Z religijnym zacietrzewieniem
Notka Philippe Ariño „Cóż, jestem zwykłą ciotą” wywołała niemal powołanie spełecznego ruchu przeciwko odŚwiętnej Teresie.
Z pewnościa jestem dokuczliwy, irytujący, wkurwiający, a nawet chamski, czasem też głupi i naiwny, ale zawsze zadziwia mnie oczekiwanie, że racja jest tylko jedna. Pomysł, że małżeństwa są społeczności LGBT zbędne nie jest mój, lecz należy do Philippe'a Ariño. Ja się trochę jego koncepcją pobawiłem zbierając przy okazji kubeł pomyj.
Jakoś ostatnio ciągle ląduję w sytuacjach, że oczekiwane jest ode mnie zgadzanie się z innymi. Jakby to było obowiązkowe. Moja natura buntuje się przeciwko temu, czasem aż staję się agresywny.
Wyszło, że nawet próba zaprezentowania innych poglądów jest źle widziana. Bo przecież podważa to przyrodzone prawa.
Ariño nie zniechęca do walki o pełnię praw dla osób LGBT, ale z drugiej strony zauważa, że wszystkie strony są zmanipulowane i podlegają pewnej iluzji.
Kwestia związków dla osób LGBT stała się dla wielu osób swoistą religią ze świętymi, apostołami, kapłanami i gorliwymi wyznawcami. Szczególnie gorliwi wyznawcy są całkowicie zaślapieni. Kapłani, na przykład w rodzaju Roberta Biedronia, mają zapewnioną uwagę mediów i własnego środowiska. Żaś zwykli geje i lesbijki mają... nudny serial.
Jak każda religia, taki i ta związana ze związkami partnerskimi dla gejów i lesbijek, nie toleruje żadnych herezji. Istnieje tylko jedna słuszna linia, a wygrana wymaga, by wszyscy ją przyjęli. Kto jej nie chce podzielać najpierw jest szykanowany, a w końcu pewno trafi na stos.
Kochani, z Nowym Rokiem "Trzy razy tak" (to taka żaluzja dla wtajemniczonych). Lepiej?
To odwróćmy to teraz: Dlaczego komentujący mają się z tobą zgadzać? Czemu oczekujesz że będą ci przytakiwać?
OdpowiedzUsuńNie dajesz wskazówek że masz pogląd inny niż Arino więc będzie on traktowany jako przyjęty i wyznawany przez ciebie.
Pogląd poglądem a te twoje pytania są paszkwilem. Może jak byś zaprezentował go nie jadąc po bandzie to i riposty były by w lżejszym tonie. Sam wylałeś kubeł pomyj, więc ci odprysnęło zdeka na kołnierzyk, myślę że i tak w tonie niezwykle łagodnym i stonowanym.
Prawdą jest że wygrana wymaga jednomyślności. Niestety, mamy tak słabą reprezentację polityczną że tylko wspólny głos, bez dzielenia włosa, może być skuteczny.
Pogląd "wcale nie potrzebujecie małżeństw bo to przestarzała instytucja i powinna być całkowicie zdelegalizowana" Słyszałem u korwinistów i w istocie jest (przynajmniej w ich wypadku)homofobiczną przykrywką. Czemu? bo małżeństw nikt szybko nie zdelegalizuje, mogą tracić na znaczeniu ale jeszcze długo będą całkiem przyzwoicie funkcjonującą instytucją. Nawet korwiniści nie są takimi kretynami żeby tego nie wiedzieć, nawet oni mają żony/mężów i ciągle biorą śluby.
Odwracasz kota ogonem i więcej, jest to mentalność Kalego - ja nie oczekiwałem, że ktoś się ze mną zgodzi, ba, wręcz przeciwnie.
UsuńRaczej ciekaw byłem argumentacji. I ta wcale mnie nie zachwyciła właśnie przez swoje bolszewicko-religijne zacietrzewienie.
Hasłami "domagamy się", "należy nam się" nikogo nie uda się przekonać, a pamiętajmy, że jesteśmy mniejszością na łasce większości. Zbijanie cudzych argumentów za zasadzie "to my mamy rację" nie przekona wątpiących i nieprzekonanych, o przeciwnbikach nie wspominając. Mam wrażenie, że ta słabość podejścia w pewien sposób wpływa na niepowodzenie kolejnych inicjatyw dotyczących związków partnerskich.
