Gejowska obyczajowość
Jak to miło widzieć, że inni też się starzeją.
Zgromadzenie większej liczby gości w domu wiąże się ze sporymi problemami (znam ten ból – Jajeczko), więc nie dziwię się, że Raand swoje dziestoletnie urodziny zorganizował w lokalu. Konkretnie w byłym „Art Caffe”, zwanym obecnie „Art.” przy alei Kościuszki 51.
Były sprytnie zorganizowane drinki z baru dla gości, tartinki i muzyka, chyba „by Xell”. Niestety palić można było tylko poza lokalem, co znakomicie rujnowało imprezę. Wielka szkoda, że impra nie była zamknięta i nie dało się lokalu zawłaszczyć. Inna sprawa, że gdyby nie impreza Raanda „Art.” świeciłby pustkami. Niestety lokal przestał być atrakcją na mapie miasta.
Przybyli tuziemcy, przyjezdni i rodzina. Ciekawy konglomerat. Trochę szkoda, że Raand nie wykorzystał tkwiącego w tym potencjału – może nie miał pomysłu.
Trafili się obcy: parki romansujące przy piwie, grupki kolegów. Co zobaczyli? Misz-masz składający się z młodzieńców, panów i trzech pań w wieku matczynym (sorki za pominięcie niektórych). Widać było zszokowanie „obcych” na widok młodzieńców/panów całujących się w policzki przy powitaniu. W naszym „środowisku” stało się to normą. Aż dziwne, ale nikt nie ma z tym problemu. No może poza Metką, ale to dlatego, że ma świadomość, że rozsiewa opryszczkę zwaną „chorobą wściekłych metek”. Nie ma zwykłego hand shake’u – to robi się z obcymi.
Zauważyliście inne jeszcze nasze własne towarzyskie konwencje?
poniedziałek, 30 maja 2011
sobota, 28 maja 2011
Gej, lesbijka, dziewictwo
Myśl dnia - nie jestem lesbijką
- Nigdy nie spałem z kobietą.
- Bo nie jesteś lesbijką!
- Nigdy nie spałam z mężczyzną.
- Bo nie jesteś gejem!
- Nigdy nie spałem z mężczyzną.
- Bo nie jesteś gejem.
- Nigdy nie spałam z kobietą.
- Bo nie jesteś lesbijką.
- Nigdy nie spałem z kobietą.
- Bo nie jesteś lesbijką!
- Nigdy nie spałam z mężczyzną.
- Bo nie jesteś gejem!
- Nigdy nie spałem z mężczyzną.
- Bo nie jesteś gejem.
- Nigdy nie spałam z kobietą.
- Bo nie jesteś lesbijką.
środa, 25 maja 2011
Bytom Katowice miasta ludzie przygody
Prysznic bez zdjęcia
Jeden weekend, a tyle wrażeń. Poza kulturalnymi były także architektoniczno – socjologiczne.
Główna ulica, piękne frontony domów… i walące się, opuszczone oficyny.
Centrum miasta: olbrzymi budynek w niełasce. Porzucony będzie niszczał. Takich widoków nawet w Łodzi nie ma.
Tętniący życiem rynek Bytomia, ha, ha. Po Rynku w Krakowie ten widok nie napawał optymizmem.
Dwa zdjęcia dla których wymyśliłem tytuł „Martwy przepis - żywi ludzie”.
W galerii handlowej „Agora” (o szokujących rozmiarach jak na miasto wielkości Bytomia) pełno było napisów tłumaczących śląski na polski. Ale i tak znaleźliśmy atrakcyjne warianty języka polskiego. „Na lokalu” – boskie!
Była też krótka wizyta w Katowicach. Idzie tam na lepsze, to widać, słychać i czuć. Dworca PKP nie ma już aż po fundamenty, za to jest sześciusetmetrowy tunel pod rondem koło Spodka.
Jest też bar mleczny o światowej nazwie „Europa”, gdzie zjedliśmy zupę szpinakową łyżkami wielkości łyżeczek do herbaty - tzw. zupa w 350 ruchach. Wzięliśmy też po zrazie z kaszą gryczaną i buraczkami. Wszystko bez smaku, za to w cenie 10zł od osoby i w towarzystwie prawdziwych Polaków.
Przeżyliśmy też urokliwą przygodę. Poszedłem w apartamencie pod prysznic, a gdy się pojawił Jakiś, to go wciągnąłem pod intensywny strumień wody. Kiedy podnosiłem się z kolan po adoracji zauważyliśmy, że wody jest nieco więcej niż powinno. Jakiś trzymał drzwi żeby się nie wylewało i zamiast penetracji lochów Watykanu mieliśmy budowanie arki Noego. Pani właścicielka strasznie przepraszała Jakisia, że nie zaznał przyjemności pod prysznicem… nawet nie wiedziała, jak bardzo miała za co przepraszać.
(zdjęcia brak)
Jeden weekend, a tyle wrażeń. Poza kulturalnymi były także architektoniczno – socjologiczne.
Główna ulica, piękne frontony domów… i walące się, opuszczone oficyny.
Centrum miasta: olbrzymi budynek w niełasce. Porzucony będzie niszczał. Takich widoków nawet w Łodzi nie ma.
Tętniący życiem rynek Bytomia, ha, ha. Po Rynku w Krakowie ten widok nie napawał optymizmem.
W galerii handlowej „Agora” (o szokujących rozmiarach jak na miasto wielkości Bytomia) pełno było napisów tłumaczących śląski na polski. Ale i tak znaleźliśmy atrakcyjne warianty języka polskiego. „Na lokalu” – boskie!
Była też krótka wizyta w Katowicach. Idzie tam na lepsze, to widać, słychać i czuć. Dworca PKP nie ma już aż po fundamenty, za to jest sześciusetmetrowy tunel pod rondem koło Spodka.
Jest też bar mleczny o światowej nazwie „Europa”, gdzie zjedliśmy zupę szpinakową łyżkami wielkości łyżeczek do herbaty - tzw. zupa w 350 ruchach. Wzięliśmy też po zrazie z kaszą gryczaną i buraczkami. Wszystko bez smaku, za to w cenie 10zł od osoby i w towarzystwie prawdziwych Polaków.
Przeżyliśmy też urokliwą przygodę. Poszedłem w apartamencie pod prysznic, a gdy się pojawił Jakiś, to go wciągnąłem pod intensywny strumień wody. Kiedy podnosiłem się z kolan po adoracji zauważyliśmy, że wody jest nieco więcej niż powinno. Jakiś trzymał drzwi żeby się nie wylewało i zamiast penetracji lochów Watykanu mieliśmy budowanie arki Noego. Pani właścicielka strasznie przepraszała Jakisia, że nie zaznał przyjemności pod prysznicem… nawet nie wiedziała, jak bardzo miała za co przepraszać.
(zdjęcia brak)
niedziela, 22 maja 2011
Kraków Marsz Równości 2011
Turystyczna atrakcja
To nie, że ja jakąś turystykę marszową uprawiam, do Krakowa trafiliśmy w celach kulturalnych. Jednak w nocy z piątku na sobotę w knajpie oczy me dojrzały plakat informujący o Queerowym Maju w Krakowie i planowanym na sobotę Marszu Równości. Jakiś ani myślał mi towarzyszyć, więc mogłem maszerować jedynie obok. Pluto, który ku mojemu zaskoczeniu w marszu wziął udział zamiast zażywać rekreacji w Kryspinowie, napisał:
„żądne sensacji trzęsityłki robią za "tłum przypadkowych przechodniów" po bokach, zazwyczaj z gotowymi do strzału aparatami.”
Nie wiem czy to do mnie, bo w Łodzi jak najbardziej w marszu uczestniczyłem. No i nie mogę się zgodzić z tym, że żadnych ekscesów nie było. Akurat przypadkiem znaleźliśmy się z Jakisiem w ich centrum.
