiająco wielu przypadkach pojedynki kończyły się rozbiciem obu jaj. Przy okazji: widziałem program o zwyczajach wielkanocnych; takie tłuczenie się jajkami nazywało się kiedyś "walatka" lub "na wybitki".
Potłukł się tylko jeden kieliszek, a i tak odłamki zostały rozniesione po całym mieszkaniu - tego się najbardziej bałem, ale skończyło się dobrze.
Jakisiowe sałatki jajeczne cieszyły się sporym wzięciem, a jego smalec zszedł w całości - oj wyposzczone były cooleżanki strasznie. Niestety zapomniałem, że był też nagotowany barszcz czerwony i dopiero w końcówce imprezy wziąłem się za częstowanie. W efekcie jemy z Jakisiem ten barszcz do dziś i jeszcze zostało.
Wszystko było przygotowane na wariackich papierach i nie zdążyłem przygotować oprawy muzycznej, ale wyratował mnie Gejowski. Nie prosiłem go, nie wspominałem nawet, ale to dzięki jego zapobiegliwości goście mieli przy czym tańczyć. Dzięki wielkie!
Dodatkowych atrakcji w postaci gier i zabaw nie było, ale i tak mam nadzieję, że wieczór był udany.
Ciekawe wejście miał Raand, cały w motocyklowym kombinezonie. Pod domem młodzieńcy hetero z troską poinformowali go, że "na górze bawią się pedały"... tylko nie wiem, co im odpowiedział i jak nisko im szczęki opadły. Ale podobno zastanawiali się, czy się nie wprosić.
Wespół z Jakisiem gościłem następujące indywidua: ZPP, Fioletowy, Miszal, Ego, Raand, Gejowski, Hiszpan, Kaczka, Krowa Morska, Szparka, Ciastko, Ja-Kub, Xell, Metka, Szparka, Skorek, Bluszcz, Nasus.
U Metki i Gwiazdy 2
Chłopcy się rozbawili i ostatni dzień świąt wielkomocznych spędziliśmy gromadnie u nich. Tym razem było ciasto zamiast grilla i wódka zamiast soczków. Zaczęło się niewinnie od rzucania okiem na film o Wiliamie i Kate. Już nie wiem dlaczego znienacka zeszło na politykę i poszło na noże. Metka prezentował swoje przemyślenia, ja i Jakiś wręcz przeciwne, tonował Xell, Bluszcz wtrącał uwagi, Gejowski, co niezwykłe, siedział cicho, Gwiazda był nie wiedzieć czemu zadowolony, a Raand i Ego się nudzili.
Metka dosyć szokował usprawiedliwianiem PRLowskiego systemu, jego rządzących i ich działań. Ja i Jakiś – pewno jako najlepiej pamiętający te czasy – absolutnie nie mogliśmy się na to zgodzić. Metka nie widział problemu w monopartyjnojści PRLu i zdaje się nie dostrzegać walorów dzisiejszej konkurencji o władzę. Wszyscy nie do końca jesteśmy zadowoleniu z systemu w jakim żyjemy. Ale żyjemy w nim. Xell porównał to do mentalnego więzienia jakie tworzymy, każdy na swoją miarę. Brakowi zainteresowania u Raanda i Ego nie dziwię się; kiedy codziennie oddycha się wolnością i ma ona tylko jeden zapach, przestaje być czymś niezwykłym, wartym rozważań.
Gejowski jak się okazało milczał, bo nie chciał brać udziału w, jak to określił, „kłótni pijanych cioturzyc”. Pizda głupia, mógł się podzielić swym trzeźwym osądem i może przystopowałby Metkę w jego nieprzemyślanych i, z mojego punktu widzenia, zakłamanych poglądach. Tylko bez dyskusji tu na blogu, zostawmy to na kolejne spotkanie. Wieczór był intensywny i wart takiego spędzenia czasu.
