Schyłek cywilizacji?
Gejowski napisał mi, że wypadłem z obiegu. Trochę się zdziwiłem. Byłem w minionym tygodniu dwa razy w teatrze, w tym na jednej premierze. W sobotę odbyłem clubbing. Gejowskiego jako żywo (i nie żywo) nigdzie nie spotkałem. Nie wiem, gdzie on „bywa”. Najwyraźniej w jakichś bardzo offowych miejscach, ale pogratulować dobrego samopoczucia.
O teatrze będzie w tygodniu, dziś o wspomnianym clubbingu. Zaczęliśmy z Jakisiem w Art Caffe (al. Kościuszki 49/51, niedaleko Andrzeja Struga). Ciekawa lokalizacja w oddaleniu od Piotrkowskiej. Wewnątrz kilka mebli z dawnego Artu, ale nie wszystkie. Ten niedostatek uzupełniony jest o wyrafinowane meble hand-made z egzotycznego drewna, cudownie komponujące się zarówno ze starym pianinem, jak i industrialnym wnętrzem. Z trudem przecisnęliśmy się do baru. Tam swojski wybór alkoholi, w cenach niekoniecznie studenckich. Barman wspomniał o sporej imprez z poprzedniego dnia i też był trochę zdziwiony, że w ten sobotni wieczór, o godzinie 20:00, poza nim i nami nie było nikogo.
Wpadliśmy też na Piotrkowską 121, gdzie palić można, ale na własną odpowiedzialność. Niespecjalnie tym zachęceni wylądowaliśmy w Łodzi Kaliskiej, gdzie tłum się nie przelewał, ale za to jest salka do palenia. Post się zaczął i stąd te pustki? Czy też imprezowanie trzeba koniecznie zacząć o północy?
Z racji zobowiązań clubbing przerwaliśmy i zasiedliśmy przed telewizyjnym ekranem. Poskakałem trochę po kanałach i zatrzymałem się na dwóch muskularnych facetach z zapałem obijających sobie twarze. Nie był to boks. Panowie używali do obtłukiwania się i rąk i nóg. Wyglądało to jak połączenie boksu, zapasów, elementów wschodnich sztuk walki i ulicznej bijatyki. W tle widniał napis KSW. W Internecie znaleźliśmy, ze to Konfrontacja Sztuk Walki. Słowo „sztuk” w połączeniu z widokiem facetów z połamanymi nosami, spłaszczonymi od urazów uszami, sinymi od uderzeń łydkami, krwawymi podbiegnięciami na ciele i krwią lejącą się z pękniętych łuków brwiowych brzmiało cokolwiek niestosownie. Inna sprawa, że ci faceci magnetyzowali. Każdy po ok. 187 cm wzrostu i ok. 106 kg wagi, a jednocześnie wcale nie masywni i sprawni jak baletnice. Facet o takich parametrach uderzający drugiego stopą w szyję jednak robi wrażenie. Spróbowałem w domowych warunkach i mało zwieracza sobie nie naderwałem. (haha) Kiedyś "otarłem się" o takiego. Robiło wrażenie, że ciało ma jak skała, pod skórą same twarde mięśnie. Niestety czułości z kimś na kształt dużego, twardego głazu kończą się tylko poobijaniem.
Te walki przed żądną krwi publicznością przypominały zmagania zniewolonych gladiatorów w czasie rzymskich igrzysk. Bezmózga tłuszcza popadała w ekstazę po każdym bluźnięciu krwią na ring. Co za dno. Może mi się wydawało, ale miałem wrażenie, że widziałem tam Ge. I dziwić się, że jestem poza „obiegiem”.
"czułości z kimś na kształt dużego, twardego głazu kończą się tylko poobijaniem"
OdpowiedzUsuń;)
ładnie to ujęłaś T. ;)
nie zawsze . . . ;))
ale ja mam do czynienia z takim pół-głazem ;) jeszcze na rekonwalescencji
i masz rację mi samemu ciężko się oglądało jak polacy dostają baty - ale 1 sie uchował spryciarz ;)
OdpowiedzUsuńClubbing do 22? C.B.D.U.
OdpowiedzUsuń2Radix: jeden się uchował, a jeden po przegranej aż z kariery zrezygnował. I dobrze, trochę mniej dziur w mózgu będzie miał.
OdpowiedzUsuńPozdrów pół-głaza, jeszcze go nie znam, ale jak poznam, to nick już będzie miał ;)
zabije mnie za niego...
OdpowiedzUsuńmoże lepiej Tomaso ;)
Jak sobie takiego wynalazłeś, że Cię zabije, to zacznij się przyzwyczajać ;)
OdpowiedzUsuńOK, to niech mu będzie Petra albo Dura, może być? Krótkie, dwusylabowe, nawiązuje do pierwotnego pomysłu i do Ciebie, no i wdzięcznie kończy się na "a".
Walki gladiatorów rozpoczęto kultywować w starożytnym Rzymie w czasach Republiki (patrz znakomity serial "Spartacus: Blood and Sand"), a największy rozkwit osiągnęły oczywiście w czasach Cesarstwa, gdy daleko jeszcze było do upadku imperium. Popularność tych widowisk była ogromna - z jednej strony chodziło oczywiście o dostarczenie plebsowi krwawych igrzysk, z drugiej jednak uważano śmierć na arenie za ofiarę złożoną bogom i wyraz szczególnie cenionego przez Rzymian virtus (męstwa).
OdpowiedzUsuńKiedy cesarze Konstantyn i Teodozjusz przyjęli chrześcijaństwo (IV w.),zakazano walk gladiatorów, jak i wielu innych przyjemnych rzeczy (np. rytualnych orgii podczas Dionizjów i Saturnalii), a państwo zaczęło się chylić ku upadkowi. Tak więc walki współczesnych "gladiatorów" nie są wyrazem "schyłku" zachodniej cywilizacji - przeciwnie, wracają do jej korzeni ;)
Ja nie rozumiem, dlaczego "Dziura"?
OdpowiedzUsuńjezu jak dobrze że Tomaso tego nie czyta ;)))))))))
OdpowiedzUsuń2Radix: Dura vel Petra JESZCZE nie czyta tego bloga ;) Ale obrońcę już ma, to miłe ;)
OdpowiedzUsuń