Uważam, że urząd prezydenta RP – głowy naszego państwa – powinien być wypełniany z godnością i powagą odpowiadającą powadze państwa i powinny być stworzone dla tego odpowiednie warunki, ale jednocześnie jestem przekonany, że nie jest potrzebny do tego dwór, ostentacja korzystania z przywilejów władzy, rezydencje i różnego rodzaju ośrodki, nadające urzędowi prezydenta cechy monarchiczne.(...)Źródło: Fragmenty deklaracji wyborczej Lecha Kaczyńskiego, Warszawa, 28 sierpnia 2005 r.
Brat bliźniak jest jednak innego zdania. I słusznie. Pochowanie brata z małżonką na Wawelu otwiera szerokie pole do popisu w dyskontowaniu tego faktu przez wiele kolejnych lat. Ciekawe jak spektakularną śmierć planuje dla siebie Jarosław Kaczyński, by również spocząć na Wawelu obok brata... z kotem u boku.
Nie ma lekko, nikt nie ucieknie przed tym, co się dzieje w kraju, więc i na blogu będzie trochę moich frustracji z tym związanych. Zajoba narodowa (termin Metki Boskiej) została przedłużona. Narra będzie otwarte, ale z muzyką chilloutową. Sklepy nadal będą się pogrążać w żałobie. Kina o dziwo nie, ale teatry już tak. Podziwiam ludzi, którzy publicznie protestują przeciw pochówkowi na Wawelu.
Mi też wszystko opadło. Dobrze powiedziała Magdalena Środa: "Wobec tej decyzji żałoba narodowa dobiegła końca". I ja się z nią zgadzam. Idę zapodać Rihannę na full.
OdpowiedzUsuń"jednocześnie jestem przekonany, że {nie) jest potrzebny do tego dwór, ostentacja korzystania z przywilejów władzy, rezydencje i różnego rodzaju ośrodki, nadające urzędowi prezydenta cechy monarchiczne."
OdpowiedzUsuńCzepiasz sie o slowa :). To tak, jak " lub czasopisma" - drobiazg :P.
Szopek się spodziewałem, ale nie aż takich.
OdpowiedzUsuńChoc może powinienem.
Summa summarum takie chwile są dla mnie pożyteczne, bo przypominają mi co jakiś czas dlaczego opuściłem ten kraj.
Jestem za tym, by pochować Wielkiego Brata na Wawelu, lecz w Smoczej Jamie. Szkodliwość działalności Kompanii Braci była porównywalna do działalności krakowskiego gada. Legendarny potwór także skończył gwałtowną śmiercią, więc truchło Ojca Narodu tam jak najbardziej pasuje.
OdpowiedzUsuńNapisałem wierszowany Nagrobek Kaczora, wzorowany na satyrycznym epitafium Michała Korybuta Wiśniowieckiego (obaj władcy mieli ze sobą wiele wspólnego: nikczemną, grubawą posturę, kompleks niższości w połączeniu z megalomanią, alkoholizm, żarłoczność, nieudolność w rządzeniu, intryganctwo). Przekazałem na ręce Ge. Sadzę, iż czeka z publikacją aż otworzą się w niedzielę w Krakowie wielkie pompy żałobne :P
Decyzja o Wawelu dla słabego, szkodliwego i kontrowersyjnego polityka, jakim był Lech Kaczyński, to po prostu pierwszy akord kampanii wyborczej, którą już organizują kler pod rękę z PiSuarem. Jak wszyscy normalni Polacy, decyzję tę oceniam skrajnie negatywnie. Dziś przeczytałem, że kandydatem PiSuaru na prezydenta będzie Jara Kaczyńska. W tych okolicznościach nikt nie ośmieli się wyciągać Jarze np. kompromitujących domysłów dotyczących życia prywatnego, bo wszystkie takie próby będą odbierane jako zamach na święte truchła. Także przypomnienie przeszłych kompromitacji politycznych tej kandydatki będzie utrudnione - z tych samych powodów. Cały ten scenariusz był dla mnie jasny już w sobotę rano. Niestety, uczestnicząc w "pierdzeniu w trąby", czyli narodowej histerii pod tytułem "łolaboga, jaka strata i ból", do sukcesu Jary Kaczyńskiej w wyborach prezydenckich i PiSuaru w wyborach samorządowych przyczyniły się też niektóre mniej rozgarnięte (albo bardziej interesowne) cooleżanki (litościwie nie wskażę, które).
