Fot. http://forum.cdaction.pl/Kuchenne-Rewolucje-t154316.html |
Stan polskich restauracji przedstawia się dramatycznie i módlmy się, żeby ten program oglądali ich właściciele i wyciągali wnioski. Nie wiem jak jest na restauracyjnym rynku obecnie, bo Jakiś gotuje tak świetnie, że nie ma potrzeby byśmy chodzili konsumować czyjeś nieudane specjały.
Nawet naturalne jest, że Gesslerowa sprawnie się posługuje kuchenną łaciną i piki lecą gęsto. Wreszcie trochę normalnego języka w TV. Szkoda, że “kreatorka smaku” jest często na bakier z polszczyzną (“podeszew”, “upiec steka”!), ale nie można oczekiwać zbyt wiele od lady “midjum rer”. Bo słowa “mocno”, “średnio” i “słabo” wysmażony są widocznie passé, bo polskie.
Każdy program jest robiony na jedno kopyto, ale Gessler zgarnia pewno taką gażę, że na redaktora brakuje.
Czy nie ma tam wpadek? Mnóstwo. Z tego jednego odcinka, dzisiejszego, kardynalny, sypanie mielonego pieprzu z torebki! Żaden dobry kucharz by sobie na to nie pozwolił.
Gessler niestety nie proponuje w programie niczego lekkiego. Dominują jakieś ciężkie potrawy o wiejskiej, bądź mainstreamowej proweniencji.
Program ma blisko czteromilionową widownię. Choćbym się skichał, to gdybym pisał o kulturze i własnych podbojach seksualnych naraz, Metkowe niepowodzenia uwzględniając, to takiej widowni nie zbiorę. To może zacznę te programy recenzować? Gessler ma to w dupie, mnie się jakieś fajniejsze reklamy pojawią, w które może klikniecie, a ja na ćwiartkę wódy rocznie zbiorę.
Pogrzeb Vaclava Havla.
OdpowiedzUsuńZnalazłem taką Jego wypowiedź:
"What interests me most about this whole debate around domestic partnerships is the totally absurd ideology that the benefit of a [traditional] family, as opposed to a homosexual one, is in rearing children. In this sense the family is reduced to something like a calf-factory: it makes them a place for bringing bulls to cows to produce calves. So there's nothing spiritual or soulful in this; it's a very materialistic, co-op notion of the family. And that's what angers me the most."
"sypanie mielonego pieprzu z torebki! Żaden dobry kucharz by sobie na to nie pozwolił" - każdy, nawet najlepszy kucharz sypałby mielony pieprz z torebki gdyby dostawał za trzepotanie tą torebką przed kamerą tyle, co MG od Prymata.
OdpowiedzUsuńW końcu ktoś coś napisał na ten temat. Programu nie oceniam, jest jaki jest i jeśli chociaż jedna knajpa została przez niego wyciągnięta z kłopotów to chwała pani MG za to.
OdpowiedzUsuńNatomiast na łódzkie restauracje ostrzę sobie zęby (kły jadowe), narazie byłem w MG Eat (szybko/zdrowo) i powiem tylko, że obsługa stojąca na fajeczce przed lokalem zabija ten slogan jak nic innego. Poza tym, mdło, nudno, poprawnie ale bez szału. Odnośnie cen, to się komuś chyba miasta pomyliły, ale to tylko moje zdanie. (Natomiast napaliłem się na polkę, te maki..!)
Ok, o Pani Gessler. Lubię jej knajpy. Nie rozumiem tylko, o co tyle szumu. Ot, jedzenie. Nie są to jakieś wyżyny smaku i nie jest go Pani Gessler kreatorką. Nie znalazłem u niej w karcie i na talerzu takich przysmaków, jakie znajdowałem gdzie indziej. Pamiętam smak krewetek świeżo odłowionych z morza w małej knajpce przy plaży w Tajlandii (ceraty na stołach!). Pamiętam smak małych ośmiorniczek podanych w miłej knajpce w barcelońskiej marinie. Pamiętam smak fois gras podanego w maleńkiej i niedostępnej knajpeczce w Paryżu (zapisy na kilka miesięcy naprzód). Pamiętam też, jak po tym fois gras rzygałem. Pamiętam ostry smak bułgarskich potraw w zwykłej knajpce nad morzem czarnym. Pamiętam ossobucco podane w zapleczu kuchni warszawskiego Sheratona przez Kurta Schellera (kolacja tylko dla gości mistrza).
OdpowiedzUsuńNie pamiętam niczego z kuchni pani Gessler. Pamiętam dość wulgarną, krzyczącą kobietę w jakimś programie telewizyjnym, odzianą niczym żona sołtysa i przerabiającą jakąś restaurację w warszawskim Intraco na żydowską (knajpa była na szczycie wieżowca, więc istotnie - skojarzenia z kuchnią żydowską są natychmiastowe).
Chyba nie ma się czym ekscytować - ot, jedzenie. Całkiem smaczne, ale nic ponad to.
Wesołych Świąt! Metce też... :)
OdpowiedzUsuńMam podobne odczucia jak Kolega Metka. Z dwóch Pań Gessler wolę chyba Qchnię Artystyczną Pani Marty. Stąd zapamiętałem smak placków ziemniaczanych z fajnymi, wyrazistymi dodatkami.
OdpowiedzUsuńWiecie co? Tak sobie myślę, że Gessler to po prostu kucharka...
OdpowiedzUsuńA ja byłam w Marcello. Na początku dziwiłam się, gdy w pustej restauracji czekałam 20 minut nim kelner mnie zauważy. Potem zdziwiłam się jeszcze bardziej, gdy przyniesienie wody zajęło kelnerowi kolejne 20 minut, ale apogeum moje zdziwienie osiągnęło dopiero, gdy na rachunek przyszło mi czekać ponad pół godziny. Natomiast po otrzymaniu rachunku wszystko stało się jasne- doliczono mi obowiązkowy haracz za obsługę.
OdpowiedzUsuń