Byłem, a jakże. Niestety daleki jestem od zachwytów. Owszem film nadaje się do obejrzenia, ale o ile Brokeback Mountain obejrzałem już chyba z 10 razy i nadal mi się nie nudzi, to tego filmu raczej drugi raz nie obejrzę.
Podobała mi się dramatyczna scena rozmowy z krewnym kochanka, gdy dowiadując się o śmierci ukochanego człowieka Colin Firth udaje, że jest spokojny. Scena rozpaczy w ramionach przyjaciółki wycisnęła mi łzy z oczu, choć trick z wycięciem dźwięku jest jeszcze z Claude'a Lelouch'a (rocznik 1937, NB, nie wiedziałem tego, ale od czego są fachowcy). Potem właściwie nie dzieje się wiele.
Wszyscy, jak jeden mąż, zwrócili uwagę na fragment o "prawdziwej miłości". To daje do myślenia, ale takie odkrywcze znowu nie jest. Irytowało mnie nawiązywanie do dwóch psów, z których jeden zginął. Pewno jest w tym jakaś głębsza metafora, ale ciężka do zgłębienia i na pewno dyskusyjna.
A koniec, to raczej taki banalny. Wystrzeliły te wszystkie tabletki i informacje o przebytym zawale. I film się skończył.
Uważni oglądacze zauważyli, że na początku filmu coś się popierdoliło i mimo upływu czasu na budziku wskazówka nie drgnęła.
BM Ci się nie nudzi???
OdpowiedzUsuń...
Co kraj to obyczaj ;-P
Lelouche to klasa- wszystko widzialem :)- ale chyba wiekiem (a wiec sposobem naracji) mnie blizszy niz tobie...
OdpowiedzUsuńWskazowka chyba nie miala drgnac- planowane.
BM poza super scenografia mnie nie ruszyl- jako opowiadanie na pare stron- super- czytalem dlugo przed filmem w oryginaleale; jako pelny metraz... czy ja wiem?
2s. & Ted: No, jakoś BM mnie nie nudzi. Pasuje mi ta wolna narracja. Opowiadanie do BM (16 stron) też czytałem, też w oryginale, bo polskiej wersji chyba nie ma.
OdpowiedzUsuńJest! BM wydał REBIS w przekładzie Konrada Majchrzaka, w 2006. Jako ciekawostka: to wydanie zawiera też esej Annie Proulx napisany po obejrzeniu filmu.
OdpowiedzUsuń2Gdański: No proszę, poszukam sobie, bo ciekaw jestem tego eseju.
OdpowiedzUsuńNapisałem ciekawszy ;)
OdpowiedzUsuń