OdpowiedzUsuńOto więc nadciąga zmartwychstanie endekoidalnego trupa politycznego, jakim jawił się jeszcze tydzień temu PiSuar. Skompromitowana, nielubiana partia z powszechnie nienawidzonym liderem stanie się teraz skutecznym politycznym zombie, a zastrzyk ożywiający to truchło podały także niektóre osoby z naszego środowiska (pisząc: "trzeba zachować powagę i szacunek wobec śmierci" czyli nie odzywać się, gdy PiSuar dokonuje sondażowej reanimacji, podając sobie dożylnie trupi jad z ofiar katastrofy). "Gratuluję pomyślunku" (cytat) koleżankom, które atakowały na tym blogu Teresę za to, że od początku odnosiła się negatywnie do uczestnictwa w narodowej zajobie. Teraz możecie sobie pogratulować, gdyż wraca wasz Ukochany Prezydent - tym razem w wersji "nienawidzę wszystkich, bo mam nieudane życie prywatne" (a więc wersji jeszcze gorszej od dotychczasowej, czyli wersji "nienawidzę tylko Niemców, Rosjan, Europy, pedałów z wyjątkiem tych z PiSu i Kościoła, PO, feministek i mojego zięcia, którego ojciec jest z SLD, a także Moniki "Stokrotki" Olejnik, bo jest niefajna"). Oklaskujcie nadal politycznego Frankensteina, moje drogie, a także idźcie dalej składać kwiatki pod Pałacem Namiestnikowskim. Jara wam za to na pewno podziękuje.
Ło jezu... żeś Metko wymyśliła.
OdpowiedzUsuńCo ma piernik do wiatraka, a uszanowanie czyjejś śmierci, do szopek odstawianych przez pisuary?
Przeczytaj jeszcze raz to, co napisałeś i zastanów się czy w swoim zacietrzewieniu nie przerosłeś nawet tych, których tak nienawidzisz?
Ja nie mam wątpliwości, bo Ty nie odpuszczasz nawet trupom :)
Szacunek to jedno (i ja mam szacunek), a drugie to procesy polityczne, któe trzeba widzieć.
OdpowiedzUsuńAleż ja je widzę (myślę, że Wojtek też). Nie zgadzam się natomiast z tym, że do tych procesów przyczyniło się pójście Wojtka pod Pałac i moje pisanie na blogu Teresy.
OdpowiedzUsuńChore umysły nie umarły wraz z LK niestety.
Przyznam, że nie przypuszczałem, że dadzą o sobie znać zanim ostygną ciała ofiar katastrofy. To dowodzi tylko tego jak bardzo są chore. Z drugiej strony może to i dobrze, że tak szybko ruszyły do ataku. Dzięki temu społeczeństwo przypomni sobie dostatecznie wcześnie przed wyborami jak wyglądały rządy PIS-u i jaki klimat wtedy panował.
2s: Ależ ja nie pisałem o Tobie czy Wojtku. Nie rozumiem, dlaczego moje generalne uwagi odbierasz personalnie. Moje uwagi dotyczą zjawiska, a nie konkretnych osób. Jeżeli zaś odbierasz je osobiście, to cieszę się, że udało mi się wywołać refleksję. Nie pisałem zaś o kimkolwiek osobiście, bo - wybacz - szkoda mi czasu na jakieś osobiste wycieczki. Piszę, bo uważam, że potrzebna jest debata, którą ostatnio usiłuje się spacyfikować za pomocą kadzideł, flag i trumien. Tak więc - naprawdę szkoda czasu na osobiste potyczki. Zwłaszcza, że pewien blogger ostatnio dość demonstracyjnie potraktował uwagi Teresy nie jako zachętę do debaty, ale jako (znów cytat) prymitywne ataki na poziomie (to już cytat z uwag do wynurzeń bloggera) gimnazjum. Skoro więc nie chcecie debaty, bo uważacie ją za niestosowną i nie przyjmujecie do wiadomości, że nie ma zuniformizowanego sposobu odczuwania emocji, to tej debaty nie będzie. Nie to nie :). Ale nie wińcie za to Teresy - słusznie (choć niewystarczająco) powstrzymuje się od wchodzenia w dyskusję, bo na pewnym poziomie dyskusji nie należy prowadzić. Tym poziomem jest sprowadzanie dyskutanta do funkcji nieczułego prymitywa, obrażanie się i trzaskanie drzwiami. To są niestety dość PiSowskie metody wyrazu w dyskursie publicznym, niemal jak porównanie homoseksualistów do zoofili ("nie zgadzasz się ze mną, więc jesteś prymitywem, zoofilem i ogólnie be"). Myślę, że stopniowe potwierdzanie się scenariusza politycznego, jaki Teresa przewidziała już w sobotę, powinno wywołać (to znów uwaga o charakterze generalnym, a nie personalnym) refleksję i chęć słownego zadośćuczynienia za to, jak została potraktowana - jako szkodliwy margines, a nie mainstream debaty. Dziś podobne do Teresy stanowisko zajął np. w GW Jacek Godzic. Przykro mi więc, ale to nie tylko moje odczucie, z tego co widzę. Trzeba zaakceptować fakt, że nie wszyscy zapalali świeczki pod Pałacem Namiestnikowskim, a niektórzy zamiast gloryfikować "prezydenta, który był jaki był, ale był to nasz (??!!!) prezydent", nie przestali przypominać, że był on szkodliwy i nam nienawistny, wyrządził wielką krzywdę wielu ludziom choćby poprzez podsycanie homofobii. Wspomniana akceptacja to ważna próba na pluralizm debaty publicznej. Brak zaś tej akceptacji, to niestety wchodzenie w buty PiSuaru. Nie chodzi mi tu - podkreślam - o poglądy (bo te chyba mamy podobne), ale o metodę prowadzenia debaty.