Absolutnie też się nad sobą nie użalam. Myślę, że jestem dosyć gruboskórny, a nikt nie rzucił niczym, co wpędziłoby mnie w depresję ;)
Mam odczucie ze zacząłeś całą dyskusję od odwrócenia kotka więc czemu by nim nie pokręcić trochę? Co tu jest z Kalego bo tego nie rozumiem?
UsuńOczekujesz argumentacji gdy sam narzucasz prześmiewczy ton. Mam poważnie i rzeczowo polemizować z argumentem że chcę małżeństw żeby przejąć majątek partnera? Wybacz ale to trochę poniżej przyzwoitości.
Tak naprawdę szukanie rzeczowych argumentów za małżeństwami jednopłciowymi jest z deka chybione. Ludzie się pobierają bo chcą scementować swoja wieź, ogłosić światu że są razem, poddać się ceremoniałowi który jeszcze do niedawna był dożywotni żeby pokazać jak bardzo im na sobie zależy, prawa to tylko pochodne (pomijam historyczne powody małżeństw, bo są dziś w cywilizacji zachodniej raczej zdezaktualizowane). Fizycznie nie jest im to potrzebne do życia, za to bardzo wpływa na samopoczucie, świadomość wolności i praw jednostki. Są inne metody pokazania sobie/światu wzajemnej relacji ale małżeństwo jest powszechnie przyjętą. Tej metody się pewnej grupie osób zabrania.
Jedynym twoim argumentem jest „ale po co ci to” i to argument wybitnie słaby, nieuczciwy i nierzeczowy (Na argument nierzeczowy chcesz rzeczowych odpowiedzi)
Po co komu fajki, przecież są niezdrowe, zakażmy używania cukru, cywilizacja tylko na tym zyska. Dorośli ludzie mają swoja wolę i swoje potrzeby, wymaganie tłumaczenia czemu powinny być małżeństwa homo, a przynajmniej związki partnerskie jest jak wymaganie od oskarżonego żeby udowadniał swoją niewinność.
Racjonalne argumenty w stylu podatek spadkowy czy wizyty w szpitalu są wcale mocne ale tak naprawdę to przecież nie o to chodzi. Chodzi o prawne uznanie tego że 2 dorosłe osoby tej samej płci mogą się kochać, tworzyć rodzinę i nie są w żaden sposób gorsze od reszty.
Tereso, nikt na Ciebie nie wylewa niczego. Jeśli taplasz się w pomyjach - nie nasza to wina. Po prostu przedstawiłaś z dupy wyjęty tekst Francuza, niepasujący do polskich realiów (Francuzi mają popularne PACS, zawierane w 97% przez pary hetero) i spróbowałaś go odnieść do polskich realiów. A on nie pasuje. My w Polsce nie mamy od półtorej dekady PACSów. My nie mamy nic. Twoja próba odniesienia tego tekstu do Polski jest równie udana, jak gdybyś pojechała do Somalii głosić, że trzeba się odchudzać, bo głównym problemem ludzkości jest nadwaga.
OdpowiedzUsuńNie zareagowałaś też na rzeczowy i prosty argument, zamiast tego - nie wiedzieć czemu - upatrując w wypowiedziach ataku na siebie. Powtórzę więc: chcemy związków partnerskich, bo chcemy równości. Chcemy uznania naszych związków za rodziny w świetle prawa. Chcemy kredytów dla młodych "małżeństw", chcemy wspólnego rozliczania podatków, chcemy dziedziczenia ustawowego, ale nade wszystki chcemy równości i szacunku. Tylko (!) tyle. Spróbuj się proszę odnieść do tego argumentu, zamiast histeryzować, że Cię skrytykowano.
