czwartek, 3 stycznia 2013

Troll naturalny?

Może?

Trollowanie - zacznę od tego, bo używaliście słowa, którego znaczenia nie znałem, przyznaję się bez bicia. To sprawdziłem.

Moim zdaniem trollem nie jestem, a już na pewno nie taki był mój cel, by trollować. Owszem wyciągnąłem kwestię kontrowersyjną, ale nie wyczerpuje to znamion działania antyspołecznego. Nikogo nie ośmieszałem, ani nie obrażałem. Do żadnej kłotni nie doprowadziłem. Nie wciskałem też żadnych kłamstw jako prawd objawionych.

Była to dyskusja i pewne wnioski można wyciągnąć. Wszyscy zarzucili mnie argumentami, a potem:

xb: "[argumenty] nie mają większego znaczenia", "W moim odczuciu argumenty mają ogólnie słabą siłę przebicia,"

Ewa: "To nie jest kwestia argumentów"

Metka jest człowiekiem argumentów, więc nigdy tak nie napisze.

To ja podsumuję. Sami przyznaliście, że siła argumentów się wyczerpała, a w każdym razie nie działają już one z potrzebną mocą.

Wniosek z tego, że trzeba je zmienić. Powtarzanie stale tego samego nic nie da. Akcje "Niech nas zobaczą", "Miłość nie wyklucza" podobały mi się przez odwołanie się do innych argumentów. Niestety akcje się kończą. Zgadzam się z xb, że trzeba ludzi stale uczyć (pisał o wiedzy ludzi).

Ktoś mi opowiadał, że nawet Stefan Niesiołowski jakoś zmienił swój stosunek do związków partnerskich po tym, jak jakaś starsza pani opowiedziała mu o sobie i swojej partnerce. Nie wiem ile w tym prawdy. Ale starszych sparowanych osób LGBT jest jak na (nomen omen) lekarstwo. Niestety chyba też nie są to ludzie gotowi stanąć w pierwszej linii walki o związki partnerskie. "To dla młodych" pewno powiedzą. Nie chcą też burzyć swojego ustabilizowanego od lat życia, nawet jeśli to życie w pewnym ukryciu.

Mam jednak wrażenie, że to nie młodzi LGBT, a właśnie starsi są w stanie przekonać ogół społeczeństwa. Przykładem działacz PO Radomir Szumełda (40 lat). Jego coming out już od dłuższego czasu nie schodzi z czołówek gazet. Ot, zwykły obywatel, działacz, przedsiębiorca. Mam wrażenie, że swoim wyjściem z szafy zrobił większe wrażenie niż Robert Biedroń (etatowy gej), czy Jacek Poniedziałek z Markiem Barbasiewiczem (wiadomo, artyści).

Mój coming out w pracy przeszedł zupełnie bezstresowo. Owszem parę osób straciło dla mnie cieplejsze uczucia, ale z góry wiedziałem, że nie mogę na nich liczyć. Dalej się kontaktowaliśmy zawodowo, a grunt prywatny zanikł. Przyjąłem to bez żalu. Z drugiej strony widząc akceptację pozostałych współpracowników nawet nie mogli znaleźć ujścia dla swoich ewentualnych frustracji, więc milczeli.

Mój znajomy w Holandii walnął z grubej rury. NB jeśli ktoś myśli, że Holandia jest wolna od homofobii, to się myli. Akurat miałem wiele wspólnego z tą nacją i zwykli Holendrzy byli bardzo niewybredni w określeniach osób LGBT nim doszło do nich, że ich rozmówca - znaczy ja - jest osobą homoseksualną.
W firmie zorganizowano przyjęcie wigilijne i członkowie zarządu zostali zaproszeni wraz z małżonkami, bądź partnerami. Panie z HR poprosiły tylko o imiona osób towarzyszących, żeby wskazać miejsca przy stole. Znajomy podał imię swojego partnera. Panie z HR uznały, że podał nazwisko i zwróciły się z prośbą, by jednak podał imię. Znajomy wyklarował, że to jest imię. Panie z HR dłuższy czas nie mogły się pogodzić z myślą, że ten przystojny facet jest gejem. Pozostali członkowie zarządu, choć pewno też zaskoczeni, nie pozwolili sobie na żadne uwagi. Odtąd znajomego zapraszano już zawsze z partnerem.

