wtorek, 15 grudnia 2009

Wyjmowanie akumulatora

Metka napisał:
Najfaniejszy widok to Teresa wysiadająca z samochodu. Wygląda to tak:
1) najpiew nogi
2) potem zwiędła dłoń
3) następnie biust
4) and finally: the one, the only, the gorgeous, the divine - here she is just for you Ladies and Gentlemen: TEEEEREEEEESAAAA!!!

A teraz wyobraźcie ją sobie, kiedy nie chcę jej odpalić samochodzik. Zziębnięta, wkurwiona, potargana, z miną "od trzech lat nie miałam gacha", umorusana i próbująca grzebać przy akumulatorze. Na Darwina - omdlewam!

To mnie sprowokowało do dokładnego opisu sytuacji. Wszystko jest w komentarzach do poprzedniej notki, ale Azazel i Gejowski zachęcili mnie do wrzucenia jako notkę, no to voila ;)

Jak już się upewniłam, że samodzielne zmartwychwstanie gada nie uda się, postanowiłam więc udać się do gada. Pół samochodu przetrząsnęłam nim znalazłam rękawiczki do prac przy Rolls Royce'sie.
Pociągnęłam stosowną dżwignię, aż mi mało w ręku nie została i lecę do przodu. Chwytam za maskę i ciągnę. Blacha się wygina, pot mi z czoła leci, ale otworzyć się nie chce. Jak przy każdym ciągnięciu człowiek spodziewa się jakiegoś efektu, a tu nic! Postanawiam powtórzyć całą operację, jak mi instruktor tłumaczył. Ale jak spojrzałam zza węgła samochodu już wiedziałam, otworzyłam wlew, nie maskę.
Ok, gdzie jest to cholerstwo od maski. Mało się nie zaplątałam między pedałami, żeby to dziadostwo znaleźć. Pociągnęłam, usłyszałam jakiś szczęk, cichy, bo głowę miałam między kolanami, ale obiecujący. Z rozwianym włosem lecę do maski i ciąąąąągnę, a ciągnąć to ja potrafię. Kupa, maska rusza się dwa centymentry w góre i dwa w dół.
Ok, pamiętam ze szkolenia, że jest tam dzyndzoł, który trzeba pomiętosić. Naciągam rękawiczkę po łokieć i wpycham palce w szparę. Fisting pomógł, namacałam dziada i po miętoszeniu puścił.
Widzę sprawcę nieszczęść mych wszelakich. Duży, utytłany, po bokach jakieś kłykciny, fuj. Ostrożnie odłożyłam maskę na miejsce i poleciałam po specjalnie na tę okazję szykowany klucz. Jak zwykle przy takich okazjach musiałam chwilę pomyśleć w ktorą stronę kręcić tymi nakrętkami, ale mam na to niezawodny sposób, trzeba sobie przypomnieć, w którą stronę otwiera się słoiczek z kremem pod oczy.
Trochę mi było niewygodnie pracować z maską leżącą na mojej głowie, ale chuj z fryzurą, ważne, że gada miałam w garści. Postawiłam go na chodniku i pozamykałam wszystkie znane mi otwory Rolls Royce'a.
Postałam jeszcze chwilę z nadzieją, że jakiś sąsiad się pojawi i wniesie gada na górę. Ale, że się nie pojawiał, a zimno dupę mi ścisnęło i makijaż miałam już jak górnik, to sama gada wtaszczyłam.

4 komentarze:

  1. Coz- nie kazdy ma wyksztalcenie techniczne :). Doladowanie sie udalo?

    OdpowiedzUsuń
  2. 2Tedik: Ładowanie trwało całą noc i zakończyło się sukcesem - pokazała się zielona kropka ;) Potem jeszcze tylko pozostało staszczenie tego dużego i umorusanego do samochodu (sąsiedzi znowu nie dopisali), podłaczenie kłykcin i gotowe ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. 2Teresa: Tobie sąsiedzi nie dopisali, a ja żałuję, że u mnie nie ma żadnego sąsiada, któremu mógł bym pomóc z akumulatorem. Życie bywa złośliwe.

    OdpowiedzUsuń
  4. 2Snajper: niestety w życiu strasznie się rozmijamy, zarówno z ludźmi, jak i oczekiwaniami. Ale jak będę znowu mieć coś do wniesienia/zniesienia, to dam Ci znać ;) Tylko potem będę się musiał jakoś zrewanżować ;)

    OdpowiedzUsuń

W polu "Komentarz jako" wybierz "Nazwa/adres URL" i podaj swój pseudonim w polu "Nazwa".

Nie wybieraj "Anonimowy", żeby nie być anonimowym właśnie ;)