Polska Lokalna, fot. Grzegorz Michałowski
Akt I
Joanna Woś jako Violetta Vallery w odlotowej piętnastokilogramowej kiecce wali takie trele, że gdyby była facetem i nuciła przy goleniu, to lustro by pękało, taki z niej akustyczny lodołamacz. Jest z wzajemnością zakochana w Alfredzie Germont, granym przez Krzysztofa Marciniaka. Tylko, że Pan Marciniak wygląda przy Joannie Woś jak jej dziadek, a śpiewa jakby się właśnie wiekiem (od trumny) przykrył.
Joanna Woś jako Violetta Vallery w odlotowej piętnastokilogramowej kiecce wali takie trele, że gdyby była facetem i nuciła przy goleniu, to lustro by pękało, taki z niej akustyczny lodołamacz. Jest z wzajemnością zakochana w Alfredzie Germont, granym przez Krzysztofa Marciniaka. Tylko, że Pan Marciniak wygląda przy Joannie Woś jak jej dziadek, a śpiewa jakby się właśnie wiekiem (od trumny) przykrył.
Akt II
Zenon Kowalski w roli ojca Alfreda, Georges'a Germont, śpiewa z Joanną Woś przepiękny duet przy którym łza w oku mi się zakręciła. Do jakich poświęceń miłość jest zdolna! I jak niewielu potrafi kochać bezinteresownie. Jeśli nie mylę aktów, to w tym właśnie Joanna Woś popisuje się przekrzykując całą orkiestrę. Że niemożliwe? A jednak.
Akt III
Nudy na pudy. Idiotyczne baleciki, trącące myszką wielkości słonia. Wejście Joanny Woś miało to zmienić, i zmieniło... ale w nieoczekiwany sposób. Dyrygent źle dał znać śpiewaczce, kiedy ma wejść. W Joannę Woś furia wstąpiła. Podeszła do skraju sceny i patrząc na dyrygenta po włosku śpiewała, co - z intonacji i wyrazu twarzy, bo nie tekstu - brzmiało "Ty chuju pierdolony".
Akt IV
Jeśli umierający mieliby wydawać takie dźwięki jak Joanna Woś, to umieraliby już przy pierwszej nucie. Wprawdzie to Violetta umiera, a nie Alfred, ale w wykonaniu Krzysztofa Marciniaka brzmi to, jakby było odwrotnie.
Inscenizacja ma już około 23 lat i niestety jej nieświeżość czuć. Ze mnie żaden znawca opery, ale trochę oblatany estetycznie jestem, no i jakiś inny makijaż by się tej operze przydał. Ale Jakiś twierdzi, że ludziom się podoba, chodzą i są zadowoleni, to teatr nic nie zmienia. W ogóle wyjście do opery z Jakisiem, to był strzał w dziesiątkę, bo nudzić się przy nim nie ma jak.
To mnie po lekturze tej notki nasuwają się automatycznie dwa pytania.
OdpowiedzUsuń1. Co to jest gropa (naprawdę, szukałem w słownikach...)
2. Czy po spektaklu miał miejsce intercourse z Jakisiem.
2s.: najlepiej szukać "stara gropa" z cudzysłowem. Gropa to wredny babsztyl, czyli do Gejowskiego pasuje jak ulał. Najwięcej odnośników jest do Joanny Chmielewskiej. Może wymyśliła to słowo.
OdpowiedzUsuńNie było intercoursu z Jakisiem, ale za to pokłóciłem się z nim... tak z wdzięczności. Ale już mi chyba wybaczył.