Trenowanie paska
Jeszcze w niedzielę 23 grudnia wydawało się, że będziemy mieć white christmas, a już następnego dnia nadzieja rozpuściła się w kałuży. Jedni synptycy zapowiadali mrozy, inni odwilż. Jeszcze w wigilię wigilii, gdy było -8 stopni Celsjusza wydawało się, że ci pierwsi mieli rację. Ale już następnego dnia widać było, że święta będa na solidnym plusie. I były. Temperatury sięgały w ciągu dnia 8 stopni na plusie, więc bożenarodzenie przypominało raczej wielkanoc.
Ja święta spędziłem tradycyjnie: dwa dni ostrych przygotowań z krojeniem, gotowaniem, mieszaniem i kręceniem, a potem trzy dni popuszczania pasa, by dopasować się do gwałtownie puchnącego żołądka.
W każdym razie było rodzinnie. Część posiłków u mojej rodziny, część u Jakisia. Syto, słodko... aż do zmęczenia materiału.
W ostatni dzień świąt po prostu umarłem. Nie mogłem już patrzeć na jedzenie, a myśl o wyjściu z domu była ostatnią.
Jeszcze tylko sylwestrowe napięcie, trzech kropiwnickich króli i dłuuugie oczekiwanie na wiosenne przesilenie.
No i ten nowy rok, w który wchodzę z nadzieją (Z nadzieją, a nie PRZY nadziei). Może złudną, ale cóż pozostało.
Ja tez posiadam pełne kosze złudnej nadziei,trochę mnie martwi,że ponoć umiera ostatnia...w moim mieście w pierwszy dzień świąt w południe +14 było,więc zabrałam koszyczek od "Czerwonego Kapturka" i wyruszyłam na poszukiwanie jajek ukrytych gdzieś w trawie przez wielkanocnego króliczka...do siego roku i wiosny pięknie kwitnącej życzę
OdpowiedzUsuń2Panna Tulipanna: Na poszukiwanie tych jajek to może jeszcze trochę za wcześnie. Teraz to można znaleźć w trwaie zgoła zupełnie inne "dekoracje" pozostałe po topniejącym śniegu ;)
UsuńNawet jeśli nadzieja umiera ostatnia, to jeszcze nie powód, żeby umierać razem z nią. Trzeba się cieszyć tym co jest.
Życzenia odwzajemniam z rozkoszą ;)
i po świętach. wracam do ukochanego! żegnamy łódź i okolice : )
OdpowiedzUsuńUkochany nie trawi Łodzi i okolic, czy teściowej? ;)
Usuńnie każ odpowiadać ;D
UsuńA on to przeczyta? ;)
Usuń