Żel-opera w 5 aktach
Proszę jak "Niemoralne ściery" się spodobały. To pójdę tym tropem. Zapraszam na żel-operę w 5 aktach. Każdego dnia nowy akt.
Kilka lat temu, w obcym mieście, w chwili samotności, która zdarzyć się może każdemu, wszedłem na pewien portal w celach niecnych. Częściowo dla zabicia nudy, ale nie czarujmy się, z konkretną nadzieją na uprzyjemnienie sobie upływającego czasu w sensie, jak najbardziej cielesnym. Odsiewanie ziaren od plew trwało długo, aż w końcu kandydat się znalazł. Niestety, niedostępny od ręki. Nadzieją zapłonęło jednak moje łono i gotów byłem czekać do następnego dnia. Układ był bardzo konspiracyjny. Spotkanie miało nastąpić na parkingu hipermarketu. Pod latarnią najciemniej. W tłumie najłatwiej się zgubić, ale też łatwo ukryć. Inkryminowany samochód odnalazłem, a w nim wysokiego, szczupłego, miło się uśmiechającego przystojniaka. Ubrany był okropnie. Ale co tam. Zakonspirowany do tego, jak nie przymierzając Hans Kloss. Dał się jednak namówić na wspólną wizytę w moim hotelowym pokoju.
Alkohol zmniejszał skrępowanie, aż przeszliśmy do rzeczy. "Do rzeczy", to trywialne określenie. W jego wydaniu była to poezja. Można ruchać się, można pierdolić, można mieć seks. Z nim miałem podróż na koniec tęczy. Jasne było, że jest wyposzczony. Dziwiłem się, bo jak taki wyposzczony, to powinien być gwałtowny, szybki i nastawiony na egoistyczne spełnienie się. Nie on. Doprowadził mnie do spazmów rozkoszy, do prężenia się w rytm jego pieszczot. Był tak dobry w ars amandi, że kiedy to ja go dominowałem, miałem wrażenie jakbym był klocem walącym się na potok ekscytacji. Musiał jechać. Ja już myślałem, jak go przygruchać sobie z powrotem. Nazwijmy go Ukryty.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
W polu "Komentarz jako" wybierz "Nazwa/adres URL" i podaj swój pseudonim w polu "Nazwa".
Nie wybieraj "Anonimowy", żeby nie być anonimowym właśnie ;)