Z religijnym zacietrzewieniem
Notka Philippe Ariño „Cóż, jestem zwykłą ciotą” wywołała niemal powołanie spełecznego ruchu przeciwko odŚwiętnej Teresie.
Z pewnościa jestem dokuczliwy, irytujący, wkurwiający, a nawet chamski, czasem też głupi i naiwny, ale zawsze zadziwia mnie oczekiwanie, że racja jest tylko jedna. Pomysł, że małżeństwa są społeczności LGBT zbędne nie jest mój, lecz należy do Philippe'a Ariño. Ja się trochę jego koncepcją pobawiłem zbierając przy okazji kubeł pomyj.
Jakoś ostatnio ciągle ląduję w sytuacjach, że oczekiwane jest ode mnie zgadzanie się z innymi. Jakby to było obowiązkowe. Moja natura buntuje się przeciwko temu, czasem aż staję się agresywny.
Wyszło, że nawet próba zaprezentowania innych poglądów jest źle widziana. Bo przecież podważa to przyrodzone prawa.
Ariño nie zniechęca do walki o pełnię praw dla osób LGBT, ale z drugiej strony zauważa, że wszystkie strony są zmanipulowane i podlegają pewnej iluzji.
Kwestia związków dla osób LGBT stała się dla wielu osób swoistą religią ze świętymi, apostołami, kapłanami i gorliwymi wyznawcami. Szczególnie gorliwi wyznawcy są całkowicie zaślapieni. Kapłani, na przykład w rodzaju Roberta Biedronia, mają zapewnioną uwagę mediów i własnego środowiska. Żaś zwykli geje i lesbijki mają... nudny serial.
Jak każda religia, taki i ta związana ze związkami partnerskimi dla gejów i lesbijek, nie toleruje żadnych herezji. Istnieje tylko jedna słuszna linia, a wygrana wymaga, by wszyscy ją przyjęli. Kto jej nie chce podzielać najpierw jest szykanowany, a w końcu pewno trafi na stos.
Kochani, z Nowym Rokiem "Trzy razy tak" (to taka żaluzja dla wtajemniczonych). Lepiej?
niedziela, 30 grudnia 2012
piątek, 28 grudnia 2012
Philippe Ariño
„Cóż, jestem zwykłą ciotą”
Przypadkiem trafilem na artykuł zaczynający się od tytułowych słów na salon24.
I wbrew powszechnym chyba opiniom zgadzam się z omawianym dziennikarzem.
Chcesz homomałżeństw, bo...
1) heterycy mają taką mozliwość - i co? zazdrościsz im? większość twoich heteroseksualnych znajomych żyje w sformalizowanych związkach? czas od jednego związku do drugiego chcesz mieć uświetniony odpowiednim certyfikatem?
2) możnaby się było wspólnie rozliczać - jesteś tak małostkowy? chcesz oszczędzić na podatkach, żeby mieć kasę na wyjazdy na Teneryfę, czy do Tajlandii?
3) oficjalnie byś mógł mówić "mój mąż" - zamiast mój "misiu", "kotku", "kapibarko"?
4) po śmierci partnera wejdziesz w posiadanie jego nieruchomości - bo partnera się ma, żeby się na tym dorobić?
5) będziesz mógł swobodnie odwiedzać partnera w szpitalu - bo teraz, jeśli ma raka, to nie wiadomo, czy w 2020, kiedy wreszcie rozpocznie się jego leczenie, uda się w jego ostatnich dniach odwiedzić go w szpitalu?
6) listonosz nie poprosi cię o dowód, gdy będziesz odbierać korespondencję partnera - bo teraz jest z tym namolny?
7) teściowa cię pokocha - jak każda teściowa, prawda?
8) utrzesz nosa konserwatystom - a to zmieni ich nastawienie?
9) sąsiedzi spojrzą na was życzliwiej - zaraz po weselu?
10) chcesz żyć w zgodzie z tradycją - jak twoi ojcowie i ojcowie twoich ojców, którzy tylko o tym marzyli?
Więc jeszcze raz, twoje osobiste szczęście zależy od usankcjonowania homoseksualnych małżeństw?
Rezolutnie zapytam:
Przypadkiem trafilem na artykuł zaczynający się od tytułowych słów na salon24.
I wbrew powszechnym chyba opiniom zgadzam się z omawianym dziennikarzem.
Chcesz homomałżeństw, bo...
1) heterycy mają taką mozliwość - i co? zazdrościsz im? większość twoich heteroseksualnych znajomych żyje w sformalizowanych związkach? czas od jednego związku do drugiego chcesz mieć uświetniony odpowiednim certyfikatem?
2) możnaby się było wspólnie rozliczać - jesteś tak małostkowy? chcesz oszczędzić na podatkach, żeby mieć kasę na wyjazdy na Teneryfę, czy do Tajlandii?
3) oficjalnie byś mógł mówić "mój mąż" - zamiast mój "misiu", "kotku", "kapibarko"?
4) po śmierci partnera wejdziesz w posiadanie jego nieruchomości - bo partnera się ma, żeby się na tym dorobić?
5) będziesz mógł swobodnie odwiedzać partnera w szpitalu - bo teraz, jeśli ma raka, to nie wiadomo, czy w 2020, kiedy wreszcie rozpocznie się jego leczenie, uda się w jego ostatnich dniach odwiedzić go w szpitalu?
6) listonosz nie poprosi cię o dowód, gdy będziesz odbierać korespondencję partnera - bo teraz jest z tym namolny?
7) teściowa cię pokocha - jak każda teściowa, prawda?
8) utrzesz nosa konserwatystom - a to zmieni ich nastawienie?
9) sąsiedzi spojrzą na was życzliwiej - zaraz po weselu?
10) chcesz żyć w zgodzie z tradycją - jak twoi ojcowie i ojcowie twoich ojców, którzy tylko o tym marzyli?