Do relacji Jakisia dodam, że policja bredzi. Deklarują, że marsz ochraniało 300 policjantów i 100 strażników miejskich, ale liczbę uczestników marszu oceniają na raptem 400 osób. Było 800 do 1000, a policja, jak to policja, umie używać pałek, a z liczeniem jest na bakier.
Kilka zdjęć, a filmiki jak je kiedyś obrobię i będzie to miało sens.
To nie, że ja jakąś turystykę marszową uprawiam, do Krakowa trafiliśmy w celach kulturalnych. Jednak w nocy z piątku na sobotę w knajpie oczy me dojrzały plakat informujący o Queerowym Maju w Krakowie i planowanym na sobotę Marszu Równości. Jakiś ani myślał mi towarzyszyć, więc mogłem maszerować jedynie obok. Pluto, który ku mojemu zaskoczeniu w marszu wziął udział zamiast zażywać rekreacji w Kryspinowie, napisał:
„żądne sensacji trzęsityłki robią za "tłum przypadkowych przechodniów" po bokach, zazwyczaj z gotowymi do strzału aparatami.”
Nie wiem czy to do mnie, bo w Łodzi jak najbardziej w marszu uczestniczyłem. No i nie mogę się zgodzić z tym, że żadnych ekscesów nie było. Akurat przypadkiem znaleźliśmy się z Jakisiem w ich centrum.
Do relacji Jakisia dodam, że policja bredzi. Deklarują, że marsz ochraniało 300 policjantów i 100 strażników miejskich, ale liczbę uczestników marszu oceniają na raptem 400 osób. Było 800 do 1000, a policja, jak to policja, umie używać pałek, a z liczeniem jest na bakier.
Kilka zdjęć, a filmiki jak je kiedyś obrobię i będzie to miało sens.
Marsz Równości Kraków 2011
Śmierć rowerom?
Jakiś gościnnie i bez cenzury:
Teresa wyciągła mnie na marsz równości. W Krakowie. Oczywiście, ponieważ nie jest łatwo wprowadzić mnie w stan euforii (a do aktywistów – jakichkolwiek - się nie zaliczam), odmówiłem stanowczo paradowania w policyjnym kordonie. Stać mnie jednak było na poświęcenie się z miłości, jakie okazałem wędrując wzdłuż kordonu od placu Wolnica do Rynku Głównego.
Nie mogłem się nadziwić, bo u mnie we wsi tego ni ma, że grupę około 800-1000 osób musi prowadzić przez miasto 300 policjantów (większość z tarczami, ochraniaczami na nogach i rękach, o kaskach na łbach nie wspominając) i 100 strażników miejskich. Wyglądało to tak, jakby uczestnicy marszu byli skazańcami prowadzonymi przez konwój.
- Teresa – mówię do Teresy – to jest bez sensu, wygląda idiotycznie.
- To ty jesteś idiota – Teresa mi na to. – Mogą ich w każdej chwili zaatakować! Ale chyba w Krakowie do tego nie dojdzie – dodał Teresa.
- No co ty – teraz ja – przecież w Krakowie są silni narodowcy.
- E… - błyskotliwie, z właściwą sobie elokwencją zapodał Teresa.
Przeszliśmy paralelnie z marszem całą Grodzką spoglądając na niektórych przystojnych policjantów. Teresę najwyraźniej kręcili ci z długimi pałkami… No cóż, Tereso, przepraszam. Kiedy znaleźliśmy się na Rynku, zaczęło padać, więc przystanęliśmy pod parasolem jakiejś knajpy. I zauważyliśmy narodowców (okazało się, że w liczbie ok. 150), którzy reklamowali hulajnogi w miejsce rowerów. Niby dlatego, że rowery mają pedały. Ciekaw jestem ilu narodowcom przekonania zabraniają jazdy na rowerze. Pewnie samochodów (z trzema pedałami) też nie używają. Policja sprawiła się dobrze: lała wodą, biła pałkami, przewracała na chodnik, użyła gazów (łzawiących).
I tak oto pokojowa manifestacja seksualności (pedały i lesby chcą być traktowani zgodnie z Konstytucją RP, co wciąż, choć już 66 lat po wojnie, nie udaje się w naszym kraju żadnej władzy), zamieniła się w bijatykę policji z grupą ograniczonych ćwoków. Tym ostatnim dała satysfakcję zaistnienia i pobicia przez policjantów. Gejom, lesbijkom i osobom ich wspierającym nie dała nic, poza pokazaniem się. Zastanawiam się, czy tędy powinna prowadzić droga? Myślę, że w tym przypadku, ulica nie jest najlepszym miejscem do załatwiania spraw równości ludzi. Jakie więc powinno być to miejsce?
Jakiś gościnnie i bez cenzury:
Teresa wyciągła mnie na marsz równości. W Krakowie. Oczywiście, ponieważ nie jest łatwo wprowadzić mnie w stan euforii (a do aktywistów – jakichkolwiek - się nie zaliczam), odmówiłem stanowczo paradowania w policyjnym kordonie. Stać mnie jednak było na poświęcenie się z miłości, jakie okazałem wędrując wzdłuż kordonu od placu Wolnica do Rynku Głównego.
Nie mogłem się nadziwić, bo u mnie we wsi tego ni ma, że grupę około 800-1000 osób musi prowadzić przez miasto 300 policjantów (większość z tarczami, ochraniaczami na nogach i rękach, o kaskach na łbach nie wspominając) i 100 strażników miejskich. Wyglądało to tak, jakby uczestnicy marszu byli skazańcami prowadzonymi przez konwój.
- Teresa – mówię do Teresy – to jest bez sensu, wygląda idiotycznie.
- To ty jesteś idiota – Teresa mi na to. – Mogą ich w każdej chwili zaatakować! Ale chyba w Krakowie do tego nie dojdzie – dodał Teresa.
- No co ty – teraz ja – przecież w Krakowie są silni narodowcy.
- E… - błyskotliwie, z właściwą sobie elokwencją zapodał Teresa.
Przeszliśmy paralelnie z marszem całą Grodzką spoglądając na niektórych przystojnych policjantów. Teresę najwyraźniej kręcili ci z długimi pałkami… No cóż, Tereso, przepraszam. Kiedy znaleźliśmy się na Rynku, zaczęło padać, więc przystanęliśmy pod parasolem jakiejś knajpy. I zauważyliśmy narodowców (okazało się, że w liczbie ok. 150), którzy reklamowali hulajnogi w miejsce rowerów. Niby dlatego, że rowery mają pedały. Ciekaw jestem ilu narodowcom przekonania zabraniają jazdy na rowerze. Pewnie samochodów (z trzema pedałami) też nie używają. Policja sprawiła się dobrze: lała wodą, biła pałkami, przewracała na chodnik, użyła gazów (łzawiących).
I tak oto pokojowa manifestacja seksualności (pedały i lesby chcą być traktowani zgodnie z Konstytucją RP, co wciąż, choć już 66 lat po wojnie, nie udaje się w naszym kraju żadnej władzy), zamieniła się w bijatykę policji z grupą ograniczonych ćwoków. Tym ostatnim dała satysfakcję zaistnienia i pobicia przez policjantów. Gejom, lesbijkom i osobom ich wspierającym nie dała nic, poza pokazaniem się. Zastanawiam się, czy tędy powinna prowadzić droga? Myślę, że w tym przypadku, ulica nie jest najlepszym miejscem do załatwiania spraw równości ludzi. Jakie więc powinno być to miejsce?
wtorek, 17 maja 2011
Wybory do Sejmu i Senatu 2011
Kandydaci na posłów z Łodzi
Coś już zaczęło być wiadomo o łódzkich kandydatach poszczególnych partii w wyborach parlamentarnych 2011.