I jeszcze jedno - tu również postaraj się odnieść. Prawo jest narzędziem inżynierii społecznej. Nie dlatego wprowadzamy kary za bicie dzieci, bo mamy nadzieję, że znienacka uda nam się złapać wszystkich bydlaków, którzy katują swoje "Madziulki z Sosnowca". Robimy to, bo chcemy wykreować pewien społecznie pożądany i aprobowany wzorzec zachowania, polegający na powstrzymaniu się od bicia dzieci. To samo dotyczy związków partnerskich. Chcemy przekonać społeczeństwo, że homoseksualizm nie jest chorobą, tylko orientacją seksualną. Jest on społecznie neutralny, uznawany przez prawo (prawo nie sankcjonowałoby przecież "zboczenia" - prawo legitymizuje homoseksualizm swoim autorytetem), normalny i zdrowy. Nie trzeba się z nim kryć, można z nim normalnie żyć i nawet mieć pewne korzyści (np. wspólne opodatkowanie). Tak więc związki partnerskie są potrzebne nawet wówczas, gdybyś Ty, darling, nie zdecydowała się odtańczyć tańca z butelkami i pobrać się w najbliższej synagodze. Być może związki partnerskie nie są potrzebne Tobie osobiście - jesteś ciotą z wielkiego, liberalnego (w sensie poglądów społeczności) miasta, od stuleci żyjącą w udanych i stabilnych stadłach. Ale spójrz na to oczami młodej dziewczyny czy młodego chłopaka z prowincji, np. z Warszawy - dla takiej osoby z małego miasteczka na wschodzie Polski wiadomość, że są związki partnerskie, to także wiadomość, że nie jest sam(a) i nie jest chory(a), tylko po prostu jest homoseksualny(a).
A ja dochodzę do wniosku, że najzwyczajniej w świecie daliśmy się Szanownej Odświętnej strollować :]
OdpowiedzUsuńO nie! Nie o to mi chodziło.
UsuńDotychczasowe próby przekonania większości do przyznania osobom LGBT praw jakie przysługują heterykom spełzły na niczym. Uważam, że gdzieś musi tkwić błąd i możliwe, że tkwi on w sposobie naszej argumentacji i naszym nastawieniu.
Nie znaczy to, że mam receptę. Doświadczenie dotychczasowych prób wprowadzenia związków partnerskich - i ich niepowodzenie - oraz prezentowany przez was sposób argumentacji moim zdaniem wcale nie wróży powodzenia.
Jedni będą się pienić, że tych związków nie ma, inni będą na tym zbijać kapitał polityczny, PiSda i podobnne będą używać do wzmacniania niechęci i oczywiście też budowania na tym własnego kapitału politycznego. A związków nadal nie będzie.
Aż mam wrażenie, że i PO, i SLD, i RP i PiSdzie wręcz zależy na tym, żeby temat był omawiany, ale bez pomyślnego dla nas zakończenia. Niestety środowisko LGBT ze swoją argumentacją siedzi na krzesełku tej samej karuzeli, która kręci się, i kręci... i nic z tego nie wynika.
Ja się mogę mylić, bo omylny jestem. Wam zazdroszczę pewności, że swoją argumentacją jesteście w stanie kogoś przekonać. Życzę powodzenia oczywiście, ale wiary nie podzielam.
Zastanówcie się proszę czemu te oczywiste oczywistości, które tak sprawnie wypisujecie nie trafiają jednak do przekonania większości obywateli. Obywatele się mylą powiecie? Na pewno. I co? Pozostaniemy ze swoją wyższością, przekonaniem o racji... i bez związków partnerskich.
A bo wydaje ci się że to o słabe argumenty chodzi. Nic bardziej mylnego, one nie mają większego znaczenia przecież.
UsuńMasz wyrazisty kurs na prawo w kraju. Geneza tego kursu to pewnie rozprawka na długaśny artykuł ale ukryć się nie da że jeszcze na początku lat 90tych myślenie społeczne było bardziej na lewo niż obecnie. Przyczyn raczej należy upatrywać w sprzężeniu zwrotnym wobec komunizmu, w relatywnie niskim PKB, kryzysie etc. Konserwatyzm ma to do siebie że nie jest rozumowy, jak zakrzepnie to ciężko roztopić argumentami bo posługuje się własną dziwną pseudologiką (tradycja, smoleńskurwasmoleńsk)
W moim odczuciu jedyne co można to zwiększać wiedzę ludzi w zakresie LGBT, wychodzić na światło dzienne, nie udawać że nas nie ma, oswajać ludzi.
No i nasza sfera polityczna która jest... głupia, my naprawdę mamy kretynów w rządzie. Działają wręcz wbrew sondażom społecznym byle było bardziej zachowawczo. Boją się panicznie o swoje stołki.
Poparcie w kraju dla formalizacji związków jednopłciowych nie jest przecież małe. Powyżej 50%, to pozytywna statystyka.
Cytat z dopiero co obejrzanego odcinka Downton Abbey "Dlaczego premier opiera się nieuniknionemu?","Politycy często nie dostrzegają, że zmiany są nieuniknione"
Banał a tak łatwo o tym zapomnieć.