Więc jeszcze raz, twoje osobiste szczęście zależy od usankcjonowania homoseksualnych małżeństw?
Rezolutnie zapytam:
czwartek, 27 grudnia 2012
I po świętach 2012
Trenowanie paska
Jeszcze w niedzielę 23 grudnia wydawało się, że będziemy mieć white christmas, a już następnego dnia nadzieja rozpuściła się w kałuży. Jedni synptycy zapowiadali mrozy, inni odwilż. Jeszcze w wigilię wigilii, gdy było -8 stopni Celsjusza wydawało się, że ci pierwsi mieli rację. Ale już następnego dnia widać było, że święta będa na solidnym plusie. I były. Temperatury sięgały w ciągu dnia 8 stopni na plusie, więc bożenarodzenie przypominało raczej wielkanoc.
Ja święta spędziłem tradycyjnie: dwa dni ostrych przygotowań z krojeniem, gotowaniem, mieszaniem i kręceniem, a potem trzy dni popuszczania pasa, by dopasować się do gwałtownie puchnącego żołądka.
W każdym razie było rodzinnie. Część posiłków u mojej rodziny, część u Jakisia. Syto, słodko... aż do zmęczenia materiału.
W ostatni dzień świąt po prostu umarłem. Nie mogłem już patrzeć na jedzenie, a myśl o wyjściu z domu była ostatnią.
Jeszcze tylko sylwestrowe napięcie, trzech kropiwnickich króli i dłuuugie oczekiwanie na wiosenne przesilenie.
No i ten nowy rok, w który wchodzę z nadzieją (Z nadzieją, a nie PRZY nadziei). Może złudną, ale cóż pozostało.
Jeszcze w niedzielę 23 grudnia wydawało się, że będziemy mieć white christmas, a już następnego dnia nadzieja rozpuściła się w kałuży. Jedni synptycy zapowiadali mrozy, inni odwilż. Jeszcze w wigilię wigilii, gdy było -8 stopni Celsjusza wydawało się, że ci pierwsi mieli rację. Ale już następnego dnia widać było, że święta będa na solidnym plusie. I były. Temperatury sięgały w ciągu dnia 8 stopni na plusie, więc bożenarodzenie przypominało raczej wielkanoc.
Ja święta spędziłem tradycyjnie: dwa dni ostrych przygotowań z krojeniem, gotowaniem, mieszaniem i kręceniem, a potem trzy dni popuszczania pasa, by dopasować się do gwałtownie puchnącego żołądka.
W każdym razie było rodzinnie. Część posiłków u mojej rodziny, część u Jakisia. Syto, słodko... aż do zmęczenia materiału.
W ostatni dzień świąt po prostu umarłem. Nie mogłem już patrzeć na jedzenie, a myśl o wyjściu z domu była ostatnią.
Jeszcze tylko sylwestrowe napięcie, trzech kropiwnickich króli i dłuuugie oczekiwanie na wiosenne przesilenie.
No i ten nowy rok, w który wchodzę z nadzieją (Z nadzieją, a nie PRZY nadziei). Może złudną, ale cóż pozostało.
piątek, 21 grudnia 2012
Bezplatne parkowanie w centrum Lodzi
Sztuka przetrwania
Podjechałem dziś do centrum Łodzi i dostałem wkurwu. Nie tylko nie ma gdzie parkować, ale jeszcze jest to absurdalnie drogie. Szczęśliwie nie jeżdżę do centrum na cały dzień, a tylko żeby coś załatwić. Ma to ten minus, że nigdy nie wiem ile mi zejdzie, więc nigdy nie wiem ile mam zapłacić w parkomacie. Zapłacę więcej: wąż mi umiera w kieszeni, zapłacę za mało: stresuję się, że rekieterzy w mundurkach wlepią mi mandat. Więc jak każdy normalny obywatel zacząłem kombinować.
Od 1 grudnia 2012 roku władze Łodzi postanowiły, że będą wysysać z mieszkańców więcej pieniędzy. Nie tylko powiększono obszar płatnego parkowania w godzinach 8:00 - 18:00 o jakieś 40%, ale też podniesiono opłaty o 50%.
Stawki opłat za parkowanie pojazdów samochodowych w Strefie Płatnego Parkowania:
• za pierwsze ½ godziny - 1,50 zł,
• za pierwszą godzinę - 3,00 zł,
• za drugą godzinę - 3,60 zł,
• za trzecią godzinę - 4,30 zł,
• za czwartą i każdą kolejną - 3,00 zł.
Opłaty za poszczególne godziny sumują się. Bilet parkingowy za jeden dzień - 25,00 zł
Opłaty nie dotyczą oczywiście miejskich urzędników i radnych. Mogą parkować bez żadnych opłat w samym centrum miasta przy urzędzie. Zwykli mieszkańcy zachęcani są do korzystania z komunikacji miejskiej.
Nie jest tak, że brzydzę się komunikacją miejską, ale gdy chcę pozałatwiać kilka spraw, w tym zrobić zakupy, wolę korzystać z samochodu. Bo w posiadaniu samochodu właśnie o to chodzi. I nie zmieni tego bzdurna polityka miejskich urzędników.
Przypuszczam, że nie jestem jedynym, który w misternej siatce pobierania haraczu przez miasto szuka dziur. Znalazłem jedną (czerwona kropka), a inni może podpowiedzą mi inne, w różnych rejonach miasta.
1) róg Mickiewicza i Wólczańskiej (wjazd od Wólczańskiej) - miejsc jest na minimum setkę samochodów i jest dosyć gęsto, ale szanse na zaparkowanie są,
2) ...
Z pewnością jest mnóstwo podwórek i zaułków, które też nadają się do parkowania. Trzeba tylko wiedzieć gdzie one są.