Platforma Obywatelska
Cezary Grabarczyk, Iwona Śledzińska-Katarasińska, Krzysztof Kwiatkowski, Elżbieta Królikowska-Kińska, John Godson, Tomasz Kacprzak, Małgorzata Niemczyk, Jarosław Stolarczyk, Jan Krakowiak
Stefan Niesiołowski startuje z lubuskiego, i dobrze, im dalej tym lepiej. Pani minister Radziszewska nie uzyskała rekomendacji w okręgu piotrkowskim i region widzi ją w Senacie z okręgu 28 (Bytom, Zabrze, Gliwice). Zainteresowana protestuje, więc nie wiadomo jak to się skończy. Mirosław Drzewiecki miał nie startować, o czym zapewniał Donald Tusk, ale mimo to złożył ankietę kandydata (wewnętrzny dokument PO) zupełnie jakby miał się znaleźć na jakiejś liście.
Co ciekawe około 45-50 członków łódzkiego PO ma przejść do PJN.
Sojusz Lewicy Demokratycznej
Jak dotychczas rekomendacje dzielnicowych struktur partii otrzymali:
Leszek Miller, Dariusz Joński, Sylwester Pawłowski oraz Mieczysław Teodorczyk, Elżbieta Jankowska, Alicja Murynowicz, Jarosław Berger, Małgorzata Niewiadomska-Cudak
Niby nie wiadomo, czy Leszek Miller będzie startował z Łodzi, ale sam zainteresowany twierdzi, że nie wyobraża sobie by nie był w Łodzi "jedynką".
Nie wiadomo też, czy na listach SLD znajdzie się Zdzisława Janowska (SdPL) i Anita Błochowiak.
O pozostałych partiach wiadomo niewiele.
PiSda
Na lidera listy PiSdy typowany był Witold Waszczykowski wraz z Urszulą Krupą i Haliną Rosiak. Przetasowania jednak trwają i jest też wersja z Janiną Goss i Jarosławem Jagiełłą.
Poprzyglądam się tym kandydaturom. A może pomożecie?
Coś już zaczęło być wiadomo o łódzkich kandydatach poszczególnych partii w wyborach parlamentarnych 2011.
Platforma Obywatelska
Cezary Grabarczyk, Iwona Śledzińska-Katarasińska, Krzysztof Kwiatkowski, Elżbieta Królikowska-Kińska, John Godson, Tomasz Kacprzak, Małgorzata Niemczyk, Jarosław Stolarczyk, Jan Krakowiak
Stefan Niesiołowski startuje z lubuskiego, i dobrze, im dalej tym lepiej. Pani minister Radziszewska nie uzyskała rekomendacji w okręgu piotrkowskim i region widzi ją w Senacie z okręgu 28 (Bytom, Zabrze, Gliwice). Zainteresowana protestuje, więc nie wiadomo jak to się skończy. Mirosław Drzewiecki miał nie startować, o czym zapewniał Donald Tusk, ale mimo to złożył ankietę kandydata (wewnętrzny dokument PO) zupełnie jakby miał się znaleźć na jakiejś liście.
Co ciekawe około 45-50 członków łódzkiego PO ma przejść do PJN.
Sojusz Lewicy Demokratycznej
Jak dotychczas rekomendacje dzielnicowych struktur partii otrzymali:
Leszek Miller, Dariusz Joński, Sylwester Pawłowski oraz Mieczysław Teodorczyk, Elżbieta Jankowska, Alicja Murynowicz, Jarosław Berger, Małgorzata Niewiadomska-Cudak
Niby nie wiadomo, czy Leszek Miller będzie startował z Łodzi, ale sam zainteresowany twierdzi, że nie wyobraża sobie by nie był w Łodzi "jedynką".
Nie wiadomo też, czy na listach SLD znajdzie się Zdzisława Janowska (SdPL) i Anita Błochowiak.
O pozostałych partiach wiadomo niewiele.
PiSda
Na lidera listy PiSdy typowany był Witold Waszczykowski wraz z Urszulą Krupą i Haliną Rosiak. Przetasowania jednak trwają i jest też wersja z Janiną Goss i Jarosławem Jagiełłą.
Poprzyglądam się tym kandydaturom. A może pomożecie?
Ustawa o umowie związku partnerskiego
Spółka homo-cywilna
17 maja - Międzynarodowy Dzień Walki z Homofobią. Ten właśnie dzień Katarzyna Piekarska (SLD) i pozostali współtwórcy wybrali na przedstawienie swojego projektu ustawy o umowie związku partnerskiego - bardzo dobry dzień. Nie chcę się rozpisywać, bo powiedziano już chyba prawie wszystko Abiekt, Hyakinthos, trzyczęściowy garnitur
Osobiście nie jestem spragniony możliwości zawarcia związku partnerskiego. Nie dziś w każdym razie; ale rozumiem potrzeby w tym względzie bardzo wielu par. Przykre, że przez większość komentujących projekt uważany jest on za namiastkę, ochłap, a co najgorsze bubel. Moment też oczywiście nie jest sprzyjający, bo wakacje. Nie wróżę niczego dobrego temu projektowi. Co więcej, podobnie jak wielobranżowy vel coteraz vel Quidnunc vel Maćq (człowieku zdecyduj się!!! ;) zauważyłem, że ogłoszenie projektu i on sam całkowicie niezaistniały w mediach. Hałas jest tylko "w środowisku". Ciekaw jestem, czy istnienie tego projektu będzie przez działaczy SLD podnoszone w kampanii.
Moim zdaniem projekt trafi do kosza, ale doczekaliśmy się jaskółki. Chyba nikt się nie spodziewał, że z podobnym projektem wyjdzie PO, czy PiSda. Cieszę się, że SLD wreszcie nabrało odwagi, by temat ruszyć.
Obecny projekt bardziej mi przypomina spółkę cywilną, a nie prawne uregulowanie relacji pary homo-, czy heteroseksualnej. Dyskusja na blogach dowodzi, że twórcy projektu zapomnieli o tzw. konsultacjach społecznych. Dowiedzieliby się bardzo wielu rzeczy o swoim projekcie. Także... może w przyszłości.
17 maja - Międzynarodowy Dzień Walki z Homofobią. Ten właśnie dzień Katarzyna Piekarska (SLD) i pozostali współtwórcy wybrali na przedstawienie swojego projektu ustawy o umowie związku partnerskiego - bardzo dobry dzień. Nie chcę się rozpisywać, bo powiedziano już chyba prawie wszystko Abiekt, Hyakinthos, trzyczęściowy garnitur
Osobiście nie jestem spragniony możliwości zawarcia związku partnerskiego. Nie dziś w każdym razie; ale rozumiem potrzeby w tym względzie bardzo wielu par. Przykre, że przez większość komentujących projekt uważany jest on za namiastkę, ochłap, a co najgorsze bubel. Moment też oczywiście nie jest sprzyjający, bo wakacje. Nie wróżę niczego dobrego temu projektowi. Co więcej, podobnie jak wielobranżowy vel coteraz vel Quidnunc vel Maćq (człowieku zdecyduj się!!! ;) zauważyłem, że ogłoszenie projektu i on sam całkowicie niezaistniały w mediach. Hałas jest tylko "w środowisku". Ciekaw jestem, czy istnienie tego projektu będzie przez działaczy SLD podnoszone w kampanii.
Moim zdaniem projekt trafi do kosza, ale doczekaliśmy się jaskółki. Chyba nikt się nie spodziewał, że z podobnym projektem wyjdzie PO, czy PiSda. Cieszę się, że SLD wreszcie nabrało odwagi, by temat ruszyć.