I jeszcze anegdotka związana z argumentami:
UsuńKiedyś polemizowałem z jakimś typkiem który pisał mniejwięcej tak:
"homoseksualizm jest niezgodny z naturą, nie występuje w przyrodzie więc jest evil"
Odpowiedziałem mu przykładami gatunków zwierząt w których obserwowano zachowania homo, na co odpowiedział:
"No tak... ale czy to znaczy że mamy się zachowywać jak zwierzęta?"
Argumenty nie mają znaczenia, zdzierasz jedna kurtynkę i za nią jest kolejna, wszystko byle by zamaskować uprzedzenia.
Do pewnych osób nie dobijesz się nawet gdybyś miał młot pnęmatyczny z wiertłem z hartowanego racjonalizmu. Wtedy jedyne co można to pokazać na przykładach. Stąd najskuteczniejszą drogą nie są argumenty per se a zwiększająca się ilość osób LGBT w polityce, kulturze i prywatnych kręgach znajomych-czyli oswajanie.
Rzuciliście mnóstwo argumentów a teraz napisałeś, że "one nie mają większego znaczenia". Skoro tak, to po co ich używać?! Albo może jednak mam rację, że ta argumentacja straciła rację bytu (siłę rażenia) i nie trafia z wystarczającą mocą. Tak, czy siak jest nieskuteczna.
UsuńTak, mamy zwrot na prawo. Ale też umówmy się nie wszystkie kraje, które wprowadziły związki partnerskie były wówczas lewicowe.
Zgadzam się z koncepcją "zwiększania wiedzy ludzi". Jest nas około 10%, a tych którzy wyszli z szafy jest ile? 1%? I to wcale się nie zmieni, bo większość ludzi nadal będzie się obawiać wyjścia z szafy. Metka pisał o chłopaku, czy dziewczynie z małej miejscowości. Przekonanie, że jak będą związki partnerskie, to oni wyjdą z szafy w swoich środowiskach jest co najmniej naiwne.
Z tą sferą polityczną i Twoją oceną, to się nie zgodzę. Akurat partie polityczne bardzo dobrze wiedzą, czego oczekują ludzie i oczywiście to czy będą związki partnerskie, czy nie zaprząta obywateli w najmniejszym stopniu. Partie zaoferują wszystko, co utrzyma je przy władzy (bądź ją da), a tematy niewygodne, drażliwe, kontrowersyjne zawsze zamiotą pod dywan, albo będą dyskutować aż do rozwodnienia.
Aż 50% poparcia dla związków partnerskich? W tym dla osób LGBT? Aż trudno mi uwierzyć. A jeszcze bardziej, czy to faktyczna deklaracja, czy jedynie chęć pokazania się od strony postępowej. No i ciekawe czy w wyborach zagłosują za partią, która promuje związki partnerskie, czy raczej za tą, która obieca obniżenie podatków.
Niestety filmowa fikcja niewiele nam pomoże ;)
Daliście się strollować. Choć być może Teresa o tym nie wie, ale właśnie taki efekt osiągnął.
UsuńChoć nie zgadzam się z jego diagnozą, w każdym razie w większości punktów się nie zgadzam. To nie jest kwestia argumentów, a kwestia pokazania siły. Politycy i polityczki mają gdzieś argumenty i merytoryczną dyskusję. Ich rusza, jak na ulice wyjdą tysiące i zaczną palić opony. Społeczeństwo to rzecz drugorzędna - bo badania rzeczywiście pokazują, że większość nie ma nic przeciw, gdy przychodzi do konkretnych uprawnień (oczywiście nie dotyczy to póki co adopcji czy zrównania z małżeństwami). I politycy to wiedzą. I w tym momencie dochodzę do punktu, w którym się z Teresą zgadzam - może i większości z nas zależy, ale też większość nic nie robi w tym kierunku. Więc nie ma tej siły, która mogłaby pokazać, że trzeba nas traktować poważnie. Póki więcej osób się nie ruszy - nie będzie związków. No chyba że jakimś cudem pojawi się w Sejmie siła chcąca i zdolna do ich wprowadzenia.
Prosiłeś o argumenty a teraz masz pretensje:) W moim odczuciu argumenty mają ogólnie słabą siłę przebicia, niezależnie od ich jakości. Nie znaczy że nie mają żadnej. Dla pewnych osób są łatwe do zrozumienia ale w przypadku niemałej grupy osób o bardziej konserwatywnym spojrzeniu na świat otrą się o ścianę. Ja to w swoim prywatnym słowniku nazywam ścianą lękową. W którymś momencie to będzie „może nawet masz rację ale nie ryzykujmy” albo „ja wiem swoje” albo ta reakcja jak w dyskusji o homoseksualiźmie wśród zwierząt – totalna zmiana światopoglądu byle by utrzymać tezę że homo = zuuo.
