sobota, 21 lipca 2012

Szykuje się kościelna noc dlugich noży*

Ksiundz profesor od homo boleści

Aż trochę jestem zdziwiony, że Hyakinthos nie zauważył wywiadu z ksiundzem Oko, choć zawsze celuje w najnowszych informacjach. Wywiad można znaleźć tu (UWAGA! do czytania tylko dla osób o mocnych nerwach i dużej odporności na ludzką głupotę). Ewidentnie robiąc sobie jaja z księżula o jego wynurzeniach z artykułu “Z papieżem przeciw homoherezji” napisała Katarzyna Wiśniewska w Gazecie Wyborczej.

Ale po co ja się tym zajmuję? Sam ksiundz Oko specjalnie mnie nie interesuje, bo ktoś, kto wierzy w bajki, cuda, itp. z zasady jest niewiarygodny. Ale ksiundz Oko stawia ciekawą tezę, że kościół katolicki jest przesiąknięty homoseksualizmem (mógł mnie zapytać, to bym mu potwierdził), a homoseksualni szamani tworzą sitwę, czyli mafię, wewnątrz tej maszynki do robienia pieniędzy żerującej na ludzkiej głupocie i nawołuje do oczyszczenia.

Z wywiadu wynika, że w kościółku katolickim szykuje się walka o władzę, a orężem staną się oskarżenia o homoseksualizm. Można tylko temu przyklasnąć, bo może wewnątrzmafijne porachunki rozsadzą tę organizację.

Zastanawiam się jednak, czy owa homoseksualna mafia, tak silna zdaniem ksiundza Oko (nawet w jego urojeniach dybiąca na jego życie, patrz tu), nie powinna stać się sojusznikiem w walce o związki partnerskie. Brzmi absurdalnie? OK, to niedorzeczne, ale rozmarzyłem się Puszczam oczko

*noc długich noży – profilaktycznie odsyłam do Wikipedii, bo mam wątpliwości, czy młodsze pokolenie wie o co kaman i czy zdaje sobie sprawę jak adekwatne jest to odniesienie; warto przeczytać całość notki na Wiki.

piątek, 20 lipca 2012

Boski cytat na dziś

Arogancja hołoty

Jacek Żakowski komentuje nominację Sławomira Neumanna, polityka bez doświadczenia w służbie zdrowia, na wiceministra w resorcie Bartosza Arłukowicza.

"Cezar mógł mianować konia senatorem, ale 20 wieków później warto by dorobić się troszkę bardziej sensownych standardów."

czwartek, 19 lipca 2012

Związki partnerskie a hołota

Pomieszanie pojęć

Drażni mnie, gdy słyszę słowo “kibol”. To takie odpieszczenie słowa “kibic”. Nie rozumiem czemu media nie używają adekwatnego słowa “hołota”. Kimże bowiem jest ów “kibol”? Fanem piłki nożnej? Obrońcą dobrego imienia drużyny, której kibicuje? Darujmy sobie. Mamy do czynienia ze zwykłą hołotą, przy której Neandertalczyk uchodziłby za wysublimowanego intelektualistę. Jest to ludzki śmieć przed którym społeczeństwo się i broni, ale z racji liczebności musi tolerować, niczym kleszcza.

Wyższym poziomem hołoty są politycy. Nie posługują się siłą napakowanych sterydami mięśni, ale są na tym samym mentalnym poziomie. Funkcjonują w demokracji dokładnie jak kleszcze – nażarte odpadają, chyba że wgryzą się tak mocno, że giną razem z ofiarą, na której żerują.

Nie zamierzam krytykować działań za związkami partnerskimi. Problem tkwi w tym, że przekonywanie do związków polityków w Sejmie ma się tak, jak namawianie kibolskiej hołoty do zainteresowania się kuchnią molekularną.

Tyle różnych europejskich krajów wprowadziło już ustawodawstwo regulujące związki partnerskie. Czy myślicie, że społeczeństwa tych krajów podzielają poglądy ustawodawców. Dużą naiwnością jest tak sądzić. Z moich obserwacji wynika, że jest wręcz odwrotnie. Tyle tylko, że tam politycy nie są elementem hołoty, są elitą, ciągną w górę. A kto z polskich polityków należy do elity? Ja nazwisk nie potrafię podać; dla mnie to towarzystwo o proweniencji równej kibolskiej hołocie.

wtorek, 10 lipca 2012

Radio Łódź, kabaret w eterze

Od utopionych do kredek świecowych

Słuchanie radia zapładnia wyobraźnię równie skutecznie, co inne media. Pan prowadzący z Radia Łódź zatroskał się, że “od początku roku utopiło się już 80 osób”. Każda śmierć jest smutna jednak jest dosyć istotna różnica między utopieniem się, a utonięciem. To pierwsze zakłada celowość działania, a jakoś trudno mi uwierzyć, że te 80 osób wybrało samobójstwo poprzez utopienie się, podczas gdy istnieje wiele innych romantycznych, a przynajmniej bardziej spektakularnych sposobów, na rozstanie się z tym światem.

