Czarne pięty
Troska o działkę to nieustanne koszenie trawy, a jesienią zbieranie lisci i opadłych owoców. Jest tego dużo, więc i kompost jest duży. Przebadałem Jakisiowy kompost i stwierdziłem, że nie był prowadzony fachowo. A wiedzę w tym temacie mam, bo Matka ostro mnie przetrenowała na swojej działce. Nie powinno być tak, że po pół roku są jeszcze nieprzegniłe liście. Z 1/4 pojemnika kompostowego wybrałem wszystko. Co się dało rozrzuciłem, resztę zostawiłem na później. I zrobiłem nowy kompost.
Poszedłem warstwami: trochę ziemi, warstwa starego kompostu (nieprzetworzona), warstwa świeżego zielska, znowu warstwa ziemi. Na wierzchu rynienka, żeby łatwo było wlać i zatrzymać wodę. Walę wszystko: wodę ze zmywania, prania i sikam też. To jest taka chemiczna fabryka, że wszystko przetrawi.
Martwi mnie, że nie ma napowietrzania, ale mam nadzieje, że warstwa świeżej zieleniny podziała jak poduszka powietrzna. Na jesieni powinno być OK.
Bosko, ze po całym dniu pracy mało wytężonej biorę prysznic, doprowadzam się do porządku, chlapię dobrymi perfumami i wieczorami kwitnę. Ciekawe, czy rolnicy maja tak samo.
Dziś pełnia, albo jej okolice. Ciekawie jest obserwować własny cień w świetle Księżyca. Takie to uroki geja z wyczyszczonymi piętami na wsi.
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą matka. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą matka. Pokaż wszystkie posty
poniedziałek, 13 czerwca 2011
środa, 25 sierpnia 2010
To be catholic or not to be
Właśnie oglądam "(Śmiechu) Warto rozmawiać" prowadzone tradycyjnie przez Jana Pospieszalskiego. Zaczęło się od wspomnienia o Solidarności, ale znienacka zeszło na sprawę krzyża. Jednym z gości jest Wojciech Cejrowski - któżby inny. Sensownie wypowiadał się Jan Hartman, ale miał przeciwko sobie pozostałych 3 dyskutantów, o Panu Pospieszalakim nie wspominając. Czekałem na tradycyjną tezę programu. Okazało się, że prowadzącemu nie bardzo chodziło o krzyż, ale raczej o wystąpienie antyrządowe.
Ja to pierdolę. Krzyż już dawno powinien zniknąć. Tymczasem naszła mnie refleksja, że ja swojej sprawy z krzyżem nadal nie uporządkowałem. Formalnie i statystycznie nadal jestem katolikiem. Nie wierzę w żadnych bogów, świętych, ceremoniał najwyżej mnie bawi (i nudzi), śpiewy irytują, a postawa moralna koscielnych urzędników mierzi, żeby wymienić tylko kilka. Czas wejść na apostazja.pl.
Nie wiem, co na to moja matka. Jest całkowicie areligijna. Jajek nie święci, ale śniadania wielkomoczne się urządza. W wigilię bozionarodzenia zjadamy pyszne potrawy, a nawet łamiemy się opłatkiem składając sobie życzenia. Wszystko to ma wymiar rodzinny, bo często są to jedyne okazje w całym roku, kiedy mamy okazję spotkać się całorodzinnie i mieć czas tylko dla siebie. Moja apostazja byłaby jednak pewnym wyrzutem. To przecież ona kiedyś zdecydowała o moim ochrzczeniu, przeciwko czemu zaprotestowałbym apostazją. Czy to ją zaboli? Muszę z nią o tym porozmawiać. Zaakceptowała inne moje wybory, więc może i z tym nie będzie problemu.
Ja to pierdolę. Krzyż już dawno powinien zniknąć. Tymczasem naszła mnie refleksja, że ja swojej sprawy z krzyżem nadal nie uporządkowałem. Formalnie i statystycznie nadal jestem katolikiem. Nie wierzę w żadnych bogów, świętych, ceremoniał najwyżej mnie bawi (i nudzi), śpiewy irytują, a postawa moralna koscielnych urzędników mierzi, żeby wymienić tylko kilka. Czas wejść na apostazja.pl.
Nie wiem, co na to moja matka. Jest całkowicie areligijna. Jajek nie święci, ale śniadania wielkomoczne się urządza. W wigilię bozionarodzenia zjadamy pyszne potrawy, a nawet łamiemy się opłatkiem składając sobie życzenia. Wszystko to ma wymiar rodzinny, bo często są to jedyne okazje w całym roku, kiedy mamy okazję spotkać się całorodzinnie i mieć czas tylko dla siebie. Moja apostazja byłaby jednak pewnym wyrzutem. To przecież ona kiedyś zdecydowała o moim ochrzczeniu, przeciwko czemu zaprotestowałbym apostazją. Czy to ją zaboli? Muszę z nią o tym porozmawiać. Zaakceptowała inne moje wybory, więc może i z tym nie będzie problemu.