Obecny projekt bardziej mi przypomina spółkę cywilną, a nie prawne uregulowanie relacji pary homo-, czy heteroseksualnej. Dyskusja na blogach dowodzi, że twórcy projektu zapomnieli o tzw. konsultacjach społecznych. Dowiedzieliby się bardzo wielu rzeczy o swoim projekcie. Także... może w przyszłości.
sobota, 14 maja 2011
Lodz Marsz Równości 2011
Tak, bałem się
Gejowski wyciągnął mnie na Marsz Równości w Łodzi. Nie chciało mi się iść, ale na ostatniej byłem już tak dawno temu, że się skusiłem. Wyobrażałem sobie, że będzie jak w Warszawie, dużo ludzi, kilku śmiesznych wszechpolaków dodających imprezie smaczku, nastrój wakacyjno-rozluźniony.
Podchodziliśmy od strony ulicy Zgierskiej. Już z daleka wrażenie robiło zgromadzenie hałaśliwych szumowin. Jak się okazało jakaś organizacja prorodzinna zaprosiła do udziału w pikiecie najzwyklejszych kiboli. Szczerze powiem, że się przestraszyłęm. Szczęściem liczba radiowozów i policjantów napawała nadzieją, że opanują tę katolicką hołotę. Kolejnym zaskoczeniem było zgromadzenie uczestników marszu na Starym Rynku. Raz, że wyglądało, że jestem najstarszy, a dwa, stanowiłem istotny procent wśród uczestników. Trochę trudno zachować anonimowość w tak nielicznym gronie. Ale ludzi przybyło, gdy zbliżyła się godzina wymarszu. Było tak 200 do 250 osób. 90% to lesbijki, większość nie z Łodzi, a z Warszawy.
Marsz ruszył. Gdy przechodziliśmy koło pikiety chrześcijańsko-kibolskiego miłosierdzia poleciały jajka. Nie dostałem, ale ochlapało mnie. To nic. Na szczęście nie trafił we mnie rzucony kamień, ale widziałem jak uderzył w rower idącej przede mną osoby. Leciały też podobno ziemniaki i butelki, jednak tego nie widziałem i wątpię w to, bo śladów nie było.
Kto nie był tak atakowany, nie jest w stanie wyobrazić sobie poczucia zaszczucia jakiego się doświadcza. Oto pokojowo nastawiony człowiek idzie w obstawie około 100 policjantów starających się ochronić go i innych przed rozwydrzonym, wulgarnym, chamskim wykwitem łódzkich rynsztoków. Patrzyłem czy nie leci kolejny kamień zastanawiając się, czy dobrze robię, bo dostanę centralnie w twarz. A może lepiej nie patrzeć, iść i dostać w profil. Nerwy miałem napięte jak postronki. Gdyby nie było policji ta katolicka tłuszcza rzuciłaby się do bicia, bez zahamowań, bo jakich zahamowań można się u nich spodziewać.
Spacerujący Piotrkowską namiętnie filmowali ten widowiskowy przemarsz kolorowej grupki w obstawie ciężkozbrojnych policjantów. Niektórzy klaskali i machali, inni tylko spoglądali. Niektórzy krzyczeli „pedały”, co było przesadne przy tak skromnej liczbie tychże w marszu. Z balkonu biura poselskiego Stefana Niesiołowskiego pomachał maszerującym Cezary Grabarczyk. Miło, że się zdobył, ale to całkiem bez znaczenia. Maszerujący zignorowali ten gest.
Nie spodziewałem się, że to napiszę, ale te marsze są Łodzi potrzebne. Smutno mi, że nie było nikogo ze znajomych. Ja przecież do najodważniejszych nie należę, ale widać znajomi są jeszcze bardziej przerażeni.
Gejowski wyciągnął mnie na Marsz Równości w Łodzi. Nie chciało mi się iść, ale na ostatniej byłem już tak dawno temu, że się skusiłem. Wyobrażałem sobie, że będzie jak w Warszawie, dużo ludzi, kilku śmiesznych wszechpolaków dodających imprezie smaczku, nastrój wakacyjno-rozluźniony.
Podchodziliśmy od strony ulicy Zgierskiej. Już z daleka wrażenie robiło zgromadzenie hałaśliwych szumowin. Jak się okazało jakaś organizacja prorodzinna zaprosiła do udziału w pikiecie najzwyklejszych kiboli. Szczerze powiem, że się przestraszyłęm. Szczęściem liczba radiowozów i policjantów napawała nadzieją, że opanują tę katolicką hołotę. Kolejnym zaskoczeniem było zgromadzenie uczestników marszu na Starym Rynku. Raz, że wyglądało, że jestem najstarszy, a dwa, stanowiłem istotny procent wśród uczestników. Trochę trudno zachować anonimowość w tak nielicznym gronie. Ale ludzi przybyło, gdy zbliżyła się godzina wymarszu. Było tak 200 do 250 osób. 90% to lesbijki, większość nie z Łodzi, a z Warszawy.
Marsz ruszył. Gdy przechodziliśmy koło pikiety chrześcijańsko-kibolskiego miłosierdzia poleciały jajka. Nie dostałem, ale ochlapało mnie. To nic. Na szczęście nie trafił we mnie rzucony kamień, ale widziałem jak uderzył w rower idącej przede mną osoby. Leciały też podobno ziemniaki i butelki, jednak tego nie widziałem i wątpię w to, bo śladów nie było.
Kto nie był tak atakowany, nie jest w stanie wyobrazić sobie poczucia zaszczucia jakiego się doświadcza. Oto pokojowo nastawiony człowiek idzie w obstawie około 100 policjantów starających się ochronić go i innych przed rozwydrzonym, wulgarnym, chamskim wykwitem łódzkich rynsztoków. Patrzyłem czy nie leci kolejny kamień zastanawiając się, czy dobrze robię, bo dostanę centralnie w twarz. A może lepiej nie patrzeć, iść i dostać w profil. Nerwy miałem napięte jak postronki. Gdyby nie było policji ta katolicka tłuszcza rzuciłaby się do bicia, bez zahamowań, bo jakich zahamowań można się u nich spodziewać.
Spacerujący Piotrkowską namiętnie filmowali ten widowiskowy przemarsz kolorowej grupki w obstawie ciężkozbrojnych policjantów. Niektórzy klaskali i machali, inni tylko spoglądali. Niektórzy krzyczeli „pedały”, co było przesadne przy tak skromnej liczbie tychże w marszu. Z balkonu biura poselskiego Stefana Niesiołowskiego pomachał maszerującym Cezary Grabarczyk. Miło, że się zdobył, ale to całkiem bez znaczenia. Maszerujący zignorowali ten gest.
Nie spodziewałem się, że to napiszę, ale te marsze są Łodzi potrzebne. Smutno mi, że nie było nikogo ze znajomych. Ja przecież do najodważniejszych nie należę, ale widać znajomi są jeszcze bardziej przerażeni.
piątek, 13 maja 2011
Czerwone skarpetki Blochowiak
Metka ujada
Metka Boska pisze w komentarzu do poprzedniej notki:
(…) Teraz jeszcze Platforma robi z Was idiotów, kupując na 5 miesięcy przed wyborami za stołek Arłukowicza, który ma się zająć "środowiskami wykluczonymi", jak nas wdzięcznie nazwał ich rząd. Azazel rzyga na tym blogu na rekację i tępotę, a sam ją umacniał, agitując za Platformą. Macie, cooleżanki, co chciałyście. Pogratulujcie sobie, albo nawet same siebie "obrzygajcie" (stosując poetykę Azazela). Czym dłużej będzie w tym kraju rządzić prawica (PO albo PiS, wszystko jedno), tym dłużej trwać będzie polskie dochodzenie do normalności.
