Szymon An-ski (a właściwie Salomon Zainwel Rapoport; 1863-1920) popełnił to dzieło w 1914 roku po rosyjsku, ale ta wersja zaginęła. Przyjaciołom pokazał ostatnią wersję w jidisz w 1920 roku. Przyjaciele dramaturga tak bardzo nie docenili jego dzieła, że aż ze zgryzoty zmarł.
Po śmierci autora dzieło stało się słynne i wystawiane było w kraju i na świecie, niejednokrotnie w Łodzi. 8 maja 2010 roku reżyser Mariusz Grzegorzek zaprezentował swoje widzenie "Dybuka" na deskach Teatru Jaracza. Mam poważne obawy, że Szymon An-ski umarł ze zgryzoty po raz drugi.
Podobała mi się tylko pierwsza scena. Nawet tak jakoś wczułem się w wytworzony mistyczny klimat. Potem było coraz gorzej. Interesująco i przyciągając uwagę zagrała swoją rolę Barbara Marszałek jako Reb Azriel - cadyk z Miropolu. Pozostałym 22 aktorom (!!!) można tylko współczuć, że musieli to jakoś zagrać.
Scenografia interesująca, tylko że nie wiedzieć czemu posłużyła do ciągłych, a niczemu nie służących baletów. Wnoszenie i znoszenie różnych sprzętów wydłużało spektakl dramatycznie. A trwa on 140 minut bez przerwy! Część widzów wychodziła w trakcie, niektórzy już nie wracali. Jakiś, któremu towarzyszyłem, przy jednej z rozciągniętych do granic możliwości scen, w czasie której nie działo się nic, teatralnym szeptem rzucił "Nudzi mi się!". Chanan - główny bohater grany przez młodego aktora Marka Nędzę zachowywał się jak zombi jeszcze za życia granej przez siebie postaci. Scena egzorcyzmów jako żywo przypominała horrory klasy C i budziła raczej śmiech. W końcówce chyba wzorem hitów bollywood było śpiewanie, co Jakiś ostentacyjnie skomentował "O, a teraz musical zrobił". Poza odciskami na dupie nie wyniosłem niczego.
Zaintrygowały mnie dwa słowa z tekstu dramatu, nie pasujące jak mi się wydawało do tradycji żydowskiej: amen i Wielkanoc (zwana w niektórych kręgach Wielkomoczem). Sprawdziłem, amen jak najbardziej wywodzi się z języka hebrajskiego, gdzie oznacza "niech tak będzie". Natomiast z Wielkanocą, to musiała być jakaś wpadka tłumacza, bo Żydzi Wielkanocy nie obchodzą. Mają w tym czasie Paschę i obchodzona jest ona dla innych okoliczności niż Wielkanoc.
Jeśli jakiś wewnętrzny imperatyw gna was na to przedstawienie poczytajcie inne recenzje
pozytywne Renata Sas, Express Ilustrowany; Olga Ptak, Dziennik Teatralny Łódź;
ambiwalentne Łukasz Kaczyński, Dziennik Łódzki; Agata Jędrzejewska
Przeczytałem (żeby potem nie było pisania, że tylko blotki o seksie mają branie)
OdpowiedzUsuńsie chodzi na grzegorzka - to potem tak jest.
OdpowiedzUsuńNo, niestety, oddalił się rażyser od swego "Blasku życia" o kilka długości. Odnoszę wrażenie (po "Makbecie" i teraz po "Dybuku"), że Grzegorzek uwierzył, że jest mistykiem.
OdpowiedzUsuń2krowa morska: A za "Dybuka" jak mam przepraszać, podpowiedz darling, bo się już gubię :) No naprawdę, co Ty do mnie rozmawiasz, to ja gupi jestem :)
Miałem okazję rozmawiać kiedyś z Mariuszem G. Moja diagnoza:kretyn i przereklamowane beztalencie.
OdpowiedzUsuń2Gdański: Dzięki ;) A bywasz czasem w Łodzi? Zapewniam, że w Łodzi nie wszystkie przedstawienia to niewypały. Choć jak się poczyta, to co tu wypisuję, takie wrażenie można odnieść. Zapraszam, gdzieś się razem, czy w większej kompanii wybierzemy ;)
OdpowiedzUsuń2Azazel&Jakiś: To co? Grzegorzek no more?
@Azazel - siostro :-) love :)
OdpowiedzUsuń@jakis - tu chyba bedzie latwiej - teresa jakos nie domaga sie przeprosin za 'dybuka' - może to i lepiej - na przednówku sił nie staje :))
2Krowa morska: Darling, nie jest aż tak trudno i słabo, ale imaginuj sobie: same przeprosiny za "Contact", to nie mają być trzy wianki pod rząd. Zlecenie dostałem z bardziej okazałym liczebnikiem :) Teresa ma wymagania...
OdpowiedzUsuń2Teresa: Nie, no nie aż tak, że no more.