Urodziny Ciastka
Zaczęło się od urodzin Ciastka na obrzeżach cywilizacji. Mieszkanie odmalowane i wysprzatane na tę okoliczność. Tłumu wprawdzie nie było, ale za to można było zobaczyć inne twarze niż zazwyczaj. Ciastko zaprosił też kobiety w liczbie sztuk dwóch, co było dosyć zaskakujące. Ale też "kobieta największą przyjaciółką geja", od czego wyjątkiem jest Gejowski, któremu własna kobiecość całkowicie wystarcza i konkurencji nie toleruje. Nowopoznani u Ciastka byli bardzo męscy, i to tak do bólu nawet, a jeden zdaje się jakiejś agresji nawet dostał; nie do końca wiem jednak o co chodziło. Były pyszne tartinki i sałatka, tort urodzinowy o kolorystyce prosto z fabryki chemikaliów (o dziwo nie świecił) i danie na ciepło: połączenie wołowiny z ogórkami konserwowymi, którego przeżuwanie trochę obniżyło intensywność konwersacji. Niestety Ciastko nie przygotował oprawy muzycznej, więc tańców nie było. Trochę szkoda, bo parkiet aż prosił się o mocne udeptanie.
Ze znanych byli: Metka, Gwiazda, Gejowski (sam!), Xell, Jakiś, Raand i Ego, o Ja-Kubie jako współgospodarzu nie wspominając.
U Metki i Gwiazdy 1
Metka i Gwiazda także podjęli swoich znajomych na odległej orbicie miasta (gdzie przebywali celem dokarmiania futrzaków) na przeuroczym garden party z grilem. Najcieplej nie było niestety. Strasznie długo czekaliśmy na Xella, któren to wdał się niemal w bójkę z jakimś debilem, który zastawił jego samochód swoim. Mimo ad hoc przygotowanej imprezy żarcia (i to dobrego żarcia) było w bród. Jednak nie mogę pojąć czemu tylko ja jadłem krewetki. Dziewczyny, odwagi, to nie są robaki! Po zjedzeniu wszystkiego skryliśmy się przy kominku. Syci i trzeźwi (wszyscy zmotoryzowani) odbyliśmy przeuroczą pogawędkę, której tematem był między innymi jeden nasz znajomy przeżywający ciężkie chwile. Spotkanie przy kominku, to jednak coś zupełnie innego niż przy stole.
Dotarli: Ego, Raand, Fioletowy, Gejowski, Xell, Marcysia, Sylwia.
Jajeczko 2011 (wersja mini)
Miałem nadzieję na zorganizowanie większej imprezy, ale zaproszeni zbyt długo ociągali się z potwierdzeniem przybycia. RSVP niby każdy wie, co znaczy, ale jak przychodzi, co do czego, to się gubią. Wysłałem smsy, zapraszałem przez inne media, napisałem nawet stronę informacyjną... nie pomogło. Liczyłem na spotkanie z ludźmi, których nie widziałem od ostatniego jajeczka, ale widać mieli inne plany. W końcu stwierdziłem, że OK zaryzykuję i zrobię imprezę w domu. Ryzyko polegało na tym, że świeżo wyremontowana norka nie nadaje się na takie imprezy jak drzewiej. Im więcej luda, tym większa szansa na zdarzenia niekontrolowane, a nie zamierzałem po imprezie odgruzowywać mieszkania. Zaprosiłem więc tylko tych, którzy zaangażowali się w ideę Jajeczka i albo odpowiedzieli na moje wezwanie w odpowiednim czasie, albo wręcz się o to upomnieli wcześniej. Było więc kameralnie, bo tylko w gronie 20 osób, mnie i Jakisia wliczając.