OdpowiedzUsuńI na tym kończę polemikę, bo wydaje mi się, że moje stanowisko przedstawiłem przejrzyście.
To ja również na zakończenie polemiki pozwolę sobie wkleić fragment komentarza z bloga (http://trzyczesciowygarnitur.blogspot.com/2010/04/po-tragedii.html), który przejrzyście oddaje "nasze" stanowisko:
OdpowiedzUsuń„Płakałam po ludziach, których ceniłam, szanowałam. Ale i łzy w oczach kręciły mi się też z powodu śmierci osób, które były moimi politycznymi wrogami, bo prawdziwy demokrata nie czuje satysfakcji i przyjemności z takiej dymisji, z takiego zejścia oponenta ze sceny politycznej. Nie tego im życzyłam, a już na pewno nie ich rodzinom.
Po ludzku łączę się z nimi w bólu, ot choćby dlatego, że wychowano mnie w duchu lewicowym i nauczono stawiać się w sytuacji drugiego człowieka. A ci ludzie nie stracili prezydenta, posła, generała, lecz rodzica, małżonka, dziecko...”
na świecie co sekunda ginie czyjść rodzic, małzonek, dziecko - chyba bym sie odwodnił płacząc po nich wszystkich "po ludzku".
OdpowiedzUsuńdziwi mnie takie usprawiedliwianie swojej ambiwalentnej postawy.
@krowa morska
OdpowiedzUsuńA skąd pomysł, że cokolwiek mam usprawiedliwiać? Zwłaszcza przed tobą?
Pomyliłeś bajki.
Pragnę przypomnieć, że wieczór trupi u Teresy miał być pod hasłem, które wymyśliłem w minutę i które brzmiało:
OdpowiedzUsuń"Julianowski Wieczór Wyborczy, czyli kto będzie prezydentem RP przez następne pięc lat i dlaczego jarosław kaczyński".
Ale żeście mnie spacyfikowały a mąż Metki to już szczególnie.
Ja zamiast żałoby używam terminu TANATONALIA. Live, za darmochę, cały tydzień tylko w TV.
OdpowiedzUsuń2s.: Trzyczęściowygarnitur za dużo ogląda telewizji, a za mało myśli. Każda tragedia jest straszna. Obłudą jest, że trzyczęściowygarnitur ekscytuje się śmiercią 96 osób, mimo że ich nie znała, a 229 zabitych w powodziach w Brazylii tuż przed 10 kwietnia ją gówno obchodzi, pewno nawet o tym nie słyszała. Mamy niby globalną wioskę, ale lepszy znany z TV wróg, niż jacyś tam mulaci.
OdpowiedzUsuńBrazylia to dziwny kraj, najpierw ogłosili żałobę po zabitych w powodziach, a potem, podobno pod presją brazylijskiej Polonii żałobę po "nieodżałowanej stracie" w Polsce. No ale oni mają długi karnawał, to i żałobę sobie przeciągnęli.
Wy, źli ludzie, śmiejecie się z bólu rodaków po stracie Wodza, a tymczasem nawet Artyści łzy leją:
OdpowiedzUsuńhttp://www.youtube.com/watch?v=yE6z6eaPkAQ
egocentryzm niektorych jednostek jest przezabawny.