Podjechałem dziś do centrum Łodzi i dostałem wkurwu. Nie tylko nie ma gdzie parkować, ale jeszcze jest to absurdalnie drogie. Szczęśliwie nie jeżdżę do centrum na cały dzień, a tylko żeby coś załatwić. Ma to ten minus, że nigdy nie wiem ile mi zejdzie, więc nigdy nie wiem ile mam zapłacić w parkomacie. Zapłacę więcej: wąż mi umiera w kieszeni, zapłacę za mało: stresuję się, że rekieterzy w mundurkach wlepią mi mandat. Więc jak każdy normalny obywatel zacząłem kombinować.
Fot. zdit.uml.lodz.pl |
Stawki opłat za parkowanie pojazdów samochodowych w Strefie Płatnego Parkowania:
• za pierwsze ½ godziny - 1,50 zł,
• za pierwszą godzinę - 3,00 zł,
• za drugą godzinę - 3,60 zł,
• za trzecią godzinę - 4,30 zł,
• za czwartą i każdą kolejną - 3,00 zł.
Opłaty za poszczególne godziny sumują się. Bilet parkingowy za jeden dzień - 25,00 zł
Opłaty nie dotyczą oczywiście miejskich urzędników i radnych. Mogą parkować bez żadnych opłat w samym centrum miasta przy urzędzie. Zwykli mieszkańcy zachęcani są do korzystania z komunikacji miejskiej.
Nie jest tak, że brzydzę się komunikacją miejską, ale gdy chcę pozałatwiać kilka spraw, w tym zrobić zakupy, wolę korzystać z samochodu. Bo w posiadaniu samochodu właśnie o to chodzi. I nie zmieni tego bzdurna polityka miejskich urzędników.
Przypuszczam, że nie jestem jedynym, który w misternej siatce pobierania haraczu przez miasto szuka dziur. Znalazłem jedną (czerwona kropka), a inni może podpowiedzą mi inne, w różnych rejonach miasta.
1) róg Mickiewicza i Wólczańskiej (wjazd od Wólczańskiej) - miejsc jest na minimum setkę samochodów i jest dosyć gęsto, ale szanse na zaparkowanie są,
2) ...
Z pewnością jest mnóstwo podwórek i zaułków, które też nadają się do parkowania. Trzeba tylko wiedzieć gdzie one są.
wtorek, 18 grudnia 2012
Dożywocie za homoseksualizm...
...w prezencie pod choinkę
Nic tak nie uraduje Ojca Świętego jak troska o życie poczęte, czy celebrowanie małżeństwa jako związku kobiety i mężczyzny.
Kobiety powinny rodzić przyszłych żołnierzy Kościoła, a ich mężowie - poza gorliwym zapładnianiem swoich małżonek - nie poprzestawać w wysiłkach służenia jedynej wierze.
Zbliża się czas upamiętniający Boże Narodzenie. Jakże miły sercu Niemieckiego Papieża będzie prezent ugandyjskiego parlamentu karający więzieniem zboczeńców. W imię pokoju na świecie.
Papież Benedykt XVI błogosławi Rebeccę Kadaga (12 grudnia 2012) - przewodniczącą ugandyjskiego parlamentu - która jest pełna nadziei, że prawa skazujące homoseksualistów przynajmniej na więzienie, w tym dożywocie, zostaną wprowadzone w Ugandzie jeszcze przed końcem roku.
Ja wprawdzie zdaję sobie sprawę z tego, że papież jest bezwolną kukłą spotykającą się, błogosławiącą i wykonującą inne czary-mary wobec każdego kogo podsunie mu jego otoczenie. Ale kim on się otoczył? SS-manami?
Katolicy wszystkich krajów... wstydźcie się!
Fot. www.sbs.com.au z retuszem |
Kobiety powinny rodzić przyszłych żołnierzy Kościoła, a ich mężowie - poza gorliwym zapładnianiem swoich małżonek - nie poprzestawać w wysiłkach służenia jedynej wierze.
Zbliża się czas upamiętniający Boże Narodzenie. Jakże miły sercu Niemieckiego Papieża będzie prezent ugandyjskiego parlamentu karający więzieniem zboczeńców. W imię pokoju na świecie.
Papież Benedykt XVI błogosławi Rebeccę Kadaga (12 grudnia 2012) - przewodniczącą ugandyjskiego parlamentu - która jest pełna nadziei, że prawa skazujące homoseksualistów przynajmniej na więzienie, w tym dożywocie, zostaną wprowadzone w Ugandzie jeszcze przed końcem roku.
Fot. pinknews.co.uk |
Katolicy wszystkich krajów... wstydźcie się!
Fot. jak wyżej |
poniedziałek, 17 grudnia 2012
Homoseksualizm - kolejny pomysl
Kiedy rozpoczną się badania genetyczne przyczyn katolicyzmu?
Zainteresowanych odsyłam do tokfm i artykułu źródłowego.
W skrócie tajemnica ma się kryć w epigenetyce - nauce zajmującej się badaniem dziedziczenia cech, które nie są zakodowane bezpośrednio w sekwencji DNA.
Chodzi o znaczniki epigenetyczne. Owe znaczniki decydują o tym, w jaki sposób konkretny gen jest wyrażany (czy się aktywuje, kiedy, gdzie i jak mocno podczas rozwoju płodu).
Najczęściej znaczniki są tworzone samoistnie przez płód, który "wie", że jest chłopcem lub dziewczynką. Mogą jednak być przenoszone między pokoleniami. Co więcej, na DNA chłopca mogą się przenieść znaczniki matki, a na DNA dziewczynki znaczniki ojca. Ma to wpływ na zmianę reakcji płodu na wahania hormonów matki. Może to - mamy do czynienia tylko z teorią - skutkować homoseksualizmem lub transseksualizmem.
Brzmi to sensownie, przynajmniej dla laika.