Co naszej koffanej Meci odbiło, to nie wiem. A już szczególnie czemu się na Azazela zawzięła?! Azazel odpisał stosując swoją poetykę… swoją, bo grzeczną i sympatyczną. Ja bym nie poprzestał na „oj, nieładnie”.
Metko, nie baw się w IPN i nie wypominaj mi zamierzchłej przeszłości. Wszak ponad pół roku temu zmieniłem poglądy w stronę znacznie Ci bliższą. Zapomniałeś już, jak się cieszyłeś? A Ty mnie jeszcze podgryzasz po łydkach... Nieładnie, oj, nieładnie :]
A ja dziś w telewizji widziałem Anitę Błochowiak (SLD). Nawet rozsądnie brzmiała na tle Elżbiety Jakubiak (PJN) i Arkadiusza Mularczyka (PiSda) do chwili, gdy nadmieniła, że polityka już jej nie interesuje i chce się zająć tylko finansami (publicznymi). No mało żylaki odbytu mi nie wyskoczyły. Posłanka, której polityka nie interesuje, a to ci dopiero. To może niech wróci do domu i zajmie się czymś bardziej dla siebie frapującym. Szczególnie, że to ona zasłynęła bystrą uwagą, że czerwone skarpetki noszą „pedały też!” i jest rekordzistką w sejmowych nieobecnościach.
Przypominam Metce, że to również dzięki mojemu głosowi SLD wszedł do parlamentu. A że później wybrałem Zdanowską, to nie znaczy, że można na mnie rzygać bez końca. Do błędu się przyznałem i nawet przepraszałem. To rzyganie jest jak dziecinne przedrzeźnianie. Tylko drażni zamiast przekonywać. Mam nadzieję, że przeprosisz Azazela.
Meciu, ja chciałbym głosować na lewicę zawsze i wszędzie, ale mam opory, gdy jest to lewica o twarzy Anity Błochowiak, czy bezideowo-nudnego Grzegorza Napieralskiego.
PS. Nie pisałem, bo blogger jakieś problemy przeżywał i nie było dostępu.
Metka Boska pisze w komentarzu do poprzedniej notki:
(…) Teraz jeszcze Platforma robi z Was idiotów, kupując na 5 miesięcy przed wyborami za stołek Arłukowicza, który ma się zająć "środowiskami wykluczonymi", jak nas wdzięcznie nazwał ich rząd. Azazel rzyga na tym blogu na rekację i tępotę, a sam ją umacniał, agitując za Platformą. Macie, cooleżanki, co chciałyście. Pogratulujcie sobie, albo nawet same siebie "obrzygajcie" (stosując poetykę Azazela). Czym dłużej będzie w tym kraju rządzić prawica (PO albo PiS, wszystko jedno), tym dłużej trwać będzie polskie dochodzenie do normalności.
Co naszej koffanej Meci odbiło, to nie wiem. A już szczególnie czemu się na Azazela zawzięła?! Azazel odpisał stosując swoją poetykę… swoją, bo grzeczną i sympatyczną. Ja bym nie poprzestał na „oj, nieładnie”.
Metko, nie baw się w IPN i nie wypominaj mi zamierzchłej przeszłości. Wszak ponad pół roku temu zmieniłem poglądy w stronę znacznie Ci bliższą. Zapomniałeś już, jak się cieszyłeś? A Ty mnie jeszcze podgryzasz po łydkach... Nieładnie, oj, nieładnie :]
A ja dziś w telewizji widziałem Anitę Błochowiak (SLD). Nawet rozsądnie brzmiała na tle Elżbiety Jakubiak (PJN) i Arkadiusza Mularczyka (PiSda) do chwili, gdy nadmieniła, że polityka już jej nie interesuje i chce się zająć tylko finansami (publicznymi). No mało żylaki odbytu mi nie wyskoczyły. Posłanka, której polityka nie interesuje, a to ci dopiero. To może niech wróci do domu i zajmie się czymś bardziej dla siebie frapującym. Szczególnie, że to ona zasłynęła bystrą uwagą, że czerwone skarpetki noszą „pedały też!” i jest rekordzistką w sejmowych nieobecnościach.
Przypominam Metce, że to również dzięki mojemu głosowi SLD wszedł do parlamentu. A że później wybrałem Zdanowską, to nie znaczy, że można na mnie rzygać bez końca. Do błędu się przyznałem i nawet przepraszałem. To rzyganie jest jak dziecinne przedrzeźnianie. Tylko drażni zamiast przekonywać. Mam nadzieję, że przeprosisz Azazela.
Meciu, ja chciałbym głosować na lewicę zawsze i wszędzie, ale mam opory, gdy jest to lewica o twarzy Anity Błochowiak, czy bezideowo-nudnego Grzegorza Napieralskiego.
PS. Nie pisałem, bo blogger jakieś problemy przeżywał i nie było dostępu.
niedziela, 8 maja 2011
Propaganda homoseksualna
Teresa gwałtem stoi
Wczoraj Jakiś poszedł sobie na imieniny znajomej, to ja wyskoczyłem z Metką, Ego i Raandem do Fufu. Potem na Fabrycznym zjedliśmy po dietetycznym rzecz jasna hamburgerze. Dołączyli tam do nas Xell i Miszal. Pojechaliśmy, ale już bez Ego i Raanda do Narra, gdzie wyszalałem się do rana.
No i teraz słabosilny jestem. Ciężko ruszyć ręką, nogą, a głowa w drzwiach się nie mieści. To do bloga siadłem. Okazuje się, że blog gwałtem stoi. 90% wejść dotyczy zdarzenia ze Szczecina. Z braku możliwości podjęcia jakichkolwiek innych czynności przeczytałem wszystkie wpisy na forum gazety pod notką o szczecińskim gwałcie.
Wśród 50 wpisów znalazłem tylko dwa łączące opisywane zdarzenie z propagandą homoseksualną (nie daję tego sformułowania w cudzysłów, bo de facto jest to propaganda, i jest homoseksualna, tylko, niepotrzebnie ma negatywny wydźwięk).
Wpis pierwszy
Zaczyna się od tolerowania pederastów (ostatnimi laty wręcz "przyklepano" pederastię jako normalne zachowanie),potem się okazuje,że jeden pedał bierze ślub z innym,następnie pedały adoptują dziecko ("prawo jest takie samo dla wszystkich"),następnie zlewicowana hołota uzna,że olański to nie pedofil ("on przeżył holocaust-jemu wolno więcej")....
Sku...syna małolata należałoby wychłostać-300 batów,może przeżyje...Ale-co by powiedział na to Adam Michnik? Zaczyna się od tolerowania pederastów (ostatnimi laty wręcz "przyklepano" pederastię jako normalne zachowanie),potem się okazuje,że jeden pedał bierze ślub z innym,następnie pedały adoptują dziecko ("prawo jest takie samo dla wszystkich"),następnie zlewicowana hołota uzna,że Polański to nie pedofil ("on przeżył holocaust-jemu wolno więcej")....
Sku...syna małolata należałoby wychłostać-300 batów,może przeżyje...Ale-co by powiedział na to Adam Michnik?
Po czym nastąpiła tradycyjna forumowa wymiana „uprzejmości” z autorem wpisu.
Wpis drugi
No to Pirog i Jacykow mogą byc dumni ...
I tu też poszły „uprzejmości”.
Czyli propaganda jednak działa. Większość ludzi słusznie nie łączy tego zdarzenia z homoseksualną emancypacją. Ludzie bardziej zwracali uwagę na katastrofę związaną z reformą szkolną i wprowadzeniem gimnazjów, na problemy wychowawcze rodziców, szkoły, a także powszechną dostępność pornografii.
