Protokół niezgodności
Ostatnio siedzieliśmy w trzy pary i padło pytanie, czego byśmy chcieli w ustawie o związkach partnerskich jako pary jednopłciowe. Przyznam, kompletnie nie wiedziałem, co odpowiedzieć.
Mam już za sobą jeden związek, jestem w drugim. Gdy byłem młody naiwnie, jak się okazało, myślałem, że ten mój pierwszy związek będzie trwać wiecznie. W sumie trwał wieczność całą; 13 lat, to z punktu widzenia Młodego Geja coś bliskiego wieczności. Po tamtym związku i okresie perturbacji jaki po nim nastąpił jestem w nowym, jeszcze świeżym związku.
Czego nauczyły mnie dotychczasowe doświadczenia? Na pewno pesymizmu. Niestety przestałem wierzyć w miłość od pierwszego wejrzenia aż po grób, szczególnie w to “aż po grób”. Jest we mnie przekonanie o nieuchronności wygasania uczucia. Może w poprzednim związku nie dość dbałem o utrwalanie związkowych relacji? Postaram się o to teraz.
A gdybym był w związku? Czy to by coś zmieniło? To nie związek trzyma ludzi razem. Ludzie hetero już dawno to odkryli i ich dążenia do formalizowania związku są mam wrażenie dużo dziś słabsze niż par homo. My chcemy związków, bo chcemy tego owocu posmakować i odbywa się to w proteście przeciwko tym, którzy chcą nam owej ambrozji zabronić. Po jakimś czasie okaże się, że nam też to na nic, ale nie da się tego powiedzieć bez degustacji.
Wobec nieuchronności rozpadu związku chcę, by ustawa zabezpieczała obu partnerów. Nawet przez kilka lat para może sie dorobić różnych dóbr materialnych. Jeśli mieszkanie jest tylko jednego, to nie może to powodować, że drugi ląduje na bruku.
Nie ma idealnej sytuacji, że obaj partnerzy wnoszą do wspólnego gospodarstwa tyle samo. Jeden może lepiej zarabiać, ale drugi potrafi zadbać o dom, codziennie gotować obiady. Jak to zmierzyć, jak to zważyć. Może powinna być obowiązkowa intercyza i niezależnie od dochodów partnerów dorobek powstały w czasie wspólnego gospodarowania zostaje podzielony po równo między byłych partnerów. Podobnie w przypadku śmierci jednego z partnerów, ale co wtedy z mieszkaniem?
Nie sądzę, by związek można było zawrzeć od ręki. Proponowałbym karencję. Partnerzy zgłaszają do urzędu chęć zawarcia związku, który zawiązany zostanie nie mniej niż 365 dni później. Jak się nie zgłoszą, to wniosek automatycznie wygasa. Świadkowie też by się przydali – dodałoby to ceremonii splendoru.
O prawach partnerów powiedziano chyba już dość. Prawo do informacji o stanie zdrowia partnera, prawo odmowy składania zeznań mogących obciążyć partnera… coś jeszcze?
Są też obowiązki. Zupełnie nie dające się wyegzekwować, choćby najpiękniej były napisane.
Ma ktoś jeszcze jakieś przemyślenia i chciałby sie podzielić?
"Proponowałbym karencję. Partnerzy zgłaszają do urzędu chęć zawarcia związku, który zawiązany zostanie nie mniej niż 365 dni później. Jak się nie zgłoszą, to wniosek automatycznie wygasa."
OdpowiedzUsuńMoja droga Tereniu. W przypadku naszej drogiej przyjaciółki Gejowskiej oznaczałoby to, że usrałaby ona cału urząd składanymi codzień wnioskami, gdyż każdy dzień powoduje, że żwawiej bije jej sterane wiekiem serduszko. I co poradzisz, serdeńko? Ma-li cooleżanka wnioskować codziennie?
Przeraził mnie pomysł z obowiązkową intercyzą. Jakkolwiek jestem jej zwolennikiem i każdemu doradzam, to jednak mierzi mnie pomysł zmuszania ludzi do jej zawierania.
Ustawa powinna być - w mojej ocenie - prosta. Bo też i prostej sprawy dotyczy, mianowicie życia razem. Nie chcemy raczej rewolucji obyczajowej, lecz raczej wtłoczenia w ramy quasi-ślubnej konwencji. Słusznie w mojej opinii wywodzisz, że konwencja ta zbrzydnie nam, gdy już zasmakujemy słodyczy jej owocu. Rzecz w tym jednak, że to smakuje najlepiej, co niedostępne. To jak opowiadanie o seksie analnym w wersji pasywnej osobie jęczącej z powodu hemoroidów. Marzy ona, aby się ich pozbyć, aby potem się ich ponownie nabawić praktykując to, czego była pozbawiona. Szto dziełać, takaja żyźń...