środa, 23 grudnia 2009
Wiem, jestem porąbany
We wtorek wieczorem nudziłem się. Wlazłem na czaterię podając prawdziwy wiek i czekałem, co się wydarzy. Wszyscy dwudziestoparolatkowie chcieli mi obciągać. Ich teksty były nudne i przewidywalne. Po kolei ignorowałem wszystkich tych porąbanych kolesi. Aż w końcu, nikt nie został.
Znudzony sam zagaiłem gościa starszego ode mnie. I zacząłem z nim klikać. Szło fantastycznie. Facet rozbrajał mnie coraz bardziej. Sam powiedział, że jemu też świetnie się ze mną gada. Zapowiedział, że musi się ze mną spotkać jeszcze tej nocy. Żebym przyjechał do niego. Argumentem było to, że właśnie zaczął się dzień jego urodzin. Odmówiłem oczywiście, bo jazda na drugi koniec Łodzi zupełnie mnie nie pociągała. Ale zaproponowałem, że może przyjechać do mnie. I przyjechał, o 3 w nocy.
Gadaliśmy do 6 rano, poruszając między innymi kwestię tego, że obaj musimy być nieźle porąbani skoro doszło do takiego spotkania, o tej porze. A potem położyliśmy się do łóżka. Fajnie jest móc się przytulić, brakuje mi tego. Rano odwiozłem go i jeszcze u niego wypiliśmy kawę.
Niesamowity facet. Powiedział, że nigdy nie zapomni tych urodzin. Kolejny raz usłyszałem, że jestem "zajebisty". Nie lubię tego określenia, bo zasadniczo nic ono nie oznacza. Jest jak wykrzyknik, i tyle. Ale swoją ocenę mojej osoby doprecyzował później w esie, dziękując za spotkanie. Napisał "Jesteś facetem wielkiego formatu, z klasą i urokiem". Usłyszałem to od faceta, który sam ma te cechy. Widocznie miałem swoją dobrą chwilę, bo przecież potrafię też być małego formatu, bez klasy i uroku ;)
Nazwę go przewrotnie "Toaletka".
Wpadł ZPP. Dostałem od niego prezent pod choinkę. Ale po miesiącu niewidzenia się, nie mieliśmy sobie nic do powiedzenia.
Potem był obóz pracy przymusowej, czyli sprzątanie u Matki i kręcenie sernika.
A w ramach odprężenia, po pracy spotkanie w pubie z Angolem. Opowiedział mi o swoich byłych. Poprzeczkę ma bardzo wysoko ustawioną. Wyobraźcie sobie, że wasz pierwszy facet był szejkiem, jak się będą czuć kolejni?! Ale coś go we mnie zainteresowało, polował na mnie parę tygodni. Ciekawe, czy po naszym krótkim spotkaniu znowu zadzwoni.
Znudzony sam zagaiłem gościa starszego ode mnie. I zacząłem z nim klikać. Szło fantastycznie. Facet rozbrajał mnie coraz bardziej. Sam powiedział, że jemu też świetnie się ze mną gada. Zapowiedział, że musi się ze mną spotkać jeszcze tej nocy. Żebym przyjechał do niego. Argumentem było to, że właśnie zaczął się dzień jego urodzin. Odmówiłem oczywiście, bo jazda na drugi koniec Łodzi zupełnie mnie nie pociągała. Ale zaproponowałem, że może przyjechać do mnie. I przyjechał, o 3 w nocy.
Gadaliśmy do 6 rano, poruszając między innymi kwestię tego, że obaj musimy być nieźle porąbani skoro doszło do takiego spotkania, o tej porze. A potem położyliśmy się do łóżka. Fajnie jest móc się przytulić, brakuje mi tego. Rano odwiozłem go i jeszcze u niego wypiliśmy kawę.
Niesamowity facet. Powiedział, że nigdy nie zapomni tych urodzin. Kolejny raz usłyszałem, że jestem "zajebisty". Nie lubię tego określenia, bo zasadniczo nic ono nie oznacza. Jest jak wykrzyknik, i tyle. Ale swoją ocenę mojej osoby doprecyzował później w esie, dziękując za spotkanie. Napisał "Jesteś facetem wielkiego formatu, z klasą i urokiem". Usłyszałem to od faceta, który sam ma te cechy. Widocznie miałem swoją dobrą chwilę, bo przecież potrafię też być małego formatu, bez klasy i uroku ;)
Nazwę go przewrotnie "Toaletka".
Wpadł ZPP. Dostałem od niego prezent pod choinkę. Ale po miesiącu niewidzenia się, nie mieliśmy sobie nic do powiedzenia.
Potem był obóz pracy przymusowej, czyli sprzątanie u Matki i kręcenie sernika.