Kaczka utracił nimb posiadacza najtwardszych jaj na rzecz Krowy Morskiej. Walka była zajadła, skorupki, a i spore części jajek zaściełały podłogę, w zadziwiająco wielu przypadkach pojedynki kończyły się rozbiciem obu jaj. Przy okazji: widziałem program o zwyczajach wielkanocnych; takie tłuczenie się jajkami nazywało się kiedyś "walatka" lub "na wybitki".
Potłukł się tylko jeden kieliszek, a i tak odłamki zostały rozniesione po całym mieszkaniu - tego się najbardziej bałem, ale skończyło się dobrze.
Jakisiowe sałatki jajeczne cieszyły się sporym wzięciem, a jego smalec zszedł w całości - oj wyposzczone były cooleżanki strasznie. Niestety zapomniałem, że był też nagotowany barszcz czerwony i dopiero w końcówce imprezy wziąłem się za częstowanie. W efekcie jemy z Jakisiem ten barszcz do dziś i jeszcze zostało.
Wszystko było przygotowane na wariackich papierach i nie zdążyłem przygotować oprawy muzycznej, ale wyratował mnie Gejowski. Nie prosiłem go, nie wspominałem nawet, ale to dzięki jego zapobiegliwości goście mieli przy czym tańczyć. Dzięki wielkie!
Dodatkowych atrakcji w postaci gier i zabaw nie było, ale i tak mam nadzieję, że wieczór był udany.
Ciekawe wejście miał Raand, cały w motocyklowym kombinezonie. Pod domem młodzieńcy hetero z troską poinformowali go, że "na górze bawią się pedały"... tylko nie wiem, co im odpowiedział i jak nisko im szczęki opadły. Ale podobno zastanawiali się, czy się nie wprosić.
Wespół z Jakisiem gościłem następujące indywidua: ZPP, Fioletowy, Miszal, Ego, Raand, Gejowski, Hiszpan, Kaczka, Krowa Morska, Szparka, Ciastko, Ja-Kub, Xell, Metka, Szparka, Skorek, Bluszcz, Nasus.
U Metki i Gwiazdy 2
Chłopcy się rozbawili i ostatni dzień świąt wielkomocznych spędziliśmy gromadnie u nich. Tym razem było ciasto zamiast grilla i wódka zamiast soczków. Zaczęło się niewinnie od rzucania okiem na film o Wiliamie i Kate. Już nie wiem dlaczego znienacka zeszło na politykę i poszło na noże. Metka prezentował swoje przemyślenia, ja i Jakiś wręcz przeciwne, tonował Xell, Bluszcz wtrącał uwagi, Gejowski, co niezwykłe, siedział cicho, Gwiazda był nie wiedzieć czemu zadowolony, a Raand i Ego się nudzili.
Metka dosyć szokował usprawiedliwianiem PRLowskiego systemu, jego rządzących i ich działań. Ja i Jakiś – pewno jako najlepiej pamiętający te czasy – absolutnie nie mogliśmy się na to zgodzić. Metka nie widział problemu w monopartyjnojści PRLu i zdaje się nie dostrzegać walorów dzisiejszej konkurencji o władzę. Wszyscy nie do końca jesteśmy zadowoleniu z systemu w jakim żyjemy. Ale żyjemy w nim. Xell porównał to do mentalnego więzienia jakie tworzymy, każdy na swoją miarę. Brakowi zainteresowania u Raanda i Ego nie dziwię się; kiedy codziennie oddycha się wolnością i ma ona tylko jeden zapach, przestaje być czymś niezwykłym, wartym rozważań.
Gejowski jak się okazało milczał, bo nie chciał brać udziału w, jak to określił, „kłótni pijanych cioturzyc”. Pizda głupia, mógł się podzielić swym trzeźwym osądem i może przystopowałby Metkę w jego nieprzemyślanych i, z mojego punktu widzenia, zakłamanych poglądach. Tylko bez dyskusji tu na blogu, zostawmy to na kolejne spotkanie. Wieczór był intensywny i wart takiego spędzenia czasu.
Subskrybuj:
Posty (Atom)