Stan Tymiński wciąż żyje
Zabawnie jest dzień po dniu słuchać profesorów. Jeden to Leszek Balcerowicz. Drugi...
Ten drugi studiował na zachodnich uczelniach i tamże uzyskiwał kolejno tytuły: BSc (Bachelor of Science), MA (Master of Arts) i MSc (Master of Science). Po polskiemu to licencjat, magister i... jeszcze raz magister (bo zasadniczo chodzi o dwa różne kierunki, stąd MA i MSc). Nigdy nie uzyskał nawet tytułu doktora i o żadnej habilitacji nigdy nie było mowy, ale wszyscy zwracają się do niego per "profesorze", bo na jakiejś prywatnej uczelni nadano mu ten tytuł w konwencji amerykańskiej. Identyczny tytuł każda (!) uczelnia mogłaby nadać Lechowi "nigdy nie przeczytałem żadnej książki" Wałęsie w zakresie wykładów "Teoria i praktyka przeskakiwania przez mur". Prostymi słowy ów profesor jest po prostu "wykładowcą".
Zabawne, że ów wykładowca, zwany dla niepoznaki profesorem, jest chwilowo również ministrem.
Z tej pozycji poucza profesorów, zaś media podtrzymują mniemanie, że "wykładowca-minister" równy "profesorom"... i to nie tym smoleńskim. Swoją drogą "profesor smoleński" też ładnie brzmi.
O kim mowa każdy się domyślił: Jan Antony Vincent-Rostowski, w rządzie Tuska znany pod ksywą Jacek Rostowski (link do sprawdzenia na wiki). Taki Stanisław Tymiński vel Stan Tymiński anno domini 2013. Kto to Stan Tymiński? Ależ krótka ta pamięć!
Zgadzam się z Teresą. Nie rozumiem, dlaczego prostego księgowego tytułuje się "profesorem". Ten tytuł w Polsce służy - teoretycznie przynajmniej - tym, którzy mają uznany dorobek naukowy, nie zaś tym, którzy powykładali na jakiejś uczelni.
OdpowiedzUsuńInną rzeczą jest to, że i ten tytuł się dewaluuje. Wyobraźcie sobie rozmowę znajomej z dziekanem jej Wydziału na uczelni (wszystko jedno jakiej), który poleca jej zorganizowanie dodatkowego terminu egzaminu w październiku dla studentów, którzy dostali - hojną ręką dziekana - przedłużenia sesji. W dawnych czasach student, który nie zdał na czas egzaminów, oblewał rok. Teraz dostaje przedłużenie sesji i wykładowca ma go odpytać. Wszystko podlega dewaluacji.
To nawet byłby właściwy tytuł dla tej notki - "Dewaluacja pojęć". Od nas jednak zależy, czy damy się wpuścić w taką dewaluację...
UsuńBalcerowicz jest profesorem? Myślę, że to lekkie nadużycie. Wykładał on na wyższej uczelni - nie przeczę, ale tytuł naukowy jakiego się dochrapał, to jeśli się nie mylę, doktor habilitowany. Żaden więc z niego profesor, mimo, że tak go wszyscy nazywają.
OdpowiedzUsuńOwszem Balcerowicz jest doktorem habilitowanym, ale też profesorem, choć zaledwie nadzwyczajnym. Jakoś nikt go nie mianował. Nie zmienia to faktu, że Rostowski nie ma ani doktoratu, ani habilitacji.
Usuń