A w ramach odprężenia, po pracy spotkanie w pubie z Angolem. Opowiedział mi o swoich byłych. Poprzeczkę ma bardzo wysoko ustawioną. Wyobraźcie sobie, że wasz pierwszy facet był szejkiem, jak się będą czuć kolejni?! Ale coś go we mnie zainteresowało, polował na mnie parę tygodni. Ciekawe, czy po naszym krótkim spotkaniu znowu zadzwoni.
sobota, 31 października 2009
Sobota - Halloween
Dzień wstał radośnie słoneczny.I wszystko by było fajnie gdyby nie to, że zobowiązałem się spotkać z Matką. Na obiedzie. Obiad był i jadłem. Zasadą obiadów jest, że wszystko jest zjedzone. Siostra jak zwykle nałożyła sobie według własnych potrzeb, a ja musiałem się wykazać uprzejmością .... mało nie pękłem.
Potem długie gadanie z Siostrą na tematy zawodowe. Naprawdę fajnie jest mieć Siostrę, z którą można pogadać na każdy temat, nawet zawodowy, mimo że reprezentujemy różne profesje. Po prostu mamy dobry kontakt ze sobą. Nie mogę pojąć, że w innych rodzinach rodzeństwo potrafi być w stosunku do siebie obojętne, czy wręcz niechętne. Przecież rodzeństwo, to totalnie najbliżsi krewni, do tego najczęściej w zbliżonym wieku. Fakt, Siostra dowiedziała się o tym, że jestem gejem później niż moi bliscy znajomi, ale wynikało, to z tego, że uważałem, że jest za młoda. Trochę bałem się, że jej pozytywny stosunek do mnie może się zmienić. Oczywiście myliłem się. Dziś dzielimy się własnymi doświadczeniami życiowymi, bez żenady poruszając nawet kwestie intymne. To pomaga szczególnie w sytuacjach trudnych, gdy ciężko jest być skazanym tylko na siebie. Nawet partner potrafi być niewystarczająco bliski do pewnych rozmów, a już szczególnie, gdy sprawa właśnie jego dotyczy.
Jak to się stało, że tak jest? Mam teorię, że poza cechami osobowościowymi, chodzi też o przykład rodzinny. Oboje nasi rodzice utrzymywali zażyłe sosunki ze swoim rodzeństwem. Często się spotykali, wspierali, utrzymywali bliskie relacje. I tak, jakoś przeszło to na nas.
Nie bez wpływu jest też to, że szczęśliwie się złożyło, że ja mam młodszą Siostrę, a Siostra starszego brata. Gdyby było odwrotnie może nasze relacje nie byłyby takie dobre. W każdym razie jest tak wspaniale jak jest i bardzo mnie to cieszy, czego niniejszym daję wyraz.
W filmie "Liga Złamanych Serc" główny bohater mówi, że najbardziej żałuje, że nie powiedział ojcu o tym, że jest gejem, że ojciec umarł, nim zdążył go naprawdę poznać. Podobnie jest z rodzeństwem. To najbliżsi ludzie, którzy powinni znać prawdę o swoim bracie. I jeśli jesteś gejem, to oni właśnie mogą dać najwięcej akceptacji i zrozumienia dla twojej odmienności. Warunkiem jest oczywiście, że relacje z rodzeństwem są dobre. Poniżej mała ankieta. Ciekaw jestem wyników. Pod pojęciem "złe relacje" proszę rozumieć zarówno relacje złe, jak i obojętne.
Jak to się stało, że tak jest? Mam teorię, że poza cechami osobowościowymi, chodzi też o przykład rodzinny. Oboje nasi rodzice utrzymywali zażyłe sosunki ze swoim rodzeństwem. Często się spotykali, wspierali, utrzymywali bliskie relacje. I tak, jakoś przeszło to na nas.
Nie bez wpływu jest też to, że szczęśliwie się złożyło, że ja mam młodszą Siostrę, a Siostra starszego brata. Gdyby było odwrotnie może nasze relacje nie byłyby takie dobre. W każdym razie jest tak wspaniale jak jest i bardzo mnie to cieszy, czego niniejszym daję wyraz.
W filmie "Liga Złamanych Serc" główny bohater mówi, że najbardziej żałuje, że nie powiedział ojcu o tym, że jest gejem, że ojciec umarł, nim zdążył go naprawdę poznać. Podobnie jest z rodzeństwem. To najbliżsi ludzie, którzy powinni znać prawdę o swoim bracie. I jeśli jesteś gejem, to oni właśnie mogą dać najwięcej akceptacji i zrozumienia dla twojej odmienności. Warunkiem jest oczywiście, że relacje z rodzeństwem są dobre. Poniżej mała ankieta. Ciekaw jestem wyników. Pod pojęciem "złe relacje" proszę rozumieć zarówno relacje złe, jak i obojętne.
Wieczorem Halloween rozpoczęte beforkiem u Gejowskiego. O dziwo przebierańcy dopisali. Potem wyjazd do Narraganset. I tam też całkiem fajna zabawa i nawet sporo ludzi. Niestety po raz drugi wyrzucono z lokalu Xell'a (więcej na jego blogu). W trakcie zabawy nie zauważyłem tego nawet, dowiedziałem się dopiero w niedzielę. A trochę szkoda, bo moim zdaniem, cała nasza ekipa powinna solidarnie z Xell'em wyjść. Myślę, że to niefortunnie, że tak się nie stało. Kładę to na karb nietrzeźwości.
Subskrybuj:
Posty (Atom)