W lodowej pierzynce
Zima walnęła w okna i zasypała drogi i ulice. Do tego temperatura w dzień soczyście oscyluje wokół 8, 9 stopni poniżej zera. O tym ile jest w nocy wolę nie mysleć chroniąc się bezpiecznie pod kołderką z Jakisiem w roli termoforu.
Śmiesznie, że bez policyjnego nękania i strażomiejskich fotoradarów wszyscy jeżdżą max 50 km/h o ile nie wolniej, czy wręcz stoją w korkach wywołanych wleczeniem się innych użytkowników dróg. Kierowcy nawet pieszych zaczęli przepuszczać na przejściach dla pieszych.
Korzystając z jazdy jak na zwolnionym filmie policzyłem znaki na drodze do sklepu. Na odcinku 1,3km jest ich 34, czyli blisko 3 na każde 100 metrów. Ale to pewno nie jest najbardziej zabójczy wynik.
A weekend był taki miły. A może inaczej, był miły dzięki spotkaniu z Metką i Gwiazdą. Jednak zdjęcia jakie pokazali były szokujące. Odbyli podróż do raju, który jest nim dziś już tylko w mniemania tych, którzy tam nie byli. Nawet mimo tego, że wrócili równo przypieczeni.
Dla odmiany my z Jakisiem krążylismy, dosłownie i w przenośni, między Edenem, a Paradisem. Żadne z tych miejsc na swe nazwy nie zasługiwało wprawdzie. Ale to, co było pomiedzy... daje nam siłę do przeżycia tej zimy.
I nic to, że dziś mija siódmy dzień kataru, a on ledwo osłabł. Oczekiwałem więcej.
cebulę szatkuj ;) katar minie ;)
OdpowiedzUsuńSzatkowałem na zupę cebulową, więc ilość była znaczna... a nie pomogło. Ale to może też dlatego, że nie miałem jak o siebie zadbać. Dodam, że czosnek jadłem w takich ilościach, że w Izraelu mogliby mnie traktować jako naturalną broń chemiczną.
UsuńAle na szczęście po 9 dniach jest już o niebo lepiej i jestem w stanie funkcjonować bez chusteczki przyklejonej do nosa ;)
No i dziękuję za wsparcie ;)