UsuńNikt nigdy ci nie odpowie na prośbę o dokładne wyjaśnienie w jaki sposób wprowadzenie związków czy małżeństw jednopłciowych zagrozi „rodzinie”. Dyskusja się wtedy urwie albo dyskutant będzie próbował zmienić jej tor żeby tylko nie odpowiedzieć bo odpowiedzi nie ma, jednak zawsze ten nic nieznaczący frazes usłyszysz.
To nie oznacza że argumenty nie są potrzebne. Są i to bardzo, one powoluchnu jakąś robotę odwalają. Drobnymi kroczkami pewne mity obalają, ot, mają dalece mniejszą skuteczność niż bym chciał.
Może masz racje że są słabe i zdezaktualizowane. Zaprezentuj więc inne bo ja nie mam na nie pomysłu. Jestem dość solidnie osadzony w swojej argumentacji wynikającej z mojej wizji świata.
Konserwatyzm w wielu krajach jest bardziej lewicowy niż nasza skrajna lewica, stąd w innych krajach bywa inaczej niż u nas. My raczej nieprędko będziemy Francją o ile w ogóle, ona zawsze była myślowo liberalniejsza niż Polska. Metka ma rację, oni już mają PACSy i obecnie już kompletnie inny status małżeństwa więc Arino może se postulować że małżeństwo jest niepotrzebne. W jego postulatach kompletnie nie ma kwestionowania praw gejów bo one są dla niego oczywistością.
Poszperaj nad statystykami poparcia dla związków. Okolice 50% się regularnie pojawiają, zależnie od sposobu postawienia pytania to będzie 40-60, gdzieś kiedyś było chyba nawet 70 ale w to już nie wierzę. Co innego adopcja, tu poparcie jest żadne.
Nie wierze też że rząd wie co robi, w moim odczuciu nie nadążają za społeczeństwem i jego potrzebami właśnie z powodu panicznej obawy o stołki, ale to sprawa raczej na inną dyskusję. Cytat z Downton Abbey dotyczył walki sufrażystek o prawa wyborcze więc nie taka odległa i fantazyjna tematyka, pasuje bardzo dobrze.
Nas nie jest 10%, twoje szacunki są dalece optymistyczne. LGT to będzie pewnie 1,5 może 3% Bi może być dalece niedoszacowane i tu myślę że te 10 a może i 20% by się znalazło (ale to już sobie z czapy wydumałem, nie mam nic na poparcie) może właśnie należy do Bi dotrzeć? To grupa bardzo pomijana i to źle. Tych którzy wyszli z szaf to jest może 0,1%:)
Przekonanie że i w małych mieścinach ludzie w końcu będą mogli się ujawniać nie jest naiwne, oczywiście nie od razu, to proces, nic nie zmieni się z dnia na dzień i związki partnerskie naprawdę mogą w tym pomóc. Związki i comingouty, jak ten „księdza Mateusza”. Jeśli będziesz widzieć świat w takich czarnych barwach to raczej nic nie ruszy z miejsca. Czarnowidztwo prowadzi do bierności.
Tak, Polska szybko zrezygnowała z penalizacji homoseksualizmu i wsio, potem długo długo nic, sory, nie będę się cieszył z tego że już nikt nie chce mnie wsadzać do więzienia za to że nikogo nie krzywdzę. Gdyby nie Strasburg to polskie sądy dalej naginały by prawo w kwestii mieszkań komunalnych i to pokazuje ile znaczymy.
xb: Zapewniam Cię, że oswajam na potęgę. Nic z tego nie wynika niestety. "Oswajaczy" jest pewno wciąż zbyt mało.
OdpowiedzUsuńZnowu napisałeś, że argumentacją nic się nie wskóra. Ja zastanawiam się czy taką argumentacją, bo może potrzebna jest inna.
Twój rozmówca sam sobie zaprzeczył. Skoro homoseksualizm jest niezgodny z naturą, to nie powinno być homoseksualistów. To może nas nie ma? ;)
Geje i lesbijki akurat bardzo często angażują się społecznie. Są w polityce i kulturze. Myslę, że ma to związek z zastępczym rozładowywaniem libido, brakiem konieczności wychowywania dzieci, może też z potrzebą dowartościowania się jako formalny kawaler/panna. Nie ujawniają się z tym masowo. Co rozumiem. Ludzie nikoniecznie chcą być znani jako geje i lesbijki, tylko z innych aspektów swojego życia.