Jest tam jednak jeszcze wzmianka o tym, że ma to wpływ na feminizację płodu męskiego i maskulinizację płodu żeńskiego. I to jakoś mi nie gra. Stereotyp sugeruje wprawdzie zniewieścienie gejów i zmaskulinizowanie lesbijek, jednak nie wszystkie lesbijki są męskie i nie wszyscy geje są zniewieściali. Wręcz bywa tak, że są lesbijki bardzo kobiece i geje bardzo męscy. Co ich różni od heteronormatywu, to pociąg do swojej płci. Odbywa się to przecież niekoniecznie na zasadzie, że męski gej szuka zniewieściałego partnera. Powiedziałbym, że jest odwrotnie, męscy geje szukają sobie podobnych i to samo zniewieściali.
Rozmówca TOK.FM profesor Jan Brzeski przyrównuje tę sytuację do genetycznie przenoszonego koloru włosów, który chorobą nie jest i mukowiscydozy, która jest uznawana za chorobę.
Nie podoba mi się to zestawienie.
Postawię sprawę mocniej: jednych pociągają osobnicy tej samej płci, a inni wierzą w krasnoludki i cuda Jezusa Chrystusa. Może należałoby rozpocząć badania genetyczne nad przyczynami, dla których są ludzie hołdujący różnym hokus-pokus?
Zainteresowanych odsyłam do tokfm i artykułu źródłowego.
W skrócie tajemnica ma się kryć w epigenetyce - nauce zajmującej się badaniem dziedziczenia cech, które nie są zakodowane bezpośrednio w sekwencji DNA.
Chodzi o znaczniki epigenetyczne. Owe znaczniki decydują o tym, w jaki sposób konkretny gen jest wyrażany (czy się aktywuje, kiedy, gdzie i jak mocno podczas rozwoju płodu).
Najczęściej znaczniki są tworzone samoistnie przez płód, który "wie", że jest chłopcem lub dziewczynką. Mogą jednak być przenoszone między pokoleniami. Co więcej, na DNA chłopca mogą się przenieść znaczniki matki, a na DNA dziewczynki znaczniki ojca. Ma to wpływ na zmianę reakcji płodu na wahania hormonów matki. Może to - mamy do czynienia tylko z teorią - skutkować homoseksualizmem lub transseksualizmem.
Brzmi to sensownie, przynajmniej dla laika.
Jest tam jednak jeszcze wzmianka o tym, że ma to wpływ na feminizację płodu męskiego i maskulinizację płodu żeńskiego. I to jakoś mi nie gra. Stereotyp sugeruje wprawdzie zniewieścienie gejów i zmaskulinizowanie lesbijek, jednak nie wszystkie lesbijki są męskie i nie wszyscy geje są zniewieściali. Wręcz bywa tak, że są lesbijki bardzo kobiece i geje bardzo męscy. Co ich różni od heteronormatywu, to pociąg do swojej płci. Odbywa się to przecież niekoniecznie na zasadzie, że męski gej szuka zniewieściałego partnera. Powiedziałbym, że jest odwrotnie, męscy geje szukają sobie podobnych i to samo zniewieściali.
Rozmówca TOK.FM profesor Jan Brzeski przyrównuje tę sytuację do genetycznie przenoszonego koloru włosów, który chorobą nie jest i mukowiscydozy, która jest uznawana za chorobę.
Nie podoba mi się to zestawienie.
Postawię sprawę mocniej: jednych pociągają osobnicy tej samej płci, a inni wierzą w krasnoludki i cuda Jezusa Chrystusa. Może należałoby rozpocząć badania genetyczne nad przyczynami, dla których są ludzie hołdujący różnym hokus-pokus?
czwartek, 13 grudnia 2012
Kurzęce mięso
Żyć za 1zł dziennie? Da się zrobić
Śniadanie
Śniadanie nie odbiegało od codziennych śniadań: jajko na miękko, żółty ser, plasterek szynki i herbata z cytryną. Jako pieczywo wystąpiła ciabatta, a za smar posłużył Pyszny Duet.
Około 2 miesięcy temu zauważyłem u Gejowskiego maszynkę do pieczenia chleba. Nie chciał pożyczyć na testy, ale o zdarzeniu opowiedziałem Jakisiowi, który zaraz następnego dnia wrócił z Lidla z takim właśnie urządzeniem firmy Silvercrest. Kupionym zresztą okazyjnie, bo z 10% zniżką. Zamiast 200zł zapłacił 180zł.
Od tego czasu nie biegamy do piekarni tylko pieczemy chleb w domu. Przetestowaliśmy wszystkie Lidlowe mieszanki i do gustu przypadły nam jedynie dwie: chleb słonecznikowy (sonenblumen-kernbrot) i ciabatta. Pozostałe były zbyt gliniaste. Nawet sztuczki w rodzaju dodawania ugotowanego ziemniaka nie pomagały. Są też polskie mieszanki, do których trzeba dodawać drożdże, ale one też nie przeszły naszych testów pomyślnie.
Jeden 750g bochenek kosztuje 2,65zł (całe opakowanie kosztuje 5,30zł). To tyle co 15 bułek po 50g każda z Biedronki po 0,25zł za sztukę (razem 3,75zł). Wychodzi taniej, a do tego zapach pieczonego chleba wypełniający całe mieszkanie.
Najlepiej jest tak ustawić pieczenie, by chleb był gotowy na poranny posiłek. Pierwszy test nocnego wypieku był irytujący. Urządzenie zaczęło działać około 4 w nocy i niestety w panującej ciszy odgłosy mieszania i popiskiwania roznosiły się po całym mieszkaniu. Kolejne wypieki robiliśmy w łazience, która najlepiej wytłumia wszystkie odgłosy.
Inną wpadką było skromne spotkanie z Metką Boską, Gwiazdą, Raandem i jego lubym. Chleb wstawiłem zbyt późno i gotowy był, gdy goście już byli. Ledwo wyjąłem zaczęli chleb jeść. Poszedł cały bochenek. Niestety dało to przykre efekty następnego dnia. Wszyscy czterej mieli dolegliwości. Ja i Jakiś nie jedliśmy, żeby dla gości starczyło i nam się upiekło. Ale nauka z tego taka, że pieczony w domu chleb lepiej jeść po tym jak wystygnie.