W przerwie reklamowej można wysłuchać rozradowanej pani, która rekomenduje loty krajowe OLT Express ostrzegając, że “ilość miejsc jest ograniczona”. Mógłbym zakładać, że to ostrzeżenie związane jest z brakiem kompetencji językowej copywritera, pani czytającej, tudzież zamawiających reklamę, którzy za nią zapłacili – świat pełen jest ludzi niekompetentnych na różnych stanowiskach, którzy starają się zapomnieć o tym jak pani od polskiego litościwie przepuszczała ich z klasy do klasy przekonana, że znajdą swoje miejsce w życiu na stanowiskach pracy niewymagających biegłości w komunikacji.

Ale może zabieg jest świadomy i ta sugestia “ilości miejsc”, to zakamuflowana oferta podróży w formie sypkiej, niczym niepoliczalne zboże.

Niekompetencja językowa idzie w parze z groteską działań Pani Prezydent Zdanowskiej, władz miasta, radnych i wszystkich miejskich służb. Straż Miejska uruchamia działania zmierzające do likwidacji zjawiska pokątnej sprzedaży owoców i warzyw przez osoby do tego nieuprawnione. Drżyjcie działkowcy! Jeśli ilość owoców i warzyw ekologicznie i w pocie czoła uprawiana na waszych działkach będzie większa od waszych możliwości konsumpcyjnych i zamiast rozdać wszystko głodnym dzieciom z Afryki podejmiecie próbę ich spieniężenia, by dorobić do głodowych rent i emerytur, zostaniecie skutecznie spacyfikowani przez osiłków ze Straży Miejskiej. Nielegalne produkty rolno-spożywcze zostaną wam skonfiskowane i z pełnym poświęceniem zeżarte przez włądze miasta. Pani Prezydent i jej podwładni nie mogą tolerować bezkarnego tuczenia się tak zwanych biednych ludzi na płodach, choćby rolnych.

Kolejna akcja o już ustalonym kryptonimie “One-way ticket” wymierzona będzie w tak zwane babuszki sprzedające gałązki i kwiatki ze swoich ogródków w nadziei pozyskania środków na opłacenie komunalnych czynszów i wspomożenie bezrobotnych dzieci i wnuków. Nie po to włądze miasta podejmują tyle wysiłków, zatrudniając armię urzędników rozdzielającą środki o wartości mniejszej niż 10% kosztów niesienia pomocy społecznej, by aspołeczne i siwe jednostki wymigiwały się od pomocy niesionej przez pełnych empatii włodarzy miasta. Społeczeństwo ze zrozumieniem podejdzie do aktywnych działań strażników miejskich choćby i za siwe włosy wciągających babuszki na ciężarówki dowożące je do wyremontowanej stacji Radegast, skąd udadzą się w reedukacyjną podróż w okolice Chełmna .

Społeczeństwo już wyraziło zgodę ustami Pani Prezydent na bezpardonowa walkę z nielegalnymi grami i zabawami dzieci w miejscach niedozwolonych. Głośny był przypadek Antoniego Z., lat 8, który nie stosując się do zakazów rzucił piłkę w stronę trawnika pod domem Pani Prezydent bezpowrotnie niszcząc pięć źdźbeł na wypielęgnowanej przez służby miejskie murawie. Mogłoby dojść do dalszych aktów zwyrodniałego wandalizmu, gdyby nie szybka reakcja strażników Straży Miejskiej wezwanych przez zgorszoną bezczelnym wandalizmem przypadkową osobę. Sprawca wyrywał się chcąc uniknąć konsekwencji, co zmusiło trzech rosłych strażników do użycia środków przymusu bezpośredniego. Po krótkiej szamotaninie w trakcie której dwóch strażników odniosło poważne obrażenia udało się wandala powalić i doprowadzić na komisariat. Miejsce zdarzenia do dziś szpeci kolorowa plama z rozdeptanych kredek świecowych, które wypadły szumowinie z tornistra.