Przy okazji, sprawca gwałtu na dziewiętnastolatku w Łodzi zobaczył swoją podobiznę w gazetach i sam stawił się na komisariat w Koninie, gdzie mieszka. Info. Notka policyjna mówi, że wykorzystał "pewną nieporadność życiową" ofiary, ale o co chodzi nie wiadomo.
Ciekawe jak będzie się tłumaczył.
Wczoraj Jakiś poszedł sobie na imieniny znajomej, to ja wyskoczyłem z Metką, Ego i Raandem do Fufu. Potem na Fabrycznym zjedliśmy po dietetycznym rzecz jasna hamburgerze. Dołączyli tam do nas Xell i Miszal. Pojechaliśmy, ale już bez Ego i Raanda do Narra, gdzie wyszalałem się do rana.
No i teraz słabosilny jestem. Ciężko ruszyć ręką, nogą, a głowa w drzwiach się nie mieści. To do bloga siadłem. Okazuje się, że blog gwałtem stoi. 90% wejść dotyczy zdarzenia ze Szczecina. Z braku możliwości podjęcia jakichkolwiek innych czynności przeczytałem wszystkie wpisy na forum gazety pod notką o szczecińskim gwałcie.
Wśród 50 wpisów znalazłem tylko dwa łączące opisywane zdarzenie z propagandą homoseksualną (nie daję tego sformułowania w cudzysłów, bo de facto jest to propaganda, i jest homoseksualna, tylko, niepotrzebnie ma negatywny wydźwięk).
Wpis pierwszy
Zaczyna się od tolerowania pederastów (ostatnimi laty wręcz "przyklepano" pederastię jako normalne zachowanie),potem się okazuje,że jeden pedał bierze ślub z innym,następnie pedały adoptują dziecko ("prawo jest takie samo dla wszystkich"),następnie zlewicowana hołota uzna,że olański to nie pedofil ("on przeżył holocaust-jemu wolno więcej")....
Sku...syna małolata należałoby wychłostać-300 batów,może przeżyje...Ale-co by powiedział na to Adam Michnik? Zaczyna się od tolerowania pederastów (ostatnimi laty wręcz "przyklepano" pederastię jako normalne zachowanie),potem się okazuje,że jeden pedał bierze ślub z innym,następnie pedały adoptują dziecko ("prawo jest takie samo dla wszystkich"),następnie zlewicowana hołota uzna,że Polański to nie pedofil ("on przeżył holocaust-jemu wolno więcej")....
Sku...syna małolata należałoby wychłostać-300 batów,może przeżyje...Ale-co by powiedział na to Adam Michnik?
Po czym nastąpiła tradycyjna forumowa wymiana „uprzejmości” z autorem wpisu.
Wpis drugi
No to Pirog i Jacykow mogą byc dumni ...
I tu też poszły „uprzejmości”.
Czyli propaganda jednak działa. Większość ludzi słusznie nie łączy tego zdarzenia z homoseksualną emancypacją. Ludzie bardziej zwracali uwagę na katastrofę związaną z reformą szkolną i wprowadzeniem gimnazjów, na problemy wychowawcze rodziców, szkoły, a także powszechną dostępność pornografii.
Przy okazji, sprawca gwałtu na dziewiętnastolatku w Łodzi zobaczył swoją podobiznę w gazetach i sam stawił się na komisariat w Koninie, gdzie mieszka. Info. Notka policyjna mówi, że wykorzystał "pewną nieporadność życiową" ofiary, ale o co chodzi nie wiadomo.
Ciekawe jak będzie się tłumaczył.
czwartek, 5 maja 2011
Reklamy z gejowskim podtekstem
Epatowanie zwyczajnością
Jakoś się zbiegło i ostatnio pojawiły się aż dwie reklamy z gejowskim podtekstem. Voila oto one:
TP Neostrada - Serce ma chłopaka
ING Kredyt hipoteczny - Kawiarnia
Reklamy z Sercem i Rozumem biją rekordy popularności. Obie postaci, a szczególnie ich głosy już same w sobie sugerują, że może to być gejowska para. Jeden spokojny, rozsądny, opanowany (Rozum), drugi trzpiotowaty, afektowany, emocjonalny jak to Serce. Głosy podkładają: Serce - Jarosław Boberek, Rozum - Michał Sitarski, a reżyserem jest Amerykanin o uznanym dorobku Terry Rietta. Bardzo podoba mi się kreacja Jarosława Boberka, w wielu sytuacjach zupełnie jakbym Gejowskiego słyszał.
W tej konkretnej reklamie okazuje się, że Serce miał randkę z dziewczyną, ale nie zorientował się, że to facet. Trochę to abstrakcyjne, zwłaszcza gdy słyszy się głęboki głos randkowego Juliana, no ale cóż, serce ślepe jest i najwyraźniej głuche.
W drugiej reklamie – przyznacie przaśnej aż do bólu – matka Jacusia styka się z sugestią zaledwie i to szybko wyjaśnioną. Matka reaguje tak, jak to w Polsce przyjęte, zamiast się ucieszyć, że syn ma kogoś na kogo czeka, doznaje szoku. Czyli polska kołtuńska norma.
Cieszy, że te akcenty są. Martwi, że to wciąż jakaś nowość i pewien rodzaj epatowania.
A na pogrzebie kompletnie zagotowałem Metkę i Fioletowego, ba, sam się zagotowałem i z dużym trudem opanowaliśmy śmiech, gdy po tekście pana księdza rzuciłem... co rzuciłem:
Pan ksiądz: Niech was błogosławi ojciec, i syn, i duch święty...
Ja: ...i wszystkie krasnoludki
Jakoś się zbiegło i ostatnio pojawiły się aż dwie reklamy z gejowskim podtekstem. Voila oto one:
TP Neostrada - Serce ma chłopaka
ING Kredyt hipoteczny - Kawiarnia
Reklamy z Sercem i Rozumem biją rekordy popularności. Obie postaci, a szczególnie ich głosy już same w sobie sugerują, że może to być gejowska para. Jeden spokojny, rozsądny, opanowany (Rozum), drugi trzpiotowaty, afektowany, emocjonalny jak to Serce. Głosy podkładają: Serce - Jarosław Boberek, Rozum - Michał Sitarski, a reżyserem jest Amerykanin o uznanym dorobku Terry Rietta. Bardzo podoba mi się kreacja Jarosława Boberka, w wielu sytuacjach zupełnie jakbym Gejowskiego słyszał.
W tej konkretnej reklamie okazuje się, że Serce miał randkę z dziewczyną, ale nie zorientował się, że to facet. Trochę to abstrakcyjne, zwłaszcza gdy słyszy się głęboki głos randkowego Juliana, no ale cóż, serce ślepe jest i najwyraźniej głuche.
W drugiej reklamie – przyznacie przaśnej aż do bólu – matka Jacusia styka się z sugestią zaledwie i to szybko wyjaśnioną. Matka reaguje tak, jak to w Polsce przyjęte, zamiast się ucieszyć, że syn ma kogoś na kogo czeka, doznaje szoku. Czyli polska kołtuńska norma.
Cieszy, że te akcenty są. Martwi, że to wciąż jakaś nowość i pewien rodzaj epatowania.
A na pogrzebie kompletnie zagotowałem Metkę i Fioletowego, ba, sam się zagotowałem i z dużym trudem opanowaliśmy śmiech, gdy po tekście pana księdza rzuciłem... co rzuciłem:
Pan ksiądz: Niech was błogosławi ojciec, i syn, i duch święty...