To droga małych kroków.

Ewa, ku mojemu zaskoczeniu, napisała: "To nie jest kwestia argumentów, a kwestia pokazania siły." Nie bardzo wiem, co się ma za tym kryć. Mamy pod Sejmem palić gumy - że sobie zażartuję?

Marsze? Łódzki marsz równości AD 2012 był żenujący. Warszawski był duży i kolorowy. Ale też medialnie jakoś przeszedł bez echa. Nie twierdzę, że te marsze są niepotrzebne. Jednak nieprzekonanych nie przekonają. A przekonani już w marszu szli.

Brakuje mi debat. Ale nie takich "my o nas, z nami", tylko z przeciwnikami. Z udziałem osób LGBT które siłą argumentu, przykładu, empatii potrafią obalić różne dotyczące nas mity, stereotypy i uprzedzenia. Debat na których z przeciwnikami się rozmawia, nawet jeśli oni nie potrafią rozmawiać.

Weźmy Roberta Biedronia. Głośno krzyczy, ale czy on z kimś rozmawia? Uważam, że utracił tę umiejętność. Swoim zacietrzewieniem i stawianiem ludzi pod ścianą raczej utwierdza nieprzekonanych odbiorców w swoich poglądach. To akurat nie jest moja opinia, tylko znajomych heteroseksualistów.

s. oczekuje ode mnie tez i pytań. Spróbuję.

Teza I
Dotychczasowe formy perswazji, a nawet nacisku zawiodły. Chyba już trzy sejmowe projekty o związkach partnerskich padły. Nie dlatego, że były złe. Zabrakło wytworzenia dobrego klimatu.

Teza II
Nie powinniśmy żądać. Powinniśmy raczej szukać sojuszników. Podpinać się pod inicjatywy większości zbieżne z naszymi celami. Chyba nikt nie zaprzeczy, że to osoby heteroseksualne liczbowo będą największymi beneficjentami związków partnerskich.

Pytanie jest proste: jak osiągnąć legalizację związków partnerskich, w tym jednopłciowych.

Odpowiedzi nie znam.

11 komentarzy:

  1. Ależ tak, dokładnie - mamy pod Sejmem palić opony. Oczywiście nie dosłownie, chociaż...

    To jest żałosne, że na wszelkie polityczne demonstracje (Parada Równości NIE jest polityczna, a i tak jest mało liczna) przychodzi garstka osób. Równie żałosne - że jeszcze mniej angażuje się w jakąkolwiek działalność (nie chodzi bynajmniej o działanie w organizacji - ale np. zrobienie czegoś tak prostego jak pójście do swojego posła i zapytanie: co pan zamierza zrobić w mojej sprawie). Nie widać nas. A nawet jak widać, to żałosną garstkę, a nie siłę, z którą należy się liczyć.

    Plus - jasne, że sojusze, jasne, że coming outy. Ale przede wszystkim: więcej osób musi pokazać, że im zależy. Nie pisać, co trzeba zrobić, ale robić to. Bo większość niestety ogranicza się do dawania dobrych rad, mając nadzieję, że ktoś je podchwyci i zrealizuje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. PS Żaden z trzech projektów ustawy nie padł. Wszystkie mają być czytane w tym roku. Z jakim efektem (i nie tyle chodzi mi o ich przyjęcie, a o merytoryczną dyskusję) - to zależy między innymi od tego, na ile uda się dotrzeć do posłów. Tyle że to się samo nie zrobi.