Obiad
Krupniku ciąg dalszy. Zupa jest bardzo tania, a zimą ją ubóstwiam. Składniki banalne: zwłoki kurzęce, pietruszka, marchewka, seler, kasza jęczmienna. Jakiś wprowadził nowy sposób gotowania zwłok. Gotuje je w wodzie przez 4 godziny na minimalnym ogniu, tak by tylko pyrkało, ale nie wrzało. Dzięki temu wszystkie składniki z mięsa wygotowują się i przechodzą do wywaru. Nawet chrząstki się rozpuszczają. Dzięki temu zupa jest syta i rozgrzewająca.
Trochę o zwłokach.
Kiedyś kupowaliśmy gotowe zwłoki, czyli kurczę bez piersi, nóg i skrzydełek. Jednak bardziej opłacalne jest kupienie całej kury i dokonanie sekcji. Przy zwłokach pozostają jedynie skrzydełka, których nie uznajemy za warte przeznaczenia do innych dań. Piersi i nogi wędrują do zamrażarki z przeznaczeniem na kolejny obiad.
Wygotowane zwłoki nie idą do kosza, ale są podstawą dalszej obróbki. Dziś głównym daniem znowu były buraczki zasmażane oraz danie z mięsa ze zwłok, ze szpeclami w sosie pomidorowym. 0,15zł to buraczki, reszta warta była jakieś 0,50zł. Tym samym na osobę kosztowało to około 0,65zł. Gdybyśmy takie dania jedli codziennie przez miesiąc wyniosłyby to na jednego 19,50zł.
Próbowaliśmy się porównać ze słynnym studentem Kewinem Dąbrowskim żywiącym się w październiku 2012 roku za 1zł dziennie. Chyba jesteśmy w stanie mu dorównać przy jednocześnie dużo bardziej rozmaitych posiłkach.
Z czasem uda mi się do tych dań dodać wartości i wtedy się okaże.
Co to są szpecle? Ha, też nie wiedziałem. To moje odkrycie 2011 roku w restauracji w Niemczech. Później okazało się, że są dostępne w Lidlu w dwóch wersjach suszonej i świeżej. W sumie jest to rodzaj lanych klusek. Robienie ich samodzielnie jest kłopotliwe, a kupne są nie mniej dobre.
O jedzeniu można jak o zieleni ;)
Śniadanie
Śniadanie nie odbiegało od codziennych śniadań: jajko na miękko, żółty ser, plasterek szynki i herbata z cytryną. Jako pieczywo wystąpiła ciabatta, a za smar posłużył Pyszny Duet.
Około 2 miesięcy temu zauważyłem u Gejowskiego maszynkę do pieczenia chleba. Nie chciał pożyczyć na testy, ale o zdarzeniu opowiedziałem Jakisiowi, który zaraz następnego dnia wrócił z Lidla z takim właśnie urządzeniem firmy Silvercrest. Kupionym zresztą okazyjnie, bo z 10% zniżką. Zamiast 200zł zapłacił 180zł.
Od tego czasu nie biegamy do piekarni tylko pieczemy chleb w domu. Przetestowaliśmy wszystkie Lidlowe mieszanki i do gustu przypadły nam jedynie dwie: chleb słonecznikowy (sonenblumen-kernbrot) i ciabatta. Pozostałe były zbyt gliniaste. Nawet sztuczki w rodzaju dodawania ugotowanego ziemniaka nie pomagały. Są też polskie mieszanki, do których trzeba dodawać drożdże, ale one też nie przeszły naszych testów pomyślnie.
Jeden 750g bochenek kosztuje 2,65zł (całe opakowanie kosztuje 5,30zł). To tyle co 15 bułek po 50g każda z Biedronki po 0,25zł za sztukę (razem 3,75zł). Wychodzi taniej, a do tego zapach pieczonego chleba wypełniający całe mieszkanie.
Najlepiej jest tak ustawić pieczenie, by chleb był gotowy na poranny posiłek. Pierwszy test nocnego wypieku był irytujący. Urządzenie zaczęło działać około 4 w nocy i niestety w panującej ciszy odgłosy mieszania i popiskiwania roznosiły się po całym mieszkaniu. Kolejne wypieki robiliśmy w łazience, która najlepiej wytłumia wszystkie odgłosy.
Inną wpadką było skromne spotkanie z Metką Boską, Gwiazdą, Raandem i jego lubym. Chleb wstawiłem zbyt późno i gotowy był, gdy goście już byli. Ledwo wyjąłem zaczęli chleb jeść. Poszedł cały bochenek. Niestety dało to przykre efekty następnego dnia. Wszyscy czterej mieli dolegliwości. Ja i Jakiś nie jedliśmy, żeby dla gości starczyło i nam się upiekło. Ale nauka z tego taka, że pieczony w domu chleb lepiej jeść po tym jak wystygnie.
Obiad
Krupniku ciąg dalszy. Zupa jest bardzo tania, a zimą ją ubóstwiam. Składniki banalne: zwłoki kurzęce, pietruszka, marchewka, seler, kasza jęczmienna. Jakiś wprowadził nowy sposób gotowania zwłok. Gotuje je w wodzie przez 4 godziny na minimalnym ogniu, tak by tylko pyrkało, ale nie wrzało. Dzięki temu wszystkie składniki z mięsa wygotowują się i przechodzą do wywaru. Nawet chrząstki się rozpuszczają. Dzięki temu zupa jest syta i rozgrzewająca.
Trochę o zwłokach.
Kiedyś kupowaliśmy gotowe zwłoki, czyli kurczę bez piersi, nóg i skrzydełek. Jednak bardziej opłacalne jest kupienie całej kury i dokonanie sekcji. Przy zwłokach pozostają jedynie skrzydełka, których nie uznajemy za warte przeznaczenia do innych dań. Piersi i nogi wędrują do zamrażarki z przeznaczeniem na kolejny obiad.
