sobota, 14 maja 2011

Lodz Marsz Równości 2011

Tak, bałem się

Gejowski wyciągnął mnie na Marsz Równości w Łodzi. Nie chciało mi się iść, ale na ostatniej byłem już tak dawno temu, że się skusiłem. Wyobrażałem sobie, że będzie jak w Warszawie, dużo ludzi, kilku śmiesznych wszechpolaków dodających imprezie smaczku, nastrój wakacyjno-rozluźniony.

Podchodziliśmy od strony ulicy Zgierskiej. Już z daleka wrażenie robiło zgromadzenie hałaśliwych szumowin. Jak się okazało jakaś organizacja prorodzinna zaprosiła do udziału w pikiecie najzwyklejszych kiboli. Szczerze powiem, że się przestraszyłęm. Szczęściem liczba radiowozów i policjantów napawała nadzieją, że opanują tę katolicką hołotę. Kolejnym zaskoczeniem było zgromadzenie uczestników marszu na Starym Rynku. Raz, że wyglądało, że jestem najstarszy, a dwa, stanowiłem istotny procent wśród uczestników. Trochę trudno zachować anonimowość w tak nielicznym gronie. Ale ludzi przybyło, gdy zbliżyła się godzina wymarszu. Było tak 200 do 250 osób. 90% to lesbijki, większość nie z Łodzi, a z Warszawy.

Marsz ruszył. Gdy przechodziliśmy koło pikiety chrześcijańsko-kibolskiego miłosierdzia poleciały jajka. Nie dostałem, ale ochlapało mnie. To nic. Na szczęście nie trafił we mnie rzucony kamień, ale widziałem jak uderzył w rower idącej przede mną osoby. Leciały też podobno ziemniaki i butelki, jednak tego nie widziałem i wątpię w to, bo śladów nie było.

Kto nie był tak atakowany, nie jest w stanie wyobrazić sobie poczucia zaszczucia jakiego się doświadcza. Oto pokojowo nastawiony człowiek idzie w obstawie około 100 policjantów starających się ochronić go i innych przed rozwydrzonym, wulgarnym, chamskim wykwitem łódzkich rynsztoków. Patrzyłem czy nie leci kolejny kamień zastanawiając się, czy dobrze robię, bo dostanę centralnie w twarz. A może lepiej nie patrzeć, iść i dostać w profil. Nerwy miałem napięte jak postronki. Gdyby nie było policji ta katolicka tłuszcza rzuciłaby się do bicia, bez zahamowań, bo jakich zahamowań można się u nich spodziewać.

Spacerujący Piotrkowską namiętnie filmowali ten widowiskowy przemarsz kolorowej grupki w obstawie ciężkozbrojnych policjantów. Niektórzy klaskali i machali, inni tylko spoglądali. Niektórzy krzyczeli „pedały”, co było przesadne przy tak skromnej liczbie tychże w marszu. Z balkonu biura poselskiego Stefana Niesiołowskiego pomachał maszerującym Cezary Grabarczyk. Miło, że się zdobył, ale to całkiem bez znaczenia. Maszerujący zignorowali ten gest.

Nie spodziewałem się, że to napiszę, ale te marsze są Łodzi potrzebne. Smutno mi, że nie było nikogo ze znajomych. Ja przecież do najodważniejszych nie należę, ale widać znajomi są jeszcze bardziej przerażeni.

13 komentarzy:

  1. Chyba nawet nie wiem co napisać... niby mieszkamy w tej samej Europie...

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie boję się! Nie poszedłem, bo zmyliła mnie czwartkowa postawa Ge, który twierdził, że nie idzie, bo nie dogadał się z orgami. Ponieważ mnie także potraktowali dosyć lekceważąco, postanowiłem nie uczestniczyć. Ge, jak to Ge, zmienił zdanie w ostatniej chwili. Założył chociaż krótkie spodenki, jak się odgrażał?
    Agresja miłujących bliźniego katoli całkiem mnie nie zdziwiła. Czego innego można się po nich spodziewać? Uliczne przepychanki w towarzystwie 90% lesb ze stolicy to jednak nie moja działka. Ja walczę piórem (tzn. klawiaturą).

    OdpowiedzUsuń
  3. Ziemniaki były, widziałam! Trochę szkła też leżało, ale nie wiem, czy świeże, czy wcześniej przez kogoś zostawione. Mnie najbardziej zaskoczyło, że poza pierwszym szokiem, gdy musnęło mnie jajo w momencie, jak dołączałam do Marszu, właściwie się nie bałam (a do odważnych nie należę). I składam to na genialną atmosferę. Szczerze, to był jeden z najbardziej pozytywnych marszy, na jakich byłam.

