Walka ze wstrętem
Jestem dorosły – wmawiałem sobie. Panuje nad sobą – wmawiałem sobie. Opanuję lęk, obrzydzenie, własną nieśmiałość i egzaltację – wmawiałem sobie. No a poza tym, jestem odpowiedzialny za siebie i innych – wmawiałem sobie.
Mimo tego wszystkiego zderzenie z kleszczami na psie było dużym wyzwaniem. Przypadkiem wymacałem pierwszego kleszcza na jego pysku, potem drugiego… trzeci też się znalazł. Najwyraźniej środek jakim był potraktowany przestał działać.
Po namacaniu pierwszego, przez szmatkę (bo obrzydzenie) wykręciłem gada. Rączkami ruszał jeszcze. Kolejny miał pysk zalany wydzielinami. Ostatniemu udało mi się tylko urwać odwłok. Za mały był, żebym dał radę chwycić go paluchami, nieumiejętnie przecież. A pensety nie było.
Dziś pies trafił do weterynarza i, mam nadzieję, zostanie odpowiednio zaopatrzony.
Z życia młodej ciotki-weterynarki…
tereso, pogromczynio kleszczy ruszających jeszcze rączkami :-)
OdpowiedzUsuńDo boju!
cooleżanki ściskają się nerwowo za myszę, czekając na kolejne relacje z pól bitewnych!
"Będac młodą weterynarką, przyszedł do mnie pies...".
OdpowiedzUsuńJa mam niestety smutniejsze wiadomości - zmarł Jan Kułakowski, były negocjator członkostwa Polski w UE, wybitny działacz i ekspert związków zawodowych, z wykształcenia prawnik, z zawodu - od lat - dyplomata. Poseł Partii Demokratycznej do Parlamentu Europejskiego. To wielka szkoda i wielka strata dla Polski (oczywiście śmierć dra Kułakowskiego, a nie to, że był popierany przez jakąś kanapową partyjkę ;)). Do legendy (i kanonu opowieści snutych przez wykładowców uniwersyteckich w związku z tematem "Traktat Akcesyjny") przeszła opowieść o tym, jak to polski negocjator, jako jedyny przy negocjacyjnym stole (przy którym siedzieli również "les Belges"), znał francuskie słowo "esprots", czyli "szprotki". Kułakowski większość dorosłego życia spędził w środowisku frankofońskich elit belgijskich. Jego śmierć to duża strata.