OdpowiedzUsuńinsynuacje że mialbym ochote wysluchiwac czyichs usprawiedliwien - żenujace.
skupianie sie na detalu, miast ogółu - aż nadto obnażające
i chęć do walenia wokól na oślep byłaby może niepokojąca, gdyby nie to ze szczesliwie jestem z innej bajki.
@Teresa - fajnie ze wiesz o co chodzilo :)niektorzy moga tylko pozazdrościc :)
ostatnio pojawiły sie donosy o nowym gatunku: gejowskim betonie :)
OdpowiedzUsuń@Metka:
to nie osoba, o której piszesz napisała ten komentarz, zreszta to bez znaczenia
Ze słabości stworzyć walor. To dość znana technika. PiS nie składa się wyłącznie z ludzi dziś zapłakanych, ale także z trzeźwo oceniających sytuację. Nie tylko własną. To, że z dramatu (jakkolwiek oceniać tych, którzy stali się ofiarami katastrofy samolotu) można wykroić polityczny spektakl, jest chyba oczywiste. I jestem gotów założyć się sam ze sobą, że każda z funkcjonujących (lepiej, lub gorzej) partii w Polsce, spróbuje z tego koszmarnego tortu ukroić kawałek dla siebie. Jedni na pierwszy plan będą starali się wysunąć własną szlachetność, inni – z racji proweniencji – nie będą potrafili ukryć swej małości. Jedni uderzą w żałobne dzwony, inni wykorzystają to, że dzwony te zagłuszą wyrzuty sumienia. Najgorsze w tym wszystkim jest, że nikomu w istocie nie zależy na niczym więcej, jak na zdobyciu władzy. Po trupach do celu. Nie mylić z per aspera ad astra.
OdpowiedzUsuńTeresa ma tendencje do przejaskrawiania, dramatyzowania, stawiania spraw na ostrzu noża. Czy to wada, czy zaleta? A czym to zmierzyć, a czym to zważyć?
Naiwnością jest twierdzić, że katyńska tragedia może cokolwiek zmienić na politycznej arenie Polski. Tak, arenie, bo to wciąż jest wyłącznie cyrk, w którym popisują się niedźwiedzie (nie tylko białe:).
Pewna rzecz jednak nie daje mi spokoju. Bez względu na sympatie i antypatie polityczne i ludzkie wobec osób, które zginęły 10 kwietnia (przeważają u mnie, niestety te uczucie anty – swoją drogą – kiedy wreszcie wyszlachetnieję?) mam pewien kłopot z zapalczywością wobec nieżywych. O ile zdarza mi się czerpać satysfakcję z dworowania z żyjących, o tyle nie umiem ułożyć się z sytuacją żartowania z trupów. Naturalnie rozumiem, że nikt nie odmówił nikomu prawa do kopania leżącego… Ale… Jeśli – hipotetycznie naturalnie, bo zbyt wielkim szacunkiem (a i uwielbieniem) darzę MetkęBoską – nawymyślam jej i nadworuję, to dlatego, że mam radość w tym, że w każdej chwili może mi się MetkaBoska „odwinąć” i – pardonemła – przypierdolić. A taki LK np. już nie. I z kogo, czego tu się śmiać?
I na koniec (już za długi ten komentarz, wiem) coś w rodzaju „rodzynka”. Dlaczego „rodzynka”? Bo nikt jakoś tego nie dostrzegł. Mianowicie: czy zauważyliście, że w relacjach wszystkich mediów LK wspominany jest jako cudowny dziadek, dowcipny tata, miłośników psów, kotów oraz mąż własnej żony, natomiast nigdy jako mąż stanu? Słyszymy jaki był czuły, pogodny, uczciwy etc. a ani słowa o polityku, który świadomie dokonał czegokolwiek dla kraju, którego był prezydentem. Hm…
Przed nami kampania, w której poleje się krew. 10 kwietnia zabrzmiała uwertura. Kurwa, mam przekonanie graniczące z pewnością, że znów nie pomyliłem się ;)
Najgorsze jest to, że nikt tego nie przeczyta.
Teresa!!!! komp mój multiplikuje. Wykasuj choc jeden mój komentarz, please!!! ;)
OdpowiedzUsuńA, i jeszcze czymś się podzielę. Ze wszystkich podróżników z 10 kwietnia znałem osobiście tylko jednego człowieka. Nie lubiłem go, bo miał kabotyńskie zacięcie. Ale go ceniłem. To aktor Janusz Zakrzeński. Profesjonalista w swoim fachu.
OdpowiedzUsuńZaś co do Wawelu i sarkofagu z onyksu... Szlachetność w proporcji. Dixi