Fikcja
Czy ktoś z Was brał kiedyś udział w jakimś tzw. konkursie na jakieś stanowisko? Pewno niewielu/niewiele.
Instytucja konkursu została wprowadzona jakiś czas temu i miała na celu wyłanianie kandydatów o najlepszych kwalifikacjach.
Kiedy słyszymy słowo konkurs, każdy wyobraża sobie, że wszyscy kandydaci startują na równych prawach, a wygrywa najlepszy z nich wedle ściśle określonych reguł.
Jaka jest rzeczywistość? Chyba nikt nie ma złudzeń. Polska spod znaku Platformy Obywatelskiej to kraj, w którym chyba jeszcze tylko wyniki lotto nie są znane przed losowaniem. W każdym innym przypadku wynik tzw. “konkursu” jest z góry ustalony.
Nieco zmieniając fakty, by ukryć swoją tożsamość przedstawię własne doświadczenia w tym względzie.
Znalazłem ogłoszenie instytucji samorządowej – rządzonej przez Platformę Obywatelską rzecz jasna – dotyczącą stanowiska zgodnego z moim wykształceniem, doświadczeniem i zainteresowaniami. Ruszyłem więc. Złożyłem wymagane dokumenty. Przeszedłem w licznym gronie odpowiednie testy z wiedzy. Dostąpiłem zaszczytu rozmowy z komisją konkursową. Ba, nawet poznałem kontrkandydatów w liczbie nieprzekraczającej liczby palców u jednej dłoni.
Mijały miesiące. Okazało się, że mimo poświęconego czasu instytucja odstąpiła od wytypowania kandydata na stanowisko. Ale czujnie trzymałem rękę na pulsie. Więcej, pojawiałem się we wszystkich miejscach, gdzie teoretycznie, a nawet z obowiązku, powinni pojawiać się członkowie komisji konkursowej. Nie pojawiali się niestety.
Aż pewnego dnia jeden, a konkretnie jedna z kontrakandydatur została uznana za najwłaściwszą. Nieskromnie powiem, że z pobieżnego oglądu pozostałych byłem kandydatem idealnym. Jednak poległem. Zainteresowałem się więc zwycięzcą. Imię i nazwisko nie było tajemnicą, a Internet przechowuje aż nadmiar informacji.
Nie wdając się w szczegóły, przedstawię to obrazowo. Ja dokładnie wiedziałem, że 2 razy 2 równa się cztery. Konkurentka miała w tym zakresie wiedzę na poziomie: “a co to jest mnożenie?” Ja miałem za sobą wieloletnie doświadczenie w dziedzinie wymaganej od kandydatów na stanowisko. Konkurentka, mogła się pochwalić doświadczeniem z dziedzin nie mających nic wspólnego ze stanowiskiem na jakie aplikowała. Poza wiedzą i doświadczeniem wykazałem się również znajomością bieżących zagadnień. Konkurentka nie mogła się wykazać, ponieważ jej zainteresowania oscylowały wokół tipsów własnych, bądź cudzych.
Ale to ja odpadłem, a zwycięska konkurentka stanowisko objęła.
Posprawdzałem i sprawa stała się jasna. Ja mogłem się pochwalić swoimi imponującymi dokonaniami, konkurentka zaś, jest pierworodną działacza Platformy Obywatelskiej.
W ten oto sposób “selekcja negatywna” zaaplikowana przez Platformę Obywatelską ma wpływ na to jak rządzony jest nasz kraj.
Słyszysz “konkurs”, miej świadomość, że wynik jest znany jeszcze przed jego ogłoszeniem.
już od dawna Łódź działa na takich zasadach...
OdpowiedzUsuńNie tylko Łódź. Opisałem sytuację, która dotknęła mnie osobiście, ale zjawisko jest jak się zorientowałem powszechne. I nikt z tym nic nie robi. Pewno nie ma pomysłów na walkę z tą patologią.
OdpowiedzUsuńMusisz zostać Tereso spawaczem jak doradza Tusk historyk. To twarde umiejętności, a nie jakieś tam lelum polelum ekonomie, politologie i inne bzdety.
OdpowiedzUsuńWolałbym wózek widłowy ;)
UsuńNajmocniej przepraszam Autora za ton poniższej wypowiedzi.