      Usuń
    2. Parada Równości w Warszawie jest "mało liczna"? To pomyłka? Nie wiem jaka była w 2012, ale te z lat poprzednich były bardzo liczne. Ja w każdym razie byłem zbudowany taką liczbą ludzi.

      Usuń
    3. Nie, to nie pomyłka. Parę tysięcy? W stolicy Polski? Na największej imprezie tego typu? W kraju, gdzie liczbę osób niehetero szacuje się nawet na dwa miliony (a przecież nie tylko niehetero i nie tylko Polki i Polacy biorą w niej udział)?

      To jest bardzo mało. Jasne, że w porównaniu z marszami w innych miastach, na które, jak dobrze pójdzie, przychodzi parę setek osób, to sporo, ale nadal - malutko. Choć oczywiście gdyby KAŻDA z tych osób nie ograniczała się do uczestnictwa w rozrywkowej imprezie, a zrobiła jeszcze jakieś malutkie coś w swoich sprawach, to byłoby świetnie.

      Usuń
    4. No nie padł, fakt, ale (znowu nomen omen) różowo szans tych projektów nie widzę.

      Dotrzeć do posłów - to mi się podoba. Traktujemy ich jak oderwanych od rzeczywistości, ale są przecież osiągalni w swoich biurach. Może do każdego dałoby radę się wybrać - w ramach jakiejś akcji lub nawet bez niej - i po prostu porozmawiać, zachęcić, spróbować przekonać, że przecież żadna krzywda nikomu się nie stanie, że te związki są potrzebne.

      Usuń
    5. Ja też nie widzę specjalnych szans. Ale: trzeba rozmawiać.

      MNW zainicjowało latem akcję odwiedzania posłów w biurach. Wiele z tego nie wynikło (bo z pewnością łatwiej jest wysłać maila niż pójść), ale na pewno warto wrócić do tego pomysłu.

      Usuń
    6. Poszedłem za ciosem i zrobiłem listę posłów województwa łódzkiego z ich siedzibami, czasem nawet numerami telefonów, godzinami otwarcia.

      Dane wymagają weryfikowania, a niektóre są niepełne. Proszę o korekty.

      Usuń
  2. Trzeba naciskać, powtarzać argumenty, wnosić projekty. A wtedy - mury runą.

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo chciałbym, żeby budowanie tolerancji dla osób homoseksualnych w Polsce opierało się na przykładach mądrych i szanowanych osób, które pokazują się ze swoimi równie mądrymi i szanowanymi partnerami i nikogo to nie dziwi. Niestety po paradzie równości trzeba tłumaczyć znajomym, że bycie gejem to nie bieganie w samych skórzanych majteczkach (bo co to za parada w normalnym stroju) i bycie gejem to nie robienie z siebie pajaca w idiotycznym programie telewizyjnym z deptaniem pieluch. Dopóki ruch "równouprawnienia" osób homoseksualnych w Polsce będzie miał twarz Roberta Biedronia i "panienek" z parady to nie liczyłbym na poprawę poziomu akceptacji w społeczeństwie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Drogi Anonimowy, swoimi uwagami narażasz sie wielu czytelnikom tego bloga... ale nie mnie. Podzielam Twoje wątpliwości. Ruch emancypacji kobiet nie zjednywał sobie zwolenników hasłami o swobodzie aborcji, czy wolnej miłości. Pewne reguły pozostają niezmienne. Czasy się wprawdzie zmieniły, ale obawy, stereotypy nie zmieniają się przez ekspresję własnej odmienności.

      Usuń
    2. Dziękuję Tereso za zrozumienie. Całuję w samo berło.

      Usuń

W polu "Komentarz jako" wybierz "Nazwa/adres URL" i podaj swój pseudonim w polu "Nazwa".

Nie wybieraj "Anonimowy", żeby nie być anonimowym właśnie ;)