Wygotowane zwłoki nie idą do kosza, ale są podstawą dalszej obróbki. Dziś głównym daniem znowu były buraczki zasmażane oraz danie z mięsa ze zwłok, ze szpeclami w sosie pomidorowym. 0,15zł to buraczki, reszta warta była jakieś 0,50zł. Tym samym na osobę kosztowało to około 0,65zł. Gdybyśmy takie dania jedli codziennie przez miesiąc wyniosłyby to na jednego 19,50zł.
Próbowaliśmy się porównać ze słynnym studentem Kewinem Dąbrowskim żywiącym się w październiku 2012 roku za 1zł dziennie. Chyba jesteśmy w stanie mu dorównać przy jednocześnie dużo bardziej rozmaitych posiłkach.
Z czasem uda mi się do tych dań dodać wartości i wtedy się okaże.
Co to są szpecle? Ha, też nie wiedziałem. To moje odkrycie 2011 roku w restauracji w Niemczech. Później okazało się, że są dostępne w Lidlu w dwóch wersjach suszonej i świeżej. W sumie jest to rodzaj lanych klusek. Robienie ich samodzielnie jest kłopotliwe, a kupne są nie mniej dobre.
O jedzeniu można jak o zieleni ;)
środa, 12 grudnia 2012
Smacznie i tanio
Sztuka wyboru
Gdzieś przeczytałem, że osoby homoseksualne są bardzo rozważnymi konsumentami. Ja i Jakiś potwierdzamy to w całej pełni. Nasze wybory są zawsze przemyślane. Może to przeczyć jakiemuś stereotypowi o szlaeńczym konsumpcjonizmie osób nieheteronormatywnych. Wizyta w sklepie jest dla nas nie tylko okazją do podziwiania zdarzających się egzemplarzy płci najpiękniejszej, ale też do prowadzenia gry z usiłującymi nas oszukać sklepikarzami.
Do swojego bloga dołączę porady z cyklu "co warto kupić, a czego nie" oraz, co z tego można przyrządzić. W tagach będzie to pod "smacznie i tanio".
Na początek dwie stare historyjki.
Hipermarket Real obwieścił, że jak się znajdzie gdzieś towar w niższej cenie niż u nich, to zwrócą różnicę. Dzień wcześniej kupowałem Żołądkową gorzką w Biedronce. Rzuciłem okiem w Realu i cena była wyższa. Wzięliśmy butelkę i z innymi zakupami udaliśmy się do kasy. Butelka poszła na pierwszy rzut. Powiedziałem kasjerce, że wczoraj kupiłem ten alkohol taniej, więc chcę zwrotu różnicy. Kasjerka nie miała pojęcia, co zrobić. Zadzwoniła po pomoc. Pomoc przyszła i też nic nie wiedziała. Wspólnie uznaliśmy, że to reklamowy kant Reala i zrezygnowaliśmy z zakupu butelki.
Jednak Real uparł się na nas. Jakiś wyciąga gazetki hipermarketów ze skrzynki i patrzy, co się opłaca kupić. Real trwał w swojej obietnicy zwrotu różnicy, jesli coś jest dostępne taniej gdzie indziej. Zwykłe porównanie gazetek pokazało, że winogrona (o ile dobrze pamiętam) są tańsze w Carrefourze. Odpuściliśmy uznając, że nie ma co jechać do Reala, bo i tak nie będą wiedzieć, co z tym fantem zrobić.
Śniadanie
Po dwie kromki pieczonego w domu chleba słonecznikowego z Lidla, ser żółty i twarożek z Carrefoura. Herbata. Jakiś dostał kanapkę "do szkoły".
Obiad
Krupnik na kurzych zwłokach odartych z nóg i piersi, ziemniaki z kotletem schabowym (Grot: porcja za 3zł), buraczki zasmażane (na bazie surowych buraków z Carrefour [0,88zł/kg] i jednego jabłka - 0,15zł za porcję). Razem jakieś 4zł na osobę. Gdyby nie płodozmian naszego menu miesięcznie takie obiady kosztowałyby nas (pomijając prąd, dodatki i robociznę) 240zł. I byłoby to bardzo drogo, gdyż był to jeden z droższych obiadów.
Kolacja
Kolacji się nie je.
Gdzieś przeczytałem, że osoby homoseksualne są bardzo rozważnymi konsumentami. Ja i Jakiś potwierdzamy to w całej pełni. Nasze wybory są zawsze przemyślane. Może to przeczyć jakiemuś stereotypowi o szlaeńczym konsumpcjonizmie osób nieheteronormatywnych. Wizyta w sklepie jest dla nas nie tylko okazją do podziwiania zdarzających się egzemplarzy płci najpiękniejszej, ale też do prowadzenia gry z usiłującymi nas oszukać sklepikarzami.
Do swojego bloga dołączę porady z cyklu "co warto kupić, a czego nie" oraz, co z tego można przyrządzić. W tagach będzie to pod "smacznie i tanio".
Na początek dwie stare historyjki.
Hipermarket Real obwieścił, że jak się znajdzie gdzieś towar w niższej cenie niż u nich, to zwrócą różnicę. Dzień wcześniej kupowałem Żołądkową gorzką w Biedronce. Rzuciłem okiem w Realu i cena była wyższa. Wzięliśmy butelkę i z innymi zakupami udaliśmy się do kasy. Butelka poszła na pierwszy rzut. Powiedziałem kasjerce, że wczoraj kupiłem ten alkohol taniej, więc chcę zwrotu różnicy. Kasjerka nie miała pojęcia, co zrobić. Zadzwoniła po pomoc. Pomoc przyszła i też nic nie wiedziała. Wspólnie uznaliśmy, że to reklamowy kant Reala i zrezygnowaliśmy z zakupu butelki.