Ja: ...i wszystkie krasnoludki
Szczecin, gwalt chłopca na chlopcu
5-10-15
Skończyłem właśnie oglądać wiadomości na TVPInfo. Piętnastolatek sfilmował analną penetrację dziewięciolatka przez trzynastolatka w parku i nagranie sprzedawał kolegom z gimnazjum po 10 złotych. Nagranie pochodzi ze stycznia, ale sprawa wyszła na jaw dopiero teraz. Słowo gwałt jest przesadne, bo dziewięciolatek poddawał się czynnościom biernie, zapewne by starszym kolegom się przypodobać. Info
Prowadzący zaprosił do programu działaczkę SLD Mirosławę Kątną i muszę przyznać był to dobry wybór. Pani Kątna stanowczo uznała to zdarzenie za efekt braku wychowania seksualnego dzieci i młodzieży. Prowadzący – co szokujące – wypomniał, że to z winy księży o podwójnej moralności, na co Pani Kątna wspomniała, że to przecież księża są przeciwko wychowaniu seksualnemu, a jednocześnie sami są grupą najczęściej oskarżaną o wykorzystywanie seksualne dzieci.
Można dodać, że kościół katolicki chce po prostu by jego pracownicy mieli swobodny dostęp do niewyedukowanych seksualnie dzieci i mogli je para-edukacyjnie molestować do woli. Ohyda, kołtuństwo i zakłamanie tej instytucji jest porażające. Pamiętajmy, że kanonizowany Jan Paweł II doskonale wiedział o problemach swoich podwładnych i nigdy nie zareagował, za to akceptował zastraszanie ofiar, ukrywanie sprawców, wyciszanie afer. Bo on kochał dzieci przecież!
Teraz pewno czarne drag-queen będą pierdzielić, że do tego zdarzenia doszło w wyniku „promocji homoseksualizmu” i wielu równie skołtunionych temu przyklaśnie.
Za dawnych czasów program 5-10-15 edukował dzieci, oczywiście traktując seks jako tabu. Dziś dzieci wychowane na tym programie mają już własne dzieci… i nie tylko nie potrafią edukować seksualnie własnych dzieci, ale nie rozumieją nawet własnej seksualności.
Skończyłem właśnie oglądać wiadomości na TVPInfo. Piętnastolatek sfilmował analną penetrację dziewięciolatka przez trzynastolatka w parku i nagranie sprzedawał kolegom z gimnazjum po 10 złotych. Nagranie pochodzi ze stycznia, ale sprawa wyszła na jaw dopiero teraz. Słowo gwałt jest przesadne, bo dziewięciolatek poddawał się czynnościom biernie, zapewne by starszym kolegom się przypodobać. Info
Prowadzący zaprosił do programu działaczkę SLD Mirosławę Kątną i muszę przyznać był to dobry wybór. Pani Kątna stanowczo uznała to zdarzenie za efekt braku wychowania seksualnego dzieci i młodzieży. Prowadzący – co szokujące – wypomniał, że to z winy księży o podwójnej moralności, na co Pani Kątna wspomniała, że to przecież księża są przeciwko wychowaniu seksualnemu, a jednocześnie sami są grupą najczęściej oskarżaną o wykorzystywanie seksualne dzieci.
Można dodać, że kościół katolicki chce po prostu by jego pracownicy mieli swobodny dostęp do niewyedukowanych seksualnie dzieci i mogli je para-edukacyjnie molestować do woli. Ohyda, kołtuństwo i zakłamanie tej instytucji jest porażające. Pamiętajmy, że kanonizowany Jan Paweł II doskonale wiedział o problemach swoich podwładnych i nigdy nie zareagował, za to akceptował zastraszanie ofiar, ukrywanie sprawców, wyciszanie afer. Bo on kochał dzieci przecież!
Teraz pewno czarne drag-queen będą pierdzielić, że do tego zdarzenia doszło w wyniku „promocji homoseksualizmu” i wielu równie skołtunionych temu przyklaśnie.
Za dawnych czasów program 5-10-15 edukował dzieci, oczywiście traktując seks jako tabu. Dziś dzieci wychowane na tym programie mają już własne dzieci… i nie tylko nie potrafią edukować seksualnie własnych dzieci, ale nie rozumieją nawet własnej seksualności.
wtorek, 3 maja 2011
Maj, pogoda, deszcz i slota
Teresa pogodynka
Pamiętam początek maja w 2004 lub 2005 roku. To był niezwykły pogodowo rok, bo już 1 maja kąpałem się w jeziorze i było ciepło. Tego samego roku ostatni raz kąpałem się na zewnątrz na basenie 1 października. Lato trwało całe 5 miesięcy.
2011 rok do takich lat się raczej nie zaliczy. Tak zimnego weekendu majowego nie pamiętam. Dziś jest w Łodzi w porywach do 6 stopni, pada i wieje. Pocieszające jest, że lada szelest pogoda zacznie się zmieniać. Już w środę temperatura podniesie się do 12 stopni i zrobi się słonecznie. A w najbliższy weekend temperatura skoczy do oszałamiających 17 stopni. W słońcu może nawet cieplej będzie. W kolejne dni temperatura będzie dalej rosła na szczęście.
Cooleżeństwo pewno wyruszy grillować, ja będę pomagać Jakisiowi w przygotowywaniu daczy do normalnego funkcjonowania.
Pamiętam początek maja w 2004 lub 2005 roku. To był niezwykły pogodowo rok, bo już 1 maja kąpałem się w jeziorze i było ciepło. Tego samego roku ostatni raz kąpałem się na zewnątrz na basenie 1 października. Lato trwało całe 5 miesięcy.
2011 rok do takich lat się raczej nie zaliczy. Tak zimnego weekendu majowego nie pamiętam. Dziś jest w Łodzi w porywach do 6 stopni, pada i wieje. Pocieszające jest, że lada szelest pogoda zacznie się zmieniać. Już w środę temperatura podniesie się do 12 stopni i zrobi się słonecznie. A w najbliższy weekend temperatura skoczy do oszałamiających 17 stopni. W słońcu może nawet cieplej będzie. W kolejne dni temperatura będzie dalej rosła na szczęście.
Cooleżeństwo pewno wyruszy grillować, ja będę pomagać Jakisiowi w przygotowywaniu daczy do normalnego funkcjonowania.
poniedziałek, 2 maja 2011
Ślub, beatyfikacja, Osama
Kwadratura koła
Majowy weekend toczy się nadspodziewanie intensywnie. W piątek informacja o śmierci bliskiej osoby, zaraz potem ślub księcia Williama i Kate Middleton. Od rana do wieczora specjalne wydania oplotkowujące przybyłych, ich stroje, zachowanie, menu i inne duperele. W niedzielę szopka beatyfikacyjna. Włączyliśmy Fakty na TVN, zaczęło się od beatyfikacji, kontynuowali beatyfikacją i na niej zakończyli. Inne wiadomości nie przebiły się. Przełączamy na TVP, zaczyna się beatyfikacją, to pędem przełączamy na kuchnia.tv… a tam kremówki wadowickie. Oszaleć można.
Dzisiejszy poranek rozpoczyna się entuzjastycznym newsem: Osama bin Laden nie żyje. Ludzie w USA tańczą z radości na ulicach. Kuźniar w TVN24 popełnia freudowską pomyłkę: „Osama został zamordowany”, ale szybko poprawia na „zabity”. Okazuje się, że poważne demokracje i ich obywatele mają wiele radości z tego, że kogoś utłukły. Hammurabi by się cieszył.
Ale jeszcze do beatyfikacji wracając. „Udowodniono”, że stał się cud, bo jakaś zakonnica i jej cooleżanki modliły się do przyszłego beatusa o wyzdrowienie tejże, choć to zabronione, bo beatusem jeszcze nie był, ale modły się powiodły i stał się cud ozdrowienia rzeczonej. Teraz papież.pl jest już beatusem i można się doń modlić do woli. Zważywszy „udokumentowaną” cudowną moc modlitw do niego poza ozdrowieniem mentalnym owej zakonnicy wyprostują się jej też zęby, a kto wie może doświadczy niepokalanego poczęcia – o ile przyjdzie jej do głowy pomodlić się o to.