    OdpowiedzUsuń
  4. 2Ewa: Jeśli były te ziemniaki i butelki, to tym gorzej. Świadczy to też o słabości policji. Jak oni mają sobie poradzić z tysiącem kiboli na stadionie, gdy z taką niewielką grupą im nie wychodzi? Skoro i ja, i Ty do odważnych nie należymy, a jednak byliśmy na marszu, to jest nadzieja, że ci naprawdę odważni na kolejnym marszu się pojawią.

    OdpowiedzUsuń
  5. 2Ewa: Marszy? Nie marszów?

    OdpowiedzUsuń
  6. @Jakiś
    Obie formy są poprawne:)

    @Teresa
    Ja nie wiem, czy to tylko strach (bo z tym się da chodzić), czy też brak poczucia, że tego typu demonstracje są ważne i po coś.
    BTW, nie tylko stolica przyjechała. Były też lesby wrocławskie. I pewnie nie tylko, ale nie wiem, nie znam wszystkich:)

    OdpowiedzUsuń
  7. 2Ewa: Chyba utarłaś Jakisiowi nosa, a to niełatwe ;)
    Przyznajmy jest problem. O naszą emancypację walczą lesbijki, a geje poświęcają się głównie pachnieniu i oddawaniu własnym przyjemnościom. Zapewne wynika to z psychologii, ale podkreślam, ja sam do najodważniejszych nie należę, gębę obito mi nie raz, i mam uraz. Coś szwankuje. Tydzień temu byłem w Narra i nie zobaczyłem ani jednego plakatu anonsującego Marsz. To nie przyjezdni, ale miejscowi powinni być na tym marszu. Zdaję sobie sprawę z obawy przed byciem rozpoznanym. W moim wieku to już bez znaczenia. Nie boję się. NB. patrzyłem uważnie na wszystkich przechodniów i nie zobaczyłem nikogo znajomego. Ale młodsi obawiają się rozpoznania i stygmatyzacji. W ośrodkach mniejszych od Warszawy ludzie muszą się nauczyć, że strach ma wielkie oczy. Niestety nie wiem jak to osiągnąć.

    OdpowiedzUsuń
  8. 2Ewa: Ja jednak optuję za marszów. Tak jak za walców, a nie walcy;)

    OdpowiedzUsuń
  9. @Jakiś
    Marsz odmienia się jak mecz (też dopuszczalne dwie formy), nie jak walc (dopuszczalna jedna forma). Co jest zresztą pewną niekonsekwencją. Ciekawie pisze o tym Malinowski (za Miodkiem) tu:
    http://www.obcyjezykpolski.interia.pl/?md=archive&id=35

    @Teresa
    Też nie wiem, jak to osiągnąć. Ostatnio z przykrością skonstatowałam, że najwięcej (tych bardziej widocznych) działaczy i działaczek rekrutuje się z mojego i starszego niż moje pokolenia. Tak jakby pojawienie się internetu i względnej wolności odebrało ludziom ochotę na więcej.

    OdpowiedzUsuń
  10. optuję za: nietoperzów (w temacie)

    OdpowiedzUsuń
  11. No i jest mi wstyd. Że mnie nie było, też nie należę do najodważniejszych, ale uważam że warto ten motłoch przyzwyczajać do Europy. Sam często spotykałem i spotykam się z wyzwiskami, co nie jest zbyt dziwne gdy mieszka się z facetem na małym osiedlu od kilku lat. Na swoje usprawiedliwienie, mam tylko to, że rzeczywiscie idea marszu była słabo propagowana, coś tam gdzieś widziałem, ale zapomniałem i w rezultacie nie wiedziałem kiedy ma się przemaszerować. W kazdym razie dziękuję Ci Tereso za reprezentowanie i jednak odwagę bycia w tym dzikim tłumie.
    :-)

    OdpowiedzUsuń
  12. byłem , zrobiłem fotoreportarz - zob. na facebooku - jacek solista, dostałem jajem w jajo i mam nadzieje ze stanie sie to przyczynkiem do zakazu faszyzmu i kibolstwa w przestrzeni publicznej

    OdpowiedzUsuń
  13. Butelek też osobiście nie widziałam jedynie czytalam ale ziemniaki leciały faktycznie jeden prawie w nas trafił ale obróciliśmy to w zart stojac dookoła niego bijac brawo i sie smiejąc krzycząc "macie moze olej" czy "brawo dla ziemniaka"
    ale musze przyznac ci racje co do lęku sama mialam ochote sie wycofac gdy zobaczylam tych pseudo obronców rodziny ale dotrwalam do konca i musze stwierdzic ze nie zaluje :)

    OdpowiedzUsuń

W polu "Komentarz jako" wybierz "Nazwa/adres URL" i podaj swój pseudonim w polu "Nazwa".

Nie wybieraj "Anonimowy", żeby nie być anonimowym właśnie ;)