UsuńWkurwia mnie już to wypominanie Tuskowi,że powiedział,to co powiedział. Rację miał: "lepiej być dobrze zarabiającym spawaczem, niż bezrobotnym politologiem". Jak się siedzi na stołku, albo dobrze zarabia, to można się z tego śmiać, ale obawiam się, że wielu absolwentom do śmiechu nie jest. Sam jestem przykładam, że twarda umiejętność się przydaje: skończyłem filozofię - bo chciałem i zawsze mnie interesowała, prowadziłem firmę szkoleniową w W-wie, teraz prowadzę gospodarstwo rolne - bo lubię i z czegoś chcę żyć. Nie zauważyłem by mi od tej "degradacji" korona z głowy spadła. Trzyma się doskonale. Sam nie mam problemów finansowych, ale widzę tu na prowincji, wokół siebie, mnóstwo ludzi, którzy żałują, że tracili czas na studia, a i tak zapieprzają w kartoflach za Odrą. Radzę więc Anonimowemu by się porządnie pierdolnął w ten pusty łeb! A reszcie by zeszła na ziemię.
Danielu, jestem pewien, że Anonimowy był po prostu sarkastyczny.
UsuńSam osobiście z braku innych zajęć poświęciłem się szeroko rozumianemu przetwórstwu i też mi korona z głowy nie spadła.
Problem jaki przedstawiłem jest jednak inny. Dobrze przygotowani do różnych prac muszą się przekwalifikowywać, a ustawione miernoty ciągną cały kraj w dół.
Wczoraj słyszałem, że dane z urzędów pracy pokazują, iż więcej jest bezrobotnych spawaczy niż politologów. Pan Premier chyba był źle poinformowany - nie pierwszy raz, niestety. Poza tym - skoro wypowiada się polityk, który od 25 niemal lat jest zaangażowany (jako poseł, senator, premier) w kształtowanie polityk zatrudnienia i edukacyjnej w Polsce, to widzę coś niestosownego w tym, że mówi ludziom: "kretyni, naciągaliśmy was na kształcenie, na wydatki, ale gapcie - trzeba było nam nie wierzyć i zostać spawaczem". I jeszcze jedno - Unia to gospodarka oparta na wiedzy. Czy naprawdę uważamy, że powołaniem Polaków jest spawanie i zrobią to taniej, niż obywatele państw rozwijających się? Czy my nie powinniśmy czasem skupić się na rozwoju nauki i innowacjach? Takie będą założenia polityki regionalnej w następnej 7-latce. A my co - pod prąd? Jednak spawacze?
UsuńWydaje mi się to dziwne i słabe. Rząd powinien mieć pomysł, jak spowodować, żeby jedno z najlepiej wykształconych społeczeństw w Europie wykorzystało swój potencjał, a nie uwsteczniało. Jeśli pomysłu nie ma, to może lepiej zmienić rząd, zanim zacznie się zmieniać społeczeństwo. Polska widziana z okien helikoptera to trochę inny świat od tego, który ja oglądam na codzień.
Co do "ustawionych miernot"... Cóż - z pokorą przyjmuję krytykę i obiecuję pracować nad sobą :))).
Pozdrawiam, Tereniu.
Kochanie, po pierwsze nie jesteś ustawiony i wiem, że do wszystkiego doszedłeś sam, w sumie to nawet wbrew rodzinnym tradycjom.
UsuńNo i nie jesteś miernotą, dobrze wiesz, że mam Cię za najinteligentniejszego z moich znajomych.
Masz oczywiście swoje wady i największą z nich jest potrzeba docenienia - możliwe, że wynikającą z utajonej niskiej samooceny.
Ogonek do góry i kły jadowe do przodu, darling ;)
Najinteligentniejsza jest Gizela i basta.
UsuńDzięki darling! Mój ogonek podnosi się już z rzadka, a nawet kiedy tak się dzieje, to nie widzę tego, bo jak zgodnie orzekłyście - zasłania mi go brzuch.
Co do niskiej samooceny - trafiłaś w sedno. Ludzie z kompleksem niższości są dość niebezpieczni. Taki na przykład Hitler wytłukł kilka milionów ludzi i nawet nie przeprosił.
Najpierw ktoś zajmuje stanowisko jako p.o. Później ogłaszany jest konkurs. Ludzie przysyłają swoje zgłoszenia. Ostatecznie wygrywa konkurs osoba, która pracuje już jako p.o. Konkursy w Łodzi to WYŁĄCZNIE FIKCJA
OdpowiedzUsuńSkoro wyłącznie, to dziwne, że nic o tym nie ma w Internecie. Nie ma jakiejś witryny "stopkonkursowejfikcji.org"?
Usuń