I tak oto, poprzez nielegalne modlitwy do niebłogosławionego stał się cud, który jego błogosławieństwa dowiódł, a kościół katolicki kolejny raz rozwiązał kwadraturę koła.
Aż strach pomyśleć, co się wydarzy jutro.
Majowy weekend toczy się nadspodziewanie intensywnie. W piątek informacja o śmierci bliskiej osoby, zaraz potem ślub księcia Williama i Kate Middleton. Od rana do wieczora specjalne wydania oplotkowujące przybyłych, ich stroje, zachowanie, menu i inne duperele. W niedzielę szopka beatyfikacyjna. Włączyliśmy Fakty na TVN, zaczęło się od beatyfikacji, kontynuowali beatyfikacją i na niej zakończyli. Inne wiadomości nie przebiły się. Przełączamy na TVP, zaczyna się beatyfikacją, to pędem przełączamy na kuchnia.tv… a tam kremówki wadowickie. Oszaleć można.
Dzisiejszy poranek rozpoczyna się entuzjastycznym newsem: Osama bin Laden nie żyje. Ludzie w USA tańczą z radości na ulicach. Kuźniar w TVN24 popełnia freudowską pomyłkę: „Osama został zamordowany”, ale szybko poprawia na „zabity”. Okazuje się, że poważne demokracje i ich obywatele mają wiele radości z tego, że kogoś utłukły. Hammurabi by się cieszył.
Ale jeszcze do beatyfikacji wracając. „Udowodniono”, że stał się cud, bo jakaś zakonnica i jej cooleżanki modliły się do przyszłego beatusa o wyzdrowienie tejże, choć to zabronione, bo beatusem jeszcze nie był, ale modły się powiodły i stał się cud ozdrowienia rzeczonej. Teraz papież.pl jest już beatusem i można się doń modlić do woli. Zważywszy „udokumentowaną” cudowną moc modlitw do niego poza ozdrowieniem mentalnym owej zakonnicy wyprostują się jej też zęby, a kto wie może doświadczy niepokalanego poczęcia – o ile przyjdzie jej do głowy pomodlić się o to.
I tak oto, poprzez nielegalne modlitwy do niebłogosławionego stał się cud, który jego błogosławieństwa dowiódł, a kościół katolicki kolejny raz rozwiązał kwadraturę koła.
Aż strach pomyśleć, co się wydarzy jutro.
niedziela, 1 maja 2011
Beatyfikacja Jana Pawła II
Dzień rozpoczęty rzygiem
Ktoś mógłby pomyśleć, że to moja osobista niechęć spowodowała, o nie! Jest 02:59 i nie śpię, nie z powodu czuwania, że jakiś Karol Wojtyła ma być pedofikowany. Po prostu wypiłem za dużo, coś mi się niestrawnego przyśniło, zakrztusiłem się i zarzygałem pół Jakisiowego mieszkania… z czego on w tej chwili nawet nie zdaje sobie sprawy, bo smacznie śpi. Rzygnąłem na łóżko, z trudem zdając sobie sprawę z ostateczności postanowień moich trzewi, na podłogę przy łazience, w daremnej próbie świątobliwego umieszczenia moich torsji, i wreszcie do wanny, gdzie rzygi znalazły swe ostateczne tabernakulum.
U Metki i Gwiazdy byliśmy wieczorem celem odreagowania. Dzień spędziliśmy na poszukiwaniu dokumentów poświadczających opłacenie grobu… bez efektu. Zmarła schowała je tak skutecznie, że byliśmy bez szans, a zapytać ją nie było jak. Wstawiennictwo u Jana Pawła II też by nie pomogło, a obrazki z wydobywania trumny z jego zwłokami same w sobie wywoływały żołądkowe rewolucje.
Dzięki wielkie cooleżeństwu za chęć wsparcia, na pewno będzie jeszcze na to czas. Tymczasem pochlaliśmy u Metki i Gwiazdy zajadając się selerem naciowym z dipem (pysznym!), twarożkiem z rzodkiewkami i ciastem sąsiadki.
Ale dziś jest ten dzień, kiedy obiecałem Metce, że na blogu napiszę, że Karol Wojtyła, zwany Janem Pawłem drugim, był kretynem. Wypadałoby uzasadnić, co w moim obecnym stanie jest raczej trudne (nadmiar alkoholu we krwi). Bo co mam powtórzyć? Że krył katolicką pedofilię? Centralizował swoją organizację tamując jej rozwój (sprzeciw wobec ideologiom południowo-amerykańskim)? Przyczynił się do pandemii AIDS w Afryce z powodu swojej durnej postawy? Udział w obalaniu systemu w Polsce ma raczej symboliczny niż konkretny? Że był bardziej celebrytą niż myślicielem? Dzisiejsza beatyfikacja jest jak ceremonia położenia gwiazdy chodnikowej w Los Angeles i niczym więcej. A w Łodzi pada i gromowładny Zeus pioruny ciska.
Ciotki-katoliczki proszę o wylewanie świątobliwego jadu oburzenia na innych blogach.
Ktoś mógłby pomyśleć, że to moja osobista niechęć spowodowała, o nie! Jest 02:59 i nie śpię, nie z powodu czuwania, że jakiś Karol Wojtyła ma być pedofikowany. Po prostu wypiłem za dużo, coś mi się niestrawnego przyśniło, zakrztusiłem się i zarzygałem pół Jakisiowego mieszkania… z czego on w tej chwili nawet nie zdaje sobie sprawy, bo smacznie śpi. Rzygnąłem na łóżko, z trudem zdając sobie sprawę z ostateczności postanowień moich trzewi, na podłogę przy łazience, w daremnej próbie świątobliwego umieszczenia moich torsji, i wreszcie do wanny, gdzie rzygi znalazły swe ostateczne tabernakulum.
U Metki i Gwiazdy byliśmy wieczorem celem odreagowania. Dzień spędziliśmy na poszukiwaniu dokumentów poświadczających opłacenie grobu… bez efektu. Zmarła schowała je tak skutecznie, że byliśmy bez szans, a zapytać ją nie było jak. Wstawiennictwo u Jana Pawła II też by nie pomogło, a obrazki z wydobywania trumny z jego zwłokami same w sobie wywoływały żołądkowe rewolucje.
Dzięki wielkie cooleżeństwu za chęć wsparcia, na pewno będzie jeszcze na to czas. Tymczasem pochlaliśmy u Metki i Gwiazdy zajadając się selerem naciowym z dipem (pysznym!), twarożkiem z rzodkiewkami i ciastem sąsiadki.
Ale dziś jest ten dzień, kiedy obiecałem Metce, że na blogu napiszę, że Karol Wojtyła, zwany Janem Pawłem drugim, był kretynem. Wypadałoby uzasadnić, co w moim obecnym stanie jest raczej trudne (nadmiar alkoholu we krwi). Bo co mam powtórzyć? Że krył katolicką pedofilię? Centralizował swoją organizację tamując jej rozwój (sprzeciw wobec ideologiom południowo-amerykańskim)? Przyczynił się do pandemii AIDS w Afryce z powodu swojej durnej postawy? Udział w obalaniu systemu w Polsce ma raczej symboliczny niż konkretny? Że był bardziej celebrytą niż myślicielem? Dzisiejsza beatyfikacja jest jak ceremonia położenia gwiazdy chodnikowej w Los Angeles i niczym więcej. A w Łodzi pada i gromowładny Zeus pioruny ciska.
Ciotki-katoliczki proszę o wylewanie świątobliwego jadu oburzenia na innych blogach.
Subskrybuj:
Posty (Atom)