Jednak Real uparł się na nas. Jakiś wyciąga gazetki hipermarketów ze skrzynki i patrzy, co się opłaca kupić. Real trwał w swojej obietnicy zwrotu różnicy, jesli coś jest dostępne taniej gdzie indziej. Zwykłe porównanie gazetek pokazało, że winogrona (o ile dobrze pamiętam) są tańsze w Carrefourze. Odpuściliśmy uznając, że nie ma co jechać do Reala, bo i tak nie będą wiedzieć, co z tym fantem zrobić.
Śniadanie
Po dwie kromki pieczonego w domu chleba słonecznikowego z Lidla, ser żółty i twarożek z Carrefoura. Herbata. Jakiś dostał kanapkę "do szkoły".
Obiad
Krupnik na kurzych zwłokach odartych z nóg i piersi, ziemniaki z kotletem schabowym (Grot: porcja za 3zł), buraczki zasmażane (na bazie surowych buraków z Carrefour [0,88zł/kg] i jednego jabłka - 0,15zł za porcję). Razem jakieś 4zł na osobę. Gdyby nie płodozmian naszego menu miesięcznie takie obiady kosztowałyby nas (pomijając prąd, dodatki i robociznę) 240zł. I byłoby to bardzo drogo, gdyż był to jeden z droższych obiadów.
Kolacja
Kolacji się nie je.
poniedziałek, 10 grudnia 2012
Glupota duchownych nie zna granic
Emerytalna zmiana płci kontra teoria wielkiego pierdu
"Gość Niedzielny" - takie pisemko dla pomyleńców - zamieściło bełkot Marka Dziewieckiego ( wg opisu tego katolickiego tabloidu: teologa i psychologa, autora licznych publikacji m.in. na temat psychologii zdrowia, profilaktyki i terapii uzależnień, pełniącego m.in. funkcję Krajowego Duszpasterza Powołań). W felietonie pt. "Ideologia 'gender' i… wcześniejsza emerytura" rzuca ów księżulo śmiałą tezę:
NB. brak odpowiedniej wentylacji trumny może doprowadzić do jej rozsadzenia w wyniku działania gazów powstających w gnijącym ciele.
Zupełnie kuriozalne jest, że to indywiduum uczestniczyło w przeszłości w pracach Ministerstwa Edukacji Narodowej nad programem przedmiotu "Wychowanie do życia w rodzinie".
"Myśl" kaznodziei można rozwinąć. Na przykład: kobiety masowo będą deklarować zmianę płci, by móc sikać na stojąco przy pisuarze zamiast trenować cierpliwość zwieraczy w kolejce do damskiej toalety. Inne podobnie absurdalne w klimacie wzmiankowanego klechy? Piszcie śmiało.
Naprawdę staram się nie być antyklerykałem, ale tępota kato-queens jest, jak to się ładnie mówi, porażająca.
"Gość Niedzielny" - takie pisemko dla pomyleńców - zamieściło bełkot Marka Dziewieckiego ( wg opisu tego katolickiego tabloidu: teologa i psychologa, autora licznych publikacji m.in. na temat psychologii zdrowia, profilaktyki i terapii uzależnień, pełniącego m.in. funkcję Krajowego Duszpasterza Powołań). W felietonie pt. "Ideologia 'gender' i… wcześniejsza emerytura" rzuca ów księżulo śmiałą tezę:
Skoro według ideologii „gender” każdy człowiek może sobie sam określić, jakiej chce być płci, to może też dowolną liczbę razy zmieniać swoje zdanie w tym względzie i w różnych fazach życia uznawać siebie za osobę innej płci. Według tej ideologii człowiek ma prawo zmieniać „płeć” wyłącznie w oparciu o swoje aktualne przekonanie, ze wszystkimi konsekwencjami takich działań, na przykład z opuszczeniem małżonka i porzuceniem swoich dzieci włącznie. Z kolei państwo” przyjmuje na siebie obowiązek za każdym razem respektować decyzję danego obywatela, wystawiać mu nowe dokumenty, przyznawać odmienne prawa. Może zatem być tak, że w krajach, w których kobiety przechodzą wcześniej na emeryturę, mężczyzna zadeklaruje w odpowiednim urzędzie, że oto odtąd jest kobietą i państwo będzie zmuszone wcześniej niż mężczyznom wypłacać mu emeryturę. Nie będzie potrzebna żadna operacja, zażywanie hormonów czy zmiana wyglądu zewnętrznego, gdyż według ideologii „gender” płeć biologiczna nie ma tu znaczenia. Ważne jest jedynie subiektywne przekonanie danej osoby co do tego, jakiej jest płci.Cóż za troska! I jeszcze: i kto to mówi?! Wyznawca religii głoszącej, że pierwszym sputnikiem Ziemi był trup niejakiego Joszue, jako nekrocelebryta znany pod pseudonimem Jezus Chrystus, wyniesiony na orbitę mocą metanu, dwutlenku węgla, azotu, wodoru i siarkowodoru gwałtownie wydostających się z gnijącego ciała w momencie utraty jędrności zwieraczy osiągając w ten sposób pierwszą prędkość kosmiczną (tzw. teoria wielkiego pierdu).
NB. brak odpowiedniej wentylacji trumny może doprowadzić do jej rozsadzenia w wyniku działania gazów powstających w gnijącym ciele.
Zupełnie kuriozalne jest, że to indywiduum uczestniczyło w przeszłości w pracach Ministerstwa Edukacji Narodowej nad programem przedmiotu "Wychowanie do życia w rodzinie".
"Myśl" kaznodziei można rozwinąć. Na przykład: kobiety masowo będą deklarować zmianę płci, by móc sikać na stojąco przy pisuarze zamiast trenować cierpliwość zwieraczy w kolejce do damskiej toalety. Inne podobnie absurdalne w klimacie wzmiankowanego klechy? Piszcie śmiało.
