czwartek, 15 listopada 2012

Elektroniczna śmierć

Kamień

Jakoś zupełnie przypadkiem na TVP Kultura trafiłem na program o umieraniu, eutanazji i śmierci. Dyskusja była ciekawa, ale mnie tknęło coś innego.

Wszystkie zdjęcia z ostatnich paru lat mam na kompie. Odbitek nie robię. Nawet na Facebooka nie wrzucam. Testamentu nie napisałem, haseł nikt nie zna. To wszystko szlag trafi razem ze mną.

Konta na Facebooku podobno nie ma jak usunąć. Będę więc tam tkwił niczym elektroniczny zombie dopóki jakiś litościwy administrator nie usunie mojego konta.

Konta mailowe po jakimś czasie zostaną usunięte. Ale moja epistolografia światowej literatury nie zasili... przepadnie razem z kontem.

Bank, choć internetowy, będzie się musiał podzielić z moimi spadkobiercami swą niepewną zawartością. A potem zapomni o mnie, czyniąc mnie elektronicznym zerem.

Brak kolejnych notek na blogu wyzwoli reakcję programu. Ale zapytanie skierowane na moje zarejestrowane konto mailowe nigdy nie zostanie odpowiedziane. Tym samym ja, autor bloga, przejdę w elektroniczny niebyt.

Wszystko fajnie, jeśli będę miał czas na porządkowanie mojej elektronicznej bytności na tym padole. Jeśli jednak wyłącznik przeskoczy z "on" na "off" bez mojego udziału, to EEG mojego mózgu zamieni się w linię ciągłą równolegle z internetową bezpamięcią (w roku 2012 słowo jeszcze nieznane przez Google).

Mogę się utrwalić na pendrivach, dyskach miękkich i twardych. Mogę zachować swój wygląd i głos, a nawet sposób myślenia, konstruowania zdań, poglądy i wrażenia. Jednak zapach, dotyk, uczucia zwiędną niczym przepalona żarówka. A reszta długo nie przetrwa. Każdy fizyczny nośnik z czasem utraci swe elektromagnetyczne właściwości. Potwierdzi mój niebyt własną fizyczną niedoskonałością.

Zwykły kamień jest doskonalszy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

W polu "Komentarz jako" wybierz "Nazwa/adres URL" i podaj swój pseudonim w polu "Nazwa".

Nie wybieraj "Anonimowy", żeby nie być anonimowym właśnie ;)