środa, 4 lipca 2012

Polska wódka

Zapalić, czy golnąć, oto jest pytanie

Fot. se.pl
Pan Wielce Szanowny Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej podpisał akt stanowiący, że “polska wódka” jest napojem wytwarzanym w Polsce ze zbóż i ziemniaków rosnących w naszym mlekiem i wódką płynącym kraju. To miło.

Przy okazji dowiedziałem się, że Polska jest największym producentem wódki w Unii Europejskiej i czwartym na świecie. Chlubne to dane. Wódki produkujemy cale 300 milionów litrów, czyli 600 milionów połówek rocznie. Z tego tylko 50 milionów eksportujemy, by inne narody mogły się cieszyć naszym narodowym napitkiem. Na własne potrzeby zostawiamy nędzne 250 milionów litrów rocznie. Odliczając młodocianych i staruszków, to jakieś 12 litrów wódki na głowę nie wylewającego za kołnierz Polaka. Jak jeszcze dołożyć do tego piwo i wino, a odliczyć abstynentów i anonimowych alkoholików, to aż dziw, że nasi rodacy nie chodzą codziennie w całkowitym alkoholowym zamroczeniu.

Przy okazji zakupu spirytusu niezbędnego do przygotowania zimowych zapasów (0,5l 39, 98zl) zauważyłem, że w Biedronce jedna z tańszych wódek jaką jest Żołądkowa Gorzka Czysta de Luxe staniała z 17,45zł za pół litra do 17,39zł. Aż oczy mi się zaświeciły. Jednak jeszcze większe zdziwko miałem podczas wizyty w Lidlu, gdzie ta sama wódka kosztuje o 40gr mniej! Zaledwie 16,99zł!

Zadziwiający trend. Jeszcze trochę a bardziej będzie się opłacało sponiewierać się codziennie połówką wódy niż nawalić nikotyną z paczki papierosów.

wtorek, 3 lipca 2012

Sezon ogórkowo-grillowy

Letnie atrakcje

Ostatnie dni są takie, że ciężko jest coś napisać na klawiaturze palcami mdlejącymi od upału. Było zimno – źle, jest za gorąco – też niedobrze. Do tego jest parno. W okolicach Łodzi przeszły silne nawałnice. Wiatr był w porywach taki, że niesiony kurz i piasek niemal ranił gołą skórę. Połamane gałęzie i całe drzewa, zalane łąki, brak prądu, to takie dodatkowe atrakcje.


Walka o miejsca parkingowe ma teraz nowy wymiar. Już nie chodzi tylko o samo miejsce, ale o miejsce zacienione, żeby wsiadanie do samochodu nie kojarzyło się z dobrowolnym wciskaniem się do rozgrzanego piekarnika.


Błogosławieni są wszyscy ci pracodawcy, którzy zainwestowali w klimatyzacje. Mimo tego ideałem jest praca w pomieszczeniach piwnicznych, a przynajmniej z oknami zwróconymi na północ. Zaskoczyło mnie jak bardzo chwaliły sobie swoje miejsce pracy panie w mięsnym. Bo rzeczywiście, w zestawieniu z panującym wokoło żarem sklep mięsny ze swoimi ladami chłodniczymi, lodówkami oszałamia przyjemnym chłodem. Brakuje tam jeszcze w sprzedaży eleganckich drinków z parasolkami.


Fukcjonowanie z ludźmi poza zwyczajnymi uciążliwościami staje się też nieznośne. Raz, że rozdrażnieni, dwa upoceni. Wonie tanich dezodorantów mieszają się z silnym zapachem potu. Jakby ktoś nie wiedział skład potu i moczu jest identyczny. Aż trudno mi sobie wyobrazić przejażdżkę zatłoczonym środkiem komunikacji miejskiej: te uniesione do uchwytów ręce, te nieogolone zapocone pachy... aż słabo się robi.

Upały i zdarzające się ulewne deszcze za chwilę przyniosą dodatkową “atrakcję”. Komarów już jest dużo, a można się spodziewać ich plagi. Off jest mi najbardziej znanym środkiem odstraszającym, ale… mam wrażenie, że jakoś przestał działać. Za chwilę ten i inne repellenty staną się podstawową perfumą wszystkich działkowiczów i wypoczywających w plenerze.


W ten weekend pochlały mnie nie tylko komary. Nie wiem skąd wzięło się tyle końskich much! Podlatują bezgłośnie, siadają niedostrzegalnie… i ten straszliwy ból ich ugryzienia!


Co jeszcze przyniesie to wyczekane lato?