Naprawdę staram się nie być antyklerykałem, ale tępota kato-queens jest, jak to się ładnie mówi, porażająca.
sobota, 8 grudnia 2012
Z pamiętnika młodej lekarki
Pamięć peselowa
Ostatnio w telewizji pewien pan wyglądający młodo, ale bez przesady, powiedział, że nie pamięta stanu wojennego, ale czytał o nim.
Skoro nie pamięta stanu wojennego, to pewno nie słyszał też o programie radiowej trójki "60 minut na godzinę", w którym leciało "Z pamiętnika młodej lekarki", ani nawet o "Powtórce z rozrywki", w której felietono-skecze Ewy Szumańskiej były powtarzane.
I najwyraźniej większość zaglądających na mój blog w ogóle nie zdaje sobie sprawy, że przed ich narodzinami świat też istniał. Stąd takie totalne niezrozumienie mojej notki "1 grudnia Światowy Dzień Walki z AIDS".
Czy humor z tamtych czasów już przebrzmiał? Moim zdaniem nie. Na pewno jednak trzeba się nań otworzyć i niestety znać odniesienia. Bez tego, to jak rozmowa ze ślepym o kolorach.
Wypada więc zapytać was moi drodzy, ile właściwie macie lat?! Proszę podajcie przedział lat w jakim się urodziliście.
9 grudnia 2012, godz. 00:05: Chwilowo 17 osób ujawniło z jakiego są przedziału wiekowego.
35% jest w wieku 40+
29% jest w wieku między 32, a 40
29% jest w wieku między 22, a 31
6% jest w wieku między 12, a 21
0% ma poniżej 12 lat
Muszę przyznać, że jestem zaskoczony, ale za to przyjemnie. Fajnie, że zaglądają do mnie głównie starsi i nie jestem jakimś tam "kominkiem". Co znajdują młodsi? Pewno nie to, czego szukali. Ale sonda nadal zbiera dane więc zobaczymy, jak wyglądają proporcje.
9 grudnia 2012, godz. 18:00 Czas mija, proporcje się zmieniają.
22% jest w wieku 40+
48% jest w wieku między 32, a 40
19% jest w wieku między 22, a 31
11% jest w wieku między 12, a 21
0% ma poniżej 12 lat
Teraz dominują trzydziestolatkowie, a osoby 32+ to blisko 2/3 odwiedzających. Ta ostatnia grupa powinna słyszeć o "60 minut na godzinę", "Powtórce z rozrywki" i "Z pamiętnika młodej lekarki".
Ostatnio w telewizji pewien pan wyglądający młodo, ale bez przesady, powiedział, że nie pamięta stanu wojennego, ale czytał o nim.
Skoro nie pamięta stanu wojennego, to pewno nie słyszał też o programie radiowej trójki "60 minut na godzinę", w którym leciało "Z pamiętnika młodej lekarki", ani nawet o "Powtórce z rozrywki", w której felietono-skecze Ewy Szumańskiej były powtarzane.
I najwyraźniej większość zaglądających na mój blog w ogóle nie zdaje sobie sprawy, że przed ich narodzinami świat też istniał. Stąd takie totalne niezrozumienie mojej notki "1 grudnia Światowy Dzień Walki z AIDS".
Czy humor z tamtych czasów już przebrzmiał? Moim zdaniem nie. Na pewno jednak trzeba się nań otworzyć i niestety znać odniesienia. Bez tego, to jak rozmowa ze ślepym o kolorach.
Wypada więc zapytać was moi drodzy, ile właściwie macie lat?! Proszę podajcie przedział lat w jakim się urodziliście.
9 grudnia 2012, godz. 00:05: Chwilowo 17 osób ujawniło z jakiego są przedziału wiekowego.
35% jest w wieku 40+
29% jest w wieku między 32, a 40
29% jest w wieku między 22, a 31
6% jest w wieku między 12, a 21
0% ma poniżej 12 lat
Muszę przyznać, że jestem zaskoczony, ale za to przyjemnie. Fajnie, że zaglądają do mnie głównie starsi i nie jestem jakimś tam "kominkiem". Co znajdują młodsi? Pewno nie to, czego szukali. Ale sonda nadal zbiera dane więc zobaczymy, jak wyglądają proporcje.
9 grudnia 2012, godz. 18:00 Czas mija, proporcje się zmieniają.
22% jest w wieku 40+
48% jest w wieku między 32, a 40
19% jest w wieku między 22, a 31
11% jest w wieku między 12, a 21
0% ma poniżej 12 lat
Teraz dominują trzydziestolatkowie, a osoby 32+ to blisko 2/3 odwiedzających. Ta ostatnia grupa powinna słyszeć o "60 minut na godzinę", "Powtórce z rozrywki" i "Z pamiętnika młodej lekarki".
środa, 5 grudnia 2012
Last Christmas - Gangnam style
Chyba nadążam
To kompletnie chore, ale skoro Xell to lansuje, to może coś w tym jest.
Po półlitrze daje się to nawet słuchać, a na zakrapianej imprezie może zadziałać równie pobudzająco, co "Majteczki w kropeczki".
To kompletnie chore, ale skoro Xell to lansuje, to może coś w tym jest.
Po półlitrze daje się to nawet słuchać, a na zakrapianej imprezie może zadziałać równie pobudzająco, co "Majteczki w kropeczki".
poniedziałek, 3 grudnia 2012
Afghanistan U.S. Troops
Call me maybe
Dla wszystkich, którzy dostrzegli mój całkiem udany tekst 1 grudnia Światowy dzień Walki z AIDS.
Wersja oryginalna
Wersja z oryginalnym teledyskiem
Dla wszystkich, którzy dostrzegli mój całkiem udany tekst 1 grudnia Światowy dzień Walki z AIDS.
Wersja oryginalna
Wersja z oryginalnym teledyskiem
Subskrybuj:
Posty (Atom)