"To prawda, że Piotr Czajkowski był homoseksualistą, ale nie za to go kochamy".
A ja zostałem bez odpowiedzi. Cóż, owocna dyskusja, że tak powiem...
UsuńMetka aż zadzwonił, żeby sie upomnieć o odpowiedź. No to się biorę do dzieła.
UsuńInwektywy pomijam, bo to standardowy chwyt Metki - pewno wyniosła z domu.
Tak, Francuzi mają PACS. Ale co mają do tego realia. Ich realia kiedyś będą naszymi realiami (oby), więc może warto wyciągać wnioski. Jesteśmy członkiem Unii Europejskiej, a też trudno mówić, że nasze realia są choćby zbliżone do realiów starej Europy.
Jak to nie mamy niczego? Penalizacja homoseksualizmu została zniesiona w Polsce w latach dwudziestych. W takiej Anglii zdaje się w latach siedemdziesiątych. Możnaby powiedzieć, że jesteśmy hej do przodu.
Z Somalią to tania wrzuta. W USA są małżeństwa jednopłciowe i prawo posiadania broni półautomatycznej. Jednoczesnie zabronione jest "Jajko - niespodzianka", bo jest zbyt niebezpieczne dla dzieci.
Nie chcę napisać, że ataki na siebie mam w dupie, bo właściwie tylko Ty mnie atakujesz, a Ciebie w dupie nie miałem, nie mam i mieć nie będę ;)
Napisałeś "chcemy równości". I kogo ma to przekonać? Po pierwsze jest w tym żądanie: "chcemy". Środowisko wcale nie jest pod tym względem jednorodne i są tacy, którzy wcale nie chcą - mamy więc nadinterpretację. Ponadto brzmi to jak oczekiwanie górników. Uzurpują sobie prawa, które ich zdaniem słusznie im się należą, ale nie jest to przecież takie oczywiste dla ogółu. Ja się zgadzam, że to kwestia równości. Jednak przez ostatnie tysiąclecia naszej cywilizacji wcale nie było takich oczekiwań i społeczeństwo ma prawo zastanawiać się o co kaman. Dotąd żyło się im (homoseksualistom) dobrze i niczego nie oczekiwali, a teraz ich aspiracje się rozbudziły i nikt nie rozumie czemu tak późno.
Dalej jest w Twoim komentarzu znowu "chcemy, chcemy, chcemy". A co w zamian? Lecisz już tak daleko, że żądasz kredytów dla młodych par homoseksualnych. Może się mylę, ale państwo ich udziela, żeby poprawić sytuację demograficzną kraju. Pary homoseksualne raczej tej poprawie nie sprzyjają.
"Chcemy wspólnego rozliczania podatków" - nie mam nic przeciwko. Jednak podobno domagasz się równości. To może najpierw należałoby przyznać rodzinom z dziećmi prawo do rozliczania się z uwzględnieniem dzieci, które nie tylko nie przynoszą dochodu, ale są totalnym kosztem i to na długie lata. Ale nie, Twoja "równość" polega tylko na tym, żebyś Ty zyskał, prawo do równości innych masz w dupie.
"Chcemy szacunku" - wybacz koffana, ale to jakaś paranoja. Masz mój szacunek. Masz szacunek otoczenia. Chcesz mieć to ustawowo zadekrtetowane? Pojebało Cię?
Co do inżynierii społecznej się zgadzam, ale niestety najpierw musielibyśmy rozstrzygnąć problem, co było najpierw: jajko, czy kura.
Argument z młodym chłopcem z prowincji, np. z Warszawy, poruszyłem w odpowiedzi dla xb.
To ja przepraszam Tereso, być może z uwagi na wiek robię się już powolny, ale mógłbyś w takim razie postawić jakąś tezę, tudzież zadać pytanie? Ale tak w dwóch, trzech zdaniach? :-)
OdpowiedzUsuńOdpowiedż zacząłem pisać, ale już ma ze 40 zdań, a końca nie widać ;)
UsuńNim przejdę do tez muszę poodpowiadać, a jest tego sporo. Noworoczne zmęczenie trochę mi przeszkada.
Jutro będzie notka z odpowiedzią.
Póki co, szczęśliwego Nowego Roku!!!!
